***Oczami Cindy***
Po wyjściu z domu Matt'a, nie chciałam wracać do Justina. Najzwyczajniej w świecie nie potrafiłabym spojrzeć mu w oczy. Myśl, że przed paroma chwilami zdradziłam go nie dawała mi spokoju. Jak mogłam się tak zachować? Jak mogłam być tak bezmyślna i po prostu żałosna? Czułam się, jak zwykła dziwka. Czułam się tak, jak Justin nazwał mnie tak niedawno. I teraz wiem, że, mimo iż on nie wie o mojej zdradzie, a ja nie mam zamiaru mu się do tego przyznać, każde jego uderzenie będzie słuszne. W pełni zasłużyłam na takie traktowanie. Skoro sama siebie nie szanuję, dlaczego miałaby szanować mnie inna osoba?
Owszem, nie chciałam wracać do domu, jednak gdybym wróciła zbyt późno, dodatkowo rozgniewałabym tym swojego chłopaka. Mamy zbyt dużo problemów w związku bez tego. Miałam nadzieję, że uda nam się naprawić relacje i że w końcu wszystko zacznie się układać. Tymczasem, to ja wszystko spieprzyłam i w tym momencie nienawidziłam siebie samej.
Gdy podeszłam bliżej domu, z daleka mogłam zobaczyć, że przed drzwiami stoi Justin i trzech jego kumpli. Oglądali samochód jednego z nich, paląc przy tym papierosy i śmiejąc się głośno. Kiedy wysoki brunet, stojący na prawo od Justina, zobaczył mnie, poklepał Biebera po plecach. Szatyn uniósł głowę znad maski samochodu i spojrzał na mnie. Wyraz jego twarzy nadal był nieodgadniony. W końcu, wyszłam rano z domu, zaraz po kłótni. Kolejnej zresztą.
-Gdzie byłaś, kotku? - mogłam przewidzieć, że własnie tak zabrzmi jego pierwsze pytanie. A ja już teraz musiałam zacząć grę, aby Justin nie domyślił się niczego.
-Musiałam się przejść. - wzruszyłam ramionami, starając się ukryć przed Justinem wszelkie emocje. Jak przypuszczałam, nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy i cały czas miałam spuszczoną głowę. Czekając na jego reakcję, kopnęłam butem niewielki kamień, który potoczył się po ziemi, zatrzymując się przy stopie jednego z kolegów brązowookiego. Mężczyzna, którego imienia nie znałam, zaśmiał się kpiąco, kręcąc przy tym głową. Nie rozumiałam, co takiego śmiesznego było w mojej odpowiedzi, jednak postanowiłam to zignorować.
-Kochanie... - podszedł do mnie i ułożył dłonie na moich biodrach. Już teraz widziałam, że coś jest nie tak. Justin był zbyt miły, aby mogło to być szczere. Przestawałam już wierzyć, że kiedykolwiek powróci jego opiekuńcza strona. - Chyba mnie jeszcze nie znasz. Jest jedna rzecz, której nienawidzę bardziej, niż nieposłuszeństwa. - wtedy ułożył dwa palce pod moją brodą i uniósł ją gwałtownie. - A jest to kłamstwo. - w momencie, w którym skończył mówić, uderzył mnie w twarz. Na dworze, przy znajomych, tak po prostu. Jakby był to pocałunek na powitanie. Jakby nie zrobiło na nim żadnego wrażenia, że skrzywdził mnie po raz kolejny. I psychicznie i fizycznie.
-Nienawidzę cię. - szepnęłam, po czym upuściłam pod nogi torbę, w której znajdowały się książki, i wbiegłam do domu.
-Nie tak szybko. - po tonie jego głosu mogłam poznać, że znów nie skończy się na jednym uderzeniu. I w tym momencie już się bałam. Chciałam, aby ktoś mi pomógł, jednak najpierw powinnam zacząć od pomocy samej sobie. Inni wielokrotnie wyciągali w moim kierunku pomocną dłoń. Ja jednak ich nie słuchałam. Teraz zrozumiałam, jak wielki błąd popełniłam.
-Zostaw mnie w spokoju. - mruknęłam, unosząc rękę i ocierając dłonią łzy, które wypłynęły spod moich powiek.
-Może najpierw byś mi coś wytłumaczyła, szmato, co? - złapał mnie gwałtownie za ramię, aż syknęłam z bólu. Jego uścisk był wyjątkowo silny. Nie zwróciłam już nawet uwagi na to, że znowu nazwał mnie w ten sposób. Jednak dzisiaj czułam, że na to zasłużyłam. - Nie pamiętasz już, co robiłaś z Mattem? Jak się z nim obściskiwałaś, całowałaś. - nagle zamarłam. Stałam tak, odwrócona do niego plecami. Bałam się poruszyć, bałam się odezwać, na miłość Boską, bałam się nawet oddychać. Każdy ruch mógłby go sprowokować.
-Skąd wiesz...? - zdołałam wyszeptać. Głos uwiązł mi w gardle i nie potrafiłam mówić głośniej, mimo że chciałam.
-Mam swoje sposoby. - poczułam jego gorący oddech na ramieniu, a przez moje ciało przeszedł dreszcz. Byłam cholernie przerażona. Nie potrafiłabym nawet tego opisać. Cała drżałam, jednak wewnątrz siebie. Na zewnątrz starałam się grać opanowaną, lecz nie wiem, czy dobrze mi to wychodziło. - Masz zamiar jakoś się z tego wytłumaczyć? - czułam jego ciało, przyciśnięte do swojego.
-Ja... Ja nie wiem, co mam ci powiedzieć, Justin. - zdecydowałam się odwrócić przodem do niego, jednak nie podniosłam głowy. Spojrzenie szatyna było zbyt przerażające.
Kiedy jednak stanęłam na wprost chłopaka, znowu poczułam uderzenie. Nie zareagowałam na nie w żaden sposób. Co miałabym niby zrobić? Krzyczeć? Płakać? Przecież to bez sensu. Nawet jeśli któryś z sąsiadów ponownie zadzwoniłby na policję, wypuszczą go jutro, z samego rana. Nie mam sznas uwolnić się od niego. Nie man szans zrobić cokolwiek, co mogłoby mi pomóc. Na dodatek, dzisiaj czułam, że w pełni na to zasłużyłam. Każde uderzenie, które otrzymałam i które jeszcze otrzymam jest z mojej winy. Gdybym go nie zdradziła, nie dałabym mu powodu do tego, żeby kolejny raz wyładowywał na mnie swoją agresję.
-Dlaczego to zrobiłaś, co!? - krzyknął, popychając mnie, na razie lekko. - Widzę, że nie miałabyś oporów, żeby iść z nim do łóżka! Co, za słaby dla ciebie jestem? Chętnie pokaże ci, co potrafię, jednak wtedy nie będziesz w stanie poruszyć się nawet odrobinę! Tego chcesz!? - zaczął mnie bić. Już po chwili bezwładnie poleciałam na kanapę za sobą. Nie wiedziałam nawet dokładnie, w które miejsca uderzał Justin. Czułam jedynie ból w całym ciele i chciałam, aby przestał. Nie byłam jednak w stanie poprosić go o to. Nie byłam w stanie powiedzieć cokolwiek.
-Stary, przestań. Zabijesz ją. - jakby z oddali dotarł do mnie głos jednego z kolegów Justina. Byłam mu wdzięczna, że "stanął w mojej obronie", jeśli mogę tak to nazwać, ponieważ szatyn przestał zadawać mi ból.
Nie czekając na nic więcej, z trudem zeszłam z kanapy. Bolała mnie dosłownie każda część mojego ciała, nie wspominając już o bólu psychicznym. Chociaż ciężko było mi stawiać pojedyncze kroki, dotarłam do schodów i nimi przedostałam się na górę. Nie miałam najmniejszego zamiaru spać z Justinem w jednym łóżku, chociaż nie byłam pewna, czy przypadkiem ponownie nie zmusi mnie do seksu. Mi jednak ciężko było nawet oddychać. Nie ma najmniejszych szans, żebym dała radę zaspokoić jego potrzeby.
Ostatkami sił doszłam do swojej sypialni. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Kiedy tylko moje nogi zderzyły się z krańcem materaca, odleciałam. Nie miałam pojęcia, czy zasnęłam, czy straciłam przytomność. Najważniejsze, że w końcu przestałam odczuwać każdy rodzaj bólu.
***Miesiąc później***
Przez ten czas, przez całe trzydzieści dni, zastanawiałam się, po co żyje człowiek. I doszłam do wniosku, że każdy dąży do godnej śmierci - jeden szybciej, drugi wolniej. Czy jednak moja śmierć będzie godna? Uświadomiłam sobie, że mogę zginąć praktycznie w każdej chwili. Tyle bólu, ile zaznałam przez ten miesiąc, nie doświadczyłam nawet, mieszkając z Zaynem. Wtedy przeważał ból psychoczny, teraz jest to ogromny ból fizyczny. Justin znęca się nade mną codziennie. Teraz już nie przeciwstawiam się mu, chociaż to i tak nic nie daje. Robie wszystko, co chce, ale on przestał traktować mnie już, jak swoją dziewczynę. Jestem jego workiem treningowym w ciągu dnia i seks zabawką w nocy. Zmusza mnie do sypiania z nim każdego, pieprzonego dnia. I moje łzy nie robią na nim żadnego wrażenia. Śmieje mi sie w twarz i siłą zaciąga do łóżka. A ja godzę się na to, jak grzeczny piesek, ponieważ wiem, że przeciwstawienie się jemu pogorszyło by moją, i tak już beznadziejną, sytuację. Moje myśli są chore, prawda?
Na dodatek, jakby tego było mało, niepokoi mnie jeszcze jedna rzecz. Od pewnego czasu źle się czuję. Robi mi się słabo niemal przy każdym wstawaniu, mam mdłości i zawroty głowy. Nie chcę niepotrzebnie siać paniki w swoim umyśle, ale zaczynam przygotowywać się na najgorsze. To znaczy, najgorsze w tej sytuacji, najpiękniejsze w normalnej, poukładanej rodzinie.
Justin chyba zaczął się czegoś domyślać, ponieważ od pewnego czasu uważnie mi się przygląda, inaczej, niż zazwyczaj. Boję się sprawdzić, czy moje przypuszczenia są prawdziwe, boję się, że może okazać się to prawdą. Mówię oczywiście o ciąży. Fakt faktem, okres zaczął mi się spóźniać. Nie musi to oczywiście oznaczać tylko jednego, ale dodatkowo mnie niepokoi. Nie chcę nawet myśleć, co bym zrobiła, gdyby okazało się, że noszę pod sercem malutką istotę. Nie chcę nawet myśleć. Nie teraz...
-Wstawaj. - drgnęłam, kiedy usłyszłam głos Justina. Chłopak wszedł do sypialni i oparł się o ramę w drzwiach, zakładając ręce na piersi.
-Gdzie? - spytałam cicho, ocierając z policzków łzy. Cóż, przyzwyczaiłam się nawet do płakania przez sen. Takie jest życie. Nie oszczędza najsłabszych.
-Zobaczysz. - i tyle właśnie zdołałam się dowiedzieć. Nie miałam pojęcia, gdzie mam iść, nie miałam pojęcia, po co. Wiedziałam tylko, że muszę wstać i wziąć się w garść.
Weszłam do łazienki i wyjęłam z szafki krem matujący, który chociaż w pewnym stopniu dałby radę zakryć siniaki na mojej twarzy. Następnie uniosłam wzrok, aby spojrzeć na swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam strasznie. Tak strasznie, jak się czułam. I nie potrafiłam już dłużej na siebie patrzeć. Najnormalniej w świecie spuściłam wzrok i wyszłam z pomieszczenia. Opuściłam również sypialnię, po czym zeszłam do salonu. W przedpokoju Justin właśnie wsuwał stopy w buty i zakładał kurtkę. Dołączyłam do niego i bez słowa uczyniłam to samo. Razem wyszliśmy z domu, kierując się w stronę samochodu szatyna. Tak, jak kiedyś otwierał przede mną drzwi, tak teraz nie raczył zrobić zupełnie nic. Nie pamiętam nawet, kiedy ostatni raz uśmiechnął się do mnie, czy szepnął czułe słówko. Chyba jedynie w łóżku, po stosunku. W innych przypadkach nie mogłam już liczyć na jego "czułość".
Po kilku minutach jazdy, Justin zaparkował na wolnym miejscu przed... apteką. To znaczy, że miałam rację. Chłopak zaczął coś podejrzewać, domyslać się, dlatego mnie tu przywiózł. Wolał zyskać pewność, niż żyć w stresie.
Kiedy szatyn opuścił samochód, wysiadłam zaraz za nim. Ze spuszczoną głową weszłam do sklepu i podeszłam do lady.
-Poproszę test ciążowy. - wyszeptałam, łamiącym się głosem. Nie potrafiłam powiedzieć tego głośniej. W zasadzie, nic nie potrafiłam już normalnie powiedzieć, przynajmniej w obecności mojego chłopaka.
Widziałam, jak Justin napiął mięśnie i zwinął dłonie w pięści. Był zdenerwowany, lecz nie pokazywał tego przed ekspedientką.
-Przepraszam, nie usłyszałam, możesz głośniej? - kobieta zmarszczyła lekko brwi, spoglądając na mnie.
-Test ciążowy. Poproszę test ciążowy. - odkaszlnęłam cicho i powtórzyłam wcześniejsze słowa.
-Przepraszam, ile ty masz lat? - zdjęła swoje okulary i położyła je obok. Już chciałam otworzyć usta i odpowiedzieć na jej dość wścibskie pytanie, jednak uprzedził mnie Justin.
-To chyba nasza sprawa, prawda? Niech pani poda jej ten jebany test, a nie wpieprza się w życie innych. - oto Justin, z którym mam do czynienia na co dzień. Cały czas taki jest. Chamski, arogancki, agresywny. A przełomem stał się mój pocałunek z Mattem. To od tego wszystko się zaczęło. Wszystko się zaczęło, czyli wszystko zaczęło się pieprzyć...
***Wspomnienie***
Zmęczona po całym dniu w szkole, weszłam do domu i zdjęłam w przedpokoju buty, a plecak rzuciłam na ziemię. Przeszłam do kolejnego pomieszczenia, salonu, w którym siedzieli koledzy Justina, do których zdążyłam się już przyzwyczaić. Przesiadywali tu każdego dnia i, jak co dzień, nie zwrócili na mnie uwagi. Jedynie obejrzeli się i zmierzyli wzrokiem moje ciało. Nic więcej, a jednocześnie tak dużo.
Wtedy mój wzrok powędrował w stronę odgłosów, dochodzących z góry. Na schodach pojawił się Justin, w towarzystwie jakiejś szczupłej brunetki, średniego wzrostu. Oboje śmiali się, jednak jej śmiech był pusty. Wtedy zobaczyłam, że szatyn był bez koszulki, a jedną jedną ręką zapinał swoje spodnie. Drugą natomiast obejmował w pasie dziewczynę. Stałam tam i przyglądałam się im z wyraźnym niedowierzaniem. Kiedy weszli do salonu, brunetka pocałowała chłopaka w policzek, a sama, ignorując moją obecność, udała się do wyjścia. Za to mój chłopak, z kpiącym uśmieszkiem na ustach, podszedł do mnie, wsuwając dłonie do kieszeni.
-I co, kochanie? Teraz jesteśmy kwita. Ty zdradziłaś mnie, ja zdradziłem ciebie. Nie będziesz mieć do mnie o to pretensji, prawda? Co najwyżej możesz mnie uderzyć. - wtedy stanął bokiem i wystawił w moją stronę policzek. - Proszę, pokaż, co potrafisz. - parsknął śmiechem, co uczynili również jego koledzy.
A ja? Ja już nie wytrzymałam i rozpłakałam się na ich oczach. Zawsze starałam się ukrywać łzy, lecz teraz nie potrafiłam już tego zrobić. Świadomość tego, że Justin chwilę temu kochał się, a raczej pieprzył obcą dziewczynę... bolała. Nie mogłam być nawet na niego zła. Owszem, nie poszłam do łóżka z Matt'em, ale również go zdradziłam. Ja jednakże zdradziłam go poprzez pocałunek, nie seks.
-Ty nie masz uczuć. - wychlipałam, kręcąc energicznie głową. - Jesteś potworem. - dodałam, czując, że jeśli nie wyjdę z tego pokoju, ponownie ukażę swoje słabości, w postaci gorzkich łez.
-Może i jestem. Ale, cóż mogę powiedzieć, życie takie właśnie jest. Uczy nas, jak postąpić w przyszłości. Myślisz, że jestem taki sam z siebie? - zszokował mnie swoimi słowami, a kiedy spojrzałam na wyraz jego twarzy, tylko potwierdziły się moje przypuszczenia. Justin czuł, że powiedział odrobinę za dużo. Te słowa były dla niego ważne i znaczące. Ja jednak nie wiedziałam, co chodziło mu po głowie. Wiedziałam jednak, że nie powie mi o tym. Coś jednak musiało się stać w jego przeszłości...
***Koniec wspomnienia***
Ze wspomnień wybudził mnie dopiero uścisk na ramieniu. Zamrugałam kilka razy oczami, aby powrócić do rzeczywistości. W międzyczasie Justin zapłacił sprzedawczyni za test ciążowy i pociągnął mnie w kierunku wyjścia, wkładając małe opakowanie do tylnej kieszeni moich krótkich, jeansowych spodenek.
Teraz, kiedy mogłam sprawdzić, czy moje przypuszczenia o ciąży są prawdziwe, zaczęłam bać się jeszcze bardziej. Nie wyniku, lecz reakcji Justina. Chociaż, prawdę mówiąc, te dwie rzeczy były ze sobą ściśle połączone.
Justin, już teraz zdenerwowany, usiadł na miejscu kierowcy i odpalił silnik, czekając, aż dołączę do niego. Ja jednak, kiedy doszłam już do samochodu, zawahałam się przed pociągnięciem za klamkę. Zawahałam się, ponieważ przez myśl przeszło mi, iż może powinnam uciec, właśnie teraz, kiedy mogę być w ciąży. Uciec gdziekolwiek, gdzie tylko przestałabym cierpieć. W tym momencie, każda opcja, z wyjątkiem Zayna, jest lepsza, niż życie z Justinem. I chociaż to wiedziałam, sumienie kazało mi usiąść na miejscu pasażera, zapiąć pas i siedzieć w ciszy, aż dojedziemy do domu.
Justin ruszył natychmiast, kiedy tylko zamknęłam za sobą drzwi. Nie odezwał się ani słowem podczas całej drogi. Nie było to dla mnie żadną nowością. Od jakiegoś czasu praktycznie w ogóle ze sobą nie rozmawiamy. A ja cały czas zastanawiam się, jak to możliwe, że Justin, którego znałam jeszcze za czasów Austina, mógł zmienić się w takiego brutala. Obca osoba mogłaby być przekonana, że to dwie, różne osoby. Niestety, tak nie było.
Po kilku minutach, kiedy Justin zaparkował na podjeździe, wysiadłam z samochodu, aby po chwili wejść do domu. Dłonie zaczęły mi drżeć w sposób niekontrolowany. Już za chwilę miałam się dowiedzieć, czy zostanę matką. W życiu niemal każdej kobiety jest to magiczny i wyjątkowy moment. Ja odczuwałam jedynie strach. Gdyby okazało się to prawdą, mogłabym się cieszyć. Tak, mogłabym, gdyby tylko ojcem dziecka nie był Justin.
-Chodź na górę. - mruknął szatyn i, omijając mnie, udał się schodami na pierwsze piętro. Poszłam zaraz za nim. Chłopak zniknął za drzwiami od swojej sypialni, więc uczyniłam to samo, aby nie doprowadzać do kolejnej kłótni. - Idź zrób ten test. - ruchem głowy wskazał drzwi od łazienki. Znów bez słowa i znów, jak posłuszny piesek, wykonałam kolejne z jego poleceń. Zamknęłam za sobą drzwi na klucz i... zaczęłam płakać. Po policzkach zaczęły spływać mi pierwsze łzy, których nie potrafiłam zatrzymać. Cóż, to nie nowość.
Wyjęłam z kieszeni opakowanie, a z jego środka ulotkę. Wykonałam wszystko tak, jak napisane było w instrukcji, na koniec mocno zamykając powieki. To prawda, że te minuty oczekiwania ciągną się w nieskończoność i są najbardziej stresujące. Postanowiłam więc wyjść z łazienki, z powrotem do sypialni Justina. Szatyn siedział na łóżku, oparty na łokciach o swoje kolana.
-Wiesz już? - warknął, nerwowo przeczesując włosy.
-Jeszcze nie, trzeba poczekać. - westchnęłam. Nie wzruszał mnie już jego agresywny ton głosu. Zdążyłam się do niego przyzwyczaić.
Justin wyrwał mi z dłoni test ciążowy i z powrotem usiadł na łóżku. Wpatrywał się tępo w mały przedmiot, a ja w tym czasie modliłam się, aby wynik okazał się negatywny. Nie chodziło o to, że nie byłam gotowa na bycie matką. Wręcz przeciwnie, chciałabym mieć przy sobie kogoś, kto nigdy mnie nie opuści. Kogoś, kto kochałby mnie mimo wszystko. Wiedziałam jednak, że nie zaznałby spokoju przy swoim ojcu, przy Justinie.
-Dwie kreski. - do moich uszu doszedł cichy i jakby osłabiony głos Justina. - Dwie pieprzone kreski! - tym razem wrzasnął, rzucając testem ciążowym prosto w ścianę, w przypływie złości.
A ja po raz kolejny zaczęłam płakać. Byłam jednocześnie przerażona, załamana, jak i... szczęśliwa. Nie wiedziałam, co teraz będzie, ale mimo wszystko radość ogarnęła moje serce. W końcu, w moim brzuchu żyła maleńka istota. Moja córeczka, lub synek. Przez tę myśl, kąciki moich ust uniosły się ku górze, nie zwracając uwagi na gorzkie łzy, spływające po policzkach.
-I z czego się, kurwa, cieszysz!? - Justin krzyknął, podchodząc do mnie i silnie łapiąc za ramiona.
-Będziemy mieli dziecko, Justin. To piękne. - znów uśmiechnęłam się przez płacz. Miałam minimalne nadzieje, że może tym razem Justin zmieni zdanie i ucieszy się na wieść o ciąży. Nadzieje te jednak słabły z każdym jego spojrzeniem. Z każdym lodowatym spojrzeniem.
-Nie potrzebny mi żaden gówiarz, rozumiesz!? Doskonale wiedziałaś, jak bardzo nienawidzę dzieci i co, kurwa, zrobiłaś!?
-To przecież nie moja wina. - wyjąkałam z przerażeniem. - Mogłeś się zabezpieczać, wtedy miałbyś pewność, że nie zajdę w ciążę. - spuściłam głowę, kiedy zorientowałam się, że po raz pierwszy od dłuższego czasu przeciwstawiłam się mu i powiedziałam to, co tak naprawdę myślę.
-Dobrze wiesz, że wolę się bzykać bez gumek. A ty, miałaś brać przecież tabletki.
-Brałam, ale... - zawahałam się przed kontynuowaniem. - Zapomniałam może kilka razy. Ale ja naprawdę nie zrobiłam tego specjalnie. Ja... - nie dał mi dokończyć, uderzając mnie w twarz. Znowu.
-Kurwa, miałaś pamiętać tylko o jakiś jebanych tabletkach! Nawet tego nie potrafisz!? Zby tępa na to jesteś!? - krzyczał, jak opętany. Bałam się choćby odezwać, żeby jeszcze bardziej go nie rozzłościć.
-Justin, nie krzycz na mnie. To było tylko kilka razy. - wychlipałam, pociągając nosem. Zdążyłam jedynie opuścić rękę, kiedy Justin po raz kolejny zranił dłonią mój policzek, powodując na nim bolesne i nieprzyjemne pieczenie. Na tym jednak nie zaprzestał. Znowu stał się cholernie agresywny i z tego stanu nie potrafiło go wyprowadzić nic. Nic, z wyjątkiem wyrzywania się na mnie. Uderzył mnie w brzuch, wielokrotnie, z taką siłą, jaką nie bił mnie jeszcze nigdy. Po paru uderzeniach przewróciłam się na podłogę, a Justin zaczął mnie kopać. Z każdą sekundą mój obraz stawał się coraz mniej wyraźny, aż w końcu zaczął się oddalać, pozostawiając za sobą jedynie czarną przestrzeń. Pamiętam jedynie ostatnią myśl, jaka przeleciała przez moją głowę.
Chwilę temu dowiedziałam się, że jestem w ciąży, a teraz ojciec dziecka pobił mnie tak dotkliwie, że straciłam przytomność. Pobił mnie tak, że prawdopodobnie straciłam cząstkę siebie. Pobił mnie tak, że najprawdopodobniej odebrał mi moje maleństwo, które, niczego nieświadome, spało słodko w moim brzuszku.
Żegnaj, kochanie. I podziękuj za to tatusiowi...
~*~
Uważacie, że Justin to dupek? Macie rację. Jednak nic nie dzieje się bez przyczyny. Jeszcze będzie Wam go szkoda, uwierzcie mi...
ask.fm/Paulaaa962
pierdolony skurwiel. niech Cindy się ogarnie i w końcu go zostawi. uhh
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa tego momentu, kiedy będzie nam go szkoda. Jak na razie to pierdolony skurwiel. Cindy powinna go zostawić dawno temu.
OdpowiedzUsuńineedangelinmylife.blogspot.com
Justin jak możesz robić coś tak okropnego?! Wiesz, że nie bije się kobiet?
OdpowiedzUsuńWspółczuje Cindy. Nie zasłużyła na to.
Co do tego co napisałaś pod rozdziałem:
Tak,uważam, że Justin jest dupkiem.
Będzie nam go szkoda? Naprawdę? Wiesz, że teraz nie mogę się doczekać aż dowiem się co skrywa Justin? Co skrywa, że aż będzie nam go szkoda?
Czekam na kolejny.
Kocham cię x
No weź coś zrób z tym Justinem proszę :(
OdpowiedzUsuńsuper <3
OdpowiedzUsuńJaki szmaciaz!
OdpowiedzUsuńJ a p i e r d o l e
OdpowiedzUsuńrozdział cudowny jak zawsze :) ciekawa jestem jak sie wszystko dalej potoczy
OdpowiedzUsuń....
do nastepnego
Szkoda? Pff... Nikt nie ma prawa podnieść reki na kobietę i to jeszcze w ciąży. Mówiąc szczerze to nie interesuje mnie co ten idiota przeszedł. On bije dziewczynę, która i tak przeżyła więcej niż nie kto inny. Cindy powinna od niego uciec. Justin w tym opowiadaniu to pierdolony sadysta. Przecież w Cindy było jego dziecko, a on najnormalniej w świecie pobił ją. Skurwiel. Powinien za to zapłacić, a Cindy powinna uciec. Rozdział zajebisty, czekam na next :*******
OdpowiedzUsuńJa pierdole serio nie myślałam że Justin aż tak się zmieni. Tak bardzo szkoda mi Cindy. Jejku zrob tak, że Justin się zmieni. Proszę. Rozdział cudowny jak zawsze. Czkam na następny i weny życzę ;)
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze cudowny dodasz szybciej rozdzial jezu jestem tak strasznie ciekawa co sie stanie jak sie Cindy obudzi !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! ♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥
OdpowiedzUsuńświetny rozdział ;) a Justin to podły skurwiel ;/ nie będzie mi go żal i mógłby zgnić w więzieniu ;/ pzdr ruda ;D
OdpowiedzUsuńMówisz, że będzie nam szkoda Justina.. Zdaję się na Twoje zapewnienia, ale mimo wszystko głęboko w sercu nienawidzę go w tym opowiadaniu. Bije Cindy, istotkę, która przeżyła w swoim krótkim życiu tak wiele złego.. To jest mimo wszystko podłe, iż Justin nawet w jej płaczu nie widzi chodź trochę skruchy. Nie wiem, czy może to zostać przeze mnie wybaczone temu skurwielowi. Wybacz, za słownictwo, jednakże jestem naprawdę poruszona rozdziałem! Mieli mieć dziecko.. Mieli mieć dziecinkę, a teraz.. Mam nadzieję, iż Cindy przeżyje.. Uwielbiam Twoje pomysły, ale błagam niech ona już tak nie cierpi.. Nie zasłużyła na to, nawet jeśli chodzi o ten pocałunek z Mattem..
OdpowiedzUsuńPodziwiam Cię, naprawdę. Masz przepiękny dar obdarzania emocjami swoich czytelników!
Kocham Cię za to. <3
~ Drew.
http://glow-in-your-eyes-enlighten-my-world.blogspot.com/
Podejrzewam że nie będzie mi go żal. Super rozdział!
OdpowiedzUsuńna pewno nie będzie mi go żal lol
OdpowiedzUsuńJejus, strasznie mi chcialo przez caly rozdzial plakac, to wszystko jest takie smutne, jak Justin moze byc takim skurwielem, niech sb kurwa kupi worek treningowy, a nie na Cindy sie wyzywa, kurde, wiem, ze on sie go boi, ale moglaby chociaz sprobowac od niego uciec, zerwac z nim, cokolwiek, jeju, co sie stalo z tym slodkim kochanym Justinkiem, za czasow Austina, teraz to tylko skurwysyn bez uczuc, ktory nie reaguje nawet na placz wlasnej dziewczyn, jak on moze sie tak zachowywac i ciagle ja bic?!?! Co do tego, ze bd nam go jeszcze szkoda, to mysle ze masz racje, bo twoje pomysly sa zajebiste, i ja moglabym bardzo polubic Justina, gdyby sie zmienil, a ty pewnie masz juz wymyslona jakas historie, pewnie bardzo smutna, ze bd mi znow sie chcialo plakac, tylko tym razem z powodu tego dupka, a nie Cindy, no zobaczymy jak to bd :/ al masz naprawde ogromny talent, to jak opisujesz to wszystko i wgl no masakra, strasznie zazdroszcze ci talentu.
OdpowiedzUsuńKocham, czekam na nn i zycze weny <333
Kurwa ,ale dupek ! Justin chuju ,ogranij się !!
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału ,JEST ZAJEBISTY ! dudhsisios kocham to fanfiction*-*
Co za pierdolony skurwiel , współczuje Cindy , znam ból jaki ona teraz odnosi , każdego uderzenia i współczuje jej . Czytając ten rozdział miałam łzy w oczach bo przypomniał rzeczy które sama kilka lat temu przechodziłam . Trzymam kciuki by dziecko przeżyło , a Justina nic nie usprawiedliwi
OdpowiedzUsuńJak możesz pisać, że będzie nam szkoda Justina? Jego nic nie usprawiedliwia. Żadne wydarzenia z przesszłości, jakieś nieudane miłości czy inne gówna nie dają mu prawa do robienia czegoś tak okropnego. Nie wyobrażam sobie żeby Cindy po czymś takim mogła mu wybaczyć. To nie jest miłość, to jakaś choroba psychiczna.
OdpowiedzUsuńSukinsyn jebany. Jprdl zamknąć go w więzieniu i nie wypuszczać, chociaż myślę, że psychiatryk bardziej by mu się przydał. Szczerze mówiąc nwm czy będzie mi go szkoda ale z kolejnymi rozdziałami się dowiem. Jak zawsze cudowny rozdział, chyba już nie muszę Ci tego powtarzać :) czekam na next. Kocham <3
OdpowiedzUsuńJezus Maria! Jak to będzie nam go szkoda...? Co ty tam wymyśliłaś matko..
OdpowiedzUsuńMoże i będzie komuś go szkoda, ale ja nie dopuszczę do tego żebym poczuła jakieś współczucie wobec niego. Ponieważ nic go nie usprawiedliwia.Nigdy w życiu się nie spodziewałam , że zrobi coś takiego wiedząc, że Cindy jest w CIĄŻY! Nigdy się nie spodziewałam, że sprawi jej jeszcze większe piekło niż przeżyła kiedyś!Nienawidzę tego bohatera z całego serca i swojego zdania nie zmienię.
OdpowiedzUsuń