sobota, 24 maja 2014

Rozdział 24...

***Oczami Justina***
Kiedy obudziłem się rano, zegar, wiszący na przeciwległej ścianie, wskazywał godzinę dziesiątą. Odrzuciłem ze swojego ciała kołdrę, która cicho upadła na ziemię, a następnie podniosłem się do pozycji siedzącej. Byłem dzisiaj wyjątkowo wyspany. Prawdopodobnie dzięki temu, że wczorajszego wieczoru szybko zasnąłem. Kiedy wyszli moi kumple, udało mi się uspokoić Cindy. Niemalże bez słowa poszła spać. To było oczywiście zrozumiałe i nie miałem jej tego za złe.
Podniosłem się z łóżka i, poprawiając bokserki, wyszedłem z pokoju. Udałem się schodami na dół, do salonu, jednak nikogo tam nie zastałem. Dopiero dźwięk uderzających o siebie talerzy dał mi do zrozumienia, że Cindy znajduje się w kuchni. Ziewając głośno, wszedłem do kolejnego pomieszczenia.
-Hej, słonko. - mruknąłem, przytulając się do niej od tyłu.
-Cześć. - westchnęła, kiedy schowałem twarz w zagłębieniu jej szyi i głęboko zaciągnąłem się jej zapachem. - Co chcesz na śniadanie? - spytała, odwracając się twarzą do mnie, opierając się plecami o blat i zakładając ręce na piersi.
-Nie jestem głodny. - uśmiechnąłem się do niej szczerze, głaszcząc szatynkę po policzku.
Dziewczyna odsunęła się ode mnie i wyjęła z lodówki jogurt owocowy, a a z jednej z szuflad, małą łyżeczkę. Skierowała się w stronę salonu. Kiedy szła, jej bioderka kołysały się delikatnie, pobudzając moją wyobraźnię. Potrząsnąłem lekko lekko głową, aby erotyczne obrazy zniknęły z mojej głowy, po czym również wyszedłem z kuchni. W momencie, w którym chciałem usiąść obok niej na kanapie, drzwi od domu otworzyły się szeroko, a do środka wszedł, uśmiechnięty od ucha do ucha, Austin. Niemal natychmiast przewróciłem oczami, widząc jego znakomity humor.
-Wypieprzyłeś moją siostrzyczkę? - zakpiłem, z jadem w głosie, lecz w środku byłem wręcz wściekły.
-Lepiej się nie odzywaj. Twój głos psuje mi nastrój. - rzucił swoją kurtkę na kanapę, a sam usiadł obok siostry.
-Kurwa, nie rozumiem, jakim trzeba być idiotą, żeby zakochać się w tej debilce. - mruknąłem, biorąc z blatu butelkę wody, odkręcając ją i wypijając kilka łyków.
-Przestań ją wreszcie obrażać, to po pierwsze, a po drugie, twoi rodzice prosili, żebyś pojechał do nich rano.
Zakląłem pod nosem. Nie miałem ochoty odwiedzać moich starych. Cóż, nie dogadywałem się z nimi, dlatego nasze relacje ograniczają się do paru zdaniowej rozmowy, od czasu do czasu. Wszedłem schodami na górę, do swojego pokoju. Wyjąłem z szafki jeansowe spodenki za kolana i wsunąłem je na siebie, po czym ubrałem czarną bokserkę, opinającą się na moich mięśniach. Chwyciłem jeszcze komórkę i klucze od samochodu, a następnie zszedłem na dół.
***
Bez pukania, wszedłem do domu rodziców i udałem się do salonu. Mój ojciec siedział na kanapie, z laptopem na kolanach, a mama robiła coś w kuchni, czyli tak, jak zawsze. Wyprowadziłem się od rodziców mniej więcej rok temu. To znaczy, rodzice kazali mi się wyprowadzić, kiedy dowiedzieli się, że biję Jazmyn.
-Siema, podobno chcieliście coś ode mnie. - zacząłem. Nie miałem ochoty siedzieć tu z nimi, dlatego od razu przeszedłem do konkretów.
-Tak. - mama odłożyła na blat ścierkę i weszła do salonu. - Wyjeżdżamy z tatą na kilka dni.
-I co w związku z tym? - uniosłem brwi, zakładając ręce na piersi.
-Nie zostawimy Jazzy samej. Musi się uczyć, a wiem, że kiedy będzie miała cały dom dla siebie, codziennie będzie urządzać tu imprezy.
-Do czego zmierzasz, bo nadal nie rozumiem. - zmarszczyłem brwi, spoglądając, to na matkę, to na ojca.
-Chcemy, żeby przez te parę dni, Jazzy zamieszkała z tobą. - wyrzuciła z siebie na jednym wdechu. Przez kilka chwil stałem, tępo wpatrując się w kobietę, jednak kiedy dotarł do mnie sens, wypowiedzianych przez nią, słów, parsknąłem śmiechem.
-Ja miałbym mieszkać z tą idiotką? Nie ma mowy, zapomnijcie o tym. Nie chcę mieć z nią nic wspólnego. - uniosłem w górę ręce i zrobiłem krok do tyłu.
-Justin, to twoja siostra, nie mów tak o niej. Zawsze byliście dobrze dogadującym się rodzeństwem, a teraz co? Skaczecie sobie do gardeł. Czy to ma jakiś sens?
-Wasza córeczka nie ma żadnego sensu. A poza tym, gdzie byliście w nocy, kiedy Austin ją tutaj pieprzył? Nie pozwalacie jej zostać w domu na parę dni, a bez problemu patrzycie jak codziennie innemu facetowi wskakuje do łóżka?
-Justin! Nie mów tak o swojej siostrze! Dobrze wiesz, że Austin był jej chłopakiem i, z tego, co widzę, wrócili do siebie. Poza tym, jemu ufamy, a Jazzy nie jest małym dzieckiem.
-No właśnie! Jest dorosłą kobietą, której nic się nie stanie, jeśli zostanie na kilka dni sama w domu! - ta rozmowa naprawdę mnie denerwowała. Nie byłem żadną niańką, żebym musiał ją pilnować.
W tym momencie usłyszałem na schodach kroki, a do salonu weszła moja siostra. Najpierw spojrzała na rodziców, żeby po chwili przenieść wzrok na mnie. Na jej ustach pojawił się grymas, tak samo, jak na moich. Nie ukrywaliśmy swojej niechęci do siebie i pokazywaliśmy ją na każdym kroku.
-Co on tu robi? - zaczęła wystukiwać paznokciami jakiś rytm na poręczy przy schodach.
-Nie on, tylko twój brat, Jazzy. Jak wiesz, wyjeżdżamy z tatą na parę dni, a Ty musisz się uczyć do egzaminów na studia, dlatego zamieszkasz razem z Justinem. - kiedy mama skończyła zdanie, szczęka Jazmyn dosłownie uderzyła o ziemię.
-Nie, nie mam zamiaru przeprowadzać się do tego kretyna! - pisnęła, tupiąc nogą o podłogę.
-Nie mamy innego wyboru. Musisz zamieszkać z bratem. To tylko parę dni. Wiem, że za sobą nie przepadacie, ale przetrwacie ten czas razem.
-Nie, nie przetrwamy. On jest zwykłym damskim bokserem! Boję się go i nie zamierzam spędzać z nim czasu.
-To cię, kurwa, Austinek obroni. Wystarczy, że dasz mu dupy i od razu zrobi dla ciebie wszystko. - wysyczałem, z jadem w głosie. W ogóle nie miałem do niej szacunku. Praktycznie była obcą mi osobą, a nie moją siostrą, która powinna być moją przyjaciółką.
-Widzicie, jak on się do mnie odzywa? Zrozumcie, boję się go. Boję się, że coś mi zrobi. Nie chcę z nim mieszkać. Dlaczego na te kilka dni nie mogę przeprowadzić się do Katy? Przy niej czułabym się bezpieczna.
-Ja pierdole, ile razy mam ci mówić, żebyś nie wspominała przy mnie o tej dziwce! - ryknąłem, zaciskając pięści i starając się unormować oddech.
-Justin, uspokój się! Nie masz prawa tak o niej mówić! - moja mama również podniosła głos. - Postanowione, Jazzy wporawdzi się na kilka dni do Ciebie. A ty, córeczko, będziesz miała Austina, gdyby twój brat chciał ci coś zrobić. I nie ma żadnego ale. - z tymi słowami odwróciła się na pięcie i razem z tatą zniknęli za rogiem pokoju.
Z mordem w oczach odwróciłem się w stronę Jazmyn. Jej również nie odpowiadała ta sytuacja, tylko to nie ona będzie miała na głowie upierdliwą sukę, jaką była. Już teraz miałem jej dość i nie wyobrażałem sobie zamienić z nią chociaż jedno słowo bez krzyków.
Wkurwiony, wyszedłem z domu, trzaskając za sobą drzwiami. Ta wizyta zdecydowanie popsuła mi humor. Nie mam najmniejszego zamiaru niańczyć tę idiotkę. Ona nie jest małym dzieckiem. Ma swój rozum, który czasami udaje jej się używać, więc niech sama zajmie się sobą. Nie jestem, kurwa, jej ojcem, a teraz, przez kilka dni, będę musiał ją pilnować.  Chyba łatwiej będzie, jeśli zamknę ją po prostu na klucz, w czterech ścianach pokoju. Przez dziewiętnaście lat nasłuchałem się jej humorów więc teraz należy mi się trochę spokoju. Dodatkowo, bałem się, że Jazmyn nastawi przeciwko mnie Cindy. Zależało mi na siostrze Austina i nie chciałem, aby uwierzyła w bajeczki Jazzy. Już raz sprawiła, że odeszła ode mnie osoba, którą kochałem. Oczywiście nie czuję nic do Cindy, ale dałem to wydarzenie za przykład, ponieważ wydawało mi się najbliższe.
***Oczami Cindy***
Oboje z Austinem wpatrywaliśmy się w postać Justina, znikającą za drzwiami. Drgnęłam lekko, kiedy zatrzasnął je za sobą z impetem. Następny dźwięk, jaki dotarł do naszych uszu, to głośny pisk opon, kiedy szatyn zjechał z podjazdu.
-On jest nienormalny. - mruknął mój brat, opierając się wygodnie o oparcie kanapy.
-Nie zawsze. - przeczesałam palcami włosy, przypominając sobie wczorajszy wieczór. Był całkiem inny, spokojny i delikatny. Wszelkimi sposobami starał się mnie uspokoić. Zachowywał się naprawdę troskliwie.
-Co masz na myśli? - Austin zmarszczył brwi, odwracając się w moją stronę.
-Mówię tylko, że Justin nie zawsze taki jest. Na wspomnienie jego siostry się zmienia, a ja nie wiem, dlaczego.
-Opowiem ci w skrócie. - westchnął, rozpinając guziki od koszuli i zdejmując ją z siebie. - Justin zakochany był kiedyś w pewnej Katy. Ona i siostra Justina przyjaźniły się i to dzięki niej, Katy zerwała z Justinem. -Dlaczego powiedziałeś "dzięki niej", a nie "przez nią"? - uniosłem brwi w zdziwieniu. Nie zrozumiałam tego. Zabrzmiało to tak, jakby ich rozstanie było czymś pozytywnym.
-Justin... nie jest ideałem. Źle traktował Katy, a ona nie miała wystarczająco dużo odwagi, żeby zakończyć ich związek.
-Wiecie co? - owszem, byłam lekko wkurzona. - Nie rozumiem, dlaczego wy wszyscy robicie z Justina potwora. Na każdym kroku coś wam w nim przeszkadza. Nie mam ochoty i zamiaru już tego słuchać. - podniosłam się z kanapy i ruszyłam w stronę schodów, nie zwracając uwagi na bruneta, który starał się mnie zatrzymać.
-Cindy, zrozum, że tak właśnie jest! To ty go ciągle bronisz, a wiesz, dlaczego to robisz? Bo w ogóle go nie znasz! Gdybyś poznała, jaki jest naprawdę, przestałabyś robić z niego bohatera!
-Nie chce mi się ciebie słuchać, człowieku! - krzyknęłam w stronę Austina. Jego źrenice rozszerzyły się w szoku, ponieważ jeszcze nigdy nie podniosłam na niego głosu. Tak właściwie, jeszcze nigdy się nie kłóciliśmy.
Nie czekając na jego słowa, pobiegłam schodami na górę i zamknęłam się w swoim pokoju. Rzuciłam bezwładnie swoje ciało na łóżko i przyłożyłam do twarzy poduszkę, wykonując głuchy krzyk w materiał. Chciałam się na czymś wyżyć, ale nie wiedziałam, na czym i w jaki sposób. Miałam dość wysłuchiwania tych wszystkich bzdur o Justinie. Przecież przy mnie jest całkiem normalny i nie wierzę, że potrafi się tak zmienić z minuty na minutę. Chociaż z drugiej strony, już raz mnie uderzył i nie byłam przekonana, czy nie byłby w stanie zrobić tego ponownie.
W mojej głowie panował kompletny mętlik, lecz nie chciałam grać tej słabej i kruchej. Wszyscy wiedzą, że właśnie taka byłam, dlatego tym bardziej chciałam zaprzeczać.
Wstałam z łóżka i, biorąc kilka głębokich oddechów, wyszłam z pokoju. Stawiając każdy krok pewnie na schodach, doszłam do salonu, w którym, w tej samej pozycji, siedział na kanapie Austin. Kiedy spojrzał na mnie, zaśmiał sie cicho pod nosem. Nie był to jednak śmiech taki, jak zawsze. Był to ironiczny śmiech. Taki, który od zawsze mnie denerwował i podnosił mi ciśnienie.
-Czy księżniczka przestała się już obrażać? - uniósł brwi, przejeżdżając końcówką języka po dolnej wardze.
-Nie chce mi się z tobą rozmawiać. - rzuciłam, udając się w stronę kuchni, jednak kiedy przechodziłam obok kanapy, brunet wychylił się i złapał mój nadgarstek.
-Zaczekaj. Musimy chyba porozmawiać, siostrzyczko. - jego głos był inny, niż zazwyczaj. Wstał z miejsca i ustawił się na przeciwko mnie. Jego spojrzenie wręcz wypalało dziurę w moich tęczówkach. Jego w tym momencie również nie rozumiałam. - Wiesz, czasem zastanawiam się, co łączy ciebie i Biebera. - zmarszczył brwi, ponownie oblizując wargi. Ten gest był prawdziwie irytujący w jego wykonaniu.
-Co masz na myśli? - warknęłam, spoglądając na niego spod rzęs. Przez moment przez moją głowę przeleciała myśl, że Austin jakimś cudem dowiedział się, co zrobiłam z Justinem w nocy.
-Wiesz, za każdym razem, jak na was patrzę, zastanawiam się, czy ty się z nim po prostu nie puściłaś. Powiedz, dobrze ci było? Podobało ci się jak cię pieprzył? Może to dlatego wiecznie go bronisz i nie dopuszczasz do siebie myśli, że... - nie mogłam dłużej znieść jego notorycznego gadania i najnormalniej w świecie uderzyłam go w twarz.
W tym samym momencie, drzwi od domu otworzyły się dość gwałtownie, ukazując w progu postać Justina. Kiedy tylko zobaczył, co właśnie zrobiłam, jego twarz rozświetlił promienny uśmiech.
-No, to mi zdecydowanie poprawiło humor. - zachichotał, wpatrując się w Austina, który trzymał się za piekący policzek. - Dziękuję, Cindy. - szatyn skinął głową w moją stronę, a następnie ściągnął buty i wszedł głębiej do domu. Rzucił na kanapę swoją skórzaną kurtkę, a sam usiadł obok, cały czas przyglądając się nam.
-Czego chcieli od ciebie starzy? - warknął Austin, prawdopodobnie po to, aby przerwać tę niezręczną ciszę. Cały czas jednak spoglądał na mnie podejrzliwie.
-Chcieli spieprzyć mi kilka kolejnych dni. - chłopak odchylił się do tyłu i ułożył ramiona na oparciu kanapy. - Ta suka ma z nami mieszkać przez kilka dni. - westchnął głośno, dając do zrozumienia, że zdecydowanie mu się to nie podoba.
-Naprawdę? - twarz Austina rozświetlił uśmiech. Ja jednak nadal nie wiedziałam, o kim oni oboje mówią.
-Tak, moja kochana siostrzyczka ma się uczyć do egzaminów na studia i rodzice boją się zostawić ją na parę dni samą. Będziesz mógł ją pozsuwać do woli. - wysyczał, kładąc się na poduszkach.
-Człowieku, czy ty nie potrafisz zrozumieć, że ja ją kocham? Jestem zakochany w twojej siostrze i nie chodzi mi tylko o seks. - brunet wyrzucił ręce w powietrze, w wyraźnej frustracji.
-Nazywaj to, jak chcesz. - Justin machnął ręką, wykonując tym samym gest poddania się.
***
Siedziałam na kanapie w salonie, z książką od historii w ręku. Muszę w końcu zacząć chodzić do szkoły i przezwyciężyć strach przed ludźmi. Wiązało się to również z nadrabianiem wszystkich zaległości.
Wpatrywałam się w informacje, zapisane na kolejnych stronach. Czytałam je powoli i dokładnie, jednak nie potrafiłam się skoncentrować i nic z tego nie rozumiałam, więc odłożyłam książkę na szklany stolik i wstałam. Poczułam suchość w ustach, dlatego udałam się do kuchni. Nalałam sobie szklankę soku pomarańczowego i wypiłam ją całą, niemal duszkiem.
Wtedy właśnie usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi. Ruszyłam w stronę wyjścia, aby je otworzyć. Kiedy złapałam za klamkę, moim oczom ukazała się kobieta, koło czterdziestki, i mężczyzna, w podobnym wieku.
-Dzień dobry. - przywitałam się grzecznie. - Państwo są rodzicami Justina? - niemal natychmiast powiązałam ze sobą wszystkie fakty. Szatyn mówił, że jego rodzice mają przywieść wieczorem jego siostrę, dlatego spodziewałam się ich wizyty.
-Tak, witaj, kochanie. Jesteś... dziewczyną naszego syna? - jego mama była bardzo sympatyczną osobą, a uśmiech dosłownie nie schodził z jej ust.
-Nie. - zaśmiałam się cicho. - Jestem siostrą Austina. Zapraszam. - otworzyłam szerzej drzwi, aby małżeństwo mogło wejść do środka. Kiedy odgłosy rozmów rozniosły się w całym domu, w salonie pojawili się chłopaki.
-Dzień dobry. - Austin uśmiechnął się do rodziców swojego przyjaciela. -Jest na zewnątrz? - spytał, prawdopodobnie w odniesieniu do swojej ukochanej, którą już za parę chwil będę miała okazję poznać.
-Tak, walczy ze swoją torbą. - zaśmiała się kobieta.
Brunet niemal natychmiast wyszedł z domu, a Justin w tym czasie podszedł do mnie i objął od tyłu.
-Justin, twoi rodzice pomyślą, że jesteśmy parą. - szepnęłam do chłopaka, zwracając uwagę, w jakiej pozycji się znajdowaliśmy.
-Niech sobie myślą, co tylko chcą. - złożył pocałunek na odkrytej skórze na mojej szyi.
Małżeństwo cały czas przyglądało się nam z zaciekawieniem, ale również z lekką... obawą? Chyba to odczytałam z wyrazów ich twarzy.
-My będziemy się już zbierać. Uważaj na niego. - kobieta posłała mi ostrzegawcze, jak i zatroskane spojrzenie, którego w tamtym momencie nie potrafiłam zrozumieć. Czy ona chciała mi w ten sposób cos powiedzieć? Ostrzec mnie przed własnym synem? Nie wiem...
Kiedy wyszli rodzice Justina, chłopak odwrócił mnie przodem do siebie i bez ostrzeżenia wpił się w moje usta. Byłam zaskoczona, jednak nie odepchnęłam go od siebie. Nie spodziewałam się takiego ruchu, jednak podobało mi się to i nie chciałam przerywać. Zamiast tego, zacisnęłam dłonie na koszulce szatyna na klatce piersiowej i przyciągnęłam go bliżej siebie, aby bardziej poczuć jego wargi na swoich.
Tę chwilę przerwało dopiero głośne kaszlnięcie mojego brata. Niechętnie, jednak szybko oderwałam się od Justina, założyłam kosmyk włosów za ucho i odwróciłam się w stronę głosu bruneta.
-Poznajcie się. Cindy, to jest Jazzy. Jazzy, to moja siostra, Cindy. - kiedy podniosłam wzrok, a moje tęczówki spotkały tęczówki szatynki, doskonale je rozpoznałam.
- Nie sądziłam, że się jeszcze spotkamy, Cindy...

piątek, 16 maja 2014

Rozdział 23...

Tak, jak obiecałam, rozdział dedykuję Weronice ;*

Justin momentalnie objął mnie od tyłu w talii i oparł głowę na moim ramieniu. Ja natomiast w dalszym ciągu wpatrywałam się w kartkę i w żaden sposób nie zareagowałam na jego nagły dotyk.
-Skoro ani ja nie jestem ojcem, ani Austin, to... to może to twój dzieciak, Cindy. - mruknął mi do ucha, a ja dopiero teraz zorientowałam się, że był tak blisko mnie.
-Chyba pamiętałabym, gdybym przez dziewięć długich miesięcy chodziła z brzuchem. - posłałam mu sceptyczne spojrzenie.
-Więc kto jest tym pieprzonym tatusiem? - mój brat wyrzucił ręce w powietrze, a po chwili wplątał palce we włosy.
-Zapewne jakiś wielki szczęściarz. - pogładziłam Lily po policzku, aby zaraz przenieść dłonie na swoją talię, gdzie spoczywały ręce Justina. - Możesz się już ode mnie odsunąć. Wiesz o tym, prawda? - westchnęłam głęboko, przekręcając twarz lekko w prawo i sprawiając tym samym, że nasze usta dzieliło ledwie kilka centymetrów. Wiem, że nie powinnam tego robić, ale mimowolnie przejechałam językiem po wargach, a z jego ust wydobył się cichy jęk. Justin przybliżył swoją twarz do mojej i delikatnie, jakby nieśmiało, musnął moje wargi. Było to zbyt długie, żebym mogła odwzajemnić, jak i zbyt krótkie, abym mogła go od siebie odepchnąć.
-Czy ja wam, kurwa, nie przeszkadzam? - warknął mój brat, więc oboje oderwaliśmy wzrok od swoich tęczówek i spojrzeliśmy na niego. Zdałam sobie sprawę z tego, że Justin pocałował mnie na jego oczach.
-Jesteś idiotą. - szepnęłam, aby tylko szatyn mógł mnie usłyszeć, i odepchnęłam go od siebie.
-Skoro już pytasz, tak, przeszkadzasza. - Justin spojrzał wymownie na Austina, na co ten przeklął go pod nosem.
-Przestańcie się kłócić. - uderzyłam szatyna w klatkę piersiową, z racji tego, że był bliżej mnie. - Powinniśmy zastanowić się, kto jest ojcem Lily. - westchnęłam, przeczesując palcami włosy. - Czy gdzieś obok mieszka chłopak w waszym wieku, ewentualnie parę lat starszy? - chłopaki równocześnie zaprzeczyli głowami. - To nie wiem, może były właściciel domu?
W tym momencie Justin i Austin wymienili porozumiewawcze spojrzenia, na co ja zmarszczyłam brwi. Oboje przenieśli wzrok na mnie i skinęli głowami.
-Przed nami mieszkał tu Danny, ma dwadzieścia siedem lat. Może to faktycznie on jest ojcem. - Austin pokiwał lekko głową, a Justin momentalnie wyjął z kieszeni komórkę.
-Siema, Danny. - zaczął rozmowę, na co ja mimowolnie przewróciłam oczami. Oczywistym było, że chciał jak najszybciej pozbyć się Lily. Nie lubił dzieci i chciał odzyskać spokój, jednak nie było to powodem, żeby tak szybko ją oddawać.
-Masz chwilę czasu? Jeśli tak, to wpadnij do nas, bo mamy do ciebie sprawę. - jeszcze przez chwilę słuchał odpowiedzi chłopaka, po czym rozłączył się, z szerokim uśmiechem na ustach. - Będzie za dziesięć minut, bo akurat jest w pobliżu. - poklepał mnie lekko po kolanie, jednak ja od razu strąciłam jego jego rękę. Mimo że Lily nie była moja, tak się właśnie czułam i chciałabym móc ją przy sobie zatrzymać, a nie oddawać w czyjeś ręce. Nie chciałam również, żeby ta dzidzia wróciła do matki. Podczas kąpieli znalazłam u Lily ślad od papierosa na ramieniu. Byłam zszokowana. Przecież kobiety mają chociaż minimalny instynkt macierzyński. To, co zrobiła matka tego maleństwa jest wręcz chore. Jak można znęcać się nad własnym dzieckiem?
***
Słysząc dzwonek do drzwi, Justin pospiesznie wstał z kanapy i podszedł do drzwi wejściowych. Ja natomiast wzięłam maleńką Lily na ręce i posadziłam na swoich kolanach.
-Przywiązałam się do niej. - mruknęłam do Austina, głaszcząc dziewczynkę po główce.
-Ja też, skarbie. Ale szanowny pan Bieber od razu chce się jej pozbyć. Debil, nawet nie wie, co traci.
Wtedy do salonu wrócił Justin z jakimś chłopakiem. Był dobrze zbudowanym, ciemnym blondynem, mniej więcej wzrostu Justina.
-Siema. - rzucił do Austina, podchpdząc do niego i przybijając z nim piątkę. Następnie przeniósł wzrok na mnie i oblizał powoli wargi. - No, chłopaki, który ma tak piękną dziewczynę? Czy może tu taki... trójkącik tworzycie? - na jego słowa przewróciłam oczami.
-Nie przesadzaj, stary. To moja siostra. - mruknął Austin, opierając się o swoje kolana.
-Więc tylko Bieber ma dobrze. - zaśmiał się, co uczynił również Justin.
-Sugerujesz coś? - uniosłam brwi, przenosząc na niego wzrok. Chociaż go nie znałam, już zaczął mnie denerwować.
-Ależ skąd, skarbie. - uniósł ręce w geście obronnym, jednak na jego ustach nadal panował uśmieszek.
Z głośnym westchnieniem wstałam z kanapy i, z Lily na rękach, podeszłam do mężczyzny. Wystawiłam ręce z dziewczynką przed siebie i przyjrzałam się uważnie jej, a następnie chłopakowi.
-Powiedz, lubisz dzieci? - spytałam powoli, obserwując jego reakcję.
-A czemu pytasz? - zmarszczył brwi, zakładając ręce na piersi.
-Ponieważ może być to twoja córka. - powiedziałam wprost, posyłając mu słodki uśmiech.
Chłopak zakrztusił się własną śliną i spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Następnie przeniósł wzrok na Lily i przyglądał jej się przez kilka chwil.
-O co tu chodzi, bo nic z tego nie rozumiem. - podrapał się z zakłopotaniem po karku.
-Sypiasz z każdą panienką czy tylko ze swoją dziewczyną? - spytał Justin, prosto z mostu.
-Nie jestem dziwkarzem, w przeciwieństwie do was. - posłał chłopakom znaczące spojrzenia. - Tak, sypiam tylko ze swoją dziewczyną.
-A więc dzwoń do swojej dziewczyny sprzed roku i zapytaj, czy przypadkiem nie zostałeś ojcem.
-Kim, kurwa, nie zostałem!? - krzyknął, przez co Lily zaczęła płakać. Przytuliłam ją do swojej klatki piersiowej, posyłając sceptyczne spojrzenie chłopakowi.
-Nie wrzeszcz tak, wystraszyłeś ją. - mruknęłam, z powrotem siadając na kanapie. Po chwili głaskania Lily po główce, uspokoiła się, a jej powieki powoli opadały.
W tym czasie Danny zadzwonił do swojej byłej dziewczyny. Kłócił się z nią przez chwilę, aż w końcu, z głośnym westchnieniem, zakończył połączenie i przeczesał palcami włosy.
-Ta idiotka myślała, że nadal tu mieszkam. Powiedziała mi, że mam półroczną córeczkę Lily i że teraz ja mam się nią zajmować. - usiadł obok mnie na kanapie, spoglądając z lekkim zaciekawieniem na dziewczynkę. Uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie i ostrożnie podałam mu aniołka. Wziął ją na ręce i posadził na swoich kolanach, a na jego ustach mimowolnie zakwitł uśmiech.
-Czyli to mój dzieciak? - spytał, nie odrywając wzroku od tęczówek Lily.
-Na to wygląda. - przytaknęłam, głaszcząc dziewczynkę po policzku. - Odpowiedz mi teraz. Lubisz dzieci? - musiałam to wiedzieć, zanim pozwolę mu zabrać moją kruszynkę.
-Tak, kocham dzieci. Zawsze marzyłem o córeczce, a teraz, kiedy już ją mam, nie mogę w to uwierzyć. - westchnął cicho, przytulając do siebie Lily, która delikatnie zacisnęła piąstki na jego koszulce.
-Skoro wiem już, że lubisz dzieci, to, z bólem serca, ale mogę oddać ci ją. - westchnęłam głośno, poklepując chłopaka po ramieniu. - Pójdę spakować jej rzeczy...
***
Siedziałam na kanapie, z kolanami przyciągniętymi do klatki piersiowej. Czułam w sercu lekką pustkę, kiedy Danny zabrał Lily. Przez ten krótki czas przywiązałam się do niej i nie chciałam jej oddawać, ale nie miałam do niej żadnych praw, dlatego nie mogłam się przeciwstawić.
Wtedy poczułam, jak ktoś otarł kciukiem łzę z mojego policzka. Przyłożyłam do niego opuszki palców i faktycznie poczułam, że jest lekko wilgotny.
-Nie płacz, malutka. Trafiła do swojego ojca, a Danny jest odpowiedzialnym facetem. Nie musisz się o nią bać. - Justin objął mnie ramieniem i usiadł bliżej.
-Nie boję się o nią, tylko po prostu tęsknię. - wyszeptałam, opierając głowę na jego ramieniu.
-To przestań tęsknić. Nie potrzebnie się do niej przywiązywałaś. - może i słowa Justina były dość ostre, to właśnie takich w tym momencie potrzebowałam. Chciałam, żeby ktoś porządnie mną potrząsnął, abym mogła iść przed siebie, a nie stać w miejscu, tak, jak robiłam to teraz.
W tym momencie usłyszeliśmy na schodach kroki, a do salonu wszedł Austin. Ubrany był w czarne, opuszczone w kroku, spodnie i czarną koszulę, której ostatnie guziki były odpięte, ukazując krzyżyk na szyi. Wyglądał niesamowicie przystojnie. Aż zazdroszczę siostrze Justina. Mam nadzieję, że nie zrani mojego brata, bo on na to nie zasługuje.
-Dobra, w takim razie będę... jutro. - wzruszył ramionami, posyłając szatynowi znaczące i lekko rozbawione spojrzenie. Ten jedynie zaklął cicho pod nosem i zacisnął mocniej pięści, lecz nie poruszył się.
-Widzę, że moi rodzice gdzieś wychodzą, co? Bo ostrzegam, jeśli będziesz ją posuwał tutaj, nie ręczę za siebie. Ja i Cindy chcemy SPOKOJNIE przespać tę noc, a nie wysłuchiwać waszych jęków.
-Nie martw się, twoi rodzice mi ufają i wierzą, że dobrze zaopiekuję się ich córeczką. A uwierz, dobrze się nią zaopiekuję. - poklepał szatyna po plecach, wychodząc z salonu do przedpokoju. - Tylko macie być tutaj grzeczni! Założyłem kamery! - krzyknął, otwierając drzwi.
-To pójdziemy do twojej sypialni! Tam chyba podglądu nie masz! - odegrał się Justin, a już po chwili głowa Austina wysunęła się do salonu.
-Zabiję cię, Bieber, ale teraz mi się spieszy. Żegnam. - wystawił mu środkowy palec, po czym zniknął za drzwiami.
Zachichotałam pod nosem, układając się wygodnie na kanapie, przy czym nogi ułożyłam na kolanach Justina. Chłopak zaczął je delikatnie gładzić, a ja przymknęłam powieki, czując jego wzrok na sobie.
-Austin kocha twoją siostrę, prawda? - spytałam, aby przerwać ciszę. Nie była ona niezręczna, jednak nie była również komfortowa.
-Głupi jest to się zakochał. - szatyn wzruszył ramionami, jakby w ogóle go to nie obchodziło.
-Uważasz, że miłość jest "głupia"? - zacytowałam, unosząc wysoko brwi. - Byłeś w ogóle kiedyś zakochany?
-Tak, byłem, ale nie chcę o tym rozmawiać, Cindy. - mruknął pod nosem, drapiąc się z zakłopotaniem po karku.
-Rozumiem i nie nalegam. - uśmiechnęłam się do niego szczerze.
Między nami po raz kolejny zapanowała cisza. Tym razem jednak bardziej komfortowa. Po paru chwilach wpatrywania się w ścianę, poczułam, jak wzrok Justina wypala dziurę w mojej twarzy.
-Co? - spytałam automatycznie, spoglądając na niego.
-Chodź, idziemy popływać. - złapał mnie za rękę i wstał z kanapy, chcąc pociągnąć mnie za sobą.
-Nigdzie z tobą nie idę. - westchnęłam, drugą rękę przeczesując włosy. - Nie mam zamiaru przebywać w twoim towarzystwie w stroju kąpielowym, Justin. - dodałam, spoglądając na niego sceptycznie.
Justin jednak zignorował moje słowa i wziął mnie na ręce, jak pan młody pannę młodą. Pisnęłam cicho, w momencie, kiedy moje ciało oderwało się od kanapy. Chłopak skierował się razem ze mną na górę i wniósł mnie do mojej sypialni, a następnie do łazienki. Kiedy posadził mnie na kafelkowym murku, wyszedł z pomieszczenia, a po chwili wrócił, trzymając mój strój kąpielowy w dłoniach.
-Przebieraj się malutka, spotykamy się przy basenie. - zaklaskał w dłonie, po czym wyszedł z łazienki, zamykając za sobą drzwi.
***Oczami Justina***
W samych kąpielówkach, wyszedłem przez drzwi tarasowe na dwór, do ogrodu, w którym mieścił się basen. Postawiłem butelkę whisky na ziemi, a następnie, nie czekając na nic więcej, wskoczyłem do wody, wypływając z niej po chwili. Kiedy zaczesałem mokre włosy do tyłu, zobaczyłem, jak przez drzwi tarasowe wyszła Cindy. Oprócz stroju miała na sobie moją bluzę ze zbyt długimi rękawami. Sięgała jej za tyłeczek, częściowo zakrywając jej uda.
-No skarbie, masz zamiar pływać w mojej bluzie? - podpłynąłem do brzegu basenu i opatłem się o niego przedramionami.
-Tak, mam taki zamiar. - wypięła do mnie język, podchodząc bliżej.
-No proszę cię, kotek, przecież będę grzeczny. - wydąłem dolną wargę, łapiąc jej dłonie w swoje, kiedy usiadła przy brzegu.
-Ty i grzeczny. Tak, chyba w snach. - prychnęła cicho, roztrzepując moje włosy.
-Kochanie, w snach akurat jestem bardzo niegrzeczny. - szepnąłem, unosząc się na rękach i sprawiając, że nasze twarze zbliżyły się do siebie.
Szatynka westchnęła głośno, po czym odepchnęła mnie od siebie. Ponownie zanurzyłem się w wodzie, a kiedy wypłynąłem na powierzchnię, Cindy chwyciła krańce mojej bluzy i zaczęła powoli zdejmować ją z siebie. Oblizałem wargi, przyglądając się jej, w połowie nagiemu, ciału. Właśnie ten widok chciałem zobaczyć, odkąd ją poznałem. Wiedziałem, że ma doskonałe ciało, jednak nigdy nie dane było mi go zobaczyć w całości. Dzisiaj w końcu Cindy zdecydowała się je pokazać. I mogę przysiąc, że jest to najlepszy widok na świecie. Bikini idealnie opinało się na jej piersiach i tyłeczku, sprawiając, że miałem na nią jeszcze większą ochotę. Ta dziewczyna była po prostu ideałem każdego mężczyzny. W tym oczywiście moim.
-Pięknie wyglądasz. - westchnąłem, kiedy szatynka zsunęła się z krawędzi basenu do wody, wynurzyła się i odrzuciła z twarzy mokre włosy.
-Tsa. - mruknęła, kładąc się na wodzie. Podpłynąłem do niej i ułożyłem dłonie pod jej pkeckami. W pierwszym momencie wzdrygnęła się na kontakt moich chłodnych rąk z jej skórą, jednak po chwili rozluźniła mięśnie i poddała się mojemu dotykowi. Sunąłem delikatnie po jej pleckach, a ona przymknęła powieki, oddychając spokojnie i miarowo. Chwilę później jedną dłoń ułożyłem na jej brzuchu i zacząłem na nim kreślić niewidzialne wzorki. Mój wzrok jednak cały czas uciekał wyżej, na jej piersi, osłonięte jedynie skąpym strojem. Miałem ogromną ochotę objąć je dłońmi, ale wiedziałem, że wystraszyłbym wtedy Cindy. Nieświadomie zacząłem sunąć opuszkami palców coraz wyżej, po jej żebrach, aż w końcu dotarłem do boków piersi. Kiedy szatynka poczuła, gdzie znajdują się moje ręce, zamarła. Szybko zanurzyła się w wodzie i wypłynęła dopiero przy brzegu basenu. Ledwo zauważalnie przewróciłem oczami i przeczesałem palcami włosy. Zanim szesnastolatka zdążyła uciec, podpłynąłem do niej, złapałem od tyłu za biodra, obróciłem przodem do siebie i przyparłem do ściany w basenie. Widziałem, jak jej klatka piersiowa poruszała się szybko, a jej serduszko biło zdecydowanie w zbyt szybkim tempie.
-Nie chcę cię skrzywdzić, Cindy. Zrobiłem to... przez przypadek. Nie bój się mnie. - pogładziłem ją po policzku, cały czas stojąc tak, że nasze niemalże nagie ciała, stykały się.
Kiedy dziewczyna nic nie odpowiedziała, pochyliłem się lekko, jednocześnie unosząc jej główkę, i złączyłem nasze wargi. Cindy na początku nieśmiało odwzajemniała pocałunek, lecz ja nie chciałem tego przerywać. Uniosłem jej dłonie i ułożyłem na swoich ramionach, a sam objąłem ją w talii. Chwilę później zsunąłem ręce na jej uda i uniosłem jej ciałko na wysokość swoich bioder. Dziewczyna oplątała mnie dookoła nogami, wplątując palce w moje włosy. Przechyliła lekko głowę, a ja wtedy przygryzłem jej dolną wargę. Szatynka pisnęła cicho w moje usta, więc ponownie wykorzystałem okazję i wślizgnąłem się językiem do jej ust. Czułem, jak dziewczyna szarpie lekko za moje włosy, co jeszcze bardziej mnie podniecało. Samo patrzenie na nią w takim stroju, groziło pobudzeniem mojego kolegi. I nie wspomnę nawet o tym, że w tym momencie nasze miejsca inntymne ocierały się o siebie.
I nagle wszystko zostało przerwane, kiedy od strony wejścia do ogrodu dało się słyszeć gwizdy. Oderwaliśmy się od siebie momentalnie i spojrzeliśmy w kierunku źródła dźwięku. Naszym oczom ukazała się grupa moich kumpli. Momentalnie przekląłem pod nosem. To nie tak, że ich nie lubiłem. Po prostu nie miałem ochoty się teraz z nimi widzieć. I, nie ukrywajmy, miałem jakieś minimalne nadzieje, że wyląduję z Cindy w łóżku. Zrobiła się już odważniejsza i istaniała szansa, że oddałaby mi się, dzisiaj, kiedy Austina nie ma przez całą noc.
-No stary, nie chcieliśmy przeszkadzać. - pierwszy z chłopaków uniósł ręce w geście obronnym, siadając na drewnianym, tarasowym krześle.
-Ale, jak widzisz, przeszkadzasz. - posłałem mu przesłodzony uśmiech, kiedy Cindy zsunęła się ze mnie.
Razem wyszliśmy z basenu, a kiedy chciałem przyciągnąć do siebie szatynkę, ona jedynie ułożyła dłonie na moich barkach i stanęła na palcach.
-Idę się ubrać. - szepnęła mi do ucha, przygryzając jego płatek. Jęknąłem cicho, i z przyjemności, i w niezadowoleniu, ponieważ już za chwilkę jej ciałko nie będzie prawie że nagie. Kiedy odchodziła, zdążyłem jeszcze przejechać dłonią po dolnej partii jej pleców, lecz już po chwili zniknęła z zasięgu mojego wzroku.
-Stary, kto to był? - spytał zszokowany Mike, otwierając szeroko oczy.
-Niezłą suczkę sobie znalazłeś. - zagwizdał Matt, poklepując mnie po mokrych plecach, a jego wzrok powędrował do salonu, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowała się szatynka.
-Gdybyś powiedział to przy Austinie, już dawno oberwałbyś w mordę. - pokręciłem lekko głową, biorąc do ręki ręcznik i wycierając w niego włosy.
-To była jego siostra? Cholera, nigdy nie chwalił się, że ma taką ślicznotkę.
-Fajne tutaj układy macie. Austin obraca twoją siostrę, a ty jego. No, to rozumiem. - wszyscy równocześnie parsknęli śmiechem.
-Skończ już. Nie sypiam z Cindy. - przewróciłem oczami, wsuwając na siebie spodenki przed kolana. - Ona nie daje się nawet dotknąć.
-Zaraz... Ona ma na imię Cindy...? - od samego początku zwróciłem uwagę, że Jake zachowywał się jakoś dziwnie, inaczej.
-Tak, a czemu pytasz? - odsunąłem ręcznik od twarzy marszcząc brwi.
Wtedy właśnie na tarasie pojawiła się, ubrana już, Cindy. W momencie, kiedy jej wzrok padł na Jake'a, zaczęła się minimalnie trząść, a ja mógłbym przysiąc, że pod jej powiekami zebrały się łzy. Nie zwracając uwagi na kumpli, podszedłem do dziewczyny i objąłem jej ciałko ramionami. Cindy ułożyła dłonie na moich barkach i wtuliła się we mnie, łkając cicho.
-Skarbie, co się dzieje? - szepnąłem jej do ucha, aby tylko ona mogła mnie usłyszeć.
-Justin, on... Ten chłopak mnie zgwałcił... - wychlipała, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi. Spiąłem każdy mięsień w moim ciele, kiedy usłyszałem jej słowa.
-Malutka, który? - zacisnąłem zęby, aby przypadkiem nie warczeć.
-Ten brunet, wysoki, z tatuażami na rękach. - Cindy cała drżała, kiedy głaskałem ją delikatnie po plecach, aby ją uspokoić.
-Jake? - musiałem się upewnić. Przed szatynką grałem spokojnego, jednak w środku wrzałem ze złości.
-Tak. - tyle mi wystarczyło. Odsunąłem się od szesnastolatki i, z zaciśniętymi pięściami oraz szczęką, ruszyłem w kierunku bruneta.
-Ty chuju! - wrzasnąłem, wymierzając pierwsze uderzenie w jego szczękę. Chłopak zachwiał się lekko, jednak po chwili odzyskał równowagę.
-O co ci, kurwa, chodzi!? - krzyknął, wyrzucając ręce w powietrze.
-O co mi, kurwa, chodzi!? Może o to, że gwałcisz niewinne piętnastolatki, co!? - ryknąłem i, podchodząc do niego, kopnąłem go z kolana w krocze. Nie miałem żadnych oporów przed tym. Jake zgiął się w pół, układając ręce na swoim przyrodzeniu. Wiedziałem, że był to cios poniżej pasa, i dosłownie, i w przenośni, jednak właśnie na to zasługiwał.
-Od kiedy cię obchodzi, czy posuwam jakąś małolatę czy nie!? Jesteś nienormalny! Zajmij się swoim życiem!
-Ja pierdole! Nie obchodzi mnie, kogo pieprzysz, ale ty ją zgwałciłeś, skurwysynie! - spojrzałem przelotnie na Cindy, więc również wzrok moich kumpli powędrował w tamtym kierunku.
-Co? - spytali równocześnie reszta chłopaków.
-Właśnie to. Wasz kochany kumpel zgwałcił siostrę Austina! Bezbronną piętnastolatkę. - Cindy dopiero niedawno skończyła szesnaście lat, więc ten sukinsyn wykorzystał ją, kiedy miała jeszcze piętnaście.
-A masz z tym jakiś problem? - warknął Jake, kiedy uderzyłem go z pięści w brzuch.
-Tak, kurwa, mam! A teraz wypierdalaj stąd, zanim połamię ci wszystkie kości, gnoju. - już miałem się na niego rzucić, jednak kumple złapali mnie za ramiona, abym nie mógł nic zrobić.
Jake prychnął pod nosem i, posyłając jedno, jedyne, kpiące spojrzenie Cindy, wyszedł z posesji domu. Wyrwałem się z uścisku chłopaków i podszedłem do tej drobnej szatynki, obejmując ją ramionami.
-Spokojnie, kochanie. Już nikt cię nigdy nie skrzywdzi...
~*~
Przepraszam, że tak długo bie dodawałam, ale mam problemy z pisaniem, brak chęci, taki kryzys. Mam nadzieję, że to szybko minie.
Zapraszam Was na mojego aska:
ask.fm/Paulaaa962
Kocham Was i do następnego ;*

czwartek, 8 maja 2014

Rozdział 22...

Obudziłam się rano, czując, jak ktoś bawi się moimi włosami. Otworzyłam powoli jedną, a potem drugą powiekę, widząc, leżącą obok, maleńką Lily. Mimowolnie na moje usta wkradł się uśmiech. Odkryłam lekko kołdrę i oparłam się na jedyn łokciu, spoglądając na dziewczynkę. Była taka śliczna i taka delikatna. Wyglądała, jak maleńki aniołek. Brakowało jej jedynie skrzydeł.
-Dzień dobry, słoneczko. - pogładziłam ją po po policzku, na co ona zaśmiała się cichutko. Złożyłam delikatny pocałunek na jej czółku, po czym wstałam z łóżka. Założyłam na siebie krótkie, dresowe spodenki i wzięłam Lily na ręce, wychodząc razem z nią z pokoju.
Chwilę później znalazłam się w salonie. Kiedy tylko spojrzałam na kanapę, stanęłam nagle, a do mojej głowy powróciły wspomnienia z poprzedniej nocy. To była krótka chwila. Moment, w którym nie kontrolowałam siebie i swojego ciała. Ja nawet tego nie chciałam. Nie wiem, dlaczego dopuściłam, żeby między nami doszło do takiego zbliżenia. Kiedy teraz o tym myślę, źle się z tym czuję.
-Hej. - podeszłam do Austina, stojącego przy blacie w kuchni, i musnęłam jego policzek, podtrzymując ciałko Lily jedną ręką.
-Cześć, siostrzyczko. - uśmiechnął się do mnie, głaszcząc mnie po plecach. - Jak się spało? - skierował to pytanie, zarówno do mnie, jak i do naszego słodkiego aniołka.
-Bardzo dobrze. - odparłam radośnie, pomijając fakt, że w nocy Justin doprowadził mnie do orgazmu.
Potrząsnęłam głową, aby pozbyć się tej myśli. Fakt, że to, co stało się między nami, w ogóle miało miejsce, krępował mnie.
-Daj mi małą, pójdę ją nakarmić. - moje przemyślenia przerwał Austin, który objął Lily dłońmi w pasie i wziął ją na ręce. Następnie zabrał z blatu butelkę z mlekiem i wrócił do salonu.
Ja w tym czasie poprawiłam spodenki i podeszłam do lodówki. Otworzyłam ją i nachyliłam się lekko, aby znaleźć w środku jakiś jogurt, który mogłabym zjeść na śniadanie. Już miałam wyjąć jeden brzoskwiniowy, kiedy nagle poczułam duże dłonie na swoich biodrach i czyjeś krocze, zetknięte z moim tyłkiem.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym cię teraz wziąć od tyłu. - mruknął pod nosem, powoli wsuwając dłonie pod moją koszulkę.
Przestraszyła mnie jego pewność siebie i nachalność. Mimo że wiedziałam, jak na niego działam, zawsze starał się kontrolować i nie robił niczego wbrew mojej woli, nie licząc zdarzenia, kiedy był pijany.
-Odsuń się ode mnie, Justin. - wydukałam, prostując się i zamykając drzwi od lodówki, jednak nadal stałam tyłem do niego.
-Wiem, że tego chcesz, maleńka. Nie musisz się wstydzić. - przysunął mnie jeszcze bliżej siebie, szepcząc mi do ucha.
-Nie, Justin. Nie dotykaj mnie. - szarpnęłam ramionami, tak, że udało mi się wyrwać z jego uscisku.
Już kierowałam się do wyjścia z kuchni, kiedy poczułam, jak szatyn złapał mnie za nadgarstek i popchnął lekko na ścianę, a następnie splątał razem nasze palce, stając bardzo blisko mnie.
-Nawet nie zaprzeczaj, że nie podobało ci się to, co zrobiliśmy w nocy. - wyszeptał mi do ucha, całując skórę przy nim. W międzyczasie, jedna z jego dłoni wylądowała na moim tyłku, ściskając go lekko. Wystraszyłam się. Justin był zdecydowanie zbyt nachalny. Nie chciałam, żeby mnie obmacywał, bo dzisiaj robił to wbrew mojej woli.
-Justin, puść mnie. - mruknęłam, z lekką paniką w głosie.
On zamiast tego jeszcze mocniej naparł na moje ciało, a dłoń przeniósł na moje uda, przy krańcach spodenek. Zaczął ją wsuwać pod materiał krótkich, dresowych spodenek, opuszkami palców muskając moją koronkową bieliznę.
-Co ty robisz, zostaw mnie! - uniosłam lekko głos, jednak nie był to jeszcze krzyk.
-Nie opieraj się, skarbie, a będzie nam przyjemniej. Poza tym, po tym, co robiłaś wczoraj, dobrze wiem, że chcesz tego, tak samo, jak ja. - zaczął składać pocałunki na mojej szyi. Co gorsza, jego druga dłoń wylądowała na moich piersiach. Wtedy właśnie spięłam wszystkie mięśnie, a moim ciałem ogarnął strach.
-Nie dotykaj mnie! - pisnęłam, starając się wyrwać, jednak na niego to nie zadziałało. Spod moich powiek zaczęły wypływać łzy, które spływały po moich policzkach. I sama nie wiem, co bym zrobiła, gdyby w tym momencie do kuchni nie wszedł Austin. Wykorzystując chwilę nieuwagi Justina, odepchnęłam go od siebie i szybko podeszłam do brat, który delikatnie objął mnie ramionami i pocałował w głowę.
-Nie dotykaj jej, zboczeńcu. - warknął, głaszcząc mnie po plecach.
Justin jedynie prychnął cicho pod nosem, po czym wsunął dłonie do kieszeni, nisko opuszczonych, dresów i skierował się w stronę wyjścia z kuchni. Zanim jednak przeszedł do salonu, zatrzymał się przede mną, a na jego ustach powstał kpiący uśmieszek.
-Jeśli tak zachowywałaś się w stosunku do tych wszystkich facetów, nie dziw się, źe brali siłą to, co im się należało. - puścił do mnie oczko, a następnie wyszedł z kuchni.
Wybuchnęłam głośnym płaczem, odwracając się przodem do Austina i wtulając się w jego klatkę piersiową. Czułam się... strasznie. Jak brudna, nic nie warta dziwka, którą każdy może pomiatać i którą najdrobniejsze słowa potrafią doprowadzić do płaczu.
-Cichutko, kochanie. Nie płacz, nie warto. - wplątał palce w moje włosy i przytulił moją twarz do swojej klatki piersiowej. Zaczął składać delikatne pocałunki na moim czole, głaszcząc mnie po plecach. - Miałem zamiar przejść się z Lily na spacer. Idziesz z nami? - spytał, kiedy odsunął się ode mnie, nadal trzymając jedną z moich dłoni i kreśląc na niej wzorki.
-Przepraszam, odechciało mi się. Pójdę się położyć. - mruknęłam cicho, posyłając mu blady uśmiech. Ostatni raz pogładziłam go po ramieniu i wyszłam z kuchni, zgarniając wszystkie włosy na jedną stronę. W salonie, na kanapie, siedział Justin, wpatrując się w ekran telewizora. Kiedy jednak weszłam do pomieszczenia, przeniósł wzrok na mnie i oblizał powoli wargi, mierząc dokładnie moje ciało. Po tym, co się stało, nie chciałam na niego patrzeć. Czułam pewnego rodzaju strach, ponieważ wiedziałam, że po tym, co stało się w nocy, będzie liczył na więcej, a ja nie miałam najmniejszego zamiaru się w to zagłębiać i iść dalej. Nie powinnam w ogóle do tego dopuścić i odepchnąć go w najbardziej odpowiednim momencie.
Weszłam po schodach na górę i zamknęłam się w swoim pokoju. Od razu wyjęłam z szuflady pamiętnik i wróciłam do łóżka, zagrzebując się w kołdrze.
"Drogi pamiętniku. Dawno nie pisałam, a od tego czasu moje życie zaczęło się zmieniać. Zmieniać na lepsze. Chyba. Nie pokoi mnie tylko on. Wczoraj zrobiłam z nim coś, do czego nie powinnam dopuścić. Teraz źle się z tym czuję. Nie powinnam mu pozwalać, aby mnie dotykał, całował. Jednak to nie bolało, a wręcz przeciwnie, bylo przyjemne. Wiedziałam jednak, że to za dużo, a mimo wszystko nie przerwałam. Dzisiaj rano on liczył na więcej, a ja nie miałam zamiaru mu tego dać. Jest zbyt nachalny. Nie chcę, żeby taki był. Nie chcę, bo wtedy znowu zaczynam się bać..."
Jeszcze parę minut leżałam w łóżku, kiedy postanowiłam zejść na dół i zjeść śniadanie, o które dopominał się mój żołądek. Wstałam z materaca i udałam się w stronę drzwi, wychodząc przez nie na korytarz. Zeszłam do salonu i niemal natychmiast tego pożałowałam, kiedy zobaczyłam Justina, siedzącego na kanapie. Od dzisiejszego ranka na prawdę się go bałam. Cholera, przecież gdyby Austin nie wszedł wtedy do kuchni, siłą zmusiłby mnie do tego, żebym z nim współżyła. Zaczynam powoli wierzyć w słowa brata, który ostrzegał mnie przed tą złą stroną Justina. Faktycznie, sto razy bardziej wolałam, kiedy był taki miły, żeby nie powiedzieć kochany. Przecież widziałam, jak się o mnie troszczył. Jak zamartwiał się, gdy byłam smutna. A może robił to wszystko w masce uczciwego człowieka, a jego zamiary były całkiem inne?
Kiedy przeszłam obok kanapy, na której siedział, zadrżałam lekko, czując jego wzrok, wodzący po moim ciele. Tak bardzo chciałam odwrócić się i wykrzyczeć mu w twarz, żeby tak na mnie nie patrzył, jednak powstrzymałam się. Nie chciałam z nim zadzierać, ponieważ mogłoby się to dla mnie źle skończyć, zwłaszcza teraz, kiedy nie ma przy nas Austina.
-Możesz przestać się tak na mnie gapić? - warknęłam, kiedy czułam, że jego wzrok nie opuścił mojego ciała. Już nie starałam się grać miłej i powoli wychodziła ze mnie ta gorsza strona.
-A przeszkadza ci to? - zakpił, wybijając jakiś rytm na swoich kolanach.
-Tak, przeszkadza. - powoli odwróciłam się w jego stronę, zakładając ręce na piersi i opierając się plecami o blat.
-Więc może jeszcze bardziej się rozbierz, to na pewno przestanę patrzeć. - ułożył się wygodnie na kanapie, przenosząc ręce za głowę.
-O co ci chodzi? - zmarszczyłam brwi, uginając jedną nogę w kolanie i opierając ją o metalową rurę, która z jednej strony przymocowana była do podłogi, a z drugiej do dołu blatu,
-Oczywiście, jeszcze te twoje seksowne pozycje. - mruknął pod nosem, przez co poczułam się jeszcze bardziej zdezorientowana. - Kurwa, Cindy, ty jesteś głupia czy taką udajesz.
-Czy ty się dobrze czujesz? - wyrzuciłam w powietrze ręce, patrząc na niego w szoku.
-A czy ty się dobrze czujesz? Najpierw prawie dajesz mi dupy na kanapie w salonie, a dzisiaj rano, kiedy cię dotknąłem, ty już panikujesz, jakbym chciał cię zgwałcić! - tym razem to on wyrzucił dłonie w górę, podnosząc głos. Zadrżałam lekko, jednak nie chciałam pokazywać przed nim strachu.
-Tylko mnie dotknąłeś!? Człowieku, a co miał oznaczać tekst "Chętnie wziąłbym cię od tyłu"!? Przepraszam, jeśli czegoś nie zrozumiałam, ale dla mnie brzmiało to, jak propozycja erotyczna, Justin. Więc nie mów mi, że jestem głupia, zanim sam nie przemyślisz swoich słów.
-Cindy, Cindy, Cindy... - zacmokał w powietrzu, przygryzając dolną wargę. - Jakoś w nocy nie przeszkadzało ci, kiedy zrobiłem ci dobrze, co skarbie? Nie przypominam sobie, żebyś wtedy braciszka wołała i udawała biedną, zapłakaną dziewczynkę. A poza tym, kogo ty chcesz oszukać? Chyba tylko Austina, który wierzy w każde twoje słówko. Popatrz na siebie, udajesz wielką cnotkę, a ubierasz się tak, jakbyś prosiła, żeby ktoś cię przeleciał. Sam, za każdym razem, kiedy na ciebie patrzę, mam wielką ochotę cię wyruchać.
-Słucham!? - krzyknęłam, nie wierząc własnym uszom. - Czy ty się na pewno dobrze czujesz? Słyszysz sam siebie?
-Wiesz, co to znaczy dla feceta, codziennie oglądać półnagą szesnastolatkę? Wiesz, co to znaczy dla mojego chuja!? - gwałtownie wstał z łóżka i podszedł do mnie. Zadrżałam, kiedy jego ciało zaczęło stykać się z moim. Chłopak oparł się na rękach o blat, po obu stronach mojego ciała, tworząc "pułapkę" dookoła mnie.
-Czyli mam się ubierać jak zakonnica, żeby tobie nie stanął, tak? Jesteś idiotą, Justin. Po prostu chorym psychicznie... - nie dał mi dokończyć, ponieważ wtedy właśnie poczułam pieczenie na lewym policzku. Moje włosy zakryły twarz, a ja czulam na ramieniu przyspieszony oddech szatyna.
-Nie takim tonem, suko. - warknął cicho, sięgając po moją dłoń. Następnie zsunął ją niżej i ułożył na swoim, lekko nabrzmiałym, kroczu.
-Na co ty, kurwa, liczysz!? Że ci tutaj obciągnę? Czy wskoczę ci do łóżka, jak każda inna laska? Wyobraź sobie, że ja taka nie jestem. Mam do siebie szacunek, a to życie zrobiło ze mnie tego, kogo zrobiło.
-Ja ci chciałem jeynie uświadomić, że twoje seksowne kręcenie tyłeczkiem i brak stanika wcale mi nie pomaga. Więc jeśli nie chcesz mi z tym pomóc... - pobownie przycisnął moją dłoń do swojego przyrodzenia. - Lepiej coś z sobą zrób.
-Nie będę wykonywać twoich poleceń. Nie jesteś moim ojcem, żebyś mógł mi rozkazywać.
-Z tego co wiem, tatusiowi też nie byłaś posłuszna i wiele razy cię za to bił i obmacywał, mam rację? - tym przegiął. Słowa o moim ojcu wywołały łzy, tworzące się pod moimi powiekami.
Wtedy właśnie Justin jeszcze bardziej zbliżył się do mnie, ułożył dwa palce pod moją brodą i wpił się w moje usta. Byłam niesamowicie zaskoczona, jak i obrzydzona jego gestem. Chciałam odwrócić głowę w drugą stronę, jednak wtedy on mocniej docisnął swoje ciało do mnie, a także moją dłoń do swojego krocza. Chciał mi przez to pokazać, że lepiej byłoby dla mnie, abym zaczęła odwzajemniać pocałuek. Ze łzami, spływającymi po policzkach, poruszyłam niepewnie wargami, wczuwając się w jego rytm.
-Grzeczna dziewczynka... - kiedy oderwał swoje usta od moich, pogłaskał mnie po policzku, puścił do mnie oczko i tak po prostu wyszedł z salonu, wchodząc do łazienki.
Cała roztrzęsiona, usiadłam na jednym z wysokich krzeseł kuchennych. W mgnieniu oka odechciało mi się jeść. Po tym, co przed chwilą się tutaj wydarzyło, spojrzałam na Justina z całkiem innej perspektywy. Najgorszy był fakt, że on mnie uderzył. Uderzył mnie. Czy to przed tym chciał mnie uchronić Austin? Przed jego nagłymi zmianami nastrojów?
Podskoczyłam nagle na krześle, kiedy z łazienki doszedł do mnie głośny jęk. Najpierw nie wiedziałam, co się dzieje, jednak dopiero po chwili doszło do mnie, że Justin robił mi to na złość. On właśnie teraz, w tym momencie sobie... Sami wiecie, co. Wiedziałam, że jęczał tak głośno jedynie po to, aby mnie zdenerwować. Cóż, udało mu się to.
-Zamknij mordę! - krzyknęłam, nie wstając ze swojego miejsca.
-Zawsze możesz się dołączyć, skarbie! - odkrzyknął, kląc głośno.
Objęłam swoją głowę ramionami, aby zasłonić uszy, jednak te okropne dźwięki nadal do mnie docierały. Pospiesznie zsunęłam się z krzesła i udałam się w stronę schodów.
-Zboczeniec! - na odchodne uderzyłam dłonią o drzwi, po czym pobiegłam na górę, do swojego pokoju. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i niemal natychmiast rzuciłam się na łóżko, zagrzebując ciało w kołdrze.
Nie dane mi było jednak poleżeć w spokoju, ponieważ już po chwili usłyszałam dźwięk telefonu, informujący o nowej wiadomości. Sięgnęłam po komórkę, która leżała na szfce nocnej, i odblokowałam ją.
"Zejdź na dół, niunia. Smutno mi tu samemu. J."
Nie musiałam w ogóle myśleć, aby odgadnąć, kto był nadawcą tego sms'a. Ten człowiek na prawdę jest chory.  Najpierw mnie bije i obraża, a teraz wierzy w to, że będę dotrzymywać mu towarzystwa. Miał okropnie zmienny charakter, który budził wręcz strach.
"Pierdol się."
Wysłałam Justinowi odpowiedź i odrzuciłam telefon w kąt. Następnie zatopiłam twarz w poduszce, nakrywając się kołdrą.
Po chwili jednak, usłyszałam głośne kroki na schodach. Drzwi od mojego pokoju otworzyły się gwałtownie, a w progu stanął, uśmiechnięty od ucha do ucha, Justin.
-Jestem chętny zawsze i wszędzie. - ukłonił się nisko. - I żeby nie było, tym razem to ty składasz mi propozycje seksualne. - potrząsnął telefonem, na którym widniał mój ostatni sms.
-Idź stąd, grzecznie proszę. Chcę zostać sama. Nie potrzebuję twojego towarzystwa, zwłaszcza po tym, co mi zrobiłeś i co powiedziałeś. - wymamrotałam, nawet na niego nie patrząc.
-Kicia, chyba się nie gniewasz... - udając skruszonego, podszedł do łóżka i usiadł na jego skraju. Następnie zaczął podciągać moją kołdrę od dołu, z każdym momntem ukazując większą część moich nagich nóg.
-Czy się nie gniewam? - prychnęłam ironicznie, nie zmieniając pozycji. - Kurwa, przed chwilą wprost powiedziałeś, źe chciałbyś mnie... - nie potrafiłam tego dokończyć. - Wyzwałeś mnie od dziwki i uderzyłeś. Faktycznie, całkiem nie mam się na co gniewać. - warknęłam, bardziej wtulając twarz w poduszkę, leżąc na brzuchu.
-No, skarbie... - przeciągnął drugi wyraz, sunąc dłońmi po moich nogach. Najpierw przejechał po łydka, a później podniósł kołdrę jeszcze wyżej, dotykając moich ud.
-Nie skarbuj mi tutaj, tylko następnym razem myśl nad swoimi słowami. - nie, nie miałam zamiaru tak łatwo mu wybaczyć.
-Myszkooo... - kolejny raz przeciągnął ostatnią sylabę i ułożył rękę na moim tyłku.
-Zabieraj tę łapę. - warknęłam natychmiast, przewracając się na plecy.
-Koteczku... - zrobił oczka małego szczeniaczka, odrzucając mi włosy z twarzy.
-Nie możesz w końcu powiedzieć wprost, o co ci chodzi? To się robi męczące. Nie mam zamiaru grać z tobą w podchody. - wtedy na ustach Justina pojawił się uśmieszek. W jednym momencie zrzucił ze mnie kołdrę i zaatakował palcami mój brzuch. Zaczął mnie łaskotać, a ja, chociaż cholernie starałam się nie zaśmiać, ze względu na wcześniejsze wydarzenia, nie dałam rady. Parsknęłam głośnym śmiechem, starając się zatrzymać jego dłonie, lecz było to zbyt trudne.
-Prze - przestań, błagam! - pisnęłam ze śmiechem, zwijając się na łóżku.
-Cóż, zazwyczaj słyszę "szybciej, błagam". - wymruczał mi do ucha, a ja niemal natychmiast zesztywniałam.
-Seksoholik. - mruknęłam, odwracając się plecami do niego.
-Tak, jestem seksoholikiem i dobrze mi z tym. - zachichotał, układając dłoń na wcięciu w mojej talii.
-Boże, czy ty wiecznie musisz mnie dotykać? Nie możesz trzymać tych swoich rąk grzecznie na kolanach? - sapnęłam, czują, że kolejny raz dotyka mój tyłek. - No przestań. - odwróciłam się do niego, objęłam obie jego dłonie i ułożyłam na jego nogach. - Nie dotykaj mnie. - zaakcentowałam wyraźnie każde słowo, siadając na łóżku, opierając się o ramę i zakładając ręce na piersi. Przez parę minut nie robiliśmy nic, poza wpatrywaniem się w siebie, jednak zauważyłam, że jego wzrok co chwila zjeżdżał niżej, na mój biust.
-Mam cię dość. - westchnęłam głośno, po czym wstałam i wyszłam z pokoju.
-A ja ciebie nie, księżniczko. - ruszył zaraz za mną. Kiedy schodziłam po schodach, był metr ode mnie. Kiedy weszłam do salonu, również trzymał się bardzo blisko.
-Człowieku, przestań mnie wreszcie nękać! - krzyknęłam, odwracając się twarzą do niego i uderzając w jego klatkę piersiową. Justin złapał moje nadgarstki i przyciągnął mnie do siebie, układając moje dłonie na swoich barkach. Objął mnie ramionami w talii i ciasno przycisnął do swojego ciała.
-Justin, co...
-Cichutko, kochanie... - szepnął mi do ucha i zaczął się kołysać, jakby w jego głowie rozbrzmiewała jakaś melodia.
Nie rozumiałam tego człowieka. Zachowywał się niemal jak szaleniec. Raz mnie bije, a raz przytula i... tańczy? Nawet nie wiem, jak powinnam to nazwać. Widziałam tylko, że cały czas chciał być przy mnie. Cholera, nie opuszczał mnie prawieże na krok.
-O co ci chodzi, Justin? - wyszeptałam mu do ucha, opierając głowę na jego ramieniu. - Dlaczego cały czas jesteś przy mnie?
-Przyciągasz mnie do siebie. - odparł cicho, głaszcząc dłońmi moje plecy.
-Ja czy moje ciało? - przejechałam delikatnie dłonią po jego klatce piersiowej.
-I jedno i drugie. - złożył kilka pocałunków na mojej szyi. - Praktycznie wszystko. Twój zapach, twój uśmiech, twój charakterek i ta twoja niby niewinna aura.
-Co masz na myśli? - stanęłam na palcach, obejmując ramionami jego szyję i zbliżając usta do jego ucha. Kilka razy musnęłam skórę za nim i przeczesałam palcami jego włosy z tyłu głowy.
-Jesteś wspaniała, Cindy. - wymruczał, masując delikatnie moje boki. - Uzależniłem się od ciebie.
-To źle. - zaśmiałam się cichutko.
-Już za późno, żeby to zmienić. Wariuję, kiedy nie ma cię przy mnie, wiesz? - kolejny raz musnął moją szyję.
-Kiedy jestem przy tobie też wariujesz, Justin. - objęłam jego twarz dłońmi i potarłam kciukami jego policzki.
-Tak na mnie działasz. Nie potrafię się kontrolować, skarbie. Rozbudzasz moją wyobraźnię nie tylko swoimi ruchami i swoim ciałem. Cała jesteś dla mnie, jak narkotyk. Doskonały w każdy calu. I jeszcze ten twój zapach. - w tym momencie zatopił twarz w moich włosach i zaciągnął się głęboko.
-Jednak potrafisz być słodki. - mruknęłam mu do ucha, przygryzając jego płatek.
-Jak się postaram, czasem mi wychodzi. - zachichotał. - Ale tylko dla ciebie, malutka. Nikt inny nie znaczy dla mnie tyle, co ty.
Nie wiem dlaczego, ale poczułam takie ciepło na sercu, kiedy usłyszałam jego słowa. To na prawdę kochane z jego strony. Jednak po tym, co powiedział rano, czułam się teraz totalnie rozbita. Skąd u niego takie zmiany nastrojów?
-Więc dlaczego nazwałeś mnie rano, mniej lub bardziej dosłownie, dziwką? Przecież wiesz, że nie robiłam niczego z własnej woli i żadnemu z tych kolesi nie oddałam się dobrowolnie. - mój głos zadrżał, więc Justin mocniej wtulił mnie w swoje umięśnione ciało.
-Wiesz, po prostu moje ciało, a konkretnie to na dole, w dość specyficzny sposób reaguje na ciebie, zwłaszcza wtedy, kiedy masz na sobie krótkie spodenki i taką bluzeczkę. - spojrzał znacząco na moje piersi, które w dość dużej części były odsłonięte przez dekolt.
-Jeśli to ci przeszkadza, mogę...
-Zapomnij o tym, myszko. - przerwał mi od razu. - Ja niesamowicie to lubię, tylko różne rzeczy gadam pod wpływem chwili.
-Zauważyłam. - mruknęłam cicho, sunąc nosem po jego szyi. - Ale zapomnijmy o tym. Tak, jakby tego dnia nie było. A przynajmniej poranka... - ostatnie zdanie zostawiłam jednak dla siebie...
***
Siedziałam w salonie na kanapie, trzymając maleńką Lily na rękach. Moje nogi swobodnie spoczywały na kolanach Justina. Szatyn gładził je delikatnie, co jakiś czas zerkając na mnie. Uśmiechnęłam się do niego nieśmiało, co odwzajemnił.
Po naszej rozmowie, dzisiaj, przed południem, mam na prawdę mieszane uczucia. Najpierw krzyczał na mnie i obrażał, a potem zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Był słodki, miły i uroczy. Wydawał się taki szczery, kiedy mówił o tym, co odczuwa w mojej obecności. Nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć. Nie wiedziałam, czy moge mu zaufać. Bałam się, po poznaniu jego ciemnej strony.
-O czym myślisz? - zamrugałam szybko oczami, słysząc głos Justina.
-O wszystkim. - westchnęłam, wzruszając lekko ramionami.
Szatyn wziął ode mnie Lily i położył ją na kanapie, za sobą. Następnie zbliżył się do mnie i założył kosmyk moich włosów za ucho.
-A tak konkretnie? - jeszcze bardziej przybliżył się do mnie, opierając się na łokciach, po obu moich stronach.
-A tak konkretnie, to zastanawiam się, czy mogę ci zaufać, Justin. - przejechałam opuszkami palców po jego policzku.
-Możesz, słonko. - pocałował mnie w czubek nosa, na co zachichotałam cicho.
-No nie wiem, różnie bywa. Dobrze wiesz, o czym mówię. - zpojrzałam na niego znacząco.
-Każdy ma czasem gorszy dzień. - westchnął, patrząc mi prosto w oczy. Na moment zatopiłam się w jego tęczówkach, jednak szybko otrząsnęłam się i wróciłam do rzeczywistości.
-Wiem, dlatego w ogóle z tobą rozmawiam. Mam nadzieję, że masz tego świadomość.
-Powiedzmy, że mam. - mruknął i musnął moje usta, po czym odsunął się ode mnie, słysząc kroki na schodach.
Do salonu wszedł Austin, trzymając w dłoniach dwie koszule.
-Cindy, którą mam wybrać? - jęknął, unosząc obie w powietrzu.
-To zależy, gdzie i z kim idziesz. - uśmiechnęłam się do niego, ale w moim głosie słychać było ciekawość.
-Z pewną cudowną dziewczyną. - starał się zakryć uśmiech, jednak nie udało mu się to, odsłaniając w ten sposób swoje emocje.
-Z kim? - z każdym jego słowem byłam coraz bardziej podekscytowana.
-Z pewną przepiękną szatynką, dziewiętnaście lat, średniego wzrostu. Bieber, wiesz, o kim mówię? - wyszczerzył się do chłopaka, więc i ja przeniosłam wzrok na szatyna.
-O nie. Nie mów, że znowu zarywasz do tej idiotki. - westchnął głośno, opierając się o oparcie kanapy.
-Nie mów tak o niej. Twoja siostra jest wspaniałą dziewczyną, tylko ty jakoś nie chcesz tego zauważyć.
-Nie mówiłeś, że masz siostrę. Jaka ona jest? - usiadłam na swoich kolanach, zakładając kosmyk włosów za ucho.
-Na prawdę nie mam się czym chwalić. - mruknął, po czym przeniósł wzrok na Lily.
-Jesteś żałosny, Bieber. - Austin pokręcił głową. - Więc którą? - jeszcze raz uniósł obie koszule.
-Tę czarną. - uśmiechnęłam się do niego szeroko. Cieszyłam się, że dla mojego brata dziewczyny to nie tylko seks. Muszę porozmawiać z nim, czy kocha siostrę Justina, czy traktuje ją raczej jak przyjaciółkę.
W tym właśnie momencie, po całym domu rozniósł się dzwonek do drzwi. Zdjęłam nogi z kolan szatyna i podniosłam się z kanapy, udając się do wyjścia. W progu domu zastałam listonosza, trzymającego w dłoniach kopertę.
-Dzień dobry. - przywitałam się radośnie, doskonale wiedząc, co znajduje się w tej kopercie.
-Witam, mam przysyłkę do odebrania. - wręczył mi przedmiot i dał do podpisania potwierdzenie odbioru.
-Dziękuję. - odparłam, po czym zamknęłam za sobą drzwi.
-Kto to był? - spytał Justin, kiedy weszłam do salonu, z uśmiechem na ustach.
-Patrzcie, co mam, chłopcy. - pomachałam w powietrzu kopertą. Oboje, jak na zawołanie, spięli wszystkie mięśnie, prostując się na kanapie. - Który otwiera? - uniosłam brwi, w oczekiwaniu na odpowiedź.
-Ty to zrób. - jednocześnie z ich ust wyleciała taka sama odpowiedź.
Zaśmiałam się cicho, a następnie zaczęłam powoli otwierać kopertę, aby dodać temu bardziej tajemniczej aury.
-Cindy, no błagam cię. - jęknął szatyn, na co ja jedynie wypięłam do niego język.
-Pierwsza kartka stwierdza, iż... - zacięłam się na moment, rozkładając papier i czytając, drobno napisane, literki. - Austin nie jest ojcem. - zakończyłam. Muszę przyznać, że posmutniałam trochę. Miałam nadzieję, że zostałam ciocią, jednak dokument ten jednoznacznie zaprzeczał ojcostwu mojego brata.
-O kurwa... - zaklął Justin, wplątując palce we włosy i ciągnąc z frustracją za ich końcówki. - Przecież to nie prawda. To nie może być mój bachor, ja... - po paru słowach przestałam go słuchać i wyjęłam z koperty drugi dokument. Po odczytaniu go mogłam stwierdzić, że...
-Justin, Lily nie jest twoją córką. - mruknęłam, w lekkim szoku. Podeszłam do kanapy i zajęłam miejsce między Justinem, a moim bratem, nie odrywając wzroku od kartki.
~*~
Cóż, nie wiem, czy ktoś zwrócił na to uwagę, ale Justin ani razu nie powiedział słowa "przepraszam"...
Jak podoba Wam się rozdział? Bo ja uważam, że wyszedł całkiem w porządku. No i poznaliście trochę 'innego Justina'...
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam Was na mojego aska:
ask.fm/Paulaaa962
Kocham Was i do następnego ;*

niedziela, 4 maja 2014

Rozdział 21...

***Oczami Cindy***
-Oddaj mi to! - pisnęłam ze śmiechem, kiedy Austin zabrał z wózka sklepowego paczkę pampersów.
-Nie. - odparł, niczym małe dziecko, które trzyma w dłoniach swoją ulubioną zabawkę.
-Wyglądasz teraz, jakbyś chciał, żeby ktoś cię przewinął. - parsknęłam głośnym śmiechem, przez co starsi ludzi, przechodzący obok, posłali mi gniewne spojrzenia.
Razem z zakupami dla Lily doszliśmy do kasy. Cieszyłam się, że ta maleńka istotka przypadkowo trafiła do naszego domu. Będąc przy niej, moja uwaga skupiona jest na opiece nad dzieckiem, a nie na uciążliwych wspomnieniach, o których za wszelką cenę chcę zapomnieć.
Zapłaciliśmy za zakupy, po czym wyszliśmy ze sklepu, kierując się do samochodu, zaparkowanego przy krawężniku. Austin zapakował reklamówki do bagażnika, a następnie zajął miejsce kierowcy i odpalił silnik.
-Nie wiedziałam, że Justin potrafi być taki nieczuły. On nie odczuwa żadnego współczucia wobec biednych dzieci z Afryki czy Azji. Myślałam, że jest trochę inny. - zaczęłam, pocierając dłońmi kolana. -Ja nie widziałem u Justina czegoś takiego, jak uczucia. No, z wyjątkiem jego samochodu, który traktuje jak dziecko. Dosłownie. - mruknął, kręcąc głową z wyraźną dezaprobatą. - Miejmy tylko nadzieję, że nie zrobił nic Lily.
-A mógłby? - spytałam natychmiast, rozszerzając oczy. - Wiem, że nie lubi dzieci, ale byłby w stanie zrobić jakiemuś krzywdę? Przecież Lily jest taka drobna i bezbronna. Musiałby na prawdę nie mieć serca, a wiem, że jakieś uczucia w nim zostały.
-Możliwe. Ja już sam nie wiem, czy on przy tobie udaje takiego troskliwego i opiekuńczego, czy faktycznie coś do ciebie czuje. Cholera go wie. Jest na prawdę trudny do rozgryzienia. Wiem, że siedzi w nim ta zła stron, którą przed tobą ukrywa.
Żadne z nas już więcej się nie odezwało. W ciszy dojechaliśmy do domu, pogrążeni we własnych myślach. Ja skupiłam się na słowach mojego brata. To niemożliwe, żeby Justin coś do mnie poczuł, za krótko się znamy. Chociaż z drugiej strony, to prawda, że względem mnie zachowywał się trochę inaczej.
Wysiadłam z samochodu i zamknęłam za sobą drzwi, czekając, aż Austin dołączy do mnie, kiedy zabierze z bagażnika torbę. Razem weszliśmy do domu, zastając Justina, siedzącego na kanapie w salonie, z puszką piwa w ręku. Krew się we mnie zanotowała. Jak mógł pić, kiedy miał pod opieką dziecko? I to na dodatek takiego malucha, który potrzebuje ciągłej uwagi.
-Człowieku, ty jesteś normalny? - podniosłam głos, podchodząc do niego i wyjmując puszkę z jego ręki, kiedy chciał przyłożyć ją do ust.
-Co ci jest, księżniczko? Okres masz? - wstał i chciał zbliżyć się do mnie, jednak ja ułożyłam dłoń na jego klatce piersiowej i odepchnęła od siebie szatyna.
-Godzinę. Daliśmy ci Lily do popilnowania przez godzinę. Nie możesz się obejść bez tego... - potrząsnęłam puszką piwa przed jego twarzą. - Przez jedną, jebaną godzinę!? - krzyknęłam, zaciskając w dłoni materiał jego koszulki.
-Śpi sobie spokojnie na górze. - objął moją twarz dłońmi i pocałował mnie w czoło. - Nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi, kochanie, chociaż tobie nic nie zaszkodzi. Wyglądasz, jak laleczka. - pogłaskał mnie po policzku i chciał zrobić krok w przód. Ja jednak, właśnie w tym momencie, przechyliłam puszkę, sprawiając, że piwo wylało się na koszulkę szatyna.
-Pojebało cię, laska? - wyrzucił ręce w powietrze, po chwili odklejając mokrą koszulkę od swojej skóry.
-Nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi, KOCHANIE. - powtórzyłam jego frazę, akcentując ostatnie słowo.
-Cóż, teraz będziesz zmuszona oglądać mnie bez koszulki. - westchnął z uśmieszkiem na ustach, po czym zdjął z siebie ubranie i rzucił je na podłogę. Mój wzrok powoli zjeżdżał na jego wyrzeźbione mięśnie brzucha, aż musiałam przygryść dolną wargę, żeby z moich ust nie wydostał się pomruk podziwu. - Zrób zdjęcie, skarbie. I ciesz się, że możesz podziwiać takie widoki. - uniósł moją brodę dwoma palcami i chciał spojrzeć mi w oczy, jednak ja wyrwałam swoją głowę i skierowałam się w stronę schodów.
-Pierdol się, Bieber. - warknęłam, wchodząc na górę.
Na prawdę mnie zdenerwował. Zostawiliśmy mu Lily do opieki jedynie na godzinę, a on nie potrafił powstrzymać się od alkoholu. Rozumiem, że nie lubi dzicie, ale, na miłość Boską, ma dwadzieścia jeden lat i nie zaszkodziłaby mu odrobina odpowiedzialności. Zwłaszcza dlatego, że może to być jego córka. Jego córka, którą powinien kochać i z chęcią się opiekować, a nie zostawiać samą i pić w tym czasie.
Kiedy znalazłam się w sypialni Justina, zamknęłam za sobą drzwi. Podeszłam do łóżka i usiadłam na jego skraju. Delikatnie odkryłam kołderkę niemowlaka, spoglądając na jej spokojną twarzyczkę. W tym właśnie momencie doznałam szoku. Na jej policzku widniał duży siniak, którego nie było przed naszym wyjściem. Wściekła, podeszłam do drzwi i wyszłam na korytarz.
-Justin, chodź tutaj w tej chwili! - wrzasnęłam, oparta o poręcz schodów. Kiedy usłyszałam wymruczaną przez szatyna odpowiedź, wróciłam do sypialni.
***Oczami Justina***
Kiedy Cindy poszła na górę, udałem się do łazienki, znajdującej się na parterze, aby zmyć z siebie odrobinę piwa. Nie przepadałem za tym zapachem, dlatego nie chciałem czuć go na sobie.
Cały czas podśmiewałem się z Cindy pod nosem. Widzę, że zrobiła się bardziej agresywna. Nie powiem, pociąga mnie jej wredna i złośliwa strona. Co ja gadam, ona ogólnie mnie bardzo pociąga, ale zawsze uważałem ją za aniołka, delikatną i spokojną dziewczynkę. Dzisiaj odkryłem jej drugą twarz. Cóż, ona również poznała cząstkę innego mnie i nie byłem z tego powodu zadowolony. Przed nią chciałem grać tego dobrego, bez żadnej konkretnej przyczyny. Po prostu chciałem, aby dobrze mnie postrzegała.
Kiedy znalazłem się w łazience, wziąłem z szafki mały ręcznik i zmoczyłem go w wodzie, a następnie otarłem nim swoją klatkę piersiową. Rozwiesiłem ręcznik na kaloryferze, a do ręki wziąłem szklaną buteleczkę z perfumami, którymi lekko się spryskałem. Wyszedłem z łazienki i zgasiłem za sobą światło, chcąc w spokoju iść dokończyć oglądania meczu, kiedy usłyszałem pisk Cindy.
-Justin, chodź tutaj w tej chwili! - wrzasnęła, na co przewróciłem oczami.
-Idę, mamo. - mruknąłem, wsuwając dłonie do kieszeni dresów. Stawiając krok za krokiem, wszedłem na górę. Popchnąłem cicho drzwi od swojej sypialni, zastając w niej szatynkę, nachyloną nad łóżkiem. Jej zgrabny tyłeczek wystawiony był idealnie w moją stronę. Miałem ogromną ochotę objąć go dłońmi, jednak było to zbyt ryzykowne. Zamiast tego, podszedłem blisko szesnastolatki i ułożyłem dłonie na jej biodrach. Dziewczyna drgnęła, jednak nie odwróciła się, nadal robiąc coś przy Lily.
-Co się stało, księżniczko? - zaśmiałem się cicho, masując rękoma jej talię.
-Co się stało? - warknęła cicho, odwracając się twarzą do mnie i sprawiając tym samym, że nasze ciała się stykały. - Co się stało? To ty mi lepiej powiedz, co zrobiłeś Lily, że ma takiego siniaka na twarzy i na ramieniu? - jej szczęka była zaciśnięta, a oczy ciemniejsze, niż zwykle. Cholera, wyglądała tak seksownie, kiedy była wkurzona. Właściwie, to ona zawsze wygląda seksownie, jednak teraz, z nutką agresji, bardziej mieszała w mojej głowie.
-Słuchasz mnie człowieku? Zadałam ci pytanie. - uderzyła w moją nagą klatkę piersiową. - Co jej zrobiłeś? - wysyczała, ciskając we mnie piorunami.
Westchnąłem głośno i usiadłem na łóżku, łapiąc Cindy za biodra i sadzając na swoich kolanach. Przejechałem palcami w dół, od jej ramienia, aż do nadgarstka, drugim ramieniem obejmując jej talię.
-Bawiłem się z nią, aż w końcu ona zaczęła się czołgać po tym łóżku. Odwróciłem się dosłownie na moment, żeby spojrzeć na zegarek, a kiedy wróciłem wzrokiem na małą, ona była przy krańcu łóżka. Ugięła się jej rączka i uderzyła o szafkę nocną. Prawie by spadła, ale w ostatniej chwili złapałem ją za ramię, dlatego powstały te siniaki. - pogładziłem szatynkę po policzku. - Chyba nie sądzisz, że byłbym w stanie zrobić jej krzywdę? Jest taka malutka i bezbronna. Owszem, nie lubię dzieci, ale nie do tego stopnia, żeby je bić. Znasz mnie przecież trochę...
Wtedy zauważyłem, że w progu pokoju stoi Austin, który słyszał wszystko, co mówiłem jego siostrze. Miał ręce założone na piersi, a jednym barkiem opierał się o futrynę. Po jego minie mogłem poznać, że ani trochę nie uwierzył w moją bajeczkę. Jego jednak miałem głęboko w dupie. Nie przejmowałem się, czy mi wierzy, czy też nie, ponieważ zawsze mogę go zaszantażować. Zależało mi jednak na tym, aby Cindy niczego się nie domyśliła.
-Mam nadzieję, że tak było... - westchnęła w końcu, przeczesując palcami swoje gęste włosy. - I mam nadzieję, że przekonałeś się do niej troszkę. - spojrzała na mnie prosząco.
-Może odrobinkę. - uśmiechnąłem się do niej, oblizując powoli wargi. Gdyby nie świadomość, że Austin jest w pokoju, już dawno złączyłbym swoje usta z jej. Jakaś niewidzialna moc przyciągała mnie do tej dziewczyny. To tak, jakbyśmy byli połączeni niewidzialną nicią, która z każdym dniem staje się krótsza, tym samym zbliżając nas do siebie. Cieszyłem się również, że Cindy mi ufała. Nie bała się mnie, ani mojego dotyku.
-Dobra, koniec tych czułości. - moje rozmyślenia przerwał głos Austina, któremu wyraźnie nie podobało się to, co tworzyło się między mną, a jego siostrą.
Dziewczyna zsunęła się z moich kolan i usiadła obok na łóżku, biorąc delikatnie Lily na ręce. Oczywiście nadal nienawidziłem tego szczeniaka. Przeszkadzał mi i nie wyobrażałem sobie dalej z nim mieszkać, mimo że pojawił się tu dopiero kilka godzin temu. Mała powoli zaczęło otwierać oczka. Jej wzrok od razu wylądował na mnie, ponieważ jej głowa odwrócona była w moją stronę. Mimo, że była taka malutka, na jej twarzy wymalowało się przerażenie. Zaczęła płakać, ściskając w dłoniach koszulkę Cindy. Zamknęła oczy, aby na mnie nie patrzeć, przez co zachichotałem cicho. Nie chciałem wzbudzić żadnych podejrzeń, jednak to dziecko po prostu mnie rozśmieszało. Myślała, że jej płacz zrobi ze mnie mięczaka? Myliła się. Wielokrotnie słyszałem kobiecy płacz. Tak dokładnie, był to płacz mojej byłej i siostry. Nie wzruszał mnie ani odrobinę.
-Chłopaki, wyjdźcie stąd. Straszycie ją. - mruknęła Cindy, przytulając Lily do swojej klatki piersiowej. Głaskała ją po główce i w międzyczasie składała delikatne pocałunki na jej czole.
Nie rozumiałem, dlaczego obdarzała tą małą taką czułością. Przecież praktycznie w ogóle jej nie znała. Rozumiem, że żyła ze świadomością, że może być to dziecko jej brata, jednak i tak nie potrafiłem pojąć tych uczuć, uczuć do dziecka. Owszem, kobieta może kochać mężczyznę, a mężczyzna kobietę, jednak miłości do dzieciaków nie umiałem zrozumieć. Dziewczynę kocha się za jej charakter, piękny uśmiech, słodkie oczy czy umiejętności w łóżku, a takiego bachora? On nawet nie mówi, a jednak większość ludzi zachwyca się ich "słodkością". Cóż, świat jest dziwny...
Wstałem z łóżka i razem z Austinem zszedłem na dół, do salonu.
-Musimy jechać zrobić badania genetyczne. - mruknął, zakładając w przedpokoju buty. Pokiwałem tylko głową i dołączyłem do niego.
Na schodach usłyszałem ciche kroki, a już po chwili przed nami stanęła Cindy, z dziewczynką na rękach.
-Jeśli jedziecie zrobić badania, będzie wam potrzebny materiał genetyczny. - w tym momencie wyjęła z ust Lily smoczek i podała go nam, z lekkim uśmieszkiem na twarzy.
Skrzywiłem się, patrząc na mały przedmiot. Nie miałem najmniejszego zamiaru go dotykać. Był obrzydliwy, obśliniony i na dodatek należał do tego malucha. Czysta ochyda.
-Ja prowadzę, więc ty to bierzesz, Bieber. - zarechotał brunet i wyszedł z domu, zostawiając mnie na pastwę losu.
-Justin, to cię nie ugryzie, a masz minę, jakbym co najmniej kazała ci przwinąć Lily. To jest smoczek. Zwykły smoczek. Nie zarazisz się od niego.
-Ale tam jest ślina... - grymas na moich ustach powiększał się z każdą chwilą.
-Właśnie o ślinę tu chodzi. - westchnęła, podchodząc do mnie. - Bierzesz to, czy mam ci ten smoczek wepchnąć do kieszeni? - uniosła wysoko brwi, tupiąc jedną stopą o podłogę.
-Biorę... - wymamrotałam, po czym ostrożnie złapałem przedmiot w dwa palce, omijając obślinione miejsca.
Wyszedłem z domu, trzymając smoczek metr od siebie, w wyciągniętej ręce. Podszedłem do samochodu Austina i zająłem miejsce pasażera, a on odpalił silnik i zjechał z podjazdu.
-Ale to jest obrzydliwe... - jęknąłem, wpatrując się w ślinę Lily. Wzdrygnąłem się i odwróciłem głowę, wlepiając wzrok w przednią szybę.
-Obrzydliwe jest to, co zrobiłeś temu dzieciaczkowi. W czym ci przeszkadzała ta kruszynka, co? Płakała? Czy po prostu na ciebie patrzyła? Jesteś chory psychocznie, Justin, powinieneś się leczyć. I nie mówię tego złośliwie, tylko dlatego, że jesteś moim przyjacielem.
-Jakoś ostatnio przestałeś traktować mnie, jak swojego przyjaciela. - zakpiłem, oblizując końcówką języka dolną wargę.
-Bo boję się o Cindy, nie rozumiesz? Nie podoba mi się to, że jesteście ze sobą tak blisko. Ona dość się już nacierpiała.
-Kurwa, ile razy mam ci powtarzać, że nie mam najmniejszego zamiaru jej krzywdzić. - wyrzuciłem jedną rękę w powietrze, pamiętając, że w drugiej trzymam to obślinione ochydztwo.
-I możesz mi obiecać, że nigdy jej nie wyzwiesz, nie podniesiesz na nią ręki, nie uderzysz? Sory, ale znam cię i nigdy w to nie uwierzę.
-Nasłuchałeś się opowiadań mojej siostry i masz zamiar wierzyć w każde jej słowo? Wiesz dobrze, że i ona i moja była chciały się na mnie zemścić, kiedy kazałem Katy usunąć ciążę. Nigdy nie chciałem mieć dzieci i ona dobrze o tym wiedziała, ale jednak okazała się taką suką, że specjalnie odstawiła tabletki, myśląc, że będę się cieszyć, kiedy przyjdzie i powie mi, że zrobiłem jej dzieciaka. Śmieszna jest.
-Już nawet nie chodzi o Katy. Ja po ptostu miałem ochotę rozerwać cię na strzępy, kiedy widziałem, jak się z nią całowałeś, jak ją dotykałeś. No kurwa, jestem jej bratem, to nornalne.
-Tak, oczywiście. Ciekawe tylko, dlaczego ja nic nie zrobiłem, kiedy pewnego dnia wróciłem do domu, wszedłem na górę, do twojej sypialni i zobaczyłem, jak posuwasz moją siostrę. Też miałem wam wtedy przerwać? Chyba nie byłbyś zadowolony.
-Przypominam ci, że Jazmyn jest dwa lata ode mnie młodsza, a Cindy od ciebie pięć. - mruknął, wyraźnie zakłopotany. Mi jednak chciało się śmiać, kiedy wróciłem myślami do tego wspomnienia.
-Na prawdę uważasz, że różnica wieku jest jakimś problemem? Stary, ja pieprzyłem trzynastolatkę, rozumiesz? Trzynastolatkę.
-Zaraz, zaraz, czy ty chcesz przez to powiedzieć, że masz zamiar wylądować z moją siostrą w łóżku? - jego źrenice lekko się rozszerzyły.
-Jeśli byłaby taka okazja. - wzruszyłem ramionami, obserwując kątem oka jego reakcję.
-Dobra, skończ, bo zaraz ci przypierdolę. - warknął, zaciskając dłonie na kierownicy.
Do szpitala dojechaliśmy, nie mówiąc już nic więcej. Nie chciałem narażać swojej pięknej buźki na jakikolwiek uraz, spowodowany uderzeniem Austina, więc wysiadłem z samochodu i udałem się w stronę wejścia do dużego budynku z czerwonej cegły. Odszukałem wzrokiem numeru piętra, na którym znajduje się laboratorium, po czym wsiadłem do windy. Brunet wszedł zaraz za mną, więc mogłem nacisnąć przycisk z numerem dwa, znajdujący się na ścianie. Po chwili, winda wydała charakterystyczny dźwięk, informujący, że dojechaliśmy. Drzwi otworzyły się, więc mogliśmy wyjść na pusty korytarz. Były już godziny wieczorne, dlatego większość ludzi opuściła szpital.
Po dotarciu do odpowiednich drzwi, zapukałem w nie lekko, po chwili wchodząc do środka.
-Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - spytała pielęgniarka, siedząca za biurkiem.
-Chcieliśmy wykonać badania... na ojcostwo. - to słowo nie koniecznie chciało przejść przez moje gardło. Nie potrafiłem sobie wyobrazić siebie, w roli ojca.
-Dobrze, potrzebuję najpierw materiał genetyczny dziecka. - wtedy wyciągnąłem przed siebie rękę ze smoczkiem i podałem go kobiecie. - Dziękuję, a teraz niech jeden z was usiądzie tutaj. Muszę wam pobrać krew. - wskazała specjalny fotel, więc Austin zajął na nim miejsce. Pielęgniarka podwinęła jego rękaw nad łokieć i założyła opaskę uciskową. Następnie odpakowała nową igłę, zamontowała ją w strzykawce i przyłożyła do żyły Austina. Zaczęła powoli pobierać krew, która z każdą chwilą zabarwiała strzykawkę. Kiedy skończyła, przyłożyła brunetowi wacik, nasączony spirytusem. Kazała mu wstać z fotela, co uczynił, stając przy drzwiach. Tym razem ja zająłem jego wcześniejsze miejsce i ułożyłem ramię na oparciu.
-Młodzież... - westchnęła, biorąc do ręki nową strzykawkę. - Przez te twoje tatuaże jest mi ciężko znaleźć żyły.
-Jak się pani postara, wszystko się uda. - wyszczerzyłem się do niej, kiedy wbiła igłę w moją rękę.
Kiedy pobrała mi krew, również przyłożyła wacik i pozwoliła wstać.
-Wyniki przyjdą do was pocztą. To wszystko, możecie już iść. - skinęliśmy równocześnie głowami, po czym wyszliśmy z gabinetu.
***Oczami Cindy***
Wyjęłam Lily z wanny, w której było odrobinkę wody, całując ją w główkę. Dziewczynka zaśmiała się cichutko, klaszcząc w swoje malutkie rączki. Wzięłam w jedną rękę ręcznik i wyszłam z łazienki, do swojego pokoju. Rozłożyłam ręcznik na łóżku i ułożyłam na nim Lily.
-Ale ty jesteś słodziutka. - połaskotałam ją po brzuszku, wycierając jej ciałko. Następnie założyłam jej pampersa i maleńki szlafroczek z kapturkiem, na kształt mordki niedźwiadka, z uszami. Zarzuciłam jej kaptur na głowę, aby nie zmarzła, i wzięłam ją na ręce, kierując się w stronę wyjścia z pokoju. Zeszłam schodami do salonu, w tym samym momencie, w którym chłopaki wrócili do domu.
-Zamykaj drzwi, bo mi dzieciaka przeziębisz. - zaśmiałam się do Austina, który wszedł jako drugi, wpuszczając do środka chłodne, wieczorne powietrze.
-Widzę, że już przywłaszczyłaś sobie... naszą córeczkę. - podszedł do mnie powoli. - To znaczy moją, albo Justina. Żeby nie było, my sobie dziecka nie zrobiliśmy. - parsknęłam głośnym śmiechem na sens jego słów. Nawet Lily zachichotała cichutko, chociaż nie wiedziała, z czego.
-Chodź tu do mnie, malutka. - mój brat wyciągnął przed siebie obie ręce, biorąc ode mnie tę kruszynkę. Przytulił ją do siebie, układając jedną rękę na jej pleckach, a drugą pod pupką dziewczynki.
-Będziesz świetnym ojcem, Austin. - pogładziłam go delikatnie po ramieniu. - A ciebie nie zabił ten smoczek? - zwróciłam się ze śmiechem do Justina.
-Było blisko. - wzdrygnął się lekko.
-Idiota. - pokręciła z rozbawieniem głową, odpychając go lekko od siebie. - Austin, w kuchni, na stole, stoi butelka z mlekiem dla Lily. Nakarmisz ją?
-Jasne. - uśmiechnął się do mnie i zniknął w kuchni.
-To ja idę pod prysznic. - mruknęłam pod nosem, jednak zanim zdążyłam wejść na schody, poczułam, jak Justin złapał mnie za rękę.
-To ja idę z tobą, kicia. - szepnął, obejmując mnie w talii.
-Zauważyłam, że ostatnio zrobiłeś się bardzo nachalny, Justin. - przejechałam opuszkami palców po jego policzku. - Możesz sobie jedynie pomarzyć. - szepnęłam mu do ucha, a następnie odrzuciłam włosy i odeszłam...
***
Kiedy wyszłam z łazienki, zastałam Austina, siedzącego na łóżku, w moim pokoju. Obok niego leżała maleńka Lily i bawiła się nieśmiertelnikami, wiszącymi na jego szyi.
-Polubiła cię. - podeszłam do nich i odkryłam kołdrę po drugiej stronie łóżka. - Nawet bardzo. Za to za Justinem nie specjalnie przepada. - dodałam, wzdychając cicho. - A domyślacie się w ogóle, kto może być matką tego maleństwa?
-Nie mam pojęcia, Cindy. Zazwyczaj jestem pijany, kiedy chodzę do łóżka z całkowicie nieznajomymi dziewczynami. Nie znam nawet ich imion.
-Brawo, braciszku, tatuś zapewne by cię pochwilił. Zresztą, mamusia też. - westchnęłam głośno, kładąc się na łóżku.
-To znaczy... to znaczy, że wiesz, czym zajmowała się nasza matka? - spytał oszołomiony.
-Tak, Austin. Wiem, że była prostytutką.
-A my staraliśmy się to przed tobą ukrywać przez tyle czasu. Mieliśmy z Zaynem nadzieję, że się nigdy nie dowiesz.
-Wiem od dawna, jeszcze kiedy mama mieszkała razem z nami. To nie było trudne do zauważenia. Wystarczyło popatrzeć na jej ciuszki. Normalne kobiety się tak nie ubierają, a ja nie miałam przecież pięciu lat.
-Byłaś cholernie mądrym dzieckiem. Zresztą, nadal jesteś, tylko troszkę większym dzieckiem. - pogładził mnie po włosach i pocałował w czoło. - A teraz śpijcie już dobrze. Mam teraz dwie księżniczki. - zachichotał cicho. - Dobranoc. - dodał, po czym wyszedł z pokoju.
Ułożyłam Lily obok siebie, na poduszce, i przykryłam jej ciałko kołdrą. Ostatni raz pocałowałam ją w policzek, a następnie zamknęłam powieki. Jedyne, co pamiętam, to oddalająca się ode mnie rzeczywistość...
***
Obudziłam się w nocy, czując suchość w gardle. Cholernie potrzebowałam wody. Właśnie teraz, w tym momencie. Spojrzałam na, słodko śpiącą Lily. Nie płakała, nie potrzebowała niczego, po prostu złote dziecko. Przykryłam ją kołderką pod szyjkę, po czym wstałam z łóżka, poprawiając koszulkę, którą miałam na sobie, razem z koronkową, czerwoną bielizną. Koszulka sięgała mi do pempka, odkrywając moje majtki i nogi.
Zeszłam na dół, do salonu, skąd przeszłam dalej, do kuchni. Nalałam sobie szklankę wody i wypiłam całą duszkiem. Byłam na prawdę spragniona, jakbym przebiegła cały maraton. Odstawiłam szklankę do zlewu i odwróciłam się w stronę schodów, aby z powrotem przedostać się na górę. Zdążyłam jednak dojść jedynie do kanapy, kiedy poczułam czyjeś duże dłonie na swoich biodrach, które obróciły moje ciało w kierunku mężczyzny. Z początku przestraszyłam się, lecz kiedy wyczułam w powietrzu perfumy Justina, uspokoiłam się. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, poczułam jego ciepłe wargi na swoich. Zdezorientowana, nie wiedziałam, co mam zrobić, jednak kiedy Justin sunął dłońmi po moich bokach, ja wplątałam palce w jego włosy, przybliżając się do niego i oddając namiętny pocałunek. Nie wiedziałam, dlaczego to robiłam. Całowałam się z nim, jakbyśmy byli parą, a przecież praktycznie nic nas nie łączyło. Nie rozumiałam tego, ale najgorsze, że podobało mi się to, co z nim robiłam. Zawsze wkładał w to emocje. Był czuły, delikatny, chociaż to tylko pocałunek.
W pewnym momencie, Justin zrobił krok do przodu, sprawiając tym samym, że ja się cofnęłam. Kiedy moje nogi zderzyły się z krańcem kanapy, opadłam na nią delikatnie, a Justin zawisł nade mną. Spięłam wszystkie swoje mięśnie, widząc i czując, w jakiej sytuacji się znaleźliśmy. Wystraszyłam się, ponieważ wszyscy mężczyźni, którzy mnie krzywdzili, również leżeli na mnie. Przez moment czułam, jak pod moimi powiekami zbierają się łzy, lecz w momencie, kiedy Justin zaczął delikatnie całować linię mojej szczęki, a potem obojczyki, pozbyłam się wątpliwości i przekonania, że chce mnie skrzywdzić. Ciągnąc delikatnie za końcówki jego włosów, poprawiłam się na kanapie. Przypadkowo, otarłam przy tym swoim kobiecym miejscem intymnym o jego przyrodzenie. W tym samym momencie, z naszych ust uciekł cichy jęk, stłumiony przez wargi Justina, które nałożył na moje. Bardziej naparł na moje ciało, sprawiając, że jego członek stykał się z moją łechtaczką przez materiał bielizny. Nie kontrolując swoich ruchów, uniosłam lekko biodra, wysyłając falę przyjemności, przechodzącą przez nasze ciała.
-Cholernie mnie podniecasz, kochanie. - wyszeptał, prosto w moje usta, i przygryzł moją dolną wargę. Tym razem to on otarł się o mnie. Po raz pierwszy od wielu miesięcy, nie wystraszyło mnie to ani nie obrzydziło, tylko... podnieciło. Tak, czułam się w tym momencie podniecona, a z każdą chwilą byłam coraz bardziej mokra. Czułam również, jak wypukłość w jego bokserkach stale się powiększa, wbijając się w moją kobiecą strefę. Ponownie jęknęłam pod nosem i przyciągnęłam go bliżej siebie, walcząc w międzyczasie z jego językiem o dominację. Szatyn nie kontrolował już sam siebie i po prostu ocierał się o mnie, sprawiając tym przyjemność zarówno sobie, jak i mnie. Z każdą chwilą moje mięśnie coraz bardziej się spinały, a ja czułam, że, zarówno mój, jak i jego orgazm, jest kwestią paru chwil. Wyżej uniosłam swoje biodra, chcąc poczuć go bardziej. Po warknięciu, które wydobyło się z ust szatyna, mogłam wywnioskować, że podobało mu się to, dlatego powtórzyłam czynność. Justin po raz kolejny otarł się o mnie i właśnie w tym momencie oboje doszliśmy. Musiałam schować twarz w zagłębieniu jego szyi, aby zagłuszyć jęki, lecz chłopak nie potrafił tego powstrzymać i przeklął dość głośno, opadając na moje ciało. Kiedy wyrównaliśmy przyspieszone oddechy, zsunął się ze mnie i objął moję twarz dłońmi, głaszcząc kciukami moje policzki.
-Chciałem ci tylko powiedzieć, dobranoc. - musnął moje usta, po czym wstał z kanapy i poszedł na górę, do swojej sypialni.
A ja? Ja zostałam w salonie, kompletnie nie wiedząc, co się przed chwilą wydarzyło...
~*~
Cholera, przepraszam Was, za tę ostatnią scenę. Przepraszam...
Wow! Jezu, dziękuję za 44 komentarze pod poprzednim rozdziałem! Nigdy w życiu bym się tylu nie spodziewała! Jesteście tacy kochani ♥
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam Was na mojego aska ;)
ask.fm/Paulaaa962
Kocham Was i do następnego ;*