piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział 45...

Zaczęłam się niekontrolowanie trząść. To wszystko, te słowa przywołały mi na myśl wspomnienia, ze zdwojoną siłą uderzając o moje serce i rozum. Nagle pamiętałam każdy szczegół. Pamiętałam również ton głosu Zayna, kiedy wypowiadał do mnie te same slowa, które teraz wypowiedział Justin. To tak cholernie zabolało, że poczułam wzmożoną chęć ucieczki stąd, jak najdalej. Nie mogłam jednak, ponieważ drzwi były zamknięte, a metr przede mną stał on.
-Wypuść mnie stąd. - w jednej chwili zaczęłam panikować. Płakałam, piszczałam, całkowicie nie kontrolując siebie w tym momencie. Dla osoby, patrzącej z boku mogłabym wydawać się osobą psychocznie chorą. Nikt jednak nie wiedział, co siedziało głęboko w moim umyśle. I nikt już nigdy się nie dowie.
-Nie mogę, myszko. Nie mogę. Nie dajesz mi innego wyjścia. Miałaś przecież wybór. Mogłaś ze mną zostać. Skoro jednak nie chcesz... - wtedy chłopak sięgnął do kieszeni, po mały przedmiot, znajdujący się w środku. Po chwili wyjął... strzykawkę.
Możecie sobie tylko wyobrażać, jak cholernie przerażona byłam. Co on chce zrobić? Co on, kurwa, chce mi zrobić!? Mało się nacierpiałam w tym pieprzonym życiu? Mało bólu, mało łez, mało cierpienia? Przecież doskonale wiedział, przez co przeszłam. Czy nie mógł chociaż raz mi odpuścić?
-Spokojnie, kotku, to nie będzie bolało. Zamknij tylko oczka. - ukucnął przede mną i złożył pocałunek na moim czole. To straszne, ale w momencie, kiedy jego gesty wyrażały miłość, wzrok był niesamowicie agresywny. Szarpnął mną mocno i przytrzymał moje ciało, abym nie mogła wyrwać się z jego uścisku. Podciągnął mój rękaw nad łokieć i chwycił w dłoń oba moje nadgarstki, po czym przycisnął je do sciany nad moją głową. Zaczęłam, nawet nie krzyczeć, ale najzwyczyajniej w świecie się drzeć, wzywając przy tym pomocy. Mogłam się jednak domyśleć, że nikt nie usłyszy mojego rozpaczliwego wołania, nikt nie przyjdzie z pomocą. Zostałam z tym wszystkim sama i nie mogłam liczyć na czyjekolwiek wsparcie.
-Proszę cię, przestań! Opamiętaj się! Nie chcesz tego zrobić, Justin! Nie chcesz! - chciałam poruszyć nogami, ale dopiero teraz zorientowałam się, że Justin siedział okrakiem na mojej dolnej połowie.
-Spokojnie, malutka. Nie chcę cię zabić, nie bój się. Chcę cię tylko odrobinę... odstresować. To wszystko. Rozluźnij się. - nim zdążyłam zrobić... cokolwiek, przybliżył strzykawkę do żyły pod moim lewym łokciem i wbił w nią igłę, delikatnie i z niesamowitą precyzją.
Nie wiedziałam, co było zawartością strzykawki. Nie byłam nawet pewna, czy chcę wiedzieć. Niemal od razu jednak poczułam efekty zastrzyku. Moje mięście zaczęły się rozluźniać, a ja traciłam kontakt z rzeczywistością. Nie mdlałam. Po prostu moja świadomość nagle zniknęła. Pękła, niczym bańka mydlana...

***Oczami Justina***

Gdy odsunąłem strzykawkę od żyły sztynki, rzuciłem ją w kąt pomieszczenia. Przez parę chwil przypatrywałem się, jak narkotyki zaczynają wpływać na drobne i zdecydowanie nieprzyzwyczajone ciałko Cindy. Dziewczyna stała się lekko otępiała a na jej ustach dostrzegłem nawet uśmiech. Czy ktoś może mi zarzucić, że zrobiłem jej krzywdę?
Po chwili nie było już kontaktu z szesnastolatką. O to mi właśnie chodziło. Doprowadzić ją do stanu nieświadomości, nie zabić czy uśpić.
-Mała, słyszysz mnie? - wolałem się upewnić, że narkotyki nie zaszkodziły jej.
Szatynka jedynie zachichotała cicho i pokiwała twierdząco głową, unosząc jedną rękę i przejeżdżając opuszkami palców po moim policzku. Przymknąłem na moment powieki, aby i również moje mięśnie mogły się rozluźnić. Jej dotyk był kojący, jedwabiście delikatny i po prostu przyjemny. Dlatego nie mogłem dopuścić, aby odeszła i była z kimś innym, kogo mogłaby pokochać, z kim mogłaby się całować, z kim mogłaby sypiać. Nie myślałem już nad tym, co robię. Działałem pod wpływem silnych emocji i nie było siły, która mogłaby mnie zatrzymać. Wiedziałem, kolejny raz doskonale wiedziałem, że ją krzywdzę i jak bardzo ją jeszcze skrzywdzę. Tak, kurwa, wiedziałem to, ale nie potrafiłem powstrzymać sam siebie. Nie wiecie nawet, jakie to okropne uczucie, kiedy rozum podpowiada wam jedno, a serce idzie do przodu, nie zważając na ból i cierpienie swoich ofiar. Cóż, to jednak prawda. Miłość zabija, prędzej czy później, ale jednak zabija. Zabija nasze wnętrze i naszą rozsądną stronę.
Zdołałem jednak zebrać się w sobie i oderwać wzrok od jej słodkiej i niewinnej buźki. Tak samo niewinnej, jak ona sama. Wstałem z podłogi i otrzepałem spodnie w okolicy kolan, a następnie spojrzałem kolejny raz na dziewczynę.
-Wstawaj. - mruknąłem, starając się pozbyć z głosu emocji. Szatynka uklęknęła najpierw, opierając obie dłonie o podłogę przed sobą. Zaczęła się cicho śmiać, na co ja przewróciłem oczami. Mogłem się domysleć, że narkotyki w jej organizmie wywołają właśnie taki efekt. Wolałem jednak widzieć ją roześmianą, niż płaczącą. Kurwa, myślcie o mnie, co tylko chcecie, ale każda jej łza wypalała dziurę w moim sercu. Dziurę, której nie udało mi się później załatać. A jej uśmiech najzwyczajniej w świecie pomagał uśmiechać się również mnie.
Po chwili Cindy dała radę ustać na własnych nogach. Wyszedłem z piwnicy, mocno chwytając jej dłoń i ciągnąc ją za sobą. Wiedziałem, że narkotyki, które jej podałem nie były silne. W dodatku, ich ilość nie była duża, co oznaczało, że niedługo przestaną działać. Musiałem się więc pospieszyć, jeśli rzeczywiście chciałem posunąć się do tego, do czego właśnie zmierzałem.
Szczerze? Chciałem mieć to wszystko już za sobą. Chciałem mieć za sobą, aby usiąść dzisiaj wieczorem na kanapie, z butelką mocnego alkoholu w ręce, i upić się do nieprzytomności, wyrzucając z głowy Cindy i wszystkie nasze wspólne chwile. Zrozumiałem, że nie mogę do końca życia więzić jej w piwnicy. Zrozumiałem, że cholernie ją kocham i już teraz, mimo że trzymam jej dłoń, tęsknię za nią. I właśnie dlatego, dlatego że zostawiła mnie, zerwała ze mną, musiałem ją ukarać, aby wiedziała, że jeśli była moja, nie będzie już nikogo więcej. Moje ciało kazało mi zemścić się na niej. Była kolejną kobietą, która złamała moje serce. Była kolejną, która mnie zraniła, a ja najnormalniej w świecie nie chciałem już dłużej cierpieć i wierzyłem, że jeśli zrobię krzywdę jej, pomoże to mnie.
Wyszliśmy z Cindy przed dom. Otworzyłem pilotem drzwi od swojego samochodu i podszedłem do fotela pasażera. Popchnąłem na niego lekko szatynkę, więc opadła delikatnie na siedzenie. Przypiąłem ją pasem, aby nie mogła się ruszać i zamknąłem drzwi. Sam nie wsiadłem jeszcze do samochodu. Uprzednio musiałem zadzwonić do Zayna, z którym kontaktowałem się już wcześniej. Na najbliższe godziny postarałem się wymazać z umysłu jakiekolwiek emocje i współczucie, zostawiając w swoim wnętrzu jedynie złość i rządzę zemsty.
-Witaj, Bieber. Rozumiem, że towar już w drodze? - słysząc pierwsze z jego słów, oparłem się o maskę samochodu, przekładając telefon do drugiej ręki.
-Możemy tak to nazwać. - mruknąłem, wyciągając wolną ręką z kieszeni papierosy i zapalniczkę. Wsunąłem jednego do ust i podpaliłem jego koniec, po czym zaciągnąłem się głęboko, czekając na jego odpowiedź.
-Podejmujesz słuszną decyzję, Justin. Cieszę się, że w końcu zmądrzałeś. Do zobaczenia, bracie. - i rozłączył się, więc ja zmuszony byłem zrobić to samo.
Dokończyłem jeszcze papierosa, a kiedy sam niedopałek wyrzuciłem na ziemię, wsiadłem do samochodu, na miejsce kierowcy. Odpalając silnik rzuciłem ukradkowe spojrzenie na dziewczynę, siedzącą obok mnie. Jej powieki były przymknięte, jednak nie spała, ponieważ opuszki palców szatynki błądziły po chłodnej szybie samochodowego okna. Oderwałem, muszę przyznać, że z lekkim trudem, wzrok od kosmyków jej włosów i zjechałem z podjazdu na pustą drogę osiedlową. Nacisnąłem pedał gazu, nie dbając o przepisy. Było to dla mnie nowością. Mimo że miałem taki charakter, jaki miałem, a moją pracą były nielegalne wyścigi samochodowe, na ulicy zawsze jeździłem zgodnie z przepisami. Inaczej ryzykowałbym życie i swoje i innych.
Dzisiaj jednak nie miało to dla mnie znaczenia. Kiedy po paru minutach zobaczyłem, że Cindy powoli zaczyna wracać myślami do rzeczywistości, jeszcze przyspieszyłem, sprawiając, że podróż do domu Zayna zajęła mi ledwie kilka minut. Zaparkowałem na podjeździe, obok innego, nieznanego mi samochodu i zgasiłem silnik, po czym wysiadłem z pojazdu, ruchem ręki nakazując Cindy, aby zrobiła to samo. Dziewczyna zamrugała kilka razy swoimi wielkimi, błękitnymi oczami i wysiadła za mną. Miała lekkie problemy z chodzeniem, jej kolana uginały się, a w głowie najprawdopodobniej kręciło. Dodatkowo, sprawiała wrażenie zaspanej. Takie skutki wywołały u niej narkotyki. I właśnie takie skutki miały wywołać.
-Jak dobrze znów widzieć moją siostrzyczkę. - nie musiałem pukać do drzwi. Zayn sam wyszedł przed dom, z uśmieszkiem na ustach. Omijając mnie, podszedł do Cindy, ułożył jedną rękę pod jej kolanami, a drugą na plecach i uniósł z łatwością jej ciało. Wszedł z powrotem do domu, a ja uczyniłem to samo, zamykając za sobą drzwi na klucz, umieszczony w zamku. Wolałem być ubezpieczony, na wypadek, gdyby Cindy miała wpaść w szał, zaraz po odzyskaniu pełnej świadomości.
-Zobaczcie, chłopcy, kto do nas wrócił. - słowa Zayna przechodziły jakby koło moich uszu i były za mgłą. Chociaż go słuchałem, nie rozumiałem do końca tego, co mówił. To dziwne.
W między czasie, brunet "przekazał" ciało swojej siostry innemu mężczyźnie, który z uśmiechem, agresywnym uśmiechem, na ustach, zabrał ją w stronę schodów, a później na górę.
-Powiedz mi, Bieber, ile za nią chcesz? - Zayn wyciągnął z kieszeni gruby plik banknotów. Zaśmiałem się pod nosem, zakładając ręce na piersi i opierając się o kanapę za mną.
-Nie chodzi mi o pieniądze. - pokiwałem przecząco głową, na moment spuszczając ją i wpatrując się w podłogę, wyłożoną ciemnymi panelami, które idelanie pasowały do mebli i ogólnego wystroju w salonie.
-Więc o co? Powiedz, a to dostaniesz. Ona jest warta każdej ceny. - brunet zaczął uważnie mi się przyglądać. Zdziwił go pewnie fakt, że nie wziąłem od niego łatwych pieniędzy. Nie były mi jednak do niczego potrzebne.
-Nie chcę od ciebie niczego, Zayn. No, może z wyjątkiem jednego drobiazgu. - oblizałem wargi krańcem języka i schowałem dłonie do kieszeni jeansów. - Dopilnuj, żeby Cindy nie była już z nikim. Nigdy. - wtedy twarz chłopaka rozświetlił uśmiech. Powoli pokiwał głową i westchnął ciężko, stając obok mnie i poklepując mie po plecach.
-Już wiem, co cię trapi, kolego. Złamane serce boli najbardziej, prawda? I nie da rady załatać go pieniędzmi, mam rację? - spojrzał na mnie wzrokiem, jakim ojciec patrzy na swojego dojrzewającego i uczącego się świata, syna. - Uwierz, przeszedłem przez to samo. Cindy... Ta dziewczyna ma talent do łamania serc facetom.
-Dlatego proszę cię tylko o jedno. Ona nie może z nikim być. Myślę, że oboje mamy w tym swój interes. Zgadzasz się na to? - niechętnie, jednak wyciągnąłem rękę w jego stronę.
-Zgadzam, brachu. - uścisnął moją dłoń, a ja poczułem się w tym momencie w dziwny sposób źle. Jakbym zrobił coś niedozwolonego i nagle zaczął obawiać się konsekwencji...

***Oczami Cindy***

Leżąc na miękkim łóżku, wpatrywałam się w biały sufit. To niesamowite, ale z każdą mijającą chwilą stawał się bardziej wyraźny, aż w końcu stał się idealnie gładki, tak samo, jak moja świadomość. Wyprostowałam się gwałtownie i podniosłam do pozycji siedzącej. Nagle zaczęłam piszczeć, kiedy zorientowałam się, że przebywam w swoim dawnym pokoju, w domu Zayna. Moje serce przyspieszyło zdecydowanie w zbyt krótkim czasie do zdecydowanie zbyt dużej prędkości. Oddychałam nierówno, co chwila przeczesując włosy palcami. Kiedy udało mi się minimalnie uspokoić, zeskoczyłam z łóżka i podbiegłam do drzwi. Na szczęście, nie były zamknięte na klucz, jak zazwyczaj, dlatego z łatwością wybiegłam na korytarz. Niewiele myśląc, puściłam się biegiem po schodach, aż na dole zdeżyłam się z czyimś ciałem. Oczywiście, nie był to nikt, kto stanąłby w mojej obronie. Niestety..
Uznając to, jako moją ostanią szansę, wyminęłam mężczyznę, na którego twarz nawet nie spojrzałam, i podbiegłam do drzwi wyjściowych, rozpaczliwie szarpiąc za klamkę. Jak się okazało, były zamknięte. Moja ostatnia deska ratunku nie przyniosła żadnych efektów.
Wtedy poczułam, jak moje ciało odrywa się od ziemi. Jeden z mężczyzn przerzucił je sobie przez ramię i skierował się z powrotem w stronę schodów. Przed oczami mignęły mi jedynie buty Justina. Tylko tyle, a niemal natychmiast wywołały falę łez, wypływającą z moich oczu. To on to zrobił. Przywiózł mnie tutaj, bez żadnych skrupułów oddał, jak zurzytą zabawkę, którą trochę się pobawił, a teraz jedynie zajmowała miejsce w jego domu. Właśnie tak się czułam. Jak zwykły śmieć, nic więcej.
-Bądź grzeczną dziewczynką i siedź tutaj cichutko, Cindy. - blondyn rzucił mnie na łóżko, a moim pierwszym odruchem było odskoczenie na jego koniec. Nie wiedziałam, czy mężczyzna ten będzie chciał mnie teraz skrzwdzić. Jeśli tak, moje marne próby zabezpieczenia własnego ciała i tak nie przyniosłyby efektu. W końcu, kim ja byłam? Zwykłą, szarą szesnastolatką, której życie już dawno straciło sens.
Na moje szczęście, blondyn wyszedł z pokoju, trzaskając za sobą drzwiami. Wtedy znowu zaczęłam płakać. Tak głośno, że zmuszona byłam przyłożyć do swojej twarzy poduszkę, aby hałasem nie zwabić tutaj Zayna i jego popieprzonych kolegów.
Gdy położyłam się na lewym boku, z nadzieją, że uda mi się przespać ten najbardziej bolesny moment, drzwi od pokoju ponownie się otworzyły. Nie chciałam się odwracać, nie chciałam na nikogo patrzeć. Jedynie mocniej zwinęłam się w kłębek i zacisnęłam powieki. Mężczyzna w tym czasie podszedł do łóżka i usiadł na jego skraju, po czym chwycił między palce kosmyk moich włosów i założył go za ucho.
Justin...
-Tak musiało się stać, kochanie... - zaczął spokojnie, błądząc dłonią po moich plecach. - Gdybyś chciała zostać ze mną, nie musiałbym dopilnować, abyś nigdy z nikim nie była. - więc o to mu chodziło. Zżerała go zwykła zazdrość, z którą nie potrafił, a może nawet nie chciał walczyć.
Na jego słowa nie odpowiedziałam nic. Odsunęłam się jeszcze bardziej od niego, aby mnie nie dotykał. Nic to jednak nie dało, a jego prawa dłoń wylądował na mojej talii.
-Nie mógłbym na to pozwolić, tak będzie lepiej dla ciebie, słoneczko, uwierz mi. - słuchałam go, ale najzwyczajniej w świecie nie potrafiłam uwierzyć, że tak chore słowa wydostają się z jego ust. To naprawdę nie było normalne. Przepraszam, za takie porównanie, ale to jak oddanie psa do schroniska, gdy nie udało się nauczyć go załatwiania swoich spraw na dworze. I ja się właśnie tak poczułam. Poczucie własnej wartości opadło na samo dno.
Kiedy Justin zaczał podnosić się z łóżka i kierować w stronę drzwi, chciałam wykorzystać ten, najprawdopodobniej, ostatni moment, aby wyrzucić z siebie wszystko, co leżało mi na sercu.
-Mylisz sie Justin. Może tak nie wyglądam, ale teraz jestem już silna, a przynajmniej silniejsza, niż kiedyś. Nie chcę, aby moje życie całkiem się posypało. To, że ty nie potrafisz zaakceptować mojej decyzji, to nie moja wina. Ja chcę ci tylko powiedzieć, że skoro z tobą mi się nie udało, znajdę kogoś innego, kogo pokocham i kto pokocha mnie. Kto będzie mnie szanował i troszczył się o mnie, ponieważ ty nie potrafiłeś tego uczynić. Co więcej, kogoś, z kim będę sypiać, z kim w przyszłości będę miała dzieci. Ciebie przestaję już kochać, po tym, co zrobiłeś. Ale chcę być w życiu szczęśliwa, chociaż przez niewielką chwilę, a ty nie możesz zrobić nic, żeby mnie przed tym powstrzymać, rozumiesz? Nic...
Byłam przygotowana na to, że Justin wyjdzie z pokoju i w złości trzaśnie za sobą drzwiami. On jednak zatrzymał się i powoli obrócił w moją stronę. Nie był zły. Nie był wściekły. Był... smutny. Tak po prostu.
Nie odszedł jednak. Zamiast tego, zacisnął dłonie na pasku swoich spodni i odpiął go sprawnym ruchem, po czym ściągnął przez głowę koszulkę.
W tym momencie moje oczy rozszerzyły się do nienaturalnych rozmiarów, a dłoń automatycznie przyłożyłam do ust, siadając w tym samym czasie na łóżku.
-Co... Co ty chcesz zrobić? - zdołałam wyjąkać, zanim szatyn podszedł z powrotem do łóżka i pchnął na nie moje drobne ciało. Zanim usiadł na mnie okrakiem, zdjął jeszcze swoje spodnie i rzucił je na podłogę przy łóżku. - Justin, opamiętaj się, co ty robisz? - wyjąkałam z przerażeniem, starając się uciec od niego. Nie zdążyłam jednak, ponieważ szatyn w jednej chwili zatrzymał mnie, łapiąc za skrawek mojej bluzki. Usiadł na mnie ukrakiem i zaczął zdejmować ze mnie ubranie, a ja krzyczałam, chociaż właściwie nie wiem, po co. Przecież i tak nikt by mi nie pomógł. Mogliby jedynie przyjść tutaj i jeszcze bardziej motywować Justina.
Z drugiej strony, nie potrafiłam nie krzyczeć. Czułam, że moje milczenie byłoby zgodą na to, co Justin chce zrobić. Dlatego właśnie szarpałam się piszczałam, wyzywając go i starając się uderzyć.
-Przestań się wyrywać, kochanie. - kochanie... Nie powiedział tego złośliwie, bądź agresywnie. Mimo że jego ruchy były stanowcze, głos bardzo łagodny i smutny.
Chłopak nie przestał. Odpiął moje spodnie i siłą ściągnął je ze mnie, odrzucając na podłogę. Nie wiedziałam już, co mam robić. Mimo że bardzo nie chciałam pogodzić się z faktem, że on, chłopak, którego mimo wszystko nadal kocham, chce tak bardzo mnie skrzywdzić, zaczęłam oswajać się z tą myślą. Ale, czy on na pewno chciał to zrobić?
Żeby się tego dowiedzieć, spojrzałam w oczy Justinowi. Nie patrzył w moje i ewidentnie unikał mojego wzroku. I wtedy właśnie zyskałam pewność, że szatyn nie chce mnie skrzywdzić. Nie chce, jednak jego chora podświadomość nakazuje mu to zrobić.
Wybuchnęłam głośnym płaczem, czując, jak zerwał ze mnie stanik, a zaraz po tym również dolną część bielizny. Moje łzy jednak nie utworzyły się przez jego gesty, tylko przez świadomość, że ten gwałt zaboli również Justina. Możecie mnie zwyzwać od największych idiotek, jednak ja czułam, CZUŁAM, że szatyn cierpi, krzywdząc mnie. To chore.
Odpuściłam sobie walkę, gdy szatyn uniósł biodra, aby ściągnąć z siebie bokserki, a następnie jednym ruchem rozszerzył moje nogi. W momencie, kiedy wszedł we mnie, szybko i brutalnie, zawyłam z bólu, mocno zaciskając powieki. Kochałam go, a on tak mnie krzywdził. Najgorsze było to, że nie potrafiłam mieć do niego pretensji. Czułam ból i smutek, lecz nie potrafiłam o tym myśleć, jak o winie Justina. Tłumaczyłam w swojej głowie, że tak po prostu musiało się stać. Jedni mają kolorowe i bezproblemowe życie. Inni natomiast toną w lawinie własnych wspomnień. I ja, i Justin byliśmy takimi osobami. Nie potrafiliśmy odciąć się od przeszłości. Do mnie jednak ta cholerna przeszłosć wróciła, do Justina już nie przyjdzie. I tego mu, kurwa, zazdrościłam, jak i równocześnie o to miałam do niego pretensje. Tylko o to. Wiedząc, jak cierpiałam i opierając się o własne przeżycia z dzieciństwa powinien pomyśleć dwa razy, zanim zdecydował się zrobić to, co właśnie robił.
Mianowicie, złapał się ramy łóżka, za moją głową, aby przyspieszyć swoje ruchy. Nie chciałam tego, nie byłam podniecona, dlatego każde pchnięcie we mnie wywoływało okropny ból. Gdy stał się nie do zniesienia, kolejny raz chciałam się wyrwać, wiedząc niestety, że nie mam na to żadnych, nawet najmniejszych szans. Piszczałam i wrzeszczałam, kiedy jego ciało, stykające się z moim, poruszało się rytmicznie, a ja, chociaż bardzo chciałam, nie potrafiłam tego zatrzymać. Justin gwałcił mnie w tym momencie, kolejny raz nie przejmując się moimi łzami i błaganiami. Tak, błaganiami. Błagałam go, aby przestał. On jednak ani przez chwilę nie spojrzał w moje oczy i nie odzywał się, nie licząc dość głośnych jęków i przekleństw, uciekających z jego rozchylonych ust.
-Proszę cię, przestań. Ja już nie wytrzymuję... - wychlipałam cichutkim i osłabionym głosem. Na niego to jednak nie podziałało. Przyspieszył swoje ruchy, a na jego czole powstały niewielkie kropelki potu. I przez moment przeszło mi nawet przez myśl, że może chce to wszystko szybciej skończyć, abym szybciej przestała cierpieć. Skarciłam się jednak za taką myśl. To nienormalne, że usprawiedliwiałam go nawet podczas gwałtu.
Justin przeniósł jedną rękę niżej i dotknął dłonią mojej talii, po czym zaczął sunąć nią coraz wyżej, aż w końcu położył ją na moich piersiach. Zaczął je dotykać, sunąć po nich opuszkami palców, a ja kolejny raz nie mogłam zrobić nic. Całe szczęście, nie robił tego w brutalny sposób i nie czułam bólu. Mógłby przecież krzywdzić mnie również tym, gdyby tylko chciał, gdyby tylko sprawiało mu to przyjemność...
Czując, że Justin niedługo dojdzie i uwolni mnie od bólu fizycznego, odwróciłam głowę w lewo i łkałam cicho. Łzy powolutku spływały po moich policzkach, a następnie na czystą pościel. Wpatrywałam się w okno, za którym świeciło słońce. Tak bardzo chciałam normalnie, bez strachu wyjść z domu, z człowiekiem, którego kocham, trzymając go za rękę. Iść na spacer do parku, podziwiać kwiaty, drzewa i ptaki. Tak bardzo chciałam uśmiechać się bez żadnego powodu i cieszyć się każdą minutą życia. Nie było mi to jednak dane i wiedziałam, że już nigdy nie będzie. W moim sercu nie wzejdzie słońce. Na stałe zapanowała tam noc, ciemna, ponura i straszna...
Z mojego pięknego, wyimaginowanego świata zabrał mnie głos Justina, gdy spuścił się we mnie, dochodząc. Uśmiechnęłam się nawet przez łzy. Oznaczało to, że przestanę cierpieć, oczywiście fizycznie. Do bólu psychicznego byłam już zdecydowanie przyzwyczajona. Przynajmniej takie miałam wrażenie.
Chłopak bez słowa wyszedł ze mnie i sięgnął po swoje ubrania, które zaczął powoli zakładać. Ani razu jednak nie spojrzał na mnie. Ani razu nie zerknął nawet w moim kierunku. Nie wiedziałam, czy cieszyć się z tego powodu, czy smucić. Najważniejsze jednak, ze zaraz wyjdzie z tego pokoju i że już nigdy więcej go nie zobaczę.
I wtedy właśnie, gdy wstał z łóżka, ubrany już w swoje rzeczy, byłam pewna, że usłyszałam, jak cicho pociągnął nosem. Było to dla mnie szokiem, ponieważ ten gest mógł oznaczać tylko jedno.
-Justin... - wyszeptałam, więc szatyn, który zdążył dojść już do drzwi, odwrócił się w moją stronę. I wtedy to zobaczyłam. Po jego policzkach spływały najprawdziwsze łzy. Gdy patrzył w moje oczy wręcz czułam jego ból i smutek. On naprawdę nie chciał mnie skrzywdzić i, co więcej, żałował tego, co zrobił.
To koniec. Jego łzy wystarczyły, aby moje serce pękło na miliony maleńkich kawałeczków. I wiedziałam, że nigdy w życiu nie uda mi się ich poskładać...

~*~

Mamunium to prawie koniec. Wlaściwie, to mój ulubiony rozdział. Został nam jeszcze epilog, więc do następnego, który pojawi się prawdopodobnie w niedzielę ;*
ask.fm/Paulaaa962
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

23 komentarze:

  1. to nie może sie tak skończyć japierdole justin coś ty zrobił

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest kurewsko zajebiste ale jestem zła za to co zrobił justin mam nadzieje ze jakos to naprawi czekam na epilog bay :)

    OdpowiedzUsuń
  3. tyle emocji przed snem ;D uhuhuh , rozdział znowu super , juz nawet nie wiem co pisać tak kocham te Twoje opowiadania :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ej nie. Proszę nie. Musisz zakończyć to inaczej. Proszę. To jest kurwa nie fair.

    OdpowiedzUsuń
  5. O boze.......:((

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie będzie drugiej części? : ( proszę napisz drugą to nie może się tak skończyć. Justin co ty narobiłeś. Jak mogłeś?
    Ehh kocham to opowiadanie jest mega zajebiste

    OdpowiedzUsuń
  7. juz sama nie wiem jak sie skonczy .. ;/ nie moge sie doczekac nastepnego ;)
    Jestes wspaniała

    OdpowiedzUsuń
  8. Prosze cieee , napisz druga czesc to nie moze sie tak skonczyc :((( pomysl nad tym

    OdpowiedzUsuń
  9. W cholere nie wiem jak to się skończy. Nawet nie mogę się domyślić :/

    OdpowiedzUsuń
  10. Kurwa ... co to się stało ... Co t0 było ^^
    Justin pewnie ją zaplodnil ^^ prosze i niech bd mieć dziidziusia.... no i bd szczęśliwi razem <3 to nie może sie zakończyć tak żle... :(

    OdpowiedzUsuń
  11. Boże... Jestem zła na niego za to co zrobił, ale jednak nie mogę go za to winić. Co prawda on to zrobił z własnej woli, ale myślę, że mu po prostu już padło na psychę. On nie wiedział co robił. Nie chciał tego robić. Tak jakby w jego głowie, w środku były dwie osoby. Jedna, ta silniejsza, która to zrobiła i ta druga, słabsza, która kochała Cindy i nie zrobiłaby jej czegoś takiego nigdy. Ta druga w pełni ujawniła się, na samym końcu, gdy najzwyczajniej w świecie się popłakał. Jednak chęć zemsty i choroba psychiczna wygrały...
    Szkoda mi Cindy. Mam nadzieję, że jednak nie zrobisz tego epilogu tak strasznego. I mimo wszystko Justina też mi bardzo żal.. ~ Gabi

    OdpowiedzUsuń
  12. Ale to jest wszystko dziwne.
    Szczerze, to szkoda mi ich obojgu, ale jestem wściekła na Justina,
    za to co zrobił.
    Nie mam pojęcia jak to się skończy, ale nadal chce żeby oni byli razem.
    Nadal się łudzę, że Justin się zmieni, że ich miłość wszystko zwycięży.
    Tak wiem jestem naiwna w chuj, ale co poradzę.
    Rozdział cudowny. Czekam na następny. ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  13. Cholera..
    Ile się wydarzyło. Szkoda mi Cindy. Nie zasłużyła na to żeby tyle przejść. Znowu ktoś ją zgwałcił, a potem jeszcze Justin. Jednak nie mogę być na niego zła, no może troszeczkę. Wiem już, że to nie jest jego 100% wina, bo to co przeszedł w przeszłości odbija się na nim. To widać po jego zachowaniu.
    Wciąż mam nadzieję, że będą razem, nawet po tym co przeszli.
    Proszę cię żeby epilog nie był bardzo drastyczny i byłabym bardzo szczęśliwa jeśli napisałabyś drugą część, bo przywiązałam się do tego fanfiction i pokochałam je.
    Czekam na epilog.
    kocham cię xx

    OdpowiedzUsuń
  14. O Mamuniu ! :o Błagam cię nie rób takiego okrutnego zakończenia ja się chyba załamie :o On kompletnie postradał wszystkie zmysły :o Tak nie może być ;c Rozdział świetny !I nie moge się doczekać już Niedzieli :d Kocham . <3

    OdpowiedzUsuń
  15. Jejciu biedna Cindy :( już epilog?

    OdpowiedzUsuń
  16. RYCZAŁAM. Po prostu ryczałam, jak idiotka, chodź wiem, że nie powinnam. To, co zrobił Justin, jest po prostu nie do wybaczenia. Skoro, ją tak kochał, to dlaczego chciał jej bólu?! Dlaczego, odwiózł ją do Zayna?! Szczerze, wolałabym już, żeby ją zabił.. Przecież, ona wróciła do najgorszego koszmaru swojego życia. Wróciła do gwałcicieli!
    Boże.. Jak o tym myślę, to naprawdę wolałabym jej śmierci. Nie potrafiłam tego czytać, gdy ją zgwałcił i chodź troszkę zelżało mi, gdy przeczytałam, że on płakał. To oznacza, że mimo wszystko walczył z tą swoją "chorą" stroną. Nie wiem co mam o tym myśleć, po prostu muszę się uspokoić, bo naprawdę.. Czuję się fatalnie. Oczywiście to dobrze, jeśli chodzi o Twoje pisanie, bo po raz SETNY udowodniłaś swój talent!
    Dziękuję Ci!
    ~ Drew.http://glow-in-your-eyes-enlighten-my-world.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  17. Jezuuu....czemu mi to robisz???? :( tak bardzo liczyłam na szczęśliwe zakończenie dla Justina i Cindy :c noo, nie rób mi tego, proszę.

    OdpowiedzUsuń
  18. O boziu ile mnie tu ominęło! :o Justin jest ogromnym dupkiem. Jak może zadawać tyle bólu osobie, którą jak twierdzi, kocha? No jak? Nawet jeśli robi to przez złe wspomnienia związane z kobietami, to i tak go nie usprawiedliwia. Jest skończonym dupkiem i tyle. Jak on mógł zawieść ją do Zayna i w dodatku zgwałcić? Czy Cindy nie należy się choć odrobina szczęścia? Jestem ciekawa, co z tego wszystkiego wyjdzie. Z niecierpliwością czekam na epilog kochana! :*

    OdpowiedzUsuń
  19. To co teraz powiem będzie bardzo dziwne, ale co mnie to obchodzi. No więc zemdliło mnie gdy to czytałam. Po prostu było mi niedobrze. Jeśli kogoś choć w malutkim stopniu wzruszyły łzy Justina na końcu, to jest po prostu głupi. Nienawiść i obrzydliwe obrzydzenie jakie żywię w tym momencie do Justina, jako bohatera tego opowiadania, jest nie do opisania. Mam szczerą nadzieję,że tacy ludzie nie istnieją naprawdę, w prawdziwym życiu. Amen.

    OdpowiedzUsuń
  20. A, i zapomniałam jeszcze czegoś dopisać w powyższym kom. Mam nadzieję, że w epilogu Cindy nie będzie już miała nic wspólnego z tym psycholem. Już bym wolała żeby się zabiła. Jeśli w epilogu okaże się, że oni będą razem, co gorsza (jezuu...), będą mieli dziecko, to chyba się porzygam.

    OdpowiedzUsuń
  21. Jejku, płaczę, wyję i nie mogę się powstrzymać! Nie wiem jak Ty to robisz jednak po raz setny wstrząsnęłaś mną!! Nie wiem co powiedzieć, rozdział tak bardzo idealny. W sensie.. Justin naprawdę ją kocha tylko to babsko musiało mu tak zrąbać psychikę że on już nad sobą nie panuję. Ten gwałt.. Naprawdę nie mam słów. Mam nadzieję że wszystko się ułoży.. Łzy Justina.. No po prostu odebrałaś mi zdolność opanowania się. Dziękuję, jesteś wspanaiała!!
    nevv-love-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  22. <3 kocham jak piszesz i plakalam nie jeden raz!

    OdpowiedzUsuń