piątek, 28 marca 2014

Rozdział 13...

Obudziłam się rano, czując, jak ktoś bawi się moimi włosami, zaplątując sobie ich kosmyki wokół palców. Powoli podniosłam powieki i zamrugałam kilka razy oczami, a mój wzrok wylądował na Justinie, który kucał obok mojego łóżka, opierając się o jego krawędź.
-Dzień dobry, księżniczko. - mruknął cicho, uśmiechając się do mnie ciepło.
-Hej. - ziewnęłam głośno, przecierając twarz dłońmi.
-Przyszedłem tylko zapytać, co by pani chciała na śniadanko. - pogładził mnie delikatnie po dłoni, patrząc prosto w oczy.
-Wiesz, że nie musisz mi robić śniadania? - westchnęłam cicho, przebiegając palcami po włosach.
-Ale chcę. - wyszczerzył się do mnie. - Więc jak? Naleśniki z nutellą?
-Znasz mnie. - zachichotałam, kiwając twierdząco głową.
Chłopak podniósł się, a następnie skierował w stronę, drzwi, jednak zanim zdążył wyjść, zatrzymał go mój głos.
-Dziękuję, Justin...
Kilka minut później zdecydowałam się wstać. Niemal natychmiast podeszłam do szuflady i wyjęłam z niej mały pamiętnik, po czym wróciłam z nim do łóżka. Usiadłam po turecku na różowej pościeli, przykładając koniec długopisa do kartki papieru.
"To dziwne, a wręcz niepokojące. Z mężczyzny, którego się bałam, stał się chłopakiem, któremu ufam. Ufam i psychicznie i fizycznie. Nie rozumiem tego. Nie rozumiem siebie i nie rozumiem jego. Jeszcze niedawno chciałam, aby trzymał się z dala ode mnie. Teraz już tego nie chcę. To dziwne..."
Zamknęłam notes, wzdychając cicho. Spojrzałam w okno, za którym świeciło słońce, budząc do życia wszystko wokoło. Budziło do życia również mnie. Chciałam spróbować przestać zadręczać się wspomnieniami i żyć tym, co jest dzisiaj, w tej chwili. Uśmiechnęłam się lekko do siebie i postanowiłam, że dzisiaj, chociaż ten jeden dzień, nie uronię żadnej łzy. Nie wiem, czy mi się to uda, jednak spróbuję. Postaram się zachować moje oczy suche.
Zsunęłam się z łóżka i wygładziłam dłońmi pościel. Następnie podeszłam do okna i otworzyłam je na całą szerokość, aby wpuścić do pokoju trochę świerzego powietrza, które oczyści mój umysł z natłoku myśli. Wyjęłam z szafki ubrania na dzisiejszy dzień, po czym założyłam je na siebie. Przeczesałam włosy palcami, schowałam pamiętnik do szuflady, pod moją bieliznę i wyszłam z pokoju, schodząc schodami na dół, prosto do salonu.
-Pomóc ci? - krzyknęłam do Justina, stojącego w kuchni.
-Dzięki, już prawie skończyłem. - posłał mi przyjacielski uśmiech.
Weszłam do kuchni, a następnie stanęłam na palcach i wyjęłam z szafki dwa talerze, po czym wróciłam do salonu, ustawiając je na stole.
-Rozmawiałem rano z Austinem. Niedługo powinni go wypuścić. - szatyn postawił przede mną talerz z, przygotowanymi już, naleśnikami.
-To dobrze. - odetchnęłam głęboko. - Nie chcę, żeby narobił sobie problemów. I to na dodatek przeze mnie.
-Nawet tak nie mów, Cindy. Nic nie jest twoją winą. - chłopak pogładził mnie po dłoni, po czym ukroił widelcem kawałek naleśnika i skierował go do moich ust.
-Dziękuję. - zaśmiałam się cicho, kiedy poczułam cudowny smak potrawy. - Nie sądziłam, że umiesz gotować.
-Wiesz, właściwie moje zdolności kulinarne kończą się na naleśnikach. - wzruszył lekko ramionami, chichocząc pod nosem.
-To zawsze coś. Mnie byś tym przekupił. - po tych słowach szatyn ukroił kolejny kawałek naleśnika i uniósł go na wysokość moich ust.
W tym momencie drzwi od domu otworzyły się, a do środka wszedł Austin, z telefonem w ręku.
-Bieber, właśnie się dowiedziałem, że porwałeś moją siostrzyczkę ze szpitala. - podszedł do chłopaka, opierając się jedną ręką o stół.
-Ja ją jedynie uratowałem od tych dziwnych ludzi i przerażających, białych ścian. - wzdrygnął się lekko, przez co z moich ust uciekł cichy chichot.
Austin odwrócił się twarzą do mnie, unosząc jedną brew, z lekkim uśmieszkiem na twarzy.
-Faktycznie, mogliby przemalować te ściany. Na przykład na błękit, albo jasny róż. - powoli przejechałam dłonią w powietrzu, wyobrażając sobie kolorowe sale szpitalne.
-Wyobraźnia cię ponosi, młoda. - Austin roztrzepał moje włosy, za co posłałam mu mrożące spojrzenie. - Tak w ogóle, to siema. - uśmiechnął się do mnie, a następnie ułożył jedną dłoń na mojej talii i pocałował w policzek.
-Hej. - odparłam cicho.
-Cindy, mogę z tobą porozmawiać? - wskazał na kuchnię, więc lekko przytaknęłam głową i wstałam z krzesła, dosuwając je do stołu. Weszłam za bratem do kolejnego pomieszczenia, opierając się o blat.
-Więc, o czym chciałeś ze mną rozmawiać? - założyłam ręce na piersi, obserwując, jak brunet układa ręce na karku i bierze głęboki oddech.
-Cindy, wiesz, że nie musisz się niczego bać, prawda? - spytał łagodnie, podchodząc do mnie.
-Austin, do czego zmierzasz? Powiedz wprost, a będzie łatwiej. - pogładziłam go po ramieniu.
-Czy Justin zrobił ci coś tej nocy? Zmusił cię do czegoś? - spytał w końcu, oblizując powoli wargi.
-Nie. - odparłam krótko, patrząc mu prosto w oczy.
-Zauważyłem, że... zbliżyliście się do siebie, prawda? - również oparł się o blat, wsuwając dłonie do kieszeni.
-Można tak powiedzieć. - wzruszyłam lekko ramionami. - Austin, nadal nie wiem, do czego zmierzasz i po co zadajesz te wszystkie pytania. - uniosłam brwi, dając mu jasno do zrozumienia, żeby nie mówił o wszystkim na około, tylko wprost.
-Chodzi mi o to, że Justin jest typową męską dziwką. Na prawdę radzę ci trzymać się od niego najdalej, jak możesz. On będzie chciał owinąć cię wokół palca i sprawić, że będziesz wykonywała każdą jego zachciankę. A ja nie pozwolę mu cię skrzywdzić.
-Dziękuję, Austin, ale sama potrafię o siebie zadbać. I nie mam zamiaru 'dać owinąć się wokół palca'.
-Kocham cię, pamiętaj o tym. - pocałował mnie w czoło, kierując się do wyjścia z kuchni. - I uważaj na siebie.
***
Siedziałam na kanapie w salonie, oglądając jakiś głupi program telewizyjny. Na jednym z foteli siedział Justin. Przez cały czas czułam jego wzrok na sobie. Nie chciałam się odzywać. Po prostu nie miałam teraz ochoty z nikim rozmawiać. Jednak kiedy jego 'obserwacje' trwały zdecydowanie za długo, postanowiłam to przerwać.
-Justin, byłabym na prawdę wdzięczna, gdybyś przestał się tak na mnie patrzeć. - mruknęłam, nie odrywając wzroku od ekranu.
-Przepraszam, po prostu jesteś piękna. - przygryzł dolną wargę, cały czas wpatrując się we mnie. W tym momencie w mojej głowie rozbrzmiały słowa Austina, na temat Justina. Może miał racje? Może Justin faktycznie swoimi komplementami chce zawrócić mi w głowie i jedynie wykorzystać? Powinnam przestać być wrażliwa na jego czułe słówka i gesty, bo mogę się na nim zawieść, a nie chcę kolejny raz przeżywać czegoś podobnego.
-Stary... - w salonie pojawił się Austin, który zszedł schodami z pierwszego piętra. - Pamiętasz, że dzisiaj jest wyścig? - spojrzał znacząco na szatyna, który westchnął głośno, opadając na oparcie fotela.
-Nie dajesz mi o tym zapomnieć. - przyłożył sobie poduszkę do twarzy, na co ja zachichotałam cicho, tak, aby żaden z chłopaków nie mógł mnie usłyszeć.
-Ale będziecie ostrożni, prawda? - spojrzałam na nich, z troską, wymalowaną na twarzy. Nie chciałam, żeby któremuś z nich coś się stało. To nierozważne z ich strony, że biorą udział w nielegalnych wyścigach, jednak nie zamierzałam wtrącać się w życie mojego brata oraz jego przyjaciela. Niech robią to, co sami uważają za słuszne, ale uważają na siebie.
-Zawsze jesteśmy ostrożni. - brunet podszedł bliżej i usiadł na kanapie, obok mnie. Ułożył jedną rękę na oparciu kanapy, posyłając szatynowi znaczące spojrzenie. - Jedziesz z nami, Cindy.
-Ale... - zacięłam się, przenosząc wzrok, to na Austina, to na Justina. Chciałam usłyszeć słowa w stylu "Żartowałem, zostajesz w domu z miską żelków.", jednak zamiast tego, w salonie panowała niezręczna cisza. - Ale ja nie chcę. - dokończyłam wreszcie, wzdychając cicho.
-Skarbie, po tym, co chciałaś zrobić, nie zostawię cię już samej. - Austin spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
-Postanowiłam, że będę dzielna i się nie poddam, ale, proszę, nie bierzcie mnie ze sobą. - jęknęłam, szukając zrozumienia w ich oczach.
-Cindy, jeśli zostaniesz tutaj sama, cały czas będę myślał, czy nie wpadł ci do głowy jakiś idiotyczny pomysł i czy nic sobie nie zrobiłaś, rozumiesz? Nie będę mógł się skupić na prowadzeniu i wtedy nie będę ostrożny. - wiedział, jakich słów użyć, aby mnie przekonać. - A wydaje mi się, że nie chcesz zostać tu z którymś z naszych kumpli, bo...
-Nie chce. - odparłam szybko, kręcąc energicznie głową. Nie miałam zamiaru siedzieć sam na sam z jakimś facetem, któremu tylko jedno w głowie.
-Więc ustalone. - Austin uderzył dłońmi o swoje kolana, po czym podniósł się z kanapy, odchodząc w stronę kuchni.
A ja znowu zostałam sama z Justinem. Jego spojrzenie ani na chwilę mnie nie opuszczało. Wyglądało to tak, jakby mnie obserwował i starał się wykryć najmniejszą oznakę jakiś emocji, które wstrząsnęłyby moim ciałem.
***
Założyłam na siebie czarne, jeansowe spodenki, lekko poszarpane na dole, a do tego dopasowaną, białą bluzkę z krótkim rękawem. Przeczesałam palcami włosy, po czym wyszłam z łazienki, gasząc za sobą światło. Zeszłam schodami na dół, gdzie w salonie spotkałam chłopaków, którzy, w dość burzliwy sposób, o czymś dyskutowali. Kaszlnęłam cicho, aby zwrócić uwagę, że również tu jestem. Może były to ich prywatne sprawy, w które ja nie miałam najmniejszego zamiaru się wtrącać. Odwrócili się twarzą do mnie i posłali mi ciepłe uśmiechy.
-Gotowa? - spytał Austin, wsuwając stopy w swoje czarne buty, za kostkę.
-Powiedzmy, że tak. - westchnęłam cicho, podchodząc do nich. Założyłam krótkie, białe trampki oraz skórzaną kurtkę, po czym wyszłam z domu, zaraz za szatynem. Podeszłam do samochodu mojego brata i wsunęłam się na tylne siedzenia, układając się na nich wygodnie. Chłopaki zajęli przednie miejsca, a po chwili Austin odpalił silnik, zjeżdżając z podjazdu.
-Pojadę jutro z tobą do szkoły, żebyś zaniosła zwolnienie, dobrze? - brunet uchwycił moje spojrzenie w przednim lusterku. Skinęłam głową, a następnie z powrotem położyłam się na siedzeniach.
Reszta drogi minęła w ciszy. Gdy samochód zaczął zwalniać, uniosłam swoje ciało i spojrzałam przez okno. Moja mina zrzedła, kiedy zorientowałam się, gdzie jesteście.
-Dlaczego nie powiedzieliście mi, że jedziemy właśnie tutaj? - jęknęłam, przygryzając dolną wargę.
-Bo nie pytałaś. - Austin wzruszył lekko ramionami, kiedy ja usiadłam na środkowym siedzeniu, opierając się jedną ręką o fotel Justina, a drugą o fotel Austina.
-Słuchajcie, może ja jednak wrócę do domu, co? - czułam, jak moje serce zaczyna szybciej bić.
-Słonko, ty wiesz która jest godzina? - Justin spojrzał na mnie sceptycznie. - Nawet nie wiesz, jak niebezpieczne jest dla ciebie chodzenie o tej porze po ulicach?
-Ten jeden, jedyny raz się z nim zgodzę. Nie pozwolę ci się nigdzie ruszyć, skarbie. - Austin zaparkował na jednym z wolnych miejsc. - A czy teraz możesz nam łaskawie powiedzieć, dlaczego tak się boisz tego miejsca? Chyba nie spodziewałaś się zielonej łąki, pełnej kwiatów. - chłopaki zachichotali, na co ja przewróciłam oczami, uderzając Austina w tył głowy.
-Po prostu byłam tu już kiedyś... z pewną osobą, o której chciałabym zapomnieć, a boję się, że mogę go tu spotkać. - wyjaśniłam, nie zagłębiając się w szczegóły.
-Go? - spytali równocześnie, odwracając się w moją stronę. Spuściłam głowę, bawiąc się jedną z nitek moich spodenek.
-Tak. - zdecydowałam się spojrzeć im w oczy. - Mój były ścigał się tutaj. Nie chcę go więcej oglądać. To tyle.
Najpierw spojrzałam na Austina, aby zaraz przenieść wzrok na Justina. Jego reakcja bardzo mocno mnie zdziwiła. Jego dłonie, jak i szczęka, były zaciśnięte, a on sam starał się uspokoić oddech. Wyglądał tak, jakby ta informacja na prawdę go wkurzyła.
-No dobra, musimy iść. - mój brat postanowił przerwać tę, lekko niezręczną, ciszę. Otworzył drzwi od swojej strony, a następnie wysiadł i otworzył moje drzwi. Wyszłam z samochodu, stawiając stopy na brudnym betonie. Już z daleka słychać było wrzaski i przekleństwa, a naturalnie ciemną drogę, otaczały jaskrawe światła. Brunet objął mnie ramieniem i poprowadził w stronę tłumu ludzi przed nami. Kiedy dotarliśmy do małej grupy chłopaków, stojącej pod murem, ich wzrok wylądował na mnie.
-Kurwa, czyli to jest twoja siostrzyczka. - jeden z nich zagwizdał, na co ja przewróciłam teatralnie oczami.
Na zewnątrz musiałam pokazać, że jestem dzielna, ale w środku czułam się, jak mała dziewczynka, która właśnie zgubiła mamę. Nie chciałam tu być, bo bałam się każdego spojrzenia, które czułam na sobie. Wiedziałam, o czym myślą teraz kumple mojego brata, chociaż, przyznajmy sobie szczerze, nie chciałam mieć tej śiadomości.
-Widzę, że takie informacje rozchodzą się bardzo szybko. - warknął Austin, patrząc sceptycznie na Justina, który wyszczerzył się do niego, drapiąc się z lekkim zakłopotaniem po karku.
-Tak jakoś wyszło. - wymamrotał, wsuwając dłonie do kieszeni.
-No nic. - Austin machnął ręką. - Chłopaki, to jest Cindy. - przedstawił mnie, a ja posłałam im nieśmiały uśmiech. Wersja w ich wykonaniu była bardziej łobuzerska.
-Hej, ślicznotko. - zaczął jeden z nich, przypatrując mi się uważnie.
-Odpuść sobie. - mruknęłam, zakładając ręce na piersi. Chłopak zaśmiał się cicho, oblizując wargi. - Idę się rozejrzeć. W razie czego, mam przy sobie telefon. - powiedziałam cicho do Austina, po czym odeszłam, z rękoma schowanymi w tylnych kieszeniach spodenek.
-Tylko uważaj na siebie! To nie plac zabaw! - krzyknął brunet, powodując tym samym wybuch śmiechu jego kumpli.
-Bardzo śmieszne. - zironizowałam, odwracając się w ich stronę.
I znowu byłam zaskoczona. Na twarzy Austina, oraz jego kumpli, widniało rozbawienie, natomiast Justin był poważny. Jego szczęka w dalszym ciągu była zaciśnięta, a w jego spojrzeniu kryła się rządza mordu. Kiedy spojrzał na mnie, jego wzrok złagodniał i można było zobaczyć w nim troskę. Większą, niż u Austina. Posłałam mu uspokajający uśmiech, po czym odeszłam w przeciwnym kierunku.
Na prawdę nie chciałam tu teraz być. Wolałam leżeć w swoim cieplutkim łóżeczku i oglądać jakieś idiotyczne komedie. Kiedy zobaczyam w oddali wysoki mur, podeszłam do niego, oparłam się o cegły i założyłam ręce na piersi. Skanowałam wzrokiem wszystkich ludzi, znajdujących się dookoła. Większość osób, znajdujących się tutaj, była płci męskiej, w wieku do trzydziestu lat. Dziewczyny, cóż mogę powiedzieć, były w stanie oddać się pierwszemu lepszemu kolesiowi, na masce jego samochodu. Jestem na prawdę zniesmaczona towarzystwem, w jakim obraca się mój brat. Niestety, już od dawna jest dorosły, a ja nie mogę na niego wpłynąć w żaden sposób. Mam tylko nadzieję, że nie przedstawi mi którejś z tych panienek, jako swojej dziewczyny.
W tym momencie mój wzrok wylądował na postaci, zmierzającej w moim kierunku. Przeklnęłam się w duch, starając się zasłonić twarz włosami. On jednak zbyt dobrze mnie znał i już po chwili stanął przede mną, unosząc moją twarz swoimi dłońmi.
-Idź stąd, Jaxon. - powiedziałam cicho, nie patrząc mu w oczy.
-Kochanie, porozmawiaj ze mną. - mruknął cicho, wplątując palce w moje włosy.
-Nie. Zostaw mnie. - ułożyłam dłonie na jego klatce piersiowej, odpychając go od siebie.
-Proszę, skarbie. Daj mi to wszystko jeszcze raz wytłumaczyć. - jęknął, przypierając moje ciało do ściany. W moich oczach nagromadziły się łzy, jednak dzisiaj rano obiecałam sobie, że nie będę płakać, więc powstrzymałam płacz, przygryzając mocno dolną wargę.
-Nie dotykaj mnie. Między nami wszystko skończone.
Tak, Jaxon był kiedyś moim chłopakiem, lecz pewne wydarzenie zniszczyło wszystko, co było między nami. Od tamtej pory unikałam go, jak tylko mogłam, dlatego tak bardzo nie chciałam tu być.
***Oczami Justina***
Rozglądałem się po placu, w poszukiwaniu tej drobnej istotki. Na prawdę nie podobało mi się to, że odeszła, nie wiadomo gdzie, sama. Nie chciałem, aby coś jej się stało, chciałem jej pilnować, bo wiem, jak krucha i wrażliwa jest.
-Na prawdę się o nią nie martwisz? - spytałem w końcu Austina, lekko poddenerwowany jego postawą.
-Spokojnie, nie jest małym dzieckiem. - wzruszył lekko ramionami, biorąc łyk ze swojej puszki z piwem. Ja, jak już kiedyś mówiłem, nie miałem najmniejszego zamiaru wsiadać za kierownicę po alkoholu, a miałem jeszcze dzisiaj wyścig do wygrania, dlatego nie tknąłem piwa, pomimo wielu słów zachęty.
-Gdyby była małym dzieckiem przynajmniej nikt nie chciałby jej zgwałcić. - warknąłem przez zaciśnięte zęby. - A przez to, że ma szesnaście lat, każdy facet tutaj chciałby mieć ją pod sobą. - dodałem, zaciskając pięści. - Nie widziałeś, jak ci idioci się na nią gapili? Gdyby nas tam nie było, zapewne wzięliby ją od razu. - chciałem kontynuować, jednak przerwał mi głos Austina.
-Widzę, że macie ze sobą bliskie relacje, co? - spytał, wściekły. Teraz dopiero zrozumiałem, że Austin wścieka się o to, że dogaduję się z jego siostrą.
-Masz z tym jakiś problem? - spojrzałem na niego z mordem w oczach.
-Tak, mam. - splunął na trawę, stając na przeciwko mnie. - Myślisz, że nie widzę, jak na nią patrzysz? Myślisz, że nie widzę, jak się do niej kleisz? Poza tym, Cindy udaje biedną dziewczynkę, skrzywdzoną przez życie, a jak przychodzi co do czego, bez żadnego problemu siada ci na kolanach. - jego oddech był nierówny i przyspieszony.
-Czyli dla ciebie to, że przez pół roku była bita i gwałcona jest rozrywką, tak? - stanąłem jeszcze bliżej niego, sycząc przez zaciśnięte zęby.
-Kurwa, jeszcze niedawno to ty próbowałeś ją zgwałcić. - wyrzucił ręce w powietrze, zaciskając i rozluźniając szczękę.
-Po pierwsze, ja tego nie chciałem i mała dobrze o tym wie, a po drugie, z tego, co mi się zdaje, jeszcze przed chwilą nie obchodziło cię, co się dzieje z twoją siostrą. Wybacz, ale mi w przeciwieństwie do ciebie zależy na jej bezpieczeństwie. - warknąłem, po czym odepchnąłem go od siebie i ruszyłem w przeciwnym kierunku.
-A może zależy ci na Cindy, bo chcesz w ten sposób zapomnieć o Katy, co!? - krzyknął brunet, a moje nogi jakby automatycznie się zatrzymały. Odwróciłem się powoli w stronę chłopaka, zaciskając nerwowo szczękę.
-Nigdy. Nie wspominaj. O niej. W mojej. Obecności. - całe zdanie wypowiedziałem głośno i wyraźnie, po czym odwróciłem się na pięcie i odszedłem, jednak widok jaki zastałem, jeszcze bardziej podniósł mi ciśnienie. Jaxon, koleś, którego nienawidzę, przypierał do muru moją Cindy.
Kurwa, czy ja powiedziałem 'moją'?
-Spierdalaj od niej, chuju. - szepnąłem do siebie, po czym ruszyłem w ich kierunku.
~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani ;*
Jej, udało mi się napisać dwa rozdziały w jeden dzień. Hoho ;D
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam Was na mojego aska. Odpowiem na wszystkie wasze pytania ;*
ask.fm/Paulaaa962
Kocham Was i do następnego ;*
Ps. A teraz lecę oglądać, jak Kwiatek wymiata na parkiecie ;D

środa, 26 marca 2014

Rozdział 12...

Przeczesałem palcami włosy, ciągnąc z frustracją za ich końcówki, kiedy policjanci wyprowadzali Austina oraz Zayna ze szpitala. Zakląłem pod nosem, licząc w myślach do dziesięciu. Nie pomogło mi to jednak i nadal byłem tak zdenerwowany, jak parę chwil temu, kiedy zobaczyłem starszego brata Cindy na szpitalnym korytarzu.
Szybkim krokiem ruszyłem w stronę lekarza, który stał przy recepcji i rozmawiał z pielęgniarką. Gdy mnie zobaczył, przerwał rozmowę i odwrócił się w moją stronę.
-Mogę ją stąd zabrać? - westchnąłem, zaciskając lekko pięści.
-Jesteś kimś z jej rodziny, czy jedynie przyjacielem jej brata? - uniósł brwi, trzymając w dłoniach teczkę, prawdopodobnie z wypisem szatynki.
-Jestem jej przyjacielem. - mruknąłem niecierpliwie, przewracając oczami.
-Przykro mi, ale wypis może otrzymać jedynie prawny opiekun dziewczyny, którym, z tego, co wiem, jest jej brat, a jego przed chwilą zatrzymała policja. Nie możesz więc zabrać stąd Cindy. Prawdopodobnie, do wypuszczenia jej brata z aresztu, zamieszka ona w domu dziecka.
Po jego ostatnich słowach parsknąłem śmiechem. Oblizałem powoli wargi i zmarszczyłem brwi, podchodząc bliżej lekarza.
-Czy pana zdaniem ona jest dzieckiem? Ma szesnaście lat i nie potrzebuje niańki, opiekującej się nią przez całą dobę.
-Ona próbowała popełnić samobójstwo i w tym momencie potrzebuje opieki. - powiedział ostro, kładąc teczkę na blat przy recepcji.
-Chyba widział pan jasno, przy kim się uspokoiła. - warknąłem przez zaciśnięte zęby. - Ona nie może trafić do domu dziecka, bo tam po raz kolejny będzie chciała to zrobić.
-Byłbym w stanie ten jeden, jedyny raz, zrobić wyjątek, jednak widzę, jak się zachowujesz. Jesteś agresywny i możliwe, że tak samo zachowujesz się w stosunku do Cindy. Ona jest zastraszona, a ja wcale nie mam takiej pewności, czy to nie ty ją zgwałciłeś i doprowadziłeś do próby samobójczej. - spojrzał na mnie, jak surowy ojciec na syna.
Musiałem się na prawdę kontrolować, aby moja zaciśnięta pięść nie odnalazła drogi do jego szczęki. Byłem wściekły i chyba nikt nie ma prawa mnie za to oceniać.
-Czyli sugeruje pan, że najpierw ją gwałcę, a później pocieszam i przytulam, tak? - warknąłem, przybliżamąc swoją twarz do jego. - Gratuluję posady lekarza. - dodałem, po czym odwróciłem się w stronę korytarza.
Po chwili byłem już pod drzwiami sali szpitalnej, w której leżała Cindy. Przed wejściem wziąłem kilka głębokich wdechów, aby chociaż w pewnym stopniu się uspokoić i nie wystraszyć szatynki. Otworzyłem po cichu drzwi i wszedłem do środka, podchodząc do łóżka. Przysunąłem do siebie jedno z krzeseł i odwróciłem je przedem do siebie, siadając na nim 'okrakiem'. Oparłem się przedramionami o oparcie krzesła, a wzrok wbiłem w ślicznotkę, śpiącą przede mną.
-Co by tu z tobą zrobić... - mruknąłem do siebie, lecz dopiero po chwili zrozumiałem, że zabrzmiałem, jak pedofil, siedzący na ławce przed przedszkolem. - Nie o to mi chodziło. - przewróciłem na siebie oczami. Ująłem jej dłoń w obie ręce i przejechałem opuszkami palców po zabandażowanych nadgarstkach. - Już ja dopilnuję, żeby nie zrobiła tego kolejna dziewczyna. Już ja tego dopilnuję. - westchnąłem cicho, kiedy do głowy napłynęły mi wspomnienia, o których za wszelką cenę chciałem zapomnieć.
Powieki Cindy drgnęły, a po chwili otworzyły się. Szatynka zamrugała kilka razy oczami, zanim spojrzała na mnie.
-Co ci się stało, Justin? - spytała cichym, słabym głosem, siadając na łóżku. Przejechała opuszkami palców po moim rozciętym łuku brwiowym, a w tym samym momencie przez moje ciało przeszły dreszcze.
-Nic takiego. - odparłem wymijająco.
-Sam sobie przecież tego nie zrobiłeś. - spojrzała na mnie sceptycznie. - Poza tym, gdzie jest Austin? - zmarszczyła brwi, wbijając we mnie wzrok.
Nadszedł ten moment, kiedy musiałem jej o wszystkim powiedzieć. Wiedziałem, że tego nie uniknę, jednak miałem nadzieję, że nie zapyta o Austina od razu.
-Wiesz... - zacząłem, przygryzając dolną wargę. - Zaszło drobne nieporozumienie... - podrapałem się z zakłopotaniem po karku, spuszczając głowę.
-Justin, co się dzieje? - delikatnie ułożyła dłoń pod moją brodą i uniosła ją, abym spojrzał jej prosto w oczy.
-Austina zgarnęły psy. - mruknąłem niepewnie, obserwując minę szatynki. Pobladła nagle, a jej oczy zrobiły się lekko zamglone. - Cindy, spokojnie. - objąłem jej twarz dłońmi, gładząc kciukami jej policzki.
-Dlaczego? - spytała szybko, a w jej oczach widoczny był lekki strach oraz ból.
-Pobił się z Zaynem. - powiedziałem niepewnie, cały czas obejmując jej twarz.
Cindy gwałtownie zerwała się z łóżka, wsuwając stopy w buty, starałem się ją zatrzymać, jednak ona wyrwała się z mojego uścisku. Podbiegła do drzwi i już miała wyjść na korytarz, kiedy nagle złapała się za głowę, a jej nogi zaczęły się uginać. Idealnie wymierzając czas, złapałem ją, układając obie dłonie w dole jej pleców. Po chwili dziewczyna stanęła prosto. W tym momencie nasze twarze dzieliło kilka centymetrów. Szatynka uniosła lekko głowę, patrząc mi prosto w oczy. Nie miałem pojęcia, co mam teraz zrobić. Najchętniej po prostu wpiłbym się w jej słodkie usta, położył na tym łóżku i wziął tu i teraz. Nie żartuję.
Cindy ostrożnie ułożyła dłonie na mojej klatce piersiowej i odepchnęła mnie lekko od siebie.
-Dziękuję. - mruknęła cicho, nawiązując do momentu, w którym złapałem jej drobniutkie ciałko, ratując je przed upadkiem.
-Nie masz za co. - pogłaskałem ją po włosach, jednak szatynka szybko odsunęła się ode mnie. - Połóż się, kochanie. Muszę z tobą porozmawiać. - dodałem, prowadząc ją w stronę łóżka. Dziewczyna usiadła na łóżku po turecku, układając ręce na kolanach. - Rozmawiałem z lekarzem. Pytałem się, kiedy będziesz mogła stąd wyjść. Ten idiota powiedział, że wypis ze szpitala, bez którego nie mogą cię wypuścić, może otrzymać jedynie Austin. Policja może go trzymać 48 godzin, co oznacza, że przez dwa dni musiałabyś mieszkać w domu dziecka. - kiedy wypowiedziałem dwa ostatnie słowa, na twarzy Cindy pojawiło się lekkie przerażenie. - Chyba że pomogę ci stąd uciec i wrócisz razem ze mną do domu. - dokończyłem, opierając się o swoje kolana.
-Czyli Austina nie będzie w domu. - spojrzała na mnie ze strachem w oczach, a ja niemal natychmiast zorientowałem się, dlaczego się boi.
-Przepraszam, Cindy. Byłem pijany. Nie mam zamiaru teraz pić. Nie chciałem ci nic zrobić. - objąłem jej dłoń swoimi, głaszcząc ją delikatnie. - Więc jak? Zrozumiem, jeśli nie będziesz chciała. Poza tym, nie wiem, jak się czujesz. Nie chcę, żebyś zrobiła sobie krzywdę.
-Nie chcę tu być. - mruknęła cicho. - A i tak powinnam dzisiaj wyjść. - wzruszyła lekko ramionami, odkrywając kołdrę.
-Dobrze. - na moich ustach mimowolnie pojawił się uśmiech. - Zrobimy tak. Ty się spakuj, a ja przyjdę po ciebie za pięć minut. - pogłaskałem ją po policzku i pocałowałem w czółko, po czym wyszedłem z pokoju.
Udałem się w stronę schodów, którymi przedostałem się na pierwsze piętro. Sprawdzając, czy na korytarzu nikogo nie ma, podbiegłem do drzwi, za którymi mieściło się pomieszczenie techniczne. Na moje szczęście, nie było zamknięte na klucz, dzięki czemu bez trudu mogłem wejść do środka. Rozejrzałem się po niewielkim pokoju, szukając głównego wyłącznika prądu. Po chwili zauważyłem, wiszącą na ścianie, małą, metalową skrzynkę. Otworzyłem ją i wyłączyłem wszystkie korki. W pomieszczeniu, jak i w całym szpitalu, zapanowały egipskie ciemności. Zachichotałem cicho, po czym wyszedłem na, równie ciemny, korytarz. Pobiegłem w stronę schodów, udając się na drugie piętro. Szybkim krokiem doszedłem do sali, w której leżała Cindy. Najciszej, jak potrafiłem, otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Jedyne co zobaczyłem, to zarys drobnego ciałka szatynki, stojącego przy szafce. Podszedłem do niej po cichu i objąłem ją ramionami w pasie. Dziewczyna wydała z siebie głośny pisk, jednak zanim ktoś mógł ją usłyszeć, zasłoniłem jej usta dłonią.
-Spokojnie, to tylko ja. - szepnąłem jej do ucha, czując, jak ciało szesnastolatki lekko drży.
-Nie rób tak nigdy więcej. - wychlipała, odwracając się twarzą do mnie. Po jej policzkach spływały łzy, które mieniły się lekko w słabym świetle księżyca, wpadającym przez okno.
-Przepraszam, skarbie. Nie chciałem cię wystraszyć. - mruknąłem z lekkim poczuciem winy w głosie. Podszedłem do niej i przytuliłem do siebie, głaszcząc delikatnie jej plecki. - Przepraszam...
Chwilę później podniosłem z łóżka jej torbę i przewiesiłem ją sobie przez ramię. Złapałem szatynkę za rękę, prowadząc w stronę wyjścia z sali.
-To twoja sprawka z tym światłem? - uśmiechnęła się delikatnie, zakładając kosmyk włosów za ucho.
-Ma się ten talent. - wyszczerzyłem się do dziewczyny, kiedy wyszliśmy na korytarz.
Cindy pokręciła z rozbawieniem głową, kiedy ja założyłem jej kaptur na głowę. W szpitalu panowało ogólne zamieszanie, wywołane nagłym brakiem prądu, dzięki czemu nikt nie zwracał na nas uwagi. Kiedy przechodziliśmy obok recepcji, która w tym momencie była pusta, wychyliłem się za ladę i chwyciłem teczkę, w której znajdował się wypis Cindy oraz jej zwolnienie ze szkoły. Parę sekund później znaleźliśmy się już poza szpitalem, udając się w stronę parkingu. Otworzyłem szatynce drzwi od strony pasażera, a sam usiadłem na fotelu kierowcy. Odpaliłem silnik, po czym wjechałem na główną drogę, prowadzącą do naszego domu.
-Zayn przyszedł do szpitala? - spytała nieśmiało, spuszczając wzrok.
-Tak. - westchnąłem cicho.
-Czy policja może coś zrobić Austinowi? - w jej oczach widniała troska. Martwiła się o brata, było to widać.
-Przetrzymają go góra dwie doby, a później wypuszczą. Wątpię, że sprawa trafi do sądu. Oni się jedynie poszarpali, ale te suki pielęgniarki zadzwoniły po psy.
-To Zayn ci to zrobił, prawda? - odwróciła się bokiem na fotelu i delikatnie przejechała opuszkami palców po mojej rozciętej wardze, a przez moje ciało ponownie przeszły dreszcze.
-Uwielbiam, jak mnie dotykasz. - mruknąłem cicho, przymykając na moment powieki. Wiedziałem, że muszę być skupiony na prowadzeniu, jednak nie było to wcale takie proste.
Dziewczyna zabrała rękę, spuszczając głowę i wlepiając wzrok w swoje buty. Zaśmiałem się cicho pod nosem, układając rękę na oparciu fotela pasażera.
Do końca drogi nie rozmawialiśmy już ze sobą. Po paru minutach zaparkowałem na podjeździe przed domem. Zgasiłem silnik i wyszedłem z samochodu, aby otworzyć drzwi od strony szatynki. Po paru chwilach znaleźliśmy się już w środku budynku. Zdejmując buty, udałem się do kuchni i nalałem soku pomarańczowego do dwóch szklanek. Kiedy wziąłem pierwszy łyk napoju, syknąłem cicho, ponieważ poczułem lekkie pieczenie na mojej dolnej wardze.
-Powinieneś to przemyć. - do moich uszu doszedł cichy głos Cindy, która stała, oparta o framugę, z rękoma założonymi na piersi.
-Eh, nigdy nie miałem do tego głowy. - machnąłem ręką, wypijając do końca sok.
-To chodź. - mruknęła, wyciągając przed siebie otwartą dłoń. Złapałem ją delikatnie, i razem skierowaliśmy się w stronę schodów. Zakręciłem sobie kosmyk jej włosów na palcu, puszczając go po chwili. Szatynka wprowadziła mnie do swojej sypialni, a następnie skierowała się do łazienki. Kiedy zamknęła za nami drzwi, niewiele brakowało, a rzuciłbym w jej stronę jakiś żart na tle erotycznym, ale w porę ugryzłem się w język. Z każdym dniem uczyłem się, że z Cindy muszę się obchodzić inaczej, niż z resztą dziewczyn. Ona była wrażliwa i delikatna, a ja nie chciałem dokładać jej cierpienia.
-Usiądź tu. - popchnęła mnie delikatnie w stronę okafelkowanego murku. Wykonałem jej polecenie, układając dłonie na kolanach. Szatynka podeszła do jednej z szafek i stanęła na palcach, aby dosięgnąć apteczkę. Była jednak za niska i, pomimo jej starań, nie mogła dosięgnąć przedmiotu.
-Może ci pomogę. - szepnąłem jej do ucha, stając zaraz za nią. Dziewczyna lekko spuściła głowę, stając na całych stopach, kiedy moje dłonie przejechały po jej talii. Nasze ciała stykały się ze sobą, kiedy w dalszym ciągu staliśmy w tej samej pozycji. Cindy nie zareagowała w żaden sposób. Gdyby dała mi do zrozumienia, że mam się od niej odsunąć, zrobiłbym to, jednak w tym momencie, możnaby powiedzieć, że korzystałem z okazji.
-Justin, muszę przemyć ci te rany. - szepnęła, odwracając się przodem do mnie. Mogłem wręcz zobaczyć, jak jej małe serduszko bije ze zdwojonym tempem. Widziałem, że była zestresowana, ale w jej oczach nie było strachu, tylko niepewność.
-Spokojnie, maleńka. - mruknąłem cicho, ponownie zaplątując sobie kosmyk jej włosów wokół palca. Jej uroda po prostu mnie urzekła. Mógłbym godzinami wpatrywać się w jej delikatne rysy twarzy i, przyznajmy sobie szczerze, robiłem to.
-Usiądź Justin. - po raz kolejny odwróciła się tyłem do mnie, stanęła na palcach i z trudem dosięgnęła apteczkę. Popchnęła mnie delikatnie na moje wcześniejsze miejsce, po czym podeszła bliżej, stając między moimi nogami.
-Usiądź sobie. Będzie ci wygodniej. - spojrzałem jej w oczy. Nie wiedziałem, czy mogę objąć dłońmi jej biodra, a nie chciałem ryzykować, żeby kolejny raz się mnie bała.
Szatynka spojrzała na mnie niepewnie, przygryzając wnętrze policzka, jednak w końcu zdecydowała się usiąść na moich kolanach. Moje dłonie idealnie wpasowały się we wcięcie na jej talii, przytrzymując dziewczynę blisko mnie. Szatynka wyjęła z apteczki wacik i polała go wodą utlenioną.
-To może odrobinkę zaboleć. - mruknęła, skupiając całą swoją uwagę na moim rozciętym łuku brwiowym.
-Nie zaboli. - odparłem z lekkim uśmieszkiem, patrząc w hipnotyzujące tęczówki szatynki.
Ostrożnie przyłożyła nasączony wacik do mojej skroni, przejeżdżając po nim delikatnie i ścierając krew. Wyrzuciła lekko czerwoną watę do śmietnika, po czym wzięła kolejną, polewając ją wodą utlenioną. Tym razem przyłożyła wilgotny wacik do mojej wargi i na niej skupiła całą swoją uwagę. Kiedy skończyła i wyrzuciła przedmiot do kosza, przełknęła ślinę, podnosząc wzrok, prosto na moje tęczówki. Nasze twarze ponownie dzieliło tylko kilka centymetrów. Spojrzałem na jej malinowe usta, kiedy powoli i niemal niezauważalnie, przejechała po nich językiem. Pochyliłem się nad nią, sprawiając, że nasze wargi się zetknęły. W momencie, kiedy miałem ją pocałować, ona ułożyła dłoń pod moją brodę. Spojrzałem w jej tęczówki. Nie zobaczyłem tam strachu, a nawet niepewności. Widziałem w nich lekkie zakłopotanie.
-Masz dziewczynę? - szepnęła w moje, lekko rozchylone, wargi.
-Nie. -odparłem krótko, po czym złączyłem nasze usta na dłużej.
Nie potrafiłem tego powstrzymać. Po prostu nagle poczułem, że właśnie to powinienem zrobić. Nie kontrolowałem siebie w tym momencie. Muskałem delikatnie jej wargi, czując, jak szesnastolatka odwzajemnia ten łagodny pocałunek. Jej usta były tak cudownie miękkie i jedwabiste, że na prawdę nie chciałem ich rozdzielać od moich. Szatynka ostrożnie ułożyła dłonie na moich barkach, sunąc po nich delikatnie. Pocałunek nie był szybki, a wręcz przeciwnie. Był wolny, lecz dzięki temu najbardziej romantyczny i piękny, jaki kiedykolwiek przeżyłem. Przejechałem językiem po jej dolnej wardze, na co dziewczyna uchyliła usta, wpuszczając go do środka. Nasze języki zaczęły się o siebie ocierać, powodując falę dreszczy, przechodzących przez moje ciało. Zacząłem sunąć dłońmi przez jej talię, biodra, aż dotarły w okolice jej tyłeczka. Kiedy dziewczyna poczuła moje ruchy, odsunęła się ode mnie gwałtownie i wstała z moich kolan.
-Przepraszam, Cindy... - wymamrotałem, widząc, jak dziewczyna przeczesuje włosy, zakładając ręce na piersi. - Przepraszam, wiem, zapędziłem się. Nie chciałem cię wystraszyć. - z głośnym westchnieniem przeczesałem włosy i wstałem, widząc, że dziewczyna wychodzi z łazienki.
Udałem się zaraz za nią, aby po chwili stanąć przed szatynką. Przyparłem jej ciało do ściany, opierając się na łokciach po obu stronach jej główki. Zauważyłem, jak jej oddech, oraz bicie serca ponownie przyspiesza.
-Przepraszam. Wiem, że posunąłem się za daleko. - szepnąłem w jej usta.
-Jest w porządku. A teraz przepraszam cię, ale jestem zmęczona. - ziewnęła cicho, po czym wyswobodziła się z mojej 'pułapki'.
***Oczami Cindy***
Wyjęłam z szuflady koronkową bieliznę oraz luźną bokserkę, następnie kierując się z powrotem do łazienki, gdzie stał Justin.
-Przepraszam, ale chcę wziąć prysznic. Na prawdę, nie jest mi do tego potrzebna opieka. - zaśmiałam się cicho, na co szatyn przewrócił teatralnie oczami.
-Ale mogę zostać z tobą. Wiesz, w razie, gdybyś zasłabła, czy straciła przytomność. - wzruszył lekko ramionami, robiąc minę niewiniątka.
-Dam radę, Justin. - ułożyłam obie dłonie na jego klatce piersiowej i, z lekkim uśmiechem na ustach, wypchnęłam go z łazienki.
Podeszłam do lustra, patrząc na swoje odbicie. Delikatnie przejechałam opuszkami palców po wargach, a w mojej głowie pojawiły się obrazy pocałunku z szatynem. Nie wystraszyłam się samego pocałunku i mogę nawet powiedzieć, że tego chciałam. Był delikatny, czyli taki, jakiego potrzebowałam. Justin nie był tym samym facetem, który jeszcze tak niedawno chciał mnie skrzywdzić. Ewidentnie zrobił to jedynie pod pływem alkoholu i na prawdę nie miał złych zamiarów.
Drugą sprawą było, że ufałam mu w pewien dziwny sposób. Czułam, że mogę się mu zwierzyć i że to on będzie potrafił mnie pocieszyć. Nie rozumiałam tego do końca. Nawet się nie zastanawiałam. Po prostu cieszyłam się, że jest przy mnie taka osoba, jak on.
Rozebrałam się do naga, po czym weszłam pod prysznic. Odkręciłam ciepłą wodę i opłukałam nią ciało, następnie nalewając na dłonie żelu pod prysznic. Umyłam nim moje ciało i spłukałam je, aby nie zostawić widocznej piany. Wyszłam spod prysznica, wytarłam się ręcznikiem, po czym założyłam bieliznę oraz koszulkę. Wykonałam jeszcze parę czynności toaletowych, a następnie wyszłam z łazienki, zastając Justina, leżącego na moim łóżku.
-Wiesz, przed wejściem do łazienki zaznaczyłam, że JESTEM ZMĘCZONA I CHCE MI SIĘ SPAĆ. - spojrzałam na niego znacząco.
Chłopak niechętnie zsunął się z materaca, kucając na podłodze. Dzięki temu mogłam wsunąć się pod kołdrę i rozłożyć wygodnie.
-Twoja podusia ślicznie pachnie. - szatyn oparł się przedramionami o skraj łóżka.
-Teraz czuję na niej tylko i wyłącznie twoje perfumy. - uśmiechnęłam się do niego, kiedy Justin zawinął sobie kosmyk moich włosów wokół palców i zaczął się nim bawić.
-Nie będziesz już próbowała się zabić? - pogłaskał mnie po policzku, spoglądając nieśmiało w moje tęczówki.
-Na dzień dzisiejszy mogę powiedzieć, że nie. Ale nie wiem, jak wszystko potoczy się dalej. - wzruszyłam lekko ramionami, widząc zatroskaną minę chłopaka. - Przepraszam cię, Justin, ale ja na prawdę chcę już spać. - dodałam, po czym musnęłam policzek szatyna i, odwracając się na drugi bok, zasnęłam.
~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani ;*
Tak, wiem. To za wcześnie i w ogóle, mówię o pocałunku, ale tak jakoś napisałam, nawet się nad tym nie zastanawiając. Eh, spokojnie, to nie oznacza, że Justin i cindy za dwa rozdziały zostaną parą...
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam Was serdecznie na mojego aska:
ask.fm/Paulaaa962
Kocham Was i do następnego ;*

poniedziałek, 24 marca 2014

Rozdział 11...

Kiedy skończyłam swoją historię, łzy zalały całą moją twarz, każdy jej skrawek. Objęłam kolana ramionami, płacząc w biąłą, czystą pościel. To tak cholernie bolało. Każde słowo sprawiało mi ból. Nie chciałam tego wspominać, ale czułam się w pewnym sensie lżej, kiedy miałam świadomość, że niczego przed Austinem nie ukrywam.
Nieśmiało uniosłam wzrok, napotykając na swojej drodze zaszklone tęczówki bruneta. Po jego policzku spływała jedna, pojedyncza łzy. Otarłam ją wierzchem dłoni. Nie chciałam, żeby płakał, a już na pewno nie przeze mnie. Jego łzy również bolały. Nawet bardziej, niż własne.
-Nie potrafię tego zrozumieć... - wyszeptał po chwili, pociągając nosem. - Jak on mógł ci to zrobić? Jak mógł? Przecież jesteś jego siostrą...
-I właśnie dlatego tak to się skończyło. - mruknęłam przez łzy. - Nie chciałam z nim być, więc postanowił się na mnie zemścić.
Objęłam twarz Austina dłońmi i otarłam z jego policzków łzy. Kiedy patrzyłam na niego w takim stanie, jeszcze bardziej odechciewało mi się żyć.
W tym momencie drzwi od sali szpitalnej otworzyły się cicho, a do środka wszedł lekarz. Spojrzał podejrzliwie na Austina i Justina, po czym przeniósł zatroskany wzrok na mnie.
-Muszę cię zbadać. - rzekł krótko. - Chcesz, żeby wyszli, czy mogą zostać? - uniósł brwi, wskazując na chłopaków.
-Mogą zostać. - mruknęłam cicho, ocierając wierzchem dłoni łzy. Jednak teraz zorientowałam się, co powiedział przed chwilą lekarz. Musi mnie zbadać. Zbadać, czyli dotykać. Dotykać, czyli krzywdzić...
Mężczyzna podszedł do łóżka, odkrywając lekko moją kołdrę. Moje ciało momentalnie zesztywniało. Zaczęłam lekko drżeć, chociaż lekarz nawet nie zaczął jeszcze badania. W momencie, kiedy jego dłonie znalazły się przy krańcach mojej koszulki, wpadłam w panikę. I chociaż podświadomość mówiła mi coś zupełnie innego, moje ciało zareagowało instynktownie.
-Nie dotykaj mnie. - warknęłam, odsuwając się od niego.
-Spokojnie, chcę cię tylko zbadać. Nic ci nie zrobię. - starał się mnie w jakiś sposób uspokoić i przekonać, abym pozwoliła mu się zbadać. Ja jednak nie miałam najmniejszego zamiaru dopuszczać jego rąk do swojego ciało. Nie chciałam, żeby mnie dotykał, a na samą myśl o tym, z moich oczy wypłynęło kilka łez. Kiedy lekarz zobaczył je, zrezygnował z nieudanych prób 'oswojenia' mnie i odsunął się od łóżka.
-Zaraz zawołam panią doktor. Ona cię zbada, dobrze? - spojrzał na mnie pytająco, na co ja nieśmiało skinęłam głową.
Mężczyzna wyszedł, pozostawiając za sobą głuchą ciszę. Czułam wzrok, zarówno Austina, jak i Justina, wlepiony we mnie. Ja natomiast wpatrywałam się tępo w pościel i nie miałam najmniejszego zamiaru się odzywać. Lubiłam milczenie. W pewnym sensie, było moim przyjacielem
Po paru minutach drzwi od sali ponownie się otworzyły, ukazując postać kobiety. Miała koło trzydziestu lat i ubrana była w typowy strój lekarza. Podeszła bliżej mojego łóżka, układając obie dłonie na jego barierce.
-Chłopcy, prosiłabym, abyście wyszli. - zwróciła się do bruneta i szatyna, którzy skinęli głowami i niechętnie podnieśli się z krzeseł, udając się w stronę wyjścia z pomieszczenia.
Pani doktor zajęła wcześniejsze miejsce Justina, przysuwając krzesło trochę bliżej łóżka.
-Ja nazywam się Angelika Jones, a ty? - zaczęła, z przyjaznym uśmiechem na ustach.
-Cindy. - odparłam krótko, spoglądając na nią przelotnie.
-Posuchaj mnie, Cindy. - kobieta wzięła głęboki oddech, splatając ze sobą swoje palce. - Przyjdzie tu za chwilkę pani psycholog, która będzie chciała z tobą porozmawiać.
-Ale ja nie chcę z nikim rozmawiać. - przerwałam jej, podnosząc wzrok.
-Dziecko, powinnaś to zrobić, to dla twojego dobra. - spojrzała na mnie wręcz błagalnie.
-Sama wiem, co jest dla mnie najlepsze. - mruknęłam cicho, zaciskając na moment powieki. Oczywiście, że nie wiedziałam, jednak nie miałam zamiaru opowiadać lekarzom o tym, co mnie spotkało. To za bardzo bolało...
-Dobrze. - poddała się w końcu, podnosząc się z krzesła. - Połóż się. - poleciła, więc osunęłam się trochę niżej, układając głowę na poduszce. Kobieta odkryła lekko kołdrę i podniosła moją koszulkę, zatrzymując się pod biustem. Ułożyła dłonie na moim brzuchu, uciskając go delikatnie w kilku miejscach.
-Boli cię to? - spytała, patrzącna mnie.
-Troszeczkę. - mruknęłam, przygryzając wargi. Jednak kiedy jej ręce przeniosły się trochę wyżej, na żebra, syknęłam cicho. Spojrzała na mnie podejrzliwie, marszcząc brwi. Zaczęła dokładniej badać moje żebra, zatrzymując się w jednym miejscu.
-Masz złamane żebro. - powiedziała w końcu.
-Wiem... - mruknęłam cicho, wbijając wzrok w sufit. Dłońmi natomiast, ponownie wygładziłam prześcieradło, chociaż wcale nie był takiej potrzeby. Stało się to moim nawykiem.
-Skąd wiesz? - spytała, opuszczając moją koszulkę i przykrywając mnie kołdrą. - Samemu ciężko jest to stwierdzić.
-Od Justina. - odparłam nieśmiało, posyłając kobiecie przelotne spojrzenie.
-To twój brat? - wskazała na drzwi, za którymi czekali chłopcy.
-Jego przyjaciel. - byłam lekko zirytowana jej ciągłymi pytaniami. Zauważyłam, jak otwiera usta, aby znowu coś powiedzieć, jednak tym razem nie zdążyła, ponieważ przerwał jej mój głos. - Przepraszam, czy musi pani o wszystko wypytywać? - zabrzmiało to dość nieuprzejmie, jednak nie potrafiłam ugryźć się w język. Po prostu mnie to denerwowało.
Kobieta nic nie odpowiedziała, tylko złapała ostrożnie jeden z moich zabandażowanych nadgarstków.
-Czy to cię boli? Te rany po cięciach. - spytała, jednak tym razem jej ton głosy był zimny i pozbawiony uczuć.
-Nie. - skłamałam, chcąc by wreszcie stąd wyszła. Nie chodzi o to, że była niemiła czy fałszywa. Po prostu nie chciałam mieć doczynienia z ludźmi. Od zawsze ich unikałam.
-Na razie to wszystko. Spodziewaj się odwiedzin psycho... - przerwała, kiedy usłyszała odgłos otwieranych drzwi. Mój wrok również powędrował w stronę wejścia, w którym stała kolejna kobieta, w tym samym wieku, z jakimś notesem w obu rękach. Miała serdeczny wyraz twarzy i zaraźliwy uśmiech. Jednak nie do tego stopnia, żeby mogła zarazić nim mnie.
-To jest właśnie ta pani psycholog. - mruknęła do mnie lekarka, która kierowała się w stronę wyjścia. - Zostawiam was same. - uśmiechnęła się do koleżanki, po czym zniknęła za drzwiami.
-Witaj, jestem Sharon. A tobie jak na imię? - podeszła do łóżka i usiadła na wcześniejszym krześle mojego brata.
-Cindy. - odrzekłam, ponownie podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Chciałabym z tobą porozmawiać, Cindy. - pani psycholog ułożyła notes na swoich kolanach, wpatrując się we mnie przenikliwie. Na pierwszy rzut oka wydawała się osobą, budzącą zaufanie, lecz ja nie miałam najmniejszego zamiaru o niczym jej mówić, a w szczególności o swojej przeszłości i o tym, co popchnęło mnie do próby samobójczej.
-Ale ja nie chcę z panią rozmawiać. - odparłam cicho, nie patrząc jej w oczy.
-Lekarz powiedział mi, co cię spotkało. - ponowiła próbę nawiązania ze mną kontaktu.
-On nic nie wie. - z moich oczy zaczęły wypływać łzy.
-A ja chcę się właśnie dowiedzieć. - posłała mi zachęcający uśmiech.
UŚMIECH! Rozumiecie to? W takiej sytuacji, ona się do mnie uśmiecha i jeszcze liczy, że ja to odwzajemnię.
-I myśli pani, że wszystko pani powiem, otworzę się i zwierzę, jak najleprzej przyjaciółce? - uniosłam brwi, biorąc z szafki butelkę z wodą.
-Mam taką nadzieję. - powiedziała, w czasie, kiedy ja upiłam kilka łyków chłodnego płynu i oblizałam powoli wargi.
-Przykro mi, ale mysli się pani. - mruknęłam suchym, pozbawionym emocji, głosem.
-Kochanie, wszyscy chcą ci pomóc, a ty ich odrzucasz. Potrzebujesz pomocy. Potrzebujesz wsparcia, a nie chcesz do siebie nikogo dopuścić. Dlaczego? - oparła się o swoje kolana, przypatrując mi się w skupieniu.
-Bo prędzej czy później i tak wszyscy mnie ranią. - szepnęłam, mając ogromną nadzieję, że kobieta jednak tego nie usłyszała.
-Opowiedz mi o tym. - zachęciła, głaszcząc mnie delikatnie po ramieniu.
W tym momencie się zacięłam. Nie miałam zamiaru mówić jej nic więcej. I tak za dużo powiedziałam, a nie chciałam, aby ktokolwiek, oprócz chłopków, znał moją historię. Ja na prawdę nie potrzebowałam litości. Mdliło mnie od tych wszystkich współczujących spojrzeń, dlatego nie chciałam, aby ktokolwiek wiedział, co mnie spotkało.
-Cindy, wiem, że zostałaś skrzywdzona. - psycholog, po chwili czekania, kolejny raz postanowiła się odezwać. - Wiem, że boisz się mężczyzn i ich dotyku. - kontynuowała, kiedy ja osunęłam się na poduszki  ułożyłam się na prawym boku, tyłem do kobiety. Spod moich powiek swobodnie wypływały łzy. Pani psycholog nie widziała mojej twarzy, dlatego nie przejmowałam się tym w tej chwili. - Wiem, co oni ci robili. Gwałcili cię i bili, prawda? - dotknęła mojego ramienia, a ja w tym momencie nie wytrzymałam. Nie chciałam tego słyszeć. Nie chciałam znowu wspominać i wracać myślami do tych wydarzeń.
Podniosłam się z łóżka i, ignorując zdezorientowane spojrzenie pani psycholog, wsunęłam stopy w swoje krótkie trampki.
-Cindy, musisz się położyć, bo zaraz zasłabniesz. - kobieta starała się powstrzymać moje ruchy. Ja natomiast odłączyłam kroplówkę, którą miałam podłączoną do żyły, i wybiegłam z sali szpitalnej.
***Oczami Justina***
Siedzieliśmy z Austinem na korytarzu, czekając na jakiekolwiek informacje o stanie zdrowia Cindy. Zarówno psychicznym, jak i fizycznym.
-Kurwa, boję się, że będzie próbowała zrobić to ponownie. - mruknął Austin, pocierając dłońmi twarz.
-W takim razie nie spuścimy z niej oka. Będziemy jej pilnować przez cały czas. - wzruszyłem lekko ramionami, spoglądając na kumpla.
-Tak, kurwa. Pod prysznic też z nią pójdziesz? - spojrzał na mnie sceptycznie, a na moich ustach, mimowolnie, rozkwitł łobuzerski uśmiech.
-Bardzo chętnie. - wyszczerzyłem się do niego, za co oberwałem w tył głowy.
-Mówię serio, stary. Nie da się jej pilnować przez całą dobę. Ona nie ma dwóch lat, tylko szesnaście. - oparł się o swoje kolana, wzdychając ciężko.
-W takim razie będziemy to robić zawsze, kiedy tylko będzie taka możliwość. - poklepałem go lekko po plecach. - Nie martw się. Jestem pewien, że rozmowa z tym psychologiem dużo zdziała i... - przerwałem, kiedy drzwi od sali szpitalnej otworzyły się gwałtownie, ukazując drobną postać Cindy. Jej prześliczna twarzyczka zalana była łzami, co spowodował lekkie ukłucie w moim sercu. Nie lubiłem, jak dziewczyny płakały, a zwłaszcza trochę bliższe dziewczyny. Takie, jaką była siostra Austina.
-Cin... - zaczął Austin, jednak przerwał, kiedy szatynka pobiegła w przeciwnym kierunku, nie zwracając na nas uwagi.
Po chwili z pomieszczenia wyszła pani psycholog, z zaniepokojonym wyrazem twarzy. Przyjrzała nam się dokładnie, jednak zaraz po tym, przeskanowała wzrokiem korytarz.
-Pani doktor, co z nią? Udało się z nią porozmawiać? W ogóle, co się stało? - z ust Austina wyleciało kilka pytań na raz.
-Jest bardzo zamknięta w sobie i wszystko, niemalże każde słowo, doprowadza ją do łez. Niestety, nie udało mi się nic z niej wyciągnąć. Zauważyłam, że ona potrzebuje jednej osoby, której mogłaby zaufać. Powiedz mi, czy ona dużo ci mówi? Zwierza ci się? - zwróciła się do Austina, z pytającym wyrazem twarzy.
-Wiem, że nie chce mnie ranić, dlatego, właściwie, więcej mówi Justinowi. - spojrzał na mnie ukradkiem. Musiałem przyznać mu rację. Kiedy Cindy się otwierała, zazwyczaj robiła to przy mnie. W pewnym sensie cieszyłem się, że to właśnie mi ufała do tego stopnia, aby powierzać mi sekrety, do których nie chciała dopuścić nawet swojego brata.
-Chłopcy, musicie mi pomóc. Cindy jest bardzo osłabiona i praktycznie w każdej chwili może stracić przytomność.
-Pójdę za nią. - powiedziałem nagle, przez co ich spojrzenia wylądowały na mnie. Oboje skinęli głowami, a ja ruszyłem korytarzem w tę samą stronę, w którą pobiegła Cindy. - Przepraszam, widziała pani może szczupłą szatynkę, szesnaście lat. - podszedłem do pielęgniarki, która stała przy recepcji.
-Przed chwilą wybiegła na dwór. - odparła, za co podziękowałem jej lekkim uśmiechem i ruszyłem w stronę wyjścia.
Przed szpitalem znajdował się dość duży park, z myślą o pacjentach szpitala. Wszedłem na główną alejkę, szukając wzrokiem Cindy. Zauważyłem ją kawałek dalej. Ledwo trzymała się na nogach, dlatego przyspieszyłem kroku, aby w ostatniej chwili złapać ją w swoje ramiona i uchronić tym samym od upadku.
-Mam cię. - mruknąłem jej cicho do ucha, uśmiechając się delikatnie.
-Dziękuję. - wymamrotała, łapiąc się za głowę. - Słabo mi...
-Nie powinnaś wstawać z łóżka, wiesz o tym? - podszedłem do ławki i usiadłem na niej, sadzając Cindy na swoich kolanach. O dziwo, nie protestowała, dzięki czemu odetchnąłem głęboko w duchu.
-Obiecaj, że nie będziesz próbowała zrobić tego ponownie. - spojrzałem prosto w jej śliczne tęczówki, w których chował się strach przed światem.
-Nie wiem, Justin. - powiedziała słabym głosem, pozbawionym siły i chęci do walki.
-Musisz mi to obiecać, bo inaczej cię nie puszczę. - wzruszyłem lekko ramionami, uśmiechając się do niej. - Martwię się o ciebie. Wszyscy się martwią.
-Doceniam to, ale potrafię poradzić sobie sama. - odparła, układając dłonie na moich barkach.
-Właśnie widzę. - mruknąłem, biorąc ostrożnie jeden z jej zabandażowanych nadgarstków. - Żyletki nie są rozwiązaniem.
-Ale pomagają. - spuściła głowę, wpatrując się w swoje kolana.
-Musisz mi obiecać, że chociaż spróbujesz. Spróbujesz zawalczyć, dobrze? - delikatnie, tak, aby jej nie wystraszyć, uniosłem jej głowę. - Dobrze?
-Dobrze. - westchnęła po chwili, dzięki czemu na moich ustach pojawił się szczery uśmiech.
-Dziękuję. A teraz, mogę się do ciebie przytulić? - otworzyłem szeroko ramiona, słysząc cichutki śmiech szatynki. Dziewczyn delikatnie objęła ramionami moją szyję i ułożyła główkę na moim ramieniu, wtulając się we mnie. Odwzajemniłem uścisk, układając ręce w górnej części jej pleców.
Pani psycholog miała rację. Najwyraźniej Cindy właśnie mnie wybrała jako tę, godną zaufania, osobę. Jeszcze parę dni temu nie mogłem jej nawet dotknąć, a teraz dała mi się przytulić. Nie ukrywam, że cieszyłem się z tego powodu. Nie chciałem, aby się mnie bała.
W oddali zobaczyłem Austina. Stał razem z panią psycholog przy wejściu do szpitala. Oboje wpatrywali się w nas, przez co zachichotałem cicho. Cindy odsunęła się ode mnie i uniosła lekko brwi.
-Austin. - tyle wystarczyło, aby również szatynka zrozumiała, o co mi chodzi. Spojrzała na brata, po chwili spuszczając głowę.
-Będzie zły? - przygryzła lekko dolną wargę, co, swoją drogą, działało na mnie podniecająco.
-Myślę, że nie. Cieszy się, że się uśmiechasz. - pogłaskałem ją delikatnie po włosach. - Rób to częściej. Masz piękny uśmiech.
Razem z szatynką wstaliśmy z ławki, kierując się w stronę wejścia do budynku. Kiedy podeszliśmy do Austina, Cindy przytuliła się do niego, układając głowę na klatce piersiowej bruneta.
-Postaram się. - szepnęła, co, niemal natychmiast, wywołało ogromny, szczery uśmiech na jego ustach.
-Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. - mruknął w jej włosy, całując ją w czubek głowy. - A teraz chodź, musisz się położyć. - wziął ją za rękę i poprowadził w stronę jej tymczasowego pokoju szpitalnego.
Korzystając z okazji, podszedłem do lekarza Cindy.
-Przepraszam, kiedy będzie mogła stad wyjść? - wsunąłem dłonie do kieszeni, oblizując powoli wargi.
-Jest bardzo słaba, ale jej stan psychiczny, o który martwiliśmy się najbardziej, najwyraźniej przy was wraca do normy. Myślę, że nawet dzisiaj wieczorem będziemy mogli ją wypisać.
-Dziękuję. - skinąłem lekko głową, udając się za rodzeństwem.
Zobaczyłem, jak Austin razem z Cindy znikają za drzwiami od sali szpitalnej. Postanowiłem zostać na korytarzu i nie przeszkadzać im. Usiadłem na jednym z białych, plastikowych krzeseł, opierając łokcie o kolana. W pewnym momencie, kiedy wziąłem głęboki oddech, poczułem słodki zapach szatynki, a na moje usta mimowolnie wkradł się uśmiech.
Nagle drzwi na korytarzu otworzyły się, ukazując postać w czarnej, skórzanej kórtce. Moje pięści, jak i szczęka, zacisnęły się, a przez całe ciało przeszła nagła fala agresji. Wstałem z krzesła, podchodząc do Zayna, który z każdym krokiem był coraz bliżej sali, w której leżała Cindy.
-Wypierdalaj stąd. - warknąłem, odpychając go.
-Bo co mi, kurwa, zrobisz? - wymierzył cios w moją szczękę, jednak zrobiłem unik i jego zaciśnięta pięść przecięła jedynie powietrze.
-To twoja siostra! Jak mogłeś jej to zrobić!? Kurwa, zabiję cię! - wrzasnąłem, jednak po chwili zorientowałem się, że jestem w szpitalu.
-Twoja siostrzyczka chyba by po mnie płakała. - wydął dolną wargę, udając skruszonego.
-Czyli teraz pieprzysz tę dziwkę, tak? Niżej nie mogłeś upaść? Aż się tobą brzydzę. - warknąłem, chociaż w głebi serca miałem jeszcze większą ochotę urwać mu jaja. Dobrze, nienawidzę swojej siostry, jednak to, że ma coś wspólnego z tym skurwysynem, zabolało.
-Proszę stąd wyjść, bo zadzwonię na policję! To jest szpital! - do naszych uszu doszedł głos jednej z pielęgniarek, jednak my nie przestaliśmy sie szarpać. Kobieta zniknęła za rogiem w tym samym momencie, w którym z pomieszczenia wyszedł Austin. Kiedy zobaczył sojego brata, oczy mu pociemniały, a dłonie zwinęły się w pięści. Odepchnął ode mnie bruneta i sam zaczął okładać go pięściami. Sam również dostał parę ciosów, jednak widziałem po jego zaciśniętej szczęce, że na prawdę byłby w stanie go teraz zabić.
Stałem obok i przypatrywałem się im przez parę minut, gotowy zareagować, kiedy nagle usłyszałem ciężkie kroki. Na korytarzu pojawiło się kilku policjantów, z bronią w ręku. Podeszli do Austina i Zayna, rozdzielając ich.
-Jesteście aresztowani, idziecie z nami...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani!!!
Cóż, mi ten rozdział nawet się podoba, ale to Wam zostawiam ocenianie ;)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam Was również na mojego aska, z chęcią odpowiem na wszystkie Wasze pytania ;*
ask.fm/Paulaaa962
Kocham Was i do następnego ;*

środa, 19 marca 2014

Rozdział 10...

***Oczami Cindy***
Czułam na sobie spojrzenia chłopaków. Wiedziałam, że chcieli się odezwać, jednak udało im się powstrzymywać. I dobrze. To nie było dla mnie łatwe, a jeśli mieliby mnie pospieszać, mogłabym się wewnętrznie zablokować i nie powiedzieć ani słowa.
Obejrzałam dokładnie każdy skrawek kołdry, którą byłam przykryta. Nie wiem, dlaczego to robiłam. Chciałam chyba po prostu uniknąć spojrzenia mojego brata oraz Justina.
Wyprostowałam dokładnie każde zagięcie na białej pościeli, aby czymś się zająć. Wiedziałam jednak, że w końcu będę musiał się odezwać. Nie mogę tego ukrywać do końca swojego życia, które, swoją drogą, mam nadzieję że niedługo dobiegnie końca.
Powoli wychyliłam obolałą rękę spod kołdry i odwróciłam się w stronę szafki, na której stała butelka wody. Uniosłam ją i odkręciłam nakrętkę, przykładając przedmiot do ust. Wypiłam kilka łyków, czując, jak przełknięcie nawet małej ilości wody sprawia mi ból. Odstawiłam butelkę na szafkę, z powrotem układając ręce na swoich udach.
-To się zaczęło jakiś czas po mojej przeprowadzce. Zamieszkałam razem z Zaynem. Mogłam w końcu poczuć się bezpiecznie, wiedząc, że nikt nie będzie mnie dotykał. - spojrzałam na Austina, który skinął głową, rozumiejąc moje słowa. - Na prawdę dobrze się dogadywaliśmy. Byliśmy idealnym rodzeństwem. Takim, które opiekuje się sobą wzajemnie.
***Wspomnienie***
Chłopak otworzył mi drzwi od swojego samochodu, trzymając w ręce jedną z moich toreb. Wysiadłam z auta, mrużąc oczy przed światłem słonecznym, które uporczywie mnie raziło. Podążyłam za Zaynem w stronę wejścia do jego domu, który od dzisiaj stał się również moim domem. Miejscem, w którym miałam w końcu poczuć się bezpiecznie.
Weszłam do środka, a brunet zamknął za nami drzwi. Postawił moją torbę na ziemi, zdejmując z moich ramion skórzaną kurtkę.
-Zobaczycie, blondynka. - do moich uszu doszedł głos z salonu. Uniosłam lekko brwi, spoglądając na Zayna. On jedynie przewrócił oczami, łapiąc mnie za rękę i prowadząc donsalonu.
-Ja obstawiam, że będzie brunetką. W końcu Zayn jest brunetem i Austin jest brunetem. - usłyszałam drugi, również męski głos.
Po chwili znalazłam się w salonie, gdzie na kanapie siedziało czterech chłopaków, których widziałam pierwszy raz w życiu. Ich wzrok wylądował na mnie, a na usta każdego wkradł się łobuzerski uśmiech.
-Widzicie, kurwa! Mówiłem, że będzie szatynką z nieziemskim ciałem! - wysoki i dobrze zbudowany blondyn zaklaskał w dłonie. Ponownie spojrzał na mnie, oblizując powoli wargi.
-Kurwa, Nate, przestań się tak na nią gapić. - warknął Zayn, za co posłałam mu spojrzenie pełne wdzięcności. - Ona nie jest żadnym eksponatem muzealnym. - dodał, posyłając chłopakowi sceptyczne spojrzenie.
-To dobrze, bo eksponatów w muzeum nie można dotykać. - mruknął, z łobuzerskim uśmiechem na ustach. Podszedł do mnie i ułożył jedną rękę na mojej talii. Przyciągnął mnie do siebie, sprawiając, że moje ciało zetknęło się z jego.
-Miło mi cię poznać, ale wolałabym jednak, żebyś mnie puścił. - wymamrotałam, niepewnie podnosząc wzrok.
-Zabieraj od niej łapy. - burknął mój brat, odpychając ode mnie chłopaka.
-Ja się chciałem tylko grzecznie przywitać. - Nate, jeśli dobrze zapamiętałam jego imię, uniósł ręce w obronnym geście, na co Zayn przewrócił teatralnie oczami, obejmując mnie ramieniem.
-A więc, chłopaki, to jest moja siostra, Cindy. - posłałam im blady uśmiech. - Cindy, to jest Nate, Danny, Mike oraz Brady. - wskazał każdego po kolei. - Tylko macie pamiętać, że ona ma piętnaście lat. - posłał im znaczące spojrzenie, na co oni szybko pokiwali głowami, jednak nie zmazali z twarzy uśmieszków.
-Hej. - mruknęłam cicho. - To ja pójdę na górę. - dodałam, czując się lekko niezręcznie, wśród kilka lat starszych chłopaków.
Brunet skinął głową, po czym puścił mnie, abym mogła udać się do swojego pokoju.
***Koniec wspomnienia***
-Na prawdę wszystko było w porządku. Opiekował się mną i zawsze chronił przed swoimi kolegami. Zawsze czułam się przy nim bezpiecznie. Nigdy nie pomyślałbym, że może tak mnie skrzywdzić.
-Cindy, kiedy on zaczął się zmieniać. - wzrok Austina, jak i Justina wbity był we mnie.
-Jakiś czas później. - westchnęłam, przeczesując palcami włosy. Ponownie rozprostowałam wgniecenia na kołdrze. Na prawdę, ciężko było mi o tym mówić. Chciałam zapomnieć, a nie ciągle wspominać. Miałam ochotę zamknąć się w czterech ścianach, objąć kolana ramionami i wtulić się w pluszowego misia. Odciąć się od całego świata i odizolować  od ludzi.
***Wspomnienie***
-Jak było w szkole? - spytał Zayn, kiedy wyjechał ze szkolnego parkingu.
-Eh, same nudy. Zresztą, jak zwykle. - odparłam, odkładając torbę na tylne siedzenia.
-Skąd ja to znam. - zachichotał cicho, zmieniając pas.
Parę minut później zaparkował na podjeździe przed domem. Wyłączył silnik i wyszedł, aby otworzyć przede mną drzwi. Wziął moją torbę z tylnego siedzenia i ruszył w stronę wejścia. Zdjęłam buty i odwiesiłam skórzaną kurtkę na wieszak. Udałam się do salonu, w którym, na kanapie, siedzieli kumple Zayna. Nie było to żadną nowością. Przebywali tu praktycznie całe dnie.
-Siema, mała. - rzucił Nate, popijając kilka łyków ze swojej puszki z piwem.
-Hej. - odparłam, udając się do kuchni. Nalałam sobie szklankę soku pomarańczowego, po czym wyszłam z pomieszczenia, kierując się w stronę schodów.
-Masz prześliczny tyłeczek, skarbie. - rzucił do mnie jeden z chłopaków, jednak zignorowałam jego komentarz, przewracając oczami.
Weszłam do swojego pokoju i ułożyłam się na łóżku, wypijając kilka łyków soku. Wyjęłam z kieszeni telefon, odblokowując go. W momencie, kiedy miałam napisać do mojego chłopaka, usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
-Proszę. - mruknęłam, odkładając komórkę na szafkę i podnosząc się dopozycji siedzącej.
Do pokoju wszedł Zayn. Uśmiechnął się do mnie, siadając na łóżku.
-Nie przejmuj się nimi. - mruknął, głaszcząc delikatnie moją dłoń.
-Ignoruję to. - odparłam, wzruszając lekko ramionami.
Przez chwilę wpatrywałam się w jego dłoń, ułożoną na mojej. Czułam, jak Zayn wpatruje się we mnie, jednak ja nie podniosłam głowy. Od jekiegoś czasu zauważyłam, że mój brat zaczął zachowywać się trochę inaczej. Często przyłapywałam go na tym, że przypatrywał mi się, nie tak, jak brat patrzy na siostrę. Krępowało mnie to, jednak nie chciałam nic mu mówić. Wmawiałam sobie, że to moja chora wyobraźnia, jednak z biegiem czasu zrozumiałam, że wcale się nie myliłam...
***Koniec wspomnienia***
Twarze chłopaków wyrażały coraz większe zainteresowanie. Oparci byli o swoje kolana, a wzrok, w dalszym ciągu, wpatrzony mieli we mnie. Splątałam razem palce, unikając ich przenikliwych wspomnień. Wiedziałam, że nie chcieli mnie pospieszać, ponieważ wtedy mogłabym się zaciąć i nie powiedzieć nic więcej.
-Myślałam, że to tylko moje chore urojenia. Chciałam, żeby wszystko było wymysłem mojej wyobraźni. I żyłam z takim przekonaniem przez kilka tygodni. Aż do pewnego dnia...
***Wspomnienie***
Wyszłam spod prysznica, owijając swoje nagie ciało ręcznikiem. Odrzuciłam włosy do tyłu, otrzepując z nich wodę. Osunęłam ręcznik na ziemię, sięgając po koronkową bieliznę, leżącą na szafce. Założyłam ją na siebie i już miałam wziąć do rąk resztę ubrań, kiedy nagle drzwi od łazienki otworzyły się, a do środka wszedł Zayn. Jego wzrok niemal natychmiast wylądował na mnie. Chciałam wziąć ręcznik i zasłonić się przed nim, jednak zdążył go zabrać. Wystraszyłam się lekko, ponieważ nigdy wcześniej nie zdażyła mi się taka sytuacja.
-Nie zasłaniaj się, kochanie. Jesteś przepiękna. - mruknął podchpdząc do mnie.
Odwróciłam się tyłem do niego, stając przodem do lustra. To nie było dla mnie przyjemne. Nie chciałam, żeby na mnie patrzył, zwłaszcza wtedy, kiedy jestem w samej bieliźnie.
Zayn stanął za mną, układając dłonie na moich biodrach.
-Możesz mnie nie dotykać? - mruknęłam cicho, spuszczając wzrok.
-Nie bój się, skarbie. Nie masz się czego wstydzić. Twoje ciało jest przepiękne. Tak samo, jak ty. - mruknął mi do ucha, sunąc dłońmi po moim nagim podbrzuszu i brzuchu.
-Zayn, co ty robisz? - spytałam, z nutą paniki w głosie. Nie chciałam, żeby mnie dotykał. Nie w ten sposób.
-Wiem, że też tego chcesz, maleńka. - szepnął, zaczynając całować moją szyję. Wystraszyłam się. Na prawdę się wystraszyłam. Nie chciałam tego. Byłam zdezorientowana i przerażona, co nasiliło się, kiedy poczułam, że jego dłonie kierują się w stronę moich piersi.
-Zayn, przestań! - w końcu zebrałam w sobie odpowiednio dużo siły, aby go od siebie odepchnąć. - Co ty robisz? - spytałam łagodniejszym głosem, patrząc na niego ze strachem w oczach. - Przecież jestem twoją siostrą. - wyszeptałam, spuszczając wzrok.
-To mi nie przeszkadza. -mruknął, przejeżdżając dłonią po mojej nagiej talii, po czym wyszedł z łazienki, zostawiając mnie tam całkowicie zdezorientowaną.
***Koniec wspomnienia***
Wpatrywałam się w jeden punkt na ścianie przede mną. Nie chciałam odrywać od niego wzroku. A może nawet nie potrafiłam. Ciężko było mi kontynuować,njednak wiedziałam, że muszę. Austin troszczy się o mnie i chce mi pomóc. Już sama nie wiem, czy powinnam spróbować zapomnieć o wszystkim i żyć normalnie, czy poddać się i zapomnieć o bólu psychicznym, który towarzyszył mi praktycznie przez cały czas.
-Cindy, jeśli nie chcesz teraz opowiadać dalej, nie musisz. Poczekam, aż będziesz gotowa.
-Nigdy nie będę gotowa. - mruknęłam cicho. - Ale chcę mieć to wszystko za sobą. - podniosłam wzrok, napotykając zatroskane tęczówki mojego brata oraz Justina. - Później wszystko potoczyło się już szybko...
***Wspomnienie***
Leżałam na łóżku, z rękoma ułożonymi za głową. Wpatrywałam się w sufit, wspominając poprzednią, najpiękniejszą noc w moim życiu. Postanowiłam udać się na dół, do kuchni, aby nalać sobie szklankę wody. Odkryłam kołdrę i podniosłam się z łóżka, a następnie podeszłam do drzwi, wychodząc na korytarz. Zeszłam schodami na parter, gdzie w salonie, na kanapie, siedział Zayn, z laptopem w rękach. Kiedy tylko zorientował się, że weszłam, jego wzrok oderwał się od płaskiego ekranu i przeniósł na mnie. Posłałam mu blady uśmiech. Nie promienny i radosny, tak, jak kiedyś. Ten był bardziej nieśmiały. Od tamtego wydarzenia czułam się przy brunecie bardziej skrępowana.
Wyjęłam z lodówki małą butelkę wody i odkręciłam ją, przykładając do ust. Wypiłam kilka łyków, oblizując powoli wargi. W tym momencie do kuchni wszedł Zayn, z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-Cindy, muszę z tobą porozmawiać. - zaczął, siadając na wysokim krześle barowym, zwrócony twarzą w moją stronę. Oparłam się plecami o blat, zakładając ręce na piersi.
-Słucham? - zachęciłam go, zginając w kolanie jedną nogę i opierając ją o szafkę za mną.
-Zakochałem się. - wyrzucił prosto z mostu. Przeczesał swoje kruczoczarne włosy, unosząc niepewnie wzrok.
-To świetnie. - posłałam mu szczery uśmiech. - Jaka ona jest? - uniosłam brwi. - Albo on, w co szczerze wątpię. - dodałam, wzruszając lekko ramionami.
-Spokojnie, ona. - mruknął, wstając z krzesła. - Jest najpiękniejszą dziewczyną na świecie. Ma brązowe, delikatnie falowane włosy i ciemne oczy. - podszedł jeszcze bliżej mnie. - Wygląda jak żywa lalka i ma piętnaście lat. - w tym momencie przyparł mnie do ściany, opierając się na łokciach po obu stronach mojej głowy. Wystraszyłam się. Na prawdę, przez moje ciało przeszła fala nieprzyjemnych dreszczy. - To w tobie się, kurwa, zakochałem. - warknął blisko mojej twarzy.
Znieruchomiałam. Na prawdę nie potrafiłam się poruszyć. Wpatrywałam się w jego ciemne oczy, które utkwione były w moich tęczówkach.
-Zayn, odsuń się ode mnie. - mruknęłam cicho, układając dłonie na jego klatce piersiowej. Starałam się go od siebie odepchnąć, jednak był zbyt silny. Złapał moje oba nadgarstki w jedną rękę i docisnął do ściany, nad moją głową.
-Kurwa, nie rozumiesz? Nie czuję do ciebie tego, co brat czuje do siostry. Chcę z tobą być, to takie trudne do zrozumienia? - syknął, przez co zadrżałam lekko.
Ostatkami sił wyrwałam się z jego uścisku i odepchnęłam od siebie chłopaka.
-Człowieku, my jesteśmy rodzeństwem! Ty nie możesz być we mnie zakochany. Po prostu nie możesz. - krzyknęłam, oduwając się od niego.
-Ale jestem i nic z tym nie zrobisz. - ponownie zbliżył się do mnie, układając dłonie w okolicach mojego tyłka. Przysunął moje ciało do swojego, ciaśniej obejmując mnie ramionami.
-Puść mnie, Zayn. Nie dotykaj mnie. - warknęłam, wyrywając się.
-Przestań się szarpać. Przecież wiem, że ty też tego chcesz. - ponownie pchnął mnie lekko na ścianę. Naparł swoim ciałem na moje i zaczął całować moją szyję, przejeżdżając dłońmi po mojej talii oraz piersiach.
-Zostaw mnie! - pisnęłam, odpychając go od siebie. W momencie, kiedy stanął kawałek dalej, jego wzrok padł na mój dekolt. Dopiero teraz zorientowałam się, że miałam na nim kilka lekko czerwonych, charakterystycznych śladów, zwanych malinkami. Oczywiście, nie zrobił mi ich Zayn.
-Co to za koleś? - warknął przez zaciśnięte zęby, wpatrując się we mnie wściekłym spojrzeniem.
-Mój chłopak. - mruknęłam cicho, nie chcąc jeszcze bardziej go prowokować. I tak już się go bałam, po tym, co zrobił parę chwil temu.
Uniosłam wzrok, napotykając jego, czarne jak węgiel, tęczówki. Był zły. Chociaż właściwie, zły, to mało powiedziane. Był wściekły. Jego szczęka, jak i pięści, były ciasno zaciśnięte. Bałam się go. Chociaż był moim ukochanym bratem, w tym momencie się go bałam.
-Zerwiesz z nim. - rzekł ostro, nie spuszczając ze mnie wzroku.
-Nie. - odparłam krótko. - Kocham go i chcę z nim być.
Zbliżył się do mnie, sypiąc pod nosem wiązankę przekleństw.
-Spałaś z nim? - patrzył na mnie tak, jakby chciał zabić zarówno mnie, jak i mojego chłopaka.
-Tak. - mruknęłam, spuszczając głowę. Schowałam ręce do tylnych kieszeni jeansowych spodenek, czekając na jakąś reakcję z jego strony.
-Puściłaś się z jakimś frajerem!? - wrzasnął, przec co podskoczyłam lekko, zdziwiona jego nagłym wybuchem.
-On nie jest żdnym frajerem. Ja go kocham. - powtórzyłam, decydując się unieść głowę. Jednak od razu tego pożałowałam, kiedy poczułam ostre pieczenie na lewym policzku. Przyłożyłam do niego dłoń, a w moich oczach zebrały się łzy. Nie sądziłam, że będzie do tego zdolny. Nie podejrzewałam, że będzie w stanie mnie uderzyć.
Momentalnie odepchnęłam go od siebie i pobiegłam do swojego pokoju, zamykając się na klucz.
***Koniec wspomnienia***
-Wtedy Zayn pierwszy raz mnie uderzył. Wyznał mi miłość i wściekł się, kiedy dowiedział się, że mam chłopaka, jestem w nim zakochana i z nim sypiam. - podsumowałam, obejmując swoje ciało ramionami. Nawet nie zorientowałam się, kiedy po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Te wspomnienia dużo mnie kosztowały. Nie chciałam do nich wracać.
-Zayn zakochał się we własnej siostrze? - źrenice Austina rozszerzone były kilkukrotnie.
-Tak. Powiedział mi to wprost. Że nie potrafi się przy mnie normalnie zachowywać. Że to, co czuje, jest o wiele silniejsze.
-Cindy... - zaczął nieśmiało Austin, wymieniając z Justinem porozumiewawcze spojrzenia. - Czy Zayn... - zaciął się, spuszczając głowę. - Czy Zayn cię zgwałcił?
Poczułam ukłucie w żołądku. Zresztą, czułam je za każdym razem, kiedy ktoś wypowiadał to słowo. Dla wielu mogłoby się to wydawać mało ważnym wydarzeniem, które po wypływie kilku łez, zanika. Jednak prawda jest zupełnie inna. Nie wspominając o bólu psychicznym, który odczuwa się przez bardzo długi okres czasu, jest również ból fizyczny, niemalże nie do wytrzymania.
-Nie. - odparłam po chwili. - Zayn nigdy mnie nie zgwałcił. Bił mnie i oddawał swoim kumplom, ale nigdy nie zrobił tego sam. - teraz już nie kontrolowałam łez, swobodnie spływających po moich policzkach. Poczułam, jak Justin objął moją twarz dłońmi, ścierając kciukami małe, słone kropelki.
-Tydzień później zaczął się ten cały horror. - powiedziałam po krótkiej przerwie, zamykając oczy.
***Wspomnienie***
Od tamtego wydarzenia unikałam Zayna, jak tylko mogłam. Nie chciałam z nim rozmawiać, nie chciałam go nawet widzieć. Miałam do niego żal, o to, co zrobił i jak mnie potraktował. Bałam się, że może zrobić to jeszcze raz. I w końcu, miałam całkowicie pomieszane myśli. Jak on mógł się we mnie zakochać? Przecież jestem jego siostrą. To nielegalne, a wręcz chore. Dobrze wiedziałam, wtedy, kiedy mi to powiedział, że chciał się ze mną przespać. I jeśli ja bym tego chciała, on nie miałby najmniejszych oporów. Jednak widziałam w jego oczach również miłość. I to właśnie przerażało mnie najbardziej.
Siedząc na kanapie w salonie, usłyszałam otwarcie drzwi wejściowych. Serce podeszło mi do gardła, kiedy zorientowałam się, że to mój brat. Nasza ostatnia rozmowa, i tu wcale nie mam na myśli momentu, kiedy mnie uderzył, była chyba najokropniejsza w moim życiu.
Groził mi. Groził, że jeśli nie zerwę ze swoim chłopakiem i nie zwiążę się z nim, gorzko tego pożałuję. Nie miałam najmniejszego zamiaru sypiać z własnym bratem. To zarówno okropne, jak i... straszne. Chociaż z drugiej strony, brałam groźby Zayna na poważnie. Bałam się, że kolejny raz mnie pobije, lub, co gorsza, zrobi coś Jaxonowi, mojemu chłopakowi.
Wszedł do salonu, razem z Natem i Dannym. Na ich twarzach widniały łobuzerskie uśmiechy, przez co przełknęłam głośno ślinę, odsuwając się w najdalszy kąt kanapy.
-I co, skarbie? Przemyślałaś to, co ci powiedziałem? - wysyczał Zayn, unosząc kpiąco brwi.
-Nie mam zamiaru cię słuchać. Kocham go, a ty jesteś moim bratem. - odparłam szybko.
-Sama się o to prosiłaś. - powiedział Zayn, a jego kumple zaśmiali się cicho. - Chłopcy, jest wasza. - zwrócił się do kumpli, którzy podeszli bliżej kanapy.
-Chodź, maleńka. Czas się zabawić. - Danny usiadł obok mnie, niemal natychmiast układając dłoń na moim nagim kolanie. Zaczął sunąć nią coraz wyżej, po moim udzie.
-Nie dotykaj mnie. - warknęłm, jednak w moim głosie nie było przekonania. Oczywiście nie chodziło o to, że chciałam, aby kontynuował. Po prostu bałam się ich i nie wiedziałam, do czego są zdolni.
-Nie udawaj takiej cnotki, kochanie. - zaśmiał się Nate, układając ręce na mojej talii. W momencie, kiedy wsunął je pod moją bluzkę, zadrżałam, a moje ciało opanowała fala paniki.
Najszybciej, jak potrafiłam, wstałam z kanapy, jednak zanim zdążyłam dobiec do schodów, jeden z nich złapał mnie za biodra i przyciągnął do siebie.
-Nie mów, skarbie, że nie masz na to ochoty. - mrukną mi do ucha.
Starałam się wyrwać, jednak od przodu zaszedł mnie Zayn, który złapał moje nadgarstki i wciągnął za włosy do pierwszego z pokoi, znajdujących się na parterze. Rzucił moje ciało na łóżko, a kiedy chciałam wstać i uciec, Nate zamknął drzwi od pokoju na klucz, podając mały, metalowy przedmiot Zaynowi.
Zaczęłam się trząść, kiedy zorientowałam się, jakie są ich zamiary. Spod moich powiek wypłynęły łzy, które rozśmieszyły chłopaków. Danny, z łobuzerskim uśmieszkiem na twarzy, ściągnął koszulkę przez głowę, odrzucając ją na podłogę.
-Nie... - wyszeptałam, coraz bardziej oswajając się z wydarzeniami. - Nie, zostaw mnie! - pisnęłam, kiedy poczułam, jak Nate od tyłu ściąga ze mnie jeansową kamizelkę i układa dłonie na moich piersiach. - Proszę, puść mnie! - krzyknęłam, wyrywając się z jego uścisku, jednak chwilę puźniej zostałam do niego przyciągnięta, kiedy szarpnął mnie za włosy, sprawiając, że upadłam przed nim na kolana.
-Bardzo dobra pozycja, skarbie. - mruknął, z cwaniackim uśmieszkiem na twarzy.
Spojrzałam z błaganiem na Zayna, który jedynie wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i podpalił jednego z nich zapalniczką, wsuwając szluga między wargi. Zaciągnął się nim pożądnie, wypuszczając powoli kółko z dymu.
Danny rzuciło mnie na łóżko, siadając na mnie okrakiem. Byłam przerażona, a łzy uniemożliwiały mi widzenie. Tak strasznie chciałam, aby to wszystko okazało się jakimś, choćby, psychicznym żartem, lub najlepiej chorym snem. Jednak to była rzeczywistość i z każdą mijającą sekundą uświadamiałam to sobie coraz głębiej.
Piszczałam i krzyczałam, kiedy zerwali ze mnie koszulkę, jednak moje starania jedynie ich rozśmieszyły. Probowałam ich kopać, jednak Danny siedział okrakiem na moich udach, uniemożliwiając mi poruszanie nogami. Nate trzymał moje nadgarstki za głową, mierząc moje ciało z pożądaniem w oczach.
Poczułam duże dłonie w okolicach guzika od moich spodenek. Szybkim ruchem odpiął go i zsunął ze mnie kolejną część garderoby, rzucając ją w stronę Zayna, który złapał przedmiot i zaczął nim podrzucać, śmiejąc się pod nosem.
-Błagam, przestańcie. - wychlipałam, wiedząc, że i tak to na nich nie zadziała. Byli potworami, całkowicie pozbawionymi serc. Pastwili się nade mną, kiedy ja tak bardzo chciałam, aby przestali mnie krzywdzić. Zalewałam się łzami, które w tej chwili w niczym mi nie pomagały. Jedynym pozytywem płaczu było w tej chwili to, że nie widziałam ich twarzy. Były rozmazane przez słoną ciecz w moich oczach.
Danny zerwał ze mnie koronkowy stanik, przywierając dłońmi do moich obnażonych piersi. Zaczęłam płakać jeszcze mocniej, tak bardzo pragnąc, aby to wsystko wreszcie się skończyło. Blondyn odpiął swoje spodnie i zsunął je z siebie, odrzucając na ziemię. Następnie wsunął palce pod koronkę moich majtek i zaczął je powoli ściągać.
-Błagam... - wyszeptałam, jednak nikt nie zareagował w żaden sposób.
Myśl, że zaraz zostanę zwałcona, zabijała mnie od środka. Najgorszy jednak był powód tego wsystkiego. Dlaczego Zayn mi to robi? Czy on nie może cieszyć się moim szczęściem? Nie może po prostu mnie wspierać?
Danny pozbył się, zarówno moich majtek, jak i swoich bokserek, po czym narzucił kołdrę na nasze ciała. Do moich uszu doszedł charakterystyczny dźwięk otwierania paczuszki z prezerwatywą. Jednak ja ani na chwilę nie otworzyłam oczu. Nie potrafiłam patrzeć na niego, na Zayna i na wszystko, co dzieje się dookoła. Modliłam się, żeby zdażył się jakiś cud. Modliłam się aby ktoś mi pomógł. Modliłam się, lecz nagle przerwałam, kiedy poczułam przeszywający ból między nogami i w podbrzuszu. Pisnęłam dławiąc się swoimi łzami. Zrobił to tak cholernie brutalnie, że miałam wrażenie, że moje ciało rozpadła się na miliony małych kawałeczków.
Powoli odpływałam z bólu. Moje powieki robiły się coraz cięższe. Cieszyłam się, ponieważ nie będę musiała dłużej czuć go w sobie. Chociaż na chwilę nie będę czuła się zeszmacona. Zanim jednak moje oczy zdążyły się zamknąć, usłyszałam, jak Zayn wypowiada jedno zdanie, które teoretycznie zakończyło moje życie. I nie mówię tu o przyszłych dniach, czy nawet tygodniach. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, co wydarzy się w przyszłości.
-Nie chcesz być ze mną, to nie będziesz z nikim. - jego głos odbił się echem po mojej głowie. - Odechce ci się...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani!!!
Cóż, końcówka była bardzo nieprzyjemna, ale cóż. To właśnie jest życie Cindy. Chcę, abyście zwrócili szczególną uwagę na ostatnie zdanie, ponieważ nim zakończy się opowiadanie. I oczywiście nie mam tu na myśli, że teraz jest jego koniec. Po prostu z czasem, wsystko zrozumiecie...
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam Was serdecznie na mojego aska. Odpowiem na wszystkie Wasze pytania ;*
aska.fm/Paulaaa962
Kocham Was i do następnego ;*