niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 41...

*Proszę wszystkich, aby przeczytali notkę pod rozdziałem!*

Tym jednym, krótkim zdaniem sprawił, że poczułam się, jak w niebie. Tak, wiem, to tylko puste słowa, które dla niego prawdopodobnie nic nie znaczą, jednak dla mnie były nadzieją. Może w końcu zrozumiał, jakim potworem był. Może w końcu chociaż spróbuje się zmienić. Ponownie zaczęłam w to wierzyć, choć obiecałam sobie, że nie będę już tak naiwna. Wystarczyło parę pocałunków i ciepłych słów, żebym na nowo stała się idiotką.
-Skąd wiedziałeś, że tu jestem? - spytałam, kiedy złapał mnie za rękę i wyprowadził z ulicy na chodnik, abym była... bardziej bezpieczna.
-Przyjechałem po ciebie do szpitala, ale zobaczyłem, że rozmawiałaś z mamą, dlatego nie chciałem wam przeszkadzać. - wsłuchiwałam się w jego głos, który był dzisiaj spokojny i łagodny. Nie byłam do tego przyzwyczajona.
-Rozumiem. - mruknęłam, wsuwając dłonie do kieszeni kurtki. - Możemy iść już do domu? Trochę mi zimno. - dodałam, spoglądając na niego spod rzęs.
-Oczywiście, skarbie. - skarbie... Nie nazywał mnie tak od dawna. A ja na nowo poczułam, jak w moim brzuchu wybucha stado motyli. Nie wiem, czy Justin zdawał sobie sprawę z tego, ile znaczą dla mnie takie drobne gesty.
Szatyn wsunął dłoń do mojej kieszeni i splątał razem nasze palce, a następnie wyjął z kieszeni nasze dłonie i... uśmiechnął się do mnie delikatnie. Odwzajemniłam gest, chociaż nie miałam ochoty się uśmiechać. Po prostu kiedy kąciki jego ust uniosły się ku górze, moje automatycznie zrobiły to samo, a serce zabiło mocniej. Byłam zakochana i nic nie mogłam na to poradzić.
Szliśmy w ciszy po ulicy. Na dworze panowały całkowite ciemności, ze względu na późną godzinę. Jedynie latarnie uliczne rzucały światło na drogę, którą kroczyliśmy. W tym momencie zapomniałam o całym bólu i czułam się szczęśliwa. Miałam przy sobie mężczyznę, którego kochałam i który okazał swoje uczucia do mnie. Może i była to drobnostka, ale każda osoba, bedąc na moim miejscu, zapisałaby ją głęboko w sercu. Cóż, bałam się, że ten Justin, słodki i kochany, zniknie tak szybko, jak się pojawił i już nie powróci.
Również w ciszy doszliśmy do parku. Teraz czułam się bezpieczna, przy Justinie. Gdybym była sama, unikałabym takich miejsc, o tej porze. I wiem, jak idiotycznie musi to brzmieć. Mój chłopak mnie bije, a ja czuję się przy nim bezpiecznie. Chore. Jednak o inny rodzaj bezpieczeństwa mi chodziło.
Nagle usłyszałam gwizdy i śmiechy, które wyrwały mnie z zamyśleń. Poczułam, jak silne ramię Justina owija się wokół mojego pasa i przyciąga bliżej siebie. Jedną piąstkę zacisnęłam na jego białej, dopasowanej koszulce. W ten sposób czułam się po prostu pewniej, chociaż sama nie wiedziałam, czego się bałam. Sekundę później już wiedziałam. Zayn, razem ze swoimi kolegami, siedział na jednej z ławek, paląc papierosa. Sam jego widok, jego i tych okropnych kolesi sprawiał, że miałam ochotę uciec stąd jak najszybciej i jak najdalej. Nie mogłam jednak wycofać się w tym momencie, kiedy już mnie zobaczyli. W końcu, byłam z Justinem i wiedziałam, że nic mi nie zrobią.
-Ładnie to tak, Bieber, szesnastolatkę obracać? - rzucił Zayn w kierunku Justina. Wyraźnie chciał go sprowokować. Niestety, brutalna prawda jest taka, że szatyna moge sprowokować tylko ja - żyjąc, istniejąc.
-Odpierdol się. - mruknął krótko, wsuwając dłoń do tylnej kieszeni moich spodenek, dzięki czemu przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie. Byłam mu posłuszna. Nie zamierzałam się przeciwstawiać, ponieważ wiedziałam, że źle by się to dla mnie skończyło. Cóż, takie jest życie.
-Nie. To ty odpierdol się od mojej siostrzyczki. - Zayn podniósł się z ławki i zrobił kilka kroków w naszą stronę.
-Siostrzyczki? - powtórzyłam szeptem, z niedowierzaniem. - Nie masz prawa mnie tak nazywać. - atomatycznie przybliżyłam się do Justina, który wtulił mnie w siebie.
-Możesz mówić, co chcesz, ale moją siostrą i tak zostaniesz. - wzruszył lekko ramionami, wyrzucając na ziemię niedopałek papierosa i przydeptując go butem.
-Nie po tym, co mi zrobiłeś. - powiedziałam dość ostro, wiedząc, że mogę sobie na to pozwolić w obecności Justina.
Zanim mój brat zdążył odpowiedzieć, Bieber złapał moją dłoń i pociągnął lekko w przeciwnym kierunku.
-Pamiętaj, Bieber. Jak ci się znudzi, możesz mi ja oddać z powrotem. - to były ostatnie słowa Zayna, jakie dotarły do moich uszu.
Nie sądziłam jednak, że kiedykolwiek mogłyby okazać się prawdziwe...

***

Po powrocie do domu byłam zbyt zmęczona, żeby robić cokolwiek, dlatego od razu udałam się do swojej sypialni, skąd wzięłam czystą bieliznę i koszulkę do spania. Weszłam do łazienki, znajdującej się w tym pomieszczeniu i rozebrałam się do naga, odkładając ubrania na szafkę. Następnie stanęłam pod prysznicem i odkręciłam ciepłą wodę, która zaczęła spływać po moim nagim ciele. Stałam w takiej pozycji dobre kilka minut. Relaksowałam się pod wpływem gorących strumieni, odprężały mnie i dawały ukojenie mojemu obolałemu ciału. Kiedy chciałam w końcu sięgnąć po żel pod prysznic, poczułam, jak para silnych rąk delikatnie obejmuje mnie w pasie. Dobrze wiedziałam, do kogo one należą, dlatego nie spięłam się, bądź nie wystraszyłam. Chłopak wziął ode mnie żel pod prysznic i nalał trochę na swoje dłonie. Ja natomiast w dalszym ciągu stałam tyłem do niego, kiedy zaczął wcierać żel w moje plecy, uważając przy tym na siniaki, które nadal bolały, zarówno te stare, jak i nowe. Szatyn przeniósł namydlone dłonie na na moje ramiona i przejechał po nich w górę i w dół. Następnie zaczął dotykać mojego brzucha. Sunął dłońmi coraz wyżej, aż w końcu dotarł do moich piersi. Objął je i zaczął delikatnie masować, a ja odchyliłam lekko głowę, opierając ją na ramieniu Justina, stojącego za mną. Po paru błogich chwilach odwróciłam się do niego przodem. Chłopak pogładził mnie po policzku, po czym dotknął moich ust swoimi, rozpoczynając namiętny pocałunek. Już po chwili przejechał językiem po mojej dolnej wardze, więc posłusznie uchyliłam usta, wpuszczając go do środka. Kiedy nasze języki zaczęły swój taniec, poczułam się... wspaniale. Ten pocałunek zdecydownie różnił się od wszystkich, które przeżyłam z nim przez ostatni miesiąc. Był delikatny, subtelny, a ja mogłam wyczuć wiele uczuć, nie tylko porządanie.
Dłonie Justina zaczęły błądzić po moim ciele, nie omijając nawet najmniejszego kawałka. Dobrze wiedziałam, do czego to zmierza, jednak ja nie miałam ochoty. Podejrzewałam, że i tak do tego dojdzie. W końcu, Justin mnie nie słuchał i moje słowa nie miały dla niego znaczenia. Dzisiaj postanowiłam jednak spróbować to zmienić.
-Justin... - zaczęłam, obejmując jego twarz dłońmi. - Przestań, nie mam ochoty. - powiedziałam cicho, delikatnie głaszcząc go po policzku. Szatyn przez chwilę wpatrywał się w moje tęczówki, aż w końcu delikatnie skinął głową i uśmiechnął się do mnie.
-Rozumiem. - odparł, a ja niemal poczułam, jak moja szczęka opada i uderza o ziemię. Czy Justin właśnie zrozumiał to, co do niego powiedziałam? Nie naciska na mnie?
To musi być sen, jednak nie chcę się z niego wybudzić. Jest zbyt piękny...
-Dziękuję. - to głupie, ale tak po prostu przytuliłam się do niego, czując... wdzięczność. Jak można być taką idiotką, jaką jestem ja?

Po kolejnych kilku minutach wyszliśmy spod prysznica na chłodną, kafelkową podłogę. Teraz czułam się, jak dwa miesiące temu, kiedy między mną, a Justinem układało się wręcz bajkowo, bez krzyków i wyzwisk. Marzyłam, aby już zawsze tak było, jednak przyzwyczaiłam się do tego, że moje marzenia rzadko się spełniają.
Szatyn wziął do ręki jeden z ręczników i owinął nim moje ciało, całując mnie przy tym w czubek nosa. Znów był uśmiechniętym chłopakiem, a nie agresywnym, damskim bokserem. Znów był Justinem, którego pokochałam.
-Ubieraj się, bo mi zmarzniesz. - z zamyśleń wyrwał mnie głos Justina. Chłopak był juz suchy i ubrany w dopasowane bokserki, kiedy ja nadal stałam w łazience nago, otulona jedynie ręcznikiem. Zaśmiałam się cicho i wytarłam się w niego, po czym założyłam bieliznę oraz koszulkę.
Razem z Justinem wyszliśmy z łazienki. Nie wiem nawet, która była godzina. Ja byłam zmęczona i zamierzałam od razu iść spać, dlatego wyszłam ze swojej sypialni i, łapiąc Justina za rękę, skierowałam się do jego sypialni. Cóż, przyzwyczaiłam się do spania w jego łóżku.
-Komuś wyraźnie chce się spać. - szepnął mi do ucha, całując skórę obok niego. Pokiwałam jedynie głową, w tym samym momencie wchodząc do pokoju. Puściłam dłoń Justina i podeszłam do łóżka, po czym odkryłam kołdrę i ułożyłam się pod nią, na materacu, zamykając oczy. Jedynie poczułam jeszcze, jak Justin położył się obok mnie i owinął ramię wokół mojego pasa, przyciągając mnie do siebie. Później zasnęłam, z myślą, że mężczyzna, którego kocham ponad własne życie, mężczyzna, którego całuję, do którego przytulam się i uśmiecham, zabił moje dziecko...

***

Cały następny dzień minął w miarę spokojnie. Justin był delikatny i chociaż parę razy zdażyło mu się podnieść głos, nie bolało to tak, jak zwykle. Naprawdę wierzyłam w to, że powoli zaczął się zmieniać. Może zrozumiał swoje błędy i chce je naprawić? A może to śmierć dziecka, jego dziecka i z jego przyczyny, lekko go otrzeźwiła i nakłoniła do zmian. Nie wiem, ale oby trwało to jak najdłużej.

-Cindy, pójdziesz ze mną na imprezę. - nie potrafiłam stwierdzić, czy zdanie to było pytaniem, czy rozkazem. Nie miałam ochoty na jakiekolwiek wyjścia, a tym bardziej do klubu, do ludzi. Odwróciłam się więc przodem do Justina, który właśnie wszedł do salonu, i założyłam ręce na piersi.
-Nie, Justin. Nie mam nastroju. Idź sam. - uśmiechnęłam się do niego delikatnie. Moim zdaniem, powinien docenić to, że nie jestem jedną z tych zazdrosnych dziewczyn, dla której każde, samotne wyjście chłopaka oznacza zdradę. Ja, mimo wszystko, ufałam Justinowi i wręcz nalegałam na to, aby na spotkania z kumplami chodził sam. Jego towarzystwo nie bardzo mi pasowało i Justin dobrze o tym wiedział.
-Dzisiaj się nie wykręcisz, idziesz ze mną. - wzdłuż mojego kręgosłupa przeszły dreszcze, kiedy jego ton tak nagle stał się agresywny. Czy to oznacza koniec spokojnego Justina? Czy to oznacza, że znów będzie traktował mnie jak przedmiot? Czy to oznacza, że wszystkie moje marzenia poszły się jebać?
-Po co? Przecież wiesz, że nie przepadam za imprezami. Dużo lepiej będziesz się bawił beze mnie. - wzruszylam ramionami, starając się przy tym udawać, jakby jego nagła zmiana, do której swoją drogą byłam już przyzwyczajona, nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia.
-Ale chociaż raz chcę wyjść ze swoją dziewczymą. To tyle, nie muszę ci się tłumaczyć. - jego ton był lekko przytłaczający. Owszem, nie krzyczał, ale mówił bardzo stanowczo. - I ubierz to. - przechodząc obok mnie, podał mi sukienkę. Kiedy wystawiłam przed siebie materiał, mogłam dostrzec, że jest to naprawdę skąpe ubranie. Nie lubiłam takich, krępowały mnie.
-Nie włożę tego, Justin. - przewiesiłam sukienkę przez przedramię i spojrzałam na chłopaka.
-Owszem, włożysz. - nadal był spokojny. Zbyt spokojny.
-Nie. Jest zdecydowanie za krótka. Nie mam zamiaru świecić gołym tyłkiem wśród innych ludzi, zrozum to. - wyrzuciłam jedną rękę w powietrze. - Ja założę tę sukienkę, a później ty będziesz miał do mnie pretensje, że gapi się na mnie jakiś obcy koleś. - już chciałam przejść w stronę schodów, aby iść do swojej sypialni i znaleźć w niej bardziej normalne ubranie na dzisiejszy wieczór, jednak drogę zagrodził mi szatyn.
-Powiedziałem, że masz to ubrać i nie zamierzam powtarzać tego kilka razy. - każde słowo wypowiedział bardzo powoli, a jego szczęka była zaciśnięta. Nie zamierzałam już dłużej z nim walczyć i po prostu się poddałam. Z cichym warknięciem przeszłam obok chłopaka, trzymając w dłoniach sukienkę, a może raczej cienki kawałek materiału, bo trudno było nazwać to sukienką.
Po chwili, kiedy znalazłam się w swojej sypialni, wzięłam z szuflady czystą bieliznę i weszłam do łazienki, aby przed imprezą jeszcze się odświerzyć. Zdjęłam z siebie wszystkie ubrania, po czym weszłam pod prysznic, uprzednio związując włosy w kitkę, aby nie zmoczyły się pod strumieniami wody. Namydliłam swoje ciało owocowym żelem pod prysznic, a następnie spłukałam całą pianę i wyszłam spod prysznica. Wytarłam się dokładnie ręcznikiem, a kiedy na mojej skórze nie było już kropelek wody, chwyciłam w dłonie koronkową bieliznę i założyłam ją na siebie.
Wyszłam z łazienki i podeszłam do łóżka, na którym leżała "sukienka". Bardzo niechętnie wzięłam ją z powrotem w swoje ręce i zaczęłam się jej przyglądać. Naprawdę nie uśmiechało mi się zakładanie takiego czegoś, ale nie miałam wyjścia. Wszelkimi możliwymi sposobami starałam się uniknąć kłótni z Justinem.
Założyłam więc na siebie sukienkę i spojrzałam w lustro, stojące na przeciwko. Była ona bez ramiączek, dlatego w znacznej części odkrywała moje piersi. Dodatkowo materiał był bardzo krótki i ledwo zasłaniał mój tyłek. Nigdy nie chodziłam w tak skąpych strojach. Nie dość, że są cholernie niewygodne, to jeszcze najzwyczajniej w świecie nieodpowiednie.
Z westchnieniem wyjęłam z szafy szpilki i wsunęłam w nie stopy, rozpuszczając równocześnie swoje włosy, które opadły kaskadami na moje ramiona i plecy. Wyszłam z sypialni, a następnie zeszłam schodami na parter, gdzie w przedpokoju stał Justin, zakładając buty. Kiedy usłyszał odgłos szpilek, spojrzał na mnie i uśmiechnął się łobuzersko. Ja natomiast przewróciłam oczami, dołączając do niego.
-I o co robiłaś tyle problemów, malutka? Wyglądasz zajebiście. - wyszeptał mi do ucha, całując skórę przy nim. Tak, jak zawsze ten gest wywoływał u mnie uśmiech, tak dzisiaj sprawił, że na moich ustach pojawił się grymas.

Po kilkunastu minutach dotarliśmy do jednego z pobliskich klubów. Już z daleka dało się slyszeć głośną muzykę, za którą ja nie przepadałam. Nie byłam imprezowym typem osoby. Nie lubiłam tłumu, tych wszystkich świateł i alkoholu w licznym gronie. Kiedy chciałam się napić, siadałam sama i wyciągałam butelkę wódki. Nie potrzebowałam towarzystwa.
Kiedy Justin ułożył dłonie na moich biodrach i wprowadził mnie do budynku, od razu doszedł do mnie zapach potu, zmieszanego z alkoholem i, bodajże, narkotykami. Tak, zajebista mieszanka.
-Jesteś tu z kimś umówiony? - odwróciłam lekko głowę, aby móc wykrzyczeć Justinowi pytanie do ucha. W innym razie nie usłyszałby mnie przez zdecydowanie zbyt głośną muzykę.
-Kilkoro moich kumpli miało tu przyjść. - niestety, mogłam się tego domyśleć. Mój humor, który i tak nie był najlepszy, jeszcze bardziej się pogorszył. Justin przy kolegach bardzo się zmienia. Zmienia na gorsze, a ja chciałam chociaż przez chwilę utrzymać przy sobie jego ciepłą i czułą stronę.
Nie odpowiedziałam już na to, tylko dalej szłam przed siebie, tam, gdzie kierował mnie szatyn. Po chwili dotarliśmy do jednego ze stolików, przy którym siedziało kilku chłopaków, a może raczej mężczyzn - wyglądali na nieco starszych, niż Justin. Wśród nich rozpoznałam jedynie Dylana, jednego z bliższych przyjaciół mojego chłopaka, chociaż i tak nie znałam go zbyt dobrze.
-Siema, Bieber. - jeden z facetów przywitał się z nim.
-No witam. - odparł, spoglądając na mnie. - Chłopaki, to moja dziewczyna, Cindy. - "moja dziewczyna" zabrzmiało naprawdę ładnie. Ja już jednak przestawałam się tak czuć. Mimo że dzisiaj był spokojny i czuły, pod wieczór zaczął się zmieniać. Do końca straciłam wiarę, że jeszcze kiedyś będzie dobrze.
-Jest zajebista. - jeden z nich zagwizdał, oblizując przy tym wargi. Przyznam, obrzydził mnie lekko jego gest. - Mogłaby mi się przydać. - posłał Justinowi znaczące spojrzenie, a moja serce zabiło szybciej z nerwów.
-Zapoomnij. Jest tylko moja. - szatyn natomiast ostrzegł go wzrokiem. Dzięki Bogu. - Czego się napijesz? - zwrócił się do mnie, zsuwając dłoń przez moje plecy, na tyłek.
-Obojętnie. - wzruszyłam ramionami. Nie dbałam o to, co mi przyniesie. Byłam pewna, że będzie to zawierało w sobie alkohol. O resztę zatroszczy się Justin.
Kiedy chłopak odszedł w stronę baru, poczułam się nieswojo. Zajęłam miejsce na skórzanej kanapie, obok jednego z facetów i założyłam nogę na nogę. Nie podobało mi się to towarzystwo. Nie podobali mi się ci ludzie i nie chciałam, aby przez cały czas wpatrywali się we mnie.
-Co powiesz, skarbie? - koleś, siedzący najbliżej mnie, przysunął się jeszcze bardziej, jedną rękę opierając na oparciu kanapy za mną, natomiast drugą układając na moim nagim kolanie i sunąc nią coraz wyżej. Spięłam się, dość mocno. Mimo że nie odczuwałam już takiego strachu, jak kiedyś, tego typu gesty przywoływały wspomnienia.
-Że byłabym bardzo wdzięczna, gdybyś mnie, kurwa, nie dotykał. - warknęłam, nie dbając o to, czy zabrzmiało to kulturalnie, czy wręcz przeciwnie. Ja tylko chciałam, żeby czas, spędzony w tym klubie, zleciał jak najszybciej. Marzyłam o ciepłym łóżku i kołdrze, a nie o zatłoczonym lokalu i wielu procentach, zawartych w alkoholu.
-Lubię takie ostre suczki. - zachichotał, sprawiając tym samym, że moje brwi uniosły się znacznie. Owszem, przez Justina byłam zastraszana. Nie oznaczało to jednak, że nie moglam postawić się komuś innemu.
-Słucham? - spytałam ostro, zakładając ręce na piersi. Zanim jednak zdążyłam otrzymać odpowiedź, do stolika wrócił Justin, trzymając w dłoniach dwa drinki, z czego jeden postawił przede mną. Następnie usiadł obok na kanapie i przyciągnął mnie na swoje kolana. A ja? Ja oczywiście nie potrafiłam mu się przeciwstawić. Chociaż, może w tym przypadku nie chciałam? Mimo iż rozum podpowiadał mi, że robi to tylko w obecności kolegów, serce zabiło mocniej, kiedy dotarł do mnie ten drobny gest.

Justin zaczął rozmawiać z nimi o wielu sprawach. Samochody, wyścigi, dziewczyny. Mogłabym długo wymieniać. Całkowicie nie interesowały mnie te tematy i nie wiem, po jaką cholerę tam siedziałam. Sączyłam swojego drinka, trzeciego już dzisiaj, czując, jak powoli zaczyna szumieć mi w głowie. Nie byłam jednak pijana i nie miałam zamiaru doprowadzać się do stanu nietrzeźwości. Nie tutaj, nie przy ludziach. Tak, jak już mówiłam, jeśli chciałabym się po prostu uchlać, zrobiłabym to w swoim domu, w samotności.
-Idę do toalety. - wyszeptałam Justinowi do ucha, po czym zwinnie zeszłam z jego kolan.
Zaczęłam iść w kierunku łazienek, po drodze omijając tańczących i ocierających się o siebie ludzi. Parę razy zostałam lekko szturchnięta, najprawdopodobniej zupełnie nieświadomie, jednak zablolało mnie to, w końcu, wczoraj leżałam w szpitalu. Na ból fizyczny nie zwracałam uwagi aż tak bardzo. Ból psychiczny nadal był cholernie duży, ze względu na tego malutkiego aniołka. Nic już jednak nie moglam poradzić. Czasu nie cofnę, a nawet jeśli bym cofnęła, nie zwróciłabym mu życia.
Gdy podeszłam już blisko łazienek zauważyłam, że utworzyła się niewielka kolejka. Stanęłam więc pod ścianą i oparłam się o nią, zakładając ręce na piersi. Nim jednak zdążyłam unieść głowę i rozejrzeć się po klubie, stanął przede mną dosć wysoki brunet, z tatuażami na jednej ręce.
-Mogę panią prosić do tańca? - zabrzmiało to bardzo elegancko. Jego styl pasował bardziej do wykfintnej restauracji i balu królewskiego, niż do klubu. Przyznam szczerze, zaimponowało mi to. Rzuciłam ukradkowe spojrzenie w stronę stolika, przy którym siedział Justin. Nadal pochłonięty był rozmową z kolegami. A ja nie miałam zamiaru dalej bezczynnie siedzieć na jego kolanach. Skoro już tutaj przyszłam, nie zaszkodziło mi przetańczyć jednej piosenki z tym nieznajomym.
Skinęłam więc głową, a brunet, odczytując to jako znak, delikatnie ułożył dłoń na mojej talii. Nawet jego ruchy wyrażały opanowanie i spokój wewnętrzny. Zupełne przeciwieństwo Justina, który przy pierwszej okazji ułożyłby dziewczynie rękę na tyłku.
Mężczyzna, wyglądał bowiem na dwadzieścia cztery lata, zaprowadził mnie na środek pomieszczenia, wśród tańczące pary. Zaczął poruszać się w rytm muzyki, więc nie byłam mu dłużna, robiąc to samo.
-Jak ci na imię, piękna? - spytał tuż przy moim uchu, tym samym zbliżając się do mnie tak, że nasze ciała zaczęły się stykać. Ułożyłam więc dłonie na jego ramionach i kontynuowałam taniec, czując się przy nim... po prostu inaczej, bezpieczniej, chociaż w ogóle go nie znałam.
-Cindy. - odparłam po chwili. - A tobie?
-Jake. - wtedy ułożył również drugą dłoń na mojej talii i zsunął obie na biodra. - Co taka dziewczyna, jak ty, robi tutaj sama. - może i były to banalne teksty, jednak mi imponowały. Przy Justinie nie mogłam liczyć na żaden tego typu.
-Właściwie nie jestem tu sama. Przyszłam z chłopakiem, ale on woli rozmawiać z kolegami. - przewróciłam oczami, na co on cicho się zaśmiał.
-Rozumiem. - później już nie rozmawialiśmy, tylko skupiliśmy się na muzyce i rytmie. Do czasu, kiedy nie zostałam z tego tańca brutalnie wyrwana.
-Odpierdol się od niej. - nawet przez sen poznałabym ten głos. Agresywny głos Justina. Szatyn zacisnął dłonie na koszulce chłopaka, z którym właśnie tańczyłam i zbliżył się do niego, warcząc prosto w twarz.
-Justin, przestań. - chciałam odciągnąć go od bruneta, ale, za przeproszeniem, gówno to dało.
-Stary, wyluzuj, ja z nią tylko tańczyłem. - dwudziestoczterolatek, jak oczywiście przypuszczam, uniósł ręce w geście obronnym. Dzięki Bogu, mój chłopak go puścił i nie wszczynał kolejnej bójki.
-Więc zapamiętaj sobie, że cudzych dziewczyn się nie dotyka. - syknął ostatni raz, po czym przeniósł wzrok na mnie. A ja już wtedy wiedziałam, że jest cholernie wkurzony i nie skończy się na awanturze...

~*~

Z poprzednich opowiadań, spokojnie mogłam wyobrazić sobie Maję na imprezie. Bree tym bardziej. Ale Cindy za cholerę nie pasuje mi do klubów, imprez i krótkich sukienek, a Wam?

Druga sprawa, uwaga! Nie wytrzymałam i założyłam nowego bloga, więc zapraszam wszystkich serdecznie ;)
whatever-people-say-jb.blogspot.com

ask.fm/Paulaaa962

13 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. Boje się co Justin zrobi:/

    OdpowiedzUsuń
  2. I znowu to samo. Kiedy ten Justin się opamięta. Masz rację Cindy nie pasuje mi do imprez. Czekam na kolejny xx
    ineedangelinmylife.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Zahwbisty ,czekam tylko ,az Cindy sie opamięta i zerwie z Justinem . Czekam na nn :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Uuu.... Wszystko co dobre kiedyś się kończy, ta dobroć Justina także długo jak na niego potrwała. Co tym razem jej zrobi? Zgwałci? A może zrobi znowu dziecko, które zabije? Wkurwia mnie on szczerze mówiąc. Zabrał Cindy na imprezę, a potem jak pieska przy nodze trzymał. No po prostu zajebiście. Moim zdaniem Cindy nie pasuje do takich klimatów, ale każdy musi się kiedyś wyszaleć. Jeden taniec, a JUstinek robi już nie wiadomo co. Podobnie jak pocałowała raz chłopaka, to Justin musiał zerżnąć jakąś sukę. Bieber jest chory psychicznie, oczywiście w tym opowiadaniu. Z wózka wypadł czy jak?
    Rozdział zajebisty czekam na next no i weny.

    OdpowiedzUsuń
  5. No faktycznie tak dziennie jak ona jest na imprezie. Kurczę Justin chyba juz zapomniał jak to jest być romantycznym

    OdpowiedzUsuń
  6. WOOOAH. Rozdział, chodź troszkę pozytywniejszy od poprzedniego, o mimo wszystko i tak dołujący. Nie wiem o co chodzi z Justinem.. Dlaczego raz jest kochającym, czułym chłopakiem Cindy, a innym razem jest świnią, dupkiem i damskim bokserem? Nie potrafię tego pojąć, od czego zależy ta przemiana i dlaczego zazwyczaj ta "dobra" strona trwa krótko..
    Biedna Cindy, jest ciągle zagubiona i zakochana. Nie wie co ma robić, bo równocześnie chce dalej kochać Justina, a zarazem od niego odejść, aby przestał się tak zachowywać. To okropne, nie wiem, jak ja sama zachowywałabym się w takiej sytuacji.. Nie potrafię nawet o tym myśleć. Dziękuję Ci kochana, za taki długi rozdział a no i oczywiście życzę weny na kolejny! <3
    ~ Drew.
    http://glow-in-your-eyes-enlighten-my-world.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Ej ej ej tym początkiem dałaś mi nadzieję, na to, że w końcu między nimi zacznie się układać, że Justin się zmieni.
    Nie wiem jakoś nie mam zaufania do Justina w tym opowiadania. Końcówka mnie zmroziła.
    Boję, się, że Justin znowu pobije Cindy, albo zrobi jej coś gorszego.
    Najgorsze, albo najlepsze w tym wszystkim jest to, że Cindy nadal bardzo go kocha i wybaczy mu wszystko co zrobi.
    Nawet jeśli to dzieje się jej kosztem.
    Tak przynajmniej mi się wydaje.
    I w ogóle to zdanie na końcu ten sceny z Zaynem.
    Mam nadzieję, że Justin nie odda Cindy jej bratu.
    To już całkiem by ją załamało.
    Tyle pytań, a mi pozostaje tylko czekać na dalsze rozdziały.
    Nie wiem jak ty to robisz, ale każdy rozdział jest cudowny.
    Twój styl pisania jest świetny.
    Dziękuję za taki piękny rozdział.
    Czekam na następny ♥♥♥
    person-who-changed-my-life.blogspot.com

    P.S
    Przepraszam, że ostatnio nie komentowałam, ale miałam problemy z netem :)

    OdpowiedzUsuń
  8. jak Justin odda Cindy jej bratu to go znienawidzę.. rozdział poza tym świetny :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Juz nie mogę sie doczekać dalszej części i jestem ciekawa jak to wszystko sie skończy

    OdpowiedzUsuń
  10. Ehhh Justin dla mnie juz sje stoczyl przez to ze ja tak pobil w poprzednim rozdziale :c w tym klubie wiedzialam ze cosnsie wydwrzy ...n mam nadzieje ze jej znow nie pobije ;/

    OdpowiedzUsuń
  11. świetny rozdział . Mi też jakoś nie pasuje do klubu . To nie ten typ dziewczyny co się bawi na tego typu imprezach :) Oczywiście zawitam na nowego bloga :)

    OdpowiedzUsuń