wtorek, 12 sierpnia 2014

Rozdział 42...

Uwaga! Wyjeżdżam na dwa tygodnie i kolejny rozdział dodam dopiero po powrocie! Miłego czytania ;*

-Zadowolona jesteś z siebie!? - kiedy tylko weszliśmy z Justinem do domu, wybuchnął jego gniew w stosunku do mnie. Cóż, przewidywałam to od momentu wyjścia z klubu. Przez całą drogę milczeliśmy. Szatyn nie odezwał się do mnie nawet jednym słowem. Najwyraźniej czekał, aż zostaniemy sami, w domu, czyli tam, gdzie znowu będzie mógł mnie pobić i zwyzwać, nie obawiając się żadnych konsekwencji.
-Tak, jestem! - krzyknęłam, zdejmując ze stóp szpilki i rzucając je na podłogę, obok szafki. - Mówiłam ci przecież od początku, że nie mam ochoty nigdzie iść. Po pierwsze, cholernie się nudziłam, kiedy ty rozmawiałeś ze swoimi koleżkami o Bóg wie czym, dlatego postanowiłam iść zatańczyć z tym kolesiem. Kurwa, my tylko tańczyliśmy! Widziałeś, żebym cię zdradziła? Widziałeś, żeby on mnie obmacywał? Nie! Więc zostaw ten swój gówniany charakter dla siebie i przestań zachowywać się tak, jakbyś miał nade mną kontrolę! A po drugie, wczoraj zmarło twoje dziecko. Nasze dziecko, które ja, w przeciwieństwie do ciebie, zdążyłam już pokochać! I naprawdę nie mam ochoty na imprezy, na alkohol i na oglądanie tych wszystkich radosnych ludzi, którzy żyją w swoim idealnym świecie, nie przejmując się tym, że tuż obok jakiś psychol może bić nic nie winną dziewczynę! Swoją dziewczynę, którą od miesiąca traktuje jak przedmiot, a nie jak kobietę, jak żywą istotę, która też czasem potrzebuje czułości! Mam wrażenie, że ja jestem ci potrzebna jedynie do seksu! Jeśli tak wlaśnie jest, znajdź sobie jakąś pustą lalkę, która będzie spełniała każdą twoją łóżkową zachciankę, a mnie po prostu zostaw! - i uderzyłam go w twarz. Tak. Tak po prostu uniosłam rękę, zrobiłam lekki zamach i zderzyłam się dłonią z jego policzkiem. Nie wiem, czy kiedykolwiek wcześniej odważyłam się na taki ruch. Nie wiem, czy kiedykolwiek wcześniej zdecydowałabym się na takie slowa. Dzisiaj jednak wypłynęły ze mnie z ogromną łatwością. W końcu powiedziałam mu w twarz, co o tym wszystkim myślę. I nawet, jeśli miałby mnie wyzwać, nawet, jeśli miałby mnie pobić, nie żałuję. Może chociaż ułamek mojego przekazu dotrze do jego wnętrza. Chociaż ułamek...
Justin przez dobrą minutę wpatrywał się we mnie. Jego spojrzenie nie było ani wściekłe, ani złe, ani nawet agresywne. Było po prostu puste, a ja tej pustki w nim nienawidziłam najbardziej.
Minęło już sporo czasu od mojego potoku słów, a Justin nadal nie zareagował. Byłam zszokowana. Byłam przygotowana na to, że po raz kolejny mnie pobije. On natomiast jedynie patrzył. Cały czas.
-Jesteś zwykłym tchórzem, Justin. Nie potrafisz nawet w żaden sposób na to zareagować. Co, zabrakło ci słów? - wiem, że prowokowałam go, ale zdążyłam to sobie uświadomić dopiero po wypowiedzeniu tych słów. Następnie odwróciłam się i chciałam odejść. Wtedy dopiero poczułam uścisk na ramieniu i mocne szarpnięcie. Znów więc stanęłam twarzą w twarz z Justinem. Niemal od razu wymierzył uderzenie w policzek. Mimo pieczenia, cały czas patrzyłam w jego lodowate oczy, a on patrzył w moje. I mogłoby to trwać cholernie długo, gdybym nie wykorzystała tej chwili, aby znowu zacząć mówić.
-Coś musiało się stać. Dlaczego taki jesteś? Przecież Jazzy jest normalna, twoi rodzice również. Dlaczego ty musisz być takim dupkiem bez uczuć? Dlaczego nie masz szacunku do kobiet, co?
Justin znowu wpatrywał się we mnie, a ja ponownie nie potrafiłam wyczytać nic z wyrazu jego twarzy. Był skupiony. Bardzo skupiony, jakby intensywnie nad czymś myślał.
-Myślisz, że tylko ty miałaś w życiu źle? Nie bądź taką egoistką, Cindy. Niewiele wiesz o prawdziwym świecie. I przestań mnie kurwa, osądzać, kiedy nic o mnie nie wiesz. - i wyszedł. Odwrócił się na pięcie i tak po prostu wyszedł z domu, zostawiając mnie samą, w przedpokoju, z szeroko otwartymi ustami ze zdziwienia i całkowitym mętlikiem w głowie...

***Oczami Justina***

Celowo trzasnąłem mocno drzwiami, aby dodać swoim słowom jeszcze mocniejszego akcentu. Prawdę mówiąc, żałowałem teraz, że tyle powiedziałem Cindy i w pewnym stopniu otworzyłem się przed nią. Nie chciałem tego. Nie chciałem, aby ktokolwiek bardziej mnie poznał. Nie chciałem...

Po kilkunastu minutach drogi, doszedłem wreszcie na cmentarz. Czułem, że właśnie tutaj powinienem w tym momencie przyjść, chociaż nienawidziłem tego miejsca. Przeszedłem przez główną bramę wejściową i kierowałem się w głąb tego miejsca, wąskimi alejkami i uliczkami. Im bliżej byłem miejsca, do którego zmierzałem, tym wolniej szedłem. Nie wiem, dlaczego. Jakbym czuł respekt? Czy może nawet... strach?
-To przez ciebie. - warknąłem, kiedy zatrzymałem się przed jednym z nagrobków. Podniosłem z ziemi spory kamień i parę razy podrzuciłem go w ręce. - To przez ciebie, szmato! - wrzasnąłem, całą swoją siłą rzucając kamieniem w płytę nagrobną. Z głośnym hukiem pękła, rozsypując się na wiele mniejszych części. - To przez ciebie taki jestem! Nie mogę się zmienić! Mogłem być normalny, ale ty doprowadziłaś do tego, że jestem tak popieprzony! Nigdy ci tego nie wybaczę, rozumiesz? Nigdy! Przez ciebie ranię wszystkie osoby, na których mi, kurwa, zależy! To przez ciebie, dziwko! - nie miałem już sił, żeby dłużej krzyczeć, a po moich policzkach zaczęły spływać... łzy. Były one oznaką słabości, jak i przywołaniem wspomnień, o których za wszelką cenę chciałem zapomnieć. Jak widać, nie było mi to dane i wiedziałem, że będą w mojej głowie do końca moich dni.
Na koniec jeszcze splunąłem na nagrobek, żeby dodatkowo pokazać, jak bardzo nie mam do niej szacunku. Nie chcąc rozmyślać już ani chwili dłużej, zacząłem biec w kierunku wyjścia z cmentarza. Gdy przeszedłem przez bramę, usiadłem na murku i wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów. Moje dłonie lekko drżały, ale udało mi się wyciągnąć z opakowania jednego szluga i odpalić go zapalniczką. Wsunąłem papierosa do ust i mocno zaciągnąłem się dymem, czując, jak powoli rozchodzi się po moich płucach. Moje oczy po raz kolejny zrobiły się wilgotne, dlatego otarłem je rękawem bluzy. Nie chciałem pokazać, że jestem słaby. Nie chciałem, żeby ktokolwiek widział mnie w takim stanie.
-Czy... Czy ty płaczesz? - tuż obok mnie rozległ się cichutki głosik. Unosząc brwi, zerknąłem w dół, gdzie przed murkiem stała mała dziewczynka. Mogła mieć najwyżej cztery latka. Miała jasne blond wlosy, sięgające jej niemal do pasa, a oczy, mimo że na dworze było całkowicie ciemno, lśniły niebieską barwą. Cóż mogę powiedzieć, mimo że to dziecko, których ja z zasady nienawidzę, ten dzieciak był po prostu śliczny.
-To nie twoja sprawa, mała. - mruknąłem, po raz kolejny zaciągając się papierosem i wpatrując tępo w przestrzeń. Kiedy jednak dziewczynka nie odeszła, zerknąłem w bok i kątem oka dostrzegłem, że zaczęła ona wdrapywać się na murek. Przewracając oczami i z głośnym westchnieniem, złapałem ją w pasie i posadziłem obok siebie. Ona jednak nadal nie była zadowolona ze swojego miejsca, ponieważ w jednej chwili wdrapała się na moje kolana.
-Czy ty przypadkiem nie przesadzasz? - uniosłem brwi, zdziwiony jej brakiem jakiegokolwiek respektu do obcego faceta. Czy ja wyglądałem, jak niańka?
-Nie. Widzę, że jesteś smutny, a ja nie chcę, żebyś był. - odparła, uśmiechając się szeroko i ukazując tym samym rządek białych ząbków.
-To moja sprawa, dlaczego jestem smutny, więc może nie wpieprzaj się w nieswoje życie, co? - miałem w dupie to, że było to małe dziecko. Ja rozmawiałem z nią, jak z dorosłym. Dziewczynka nic nie odpowiedziała, tylko nadal uśmiechała się szeroko, na co ja kolejny raz przewróciłem oczami. Jakie to, kurwa, irytujące. - Tak w ogóle, gdzie jest twoja matka? Przecież jest środek nocy. Nie jesteś za mała, żeby chodzić sama o tej porze?
-Zgubiłam się i nie wiem, jak wrócić do domu. - w końcu spuściła wzrok, jakby była trochę zawstydzona. Owszem, nie lubiłem dzieci, bardzo nie lubiłem, jednak postanowiłem odprowadzić ją do domu. Kto wie, na jakiego zboczeńca mogłaby trafić.
-Znasz swój adres? - mruknąłem, łapiąc ją w pasie i wstając. Postawiłem ją obok siebie na chodniku i chciałem zacząć iść, ale mała złapała swoją malutką rączką moją dłoń.
-Tak. Sun Street 15. - uśmiechnęła się do mnie. Znowu. Nie mam pojęcia, skąd w niej tyle radości i życzliwości do świata. To chore.
Przytaknąłem tylko i zacząłem iść razem z nią w kierunku swojej dzielnicy. Ulica, na której mieszka to dziecko, sąsiaduje z naszą ulicą, dlatego odprowadzenie jej było mi nawet po drodze. Niestety, miała zbyt krótkie nóżki, żeby mogła iść moim tempem, dlatego byłem zmuszony wziąć ją na ręce.
-Nie przyzwyczajaj się. - mruknąłem, zirytowany faktem, że w środku nocy muszę niańczyć obce dziecko.
-Masz dziewczynę? - spytała nagle, oplątując ręce wokół mojej szyi i wpatrując się prosto w moje oczy.
-Mam, ale to nie twoja sprawa. - warknąłem, jeszcze bardziej wkurzony.
-A kochasz ją? - nie przejmowała się moimi słowami i uwagami. Eh, dzieci.
-Tak, kocham. - wysyczałem, mając serdecznie dość odpowiadania na jej pytania.
-To jej to powiedz. - i znów uśmiechnęła się szeroko, jakby cały świat pozbawiony był problemów.
Po paru minutach doszedłem pod wskazany przez dziewczynkę adres. Postawiłem ją na ziemi w tym samym momencie, w którym drzwi od domu otworzyły się, a ze środka wyszła dość młoda kobieta.
-Boże, Lily, gdzie ty byłaś!? - krzyknęła. Mogłem uslyszeć, że była roztrzęsiona. Mała jedynie wzruszyła ramionkami i odwróciła się przodem do mnie, po czym objęła moją nogę i przytuliła się do niej.
-Dziękuję. - kiedy tylko dziewczynka podbiegła do swojej matki, kobieta spojrzała na mnie z wdzięcznością.
-Nie ma sprawy. - odparłem i... uśmiechnąłem się lekko. Tak, uśmiechnąłem, zapominając na moment o wspomnieniach.
Odszedłem w kierunku swojego domu, do którego wszedłem dosłownie dwie minuty później. W środku nie było zapalone żadne światło, co oznaczało, że Cindy poszła spać. Zdjąłem więc buty i bluzę najciszej, jak potrafiłem, po czym wszedłem schodami na górę. Wszedłem do sypialni na piętrze, a moim oczom ukazała się drobna postać Cindy, leżąca na łóżku i przykryta do pasa kołdrą. Rozebrałem się do bokserek i niemal od razu wsunąłem się pod kołdrę obok niej. Chciałem jak najszybciej zasnąć, ponieważ wierzyłem, że następny dzień będzie lepszy niż ten. Chciałem w to wierzyć.
Wtedy właśnie przypomniały mi się słowa małej dziewczynki, ostatnie, które do mnie wypowiedziała.
"Jeśli ją kochasz, powiedz jej to..."
To dziwne, ale poczułem w tym momencie, że właśnie to powinienem zrobić. Oparłem się więc na jednym łokciu i spojrzałem na słodko śpiącą szatynkę. Założyłem kosmyk jej włosów za ucho i szepnąłem tylko:
-Kocham cię, aniołku...

***Oczami Cindy***

Gdy obudziłam się rano poczułam, że jestem wtulona w czyjeś ciało. Czyjeś ciepłe i umięśnione ciało. Nie musiałam nawet otwierać oczu, żeby wiedzieć, iż to Justin. W końcu, kto inny mógłby leżeć w jego łóżku?
Po cichu, tak, aby go nie obudzić, odkryłam kołdrę i wstałam, obracając się na moment, aby sprawdzić, czy szatyn nie otworzył oczu. Całe szczęście, jeszcze spał. Dlaczego całe szczęście? Nie miałam pojęcia, jak będzie dzisiaj wyglądał jego nastrój i humor. Nie wiedziałam, czy nadal będzie wściekły. Nie wiedziałam, czy mogę chociaż przez chwilę oddychać spokojnie, czy znów się bać. Nic nie wiedziałam.
Zeszłam schodami na dół, do kuchni, a tam podeszłam do lodówki, z której wyjęłam jogurt owocowy. Usiadłam na blacie i zaczęłam go jeść, uprzednio wyjmując z szuflady małą łyżeczkę. Gdy skończyłam śniadanie, po jakiś pięciu minutach, zeskoczyłam z blatu i wyrzuciłam plastikowe opakowanie do śmietnika, natomiast łyżeczkę opłukałam i schowałam z powrotem na miejsce.
W tym momencie poczułam duże dłonie na swoich biodrach. Justin nachylił się lekko i musnął ustami mój policzek, po czym odszedł w stronę lodówki. A ja stałam jeszcze przez chwilę, w tej samej pozycji, i przyłożyłam opuszki palców do miejsca, które zostało nagrodzone pocałunkiem. Jego zmiany nastrojów naprawdę były niesamowite i zaskakujące. Ale wolałam, żeby chociaż na parę minut włączała się jego ciepła strona. Chociażby po to, abym mogła zaznać odrobinę czułości w takim powitaniu.
Nim zdążyłam się zorientować i na nowo uprzątnąć myśli, Justin wyszedł z kuchni, wracając na górę. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się nad jego, cóż, dziwnym zachowaniem. Nic nie powiedział, tylko wpadł na chwilę, a teraz znowu mnie zostawił. Zaczęłam myśleć nad tym, czy jego  wczorajsze słowa, ostatnie, jakie wypowiedział do mnie po naszej kłótni, miały z tym jakiś związek. Moje przemyślenia natomiast kolejny raz przerwał Justin. Tym razem już ubrany, zszedł na dół, lecz nawet na mnie nie spojrzał. Od razu udał się do przedpokoju, gdzie założył buty i wyszedł z domu.
-O co ci chodzi...? - szepnęłam sama do siebie, przeczesując palcami włosy i odrzucając pojedyncze kosmyki w tył. Wolałam jednak jego milczenie niż kolejne krzyki i awantury. Miałam już dość ciągłego podnoszenia głosu. Dość!
Skoro Justin wyszedł, nie miałam zamiaru siedzieć sama w czterech ścianach. Postanowiłam, że muszę dowiedzieć się, jaka tajemnica skrywa się za wczorajszymi słowami chłopaka. Nie potrafiłam przestać o tym myśleć. Nie potrafiłam zapomnieć. To wszystko wryło się głęboko w moje serce i kazało mi znaleźć jakiekolwiek informacje, a najlepszym źródłem będzie po prostu Jazzy, siostra Justina. W końcu, żyli ze sobą przez kilkanaście lat. Myślę, że ona może wiedzieć coś, czego ja jeszcze nie wiem. Jednak obiecuję, że dzisiaj się dowiem.

***

Zapukałam delikatnie w białe drzwi, czekając, aż ktoś podejdzie i otworzy je, wpuszczając mnie do środka. Z wnętrza domu zaczęły dochodzić do mnie kroki, a już po chwili ujrzałam w progu mamę mojego chlopaka.
-Dzień dobry, jest może Jazzy? - spytałam nieśmiało, lecz widząc jej serdeczny uśmiech, od razu się rozluźniłam.
-Tak, kochanie, wejdź, jest u siebie. - otworzyła szerzej drzwi, abym mogła wejść do środka, co też uczyniłam. - Poczekaj chwilkę, Cindy. - na dźwięk jej słów odwróciłam się twarzą do kobiety. - Co ci się stało? - ostrożnie dotknęła mojego policzka, na którym widniał siniak i lekkie zaczerwienienie.
-To nic takiego, uderzyłam się gdzieś, proszę się tym nie przejmować. - mimo że glosem, uśmiechem i gestami starałam się ją przekonać do swoich słów, wiedziałam, że nie uwierzyła mi. Rozumiała, co oznaczają siniaki na moim ciele, dlatego od razu posmutniała. Ja jednak kolejny raz posłałam jej uśmiech, po czym odeszłam w stronę schodów, prowadzących na górę, gdzie znajdowała się sypialnia Jazzy. Gdy stanęłam przed jej drzwiami zapukałam cicho, a słysząc ze środka słowo "proszę", weszłam do środka.
-Cześć... - mruknęłam, widząc Jazzy i Katy, siedzące na łóżku szatynki.
-Hej, Cindy. - uśmiech Jazzy był po prostu zaraźliwy. - Cieszę się, że przyszłaś.
-Właściwie, chciałam z tobą, a może z wami... - mówiąc to, spojrzałam również na drugą nastolatkę. - Porozmawiać.
Dziewczyny wymieniły między sobą znaczące spojrzenia. Atmosfera w pomieszczeniu zrobiła się, może nie tyle napięta, ile zdecydowanie bardziej poważna. Wiedziały, że nie przyszłam tu rozmawiać o ubraniach, czy kosmetykach. Skoro sama zdecydowałam się na rozmowę z nimi, musiało się coś stać. Dobrze wyczytały moje emocje. Coś się przecież stało...
-Chodzi o Justina, prawda? - temat mojej rozmowy, jak widać, również był oczywisty.
-Tak. - odparłam krótko, czekając, co powie Jazzy lub Katy.
-Bije cię, prawda? Znęca się nad tobą, mam rację? Cindy, a gdzie była twoja rozsądna strona, kiedy mówiłyśmy ci o tym wszystkim? Dlaczego wtedy nas nie posłuchałaś? Dlaczego musiałaś być tak uparta, co? Przecież my chciałyśmy ci pomóc, żebyś nie musiała po raz kolejny cierpieć przez faceta. A ty i tak musiałaś zrobić swoje, żeby...
-Przestań, Jazzy. Nie po to tu przyszłam. Nie mam zamiaru wam się żalić czy płakać przed wami. Nie o to mi chodzi. Ja... Ja chcę się dowiedzieć, dlaczego on taki jest. Dlaczego jest tak niezrównoważony? Wczoraj prawie się przede mną otworzył. Prawie powiedział to, co leżało mu na sercu, jednak dzisiaj znowu milczał i mnie unikał. Może wy wiecie, co się wydarzyło w jego życiu?
Dziewczyny po raz kolejny wymieniły między sobą znaczące spojrzenia i spojrzały na mnie smutno.
-Nawet nie wiesz, jak długo o tym rozmawiałyśmy. Nie wiesz, jak długo nad tym myślałyśmy. Każdego dnia starałyśmy się go odkryć, ale nadal nie wiemy, dlaczego tak się zachowuje. Uważamy, że on jest po prostu chory. Chory psychicznie. - na koniec wzruszyła ramionami.
I wtedy, kiedy miałam odpowiedzieć, że też przeszło mi to przez myśl, drzwi od pokoju Jazzy otworzyły się, a do środka weszła mama rodzeństwa. Kobieta była smutna i zatroskana, czyli całkowicie inna, niż zazwyczaj. Usiadła obok mnie na łóżku i przyjrzała się dokładnie twarzy każdej z nas, po czym wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić.
-Minęło już sporo czasu, a ja, mimo że obiecałam, uważam, że macie prawo poznać prawdę. Całą prawdę o Justinie...

~*~

Uhuhu, co sądzicie o scenie na cmentarzu? Ciekawi, jaką tajemnicę ukrywał Justin i jego mama? Cóż, właśnie w tym komencie wyjeżdżam na dwa tygodnie i kolejny rozdział dodam dopiero wtedy. Przepraszam + mam nadzieję, że poczekacie :)

Zapraszam także na drugie opowiadanie:
whatever-people-say-jb.blogspot.com

ask.fm/Paulaaa962

22 komentarze:

  1. o cholercia, niesamowity rozdział. <3
    niech te 2 tygodnie szybko miną bo chcę następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. super zresztą jak zawsze..
    kocham cię i życzę udanego wyjazdu:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne opowiadanie!:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Skarbie kocham tego bloga ! <3 czekam na następny a tobie życzę weny i udanych wakacji :* xo

    OdpowiedzUsuń
  5. Amdsfhgjsladhssddhshshdggffh ciekawe jaka jest prawda o justinie ;) rozdzial jedt swietny nie moge. sie doczekac kolejnego

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże, w końcu poznamy prawde :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Cooo ? Jak moglas przerwac w takim momencie ?! Ja nie wytrzymam 2 tygodnie bez wytlumaczenia sytuacji i nowego rozdzialu :c umre z ciekawosci :c co do Justina .. to nadal mu nie ufam ale widac poprawe w jego zachowaniu
    Chyba xd... Cindy ! Ciesze sie ze w końcu mu wszystko (no nie wszystko) wygarnela. Lovki xd kocham to opowiadanie i cb ;* do nastepnego rozdzialu ;*** Ask.fm/@MyszkaWikusia

    OdpowiedzUsuń
  8. ej nie w takim momencie :c ja się chyba nie doczekam ;c Kurde prosze nie rób tego :) No rozdział super jak zwykle, bardzo emocjonalny i tajemniczy , zwłaszcza na sam koniec. Z takim nie dosytem mam żyć 2 tygodnie ? O jeeej, ale no cóż musze wytrzymac

    OdpowiedzUsuń
  9. O Jezu ja mam teraz czekać 2 tygodnie na następny rozdział?!?! Grr Spróbuje nie zabić się z ciekawości. Bardzo mnie zaciekawił ten rozdział. Szczerze mówiąc nawet nie jestem w stanie nawet domyślić się chociaż jaką tajemnicę skrywa Justin. Ehh pozostaje mi tylko czekać na next. Miłego wyjazdu :) Kocham ♡

    OdpowiedzUsuń
  10. Matko wracaj juz bo normalnie jestem taka ciekawa co bedzie dalej ze szok. No i ogólnie udanych wakacji :*

    OdpowiedzUsuń
  11. OOO BOŻE, JAK JA CIĘ N I E N A W I D Z Ę!!!
    Jak mogłaś urwać w takim cholernie ciekawym momencie, no?!?! No, jak, ja się pytam?!
    Nienawidzę Cię i kocham, awgggh <3
    Kurcze, było już tak blisko poznania co tak naprawdę kryje się za tą chorą stroną Justina.. Domyślam się, że jakaś dziewczyna mu coś narobiła w psychice, ale co i kto, nie mam pojęcia.. I bardzo dobrze, żę Cindy mu tak wygarnęła! Powiedziała to, co chciała i przynajmniej nie żałowała! Byłam w tym momencie z niej dumna! :3 I potem ta mała dziewczynka.. Pomimo tego, że Justin nie był zbytnio grzeczny, to awwhh, odprowadził ją do domu i nawet aż tak chamsko się nie zachowywał. :> Czyli jednak posiada serduszko, dla takich maleńkich osób, jak Lily.
    Słodkie tez było, jak powiedział w nocy Cindy, że ją kocha.. Mam nadzieję, że teraz ona o wszystkim się dowie i chociaż trochę będę mogła zrozumieć Justina..
    Uwielbiam Twoje pomysły, ale grrr dlaczego przerwałaś nooo?!?!!?
    Czekam na kolejny. :3
    ~ Drew.
    http://glow-in-your-eyes-enlighten-my-world.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie znosze cie za to, ty nam to slecjalnie zrobilas!!! :c ja nie wytrzymam 2 tygodni bez wyjasnienia tego, a ty musialas akurat teraz przerwac!! Ugh! Kocham cie za te wspaniale rozdzialy, ale nienawidze za to, ze nas ciagle zosfawiasz w takiej niepewnosci i to jeszcze na 2 tygodnie!!! Zabije, zabije i jeszcze raz zabije!! Jeju tak strasznie mnie to ciekawi ta cala scena na cmentarzu i z jego mama, taka sb mysle no i to na 100% bd ta opowiesc przez ktora nam bd szkoda Justina, bo pamietam jeszcze, jak mowilas, ze cos takiego bd, no i jak tak strasznie chcialam wiedziec o co chodzi, a tu jest, no i wyjezdzasz :c placze :'c no, ale na twoje rozdzialy zawsze warto czekac, no wiec czekam z niecierpliwoscia na nn i zycze weny :*

    OdpowiedzUsuń
  13. No błagam cię dlaczego teraz no dlaczego ?! :c Nie wiem czy dam rade wytrzymać te 2 tygodnie :o pewnie i tak codziennie będę wchodzić i patrzeć czy czasem nie dodałaś haha wiedząc że jesteś na wakacjach hahaha <3 KOCHAM :D

    OdpowiedzUsuń
  14. boskie ale dwa tygodnie to cholernie długo:'(((

    OdpowiedzUsuń
  15. Brak mi słów.... Dwa tygodnie.... Ja chcę znać tą prawdę już teraz.... Płakać mi się chcę...

    OdpowiedzUsuń
  16. ciekawe co ona im powie o Justinie? fajny rozdział i czekam na nexta ;) pzdr ruda :D

    OdpowiedzUsuń
  17. Dowiemy się prawdy! O mój Boże! *o*

    OdpowiedzUsuń
  18. jestem oburzona ze twoje opowiadanie ma tak mało komentarzy. jest przeciez super mega świetne, tak jak każde. ech.... co do rozdziału to jak zawsze miazga. sposób w jaki piszesz jest bardzo lekki, przyjemny i przyciągający (?). czekam i raduje sie ze dwa tygodnie zaraz miną xx miłych wakacji kochana 💕💜

    OdpowiedzUsuń
  19. mega 👍👍 czekam na następny ❤️

    OdpowiedzUsuń