Ważna informacja pod rozdziałem! ;*
***Oczami Cindy***
Wiecie, jak się teraz czułam? Spróbujcie się chociaż domyśleć, ponieważ ja nie jestem w stanie opisać swoich emocji. Siedząc na twardym krześle, na komisariacie, w mojej głowie zaczęły pojawiać się nagorsze i najczarniejsze scenariusze. Nie wiedziałam, co stało się z chłopakiem, który stracił przytomność w szkole. Który stracił przytomność przeze mnie. Nie wiedziałam, czy żyje i jaki jest jego stan. Nic nie wiedziałam, a zamiast tego siedziałam tu już od dwóch godzin i czekałam, nie wiem, na kogo i nie wiem, po co. Czekałam, aż ktoś w końcu odezwie się do mnie. Czekałam, lecz powoli traciłam cierpliwość.
Byłam równocześnie przygnębiona, przerażona, jak i wściekła. Wściekła na samą siebie. Powinnam puścić jego komentarze obok uszu i odejść, zachowując choćby minimalny honor. Zamiast tego, wolałam wplątać się w jeszcze większe bagno, niż dotychczas, a mówiąc to, mam na myśli przede wszystkim kłótnię z Justinem. Nie miałam mu nawet jak powiedzieć, gdzie się znajduję i z jakiego powodu. Poza tym, nie wiedziałam, ile czasu tu spędzę i czy w ogóle mnie wypuszczą. Kolejnym problemem, jaki stawał na drodze, było moje miejsce zamieszkania. Mimo że z Justinem nie układało nam się za dobrze, wierzyłam, że naprawimy te relacje i do szczęścia potrzebujemy jedynie czasu. Wiedziałam więc, że szatyn nie chce, abym wyprowadziła się od niego. Ja sama tego nie chcę i nie wyobrażam sobie, że mogłabym ponownie zamieszkać z matką, a wizyta na policji może właśnie do tego doprowadzić.
-Masz szczęście, młoda damo. - kiedy chciałam wstać z czarnego, metalowego krzesła, do pomieszczenia wszedł jeden z policjantów. - Chłopak, którego popchnęłaś w szkole jedynie na chwilę stracił przytomność i nie stało mu się nic poważnego. - mężczyzna nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, jaką ulgę przyniósł moim spiętym mięśniom, swoimi słowami. Dosłownie czułam, jakby z mojego serca spadł jeden z ciężkich, lecz niewidzialnych głazów.
-To znaczy, że będę mogła wrócić do domu? - spytałam, z nadzieją w głosie. Chciałam jak nazybciej opuścić ten budynek i w spokoju zastanowić się nad wszystkim, nad swoim życiem i nad problemami, które pojawiły się w ciągu ostatnich dni.
-Ze względu na to, że nie jesteś pełnoletnia, z komisariatu będzie musiał odebrać cię twój prawny opiekun. - tych słów obawiałam się najbardziej. Justin był moim chłopakiem, jednak nie miał żadnych praw do opieki nade mną. Po śmierci Austina przejęła je moja matka, z którą nie chciałam utrzymywać żadnych kontaktów.
-Rozumiem. - wymamrotałam i, nie zwracając uwagi na jego uwagi, wyszłam z pomieszczenia. Gdy znalazłam się na korytarzu podeszłam do jednego z krzeseł, zresztą dokładnie takich samych, jak w pokoju przesłuchań, i opadłam na nie bezgłośnie, nie zauważając nawet, że Matt siedział zaraz obok.
-Co powiedzieli? - spytał, sprawiając, że podskoczyłam na krześle. Nie spodziewałam się, że będzie czekał tyle czasu.
-Ten chłopak ze szkoły stracił przytomność tylko na chwilę, nic mu się nie stało. - zaczęłam, przyciągając do siebie nogi i siadając po turecku. - Chyba nic mi za to nie zrobią, tylko że muszę czekać na swojego "prawnego opiekuna"... - w tym miejscu przewróciłam oczami, robiąc chwilową przerwę w wypowiedzi. - Ponieważ nie jestem pełnoletnia i nie mogę wrócić sama. - sapnęłam, zakładając ręce na piersi. Z pozoru mogłam się wydawać pewna siebie i zirytowana tym wszystkim, jednak w środku cała się trzęsłam. Nie wiedziałam, co teraz będzie. Czy będę musiała mieszkać z matką i czy Justin będzie przez to na mnie zły. Tak, najbardziej bałam się jego reakcji na całe to zdarzenie. W ostatnich dniach zdążyłam poznać jego wybuchowy charakter i naprawdę nie chciałam znowu mieć z nim doczynienia.
-Cindy, tak właściwie, to dlaczego mieszkasz z Justinem, a nie ze swoją rodziną? To znaczy, wiem, że Austin niedawno... - nie dokończył tego zdania, za co byłam mu wdzięczna. - Ale masz przecież rodziców.
-Wiesz, Matt, to skomplikowane i nie mam ochoty opowiadać teraz o tym. To dla mnie trudne, jak pewnie sam zdążyłeś zauważyć. Ale obiecuję, że kiedyś ci powiem. Obiecuję, że... - nie zdążyłam dokończyć, ponieważ nagle na korytarzu rozległy się głośne i ciężkie kroki. Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć, iż nie należą one do żadnego z policjantów. Oni zazwyczaj chodzili wolno, natomiast ten człowiek szedł bardzo szybko.
-Witaj, kochanie... - usłyszałam przy uchu szept. Wiedziałam, do kogo należał. Wiedziałam, że jest to głos Justina. Jednak nie był to zwykły szept, jaki większość dziewczyn słyszy od swoich chłopaków. Ten przesiąknięty był jadem i złością, a ja, mimo że bardzo starałam się powstrzymać to uczucie, wystraszyłam się.
-Justin, ja... - zaczęłam, jednak przerwało mi otwieranie drzwi jednego z pokojów przesłuchań.
-Dzień dobry. - Justin zmienił ton głosu o sto osiemdziesiąt stopni. - Przyjechałem po siostrę. Czy mogę już ją odebrać? - był spokojny i opanowany. Całkowicie nie przypominał człowieka, jakim był jeszcze chwilę temu.
-Jest pan jej prawnym opiekunem? - policjant spojrzał na Justina pytająco, a ten jedynie skinął głową. - Dobrze, w takim razie możesz zabrać ją do domu. Na razie twoja siostra nie poniesie żadnej odpowiedzialności. Jak ta sprawa potoczy się dalej zależy tylko i wyłącznie od poszkodowanego. Rozumiem, że siostra wyjaśniła ci, dlaczego tu trafiła.
-Nie miała jeszcze okazji, ale na pewno zrobi to za chwilę. Już ja się nią zajmę. - mimo że policjant uznał to za całkowicie normalne zdanie, ja zadrżałam na jego dźwięk. Co on chciał przez to powiedzieć?
Mężczyzna, ubrany w ciemny mundur odszedł długim korytarzem, w kierunku drugiej części budynku, zostawiając mnie, Justina i Matt'a samych.
-Posłuchaj mnie dobrze, dzieciaku... - zaczał szatyn, stając centralnie przed blondynem i zaciskając pięści na jego koszulce. Jeszcze raz się do niej zbliżysz, a uszkodzę ci tę twoją słodką buźkę, rozumiemy się?
-Mam się ciebie bać? - wiedziałam, że Matt nie zrezygnuje tak łatwo ze sprzeczki z Justinem. To nie w jego stylu.
-Tak, dokładnie.
-Wybacz, ale nie przestraszysz mnie marnymi groźbami. Nie mam zamiaru trzymać się z dala od Cindy. Nigdy nie wiadomo, co możesz jej zrobić. Jesteś nienormalny, powinieneś się leczyć! To dziewczyna, wiesz? Dziewczyna, a nie worek treningowy! - mimo że się bałam, w głębi serca cieszyłam się, że on, chłopak, który praktycznie wcale mnie nie zna, wstawił się za mną, ryzykując przy tym chwilową utratą zdrowia. W końcu, nie wiadomo, jak na jego słowa zareaguje Justin.
Mój chłopak jedynie spojrzał na niego z kpiną, po czym gwałtownie złapał mnie za rękę i ścisnął ją mocno, sprawiając, że jęknęłam w myślach. Możliwe nawet, że cichy dźwięk wyleciał z moich ust, ponieważ na ustach szatyna pojawił się cień uśmiechu. Czy krzywdzenie mnie sprawiało mu przyjemność?
-Chodź, siostrzyczko. - wysyczał, celowo podkreślając ostatnie słowo.
Zapłakałam cicho, jednak udałam się razem z nim w stronę wyjścia z komisariatu. Bałam się tego, co może nastąpić, kiedy zostaniemy sami, ale wiedziałam, że jeśli będę silna, przetrwam wszystko. Najgorsze wyzwiska, a nawet fakt, że po raz kolejny może mnie uderzyć. Chciałam przejść przez to wszystko, żeby w końcu nad naszym związkiem zaświeciło słońce. Miałam dość kłótni i krzyków i najnormalniej w świecie brakowało mi czułości. Teraz widzę, że relacje moje i Justina były znacznie lepsze, kiedy nie byliśmy parą. Mogłam z nim na spokojnie porozmawiać, wypłakać się w ramię czy pocałować. Teraz bałam się nawet odezwać, ponieważ nie wiedziałam, jak na to zareaguje.
Gdy wsiedliśmy do jego samochodu, oczywiście nie zamieniając ze sobą ani jednego słowa, spodziewałam się, że mimo złości, Justin zapyta, dlaczego trafiłam na policję. Nie zrobił tego. Nie zrobił nic. Jedynie odpalił silnik i wjechał na drogę, wyciagając ze skrytki paczkę papierosów. Kiedy wsunął jednego do ust i podpalił koniec zapalniczką, zaciągnął się głęboko, swobodnie wypuszczając dym z ust.
-Możesz teraz nie palić? - spytałam cichym i drżącym głosem. - Albo przynajmniej otwórz okno. - dodałam, nieco głośniej. Justin dobrze wiedział, jak nie znaoszę papierosów. Mimo to, musiał zrobić mi na złość i wręcz dusić mnie tym okropnym dymem.
Chłopak zaśmiał się pod nosem, po czym zaciągnął się odpalonym papierosem po raz kolejny i wypuścił dym prosto w moją twarz, utrzymując na ustach chamski uśmieszkek.
-Nie ma za co, skarbie. - całe zdanie brzmiało cholernie złośliwie, jednak ostatnie słowo celowo podkreślił i wysyczał je, przez zaciśnięte zęby. - A ty, słoneczko, dobrze bawiłaś się z tym chłoptasiem? Słyszałem, że podobało ci się, jak cię pocieszał, prawda? - trzymając jedną ręką kierownicę, drugą ułożył na moim kolanie i zaczął nią sunąć coraz wyżej, po moim udzie, aż dotarł do materiału krótkich spodenek.
-O czym ty mówisz? - wychlipałam przez łzy. Tak, przez łzy. Mogłam wytrzymać wszystko, ale nie taki ton głosu, ponieważ w ten sposób zwracał się do mnie prawie każdy mężczyzna, którego przyprowadzał Zayn. To bolało...
-Jeden z moich kumpli powiedział mi, że przez cały czas przytulałaś się do niego, to prawda? - cały czas błądził dłonią po mojej skórze. Dobrze wiedział, jak mnie przestraszyć. Wiedział o tym doskonale i również doskonale z tego korzystał.
-Tak, przytuliłam się do niego, ale to nie jest zbrodnia, Justin. Matt jest moim kolegą. Tylko kolegą, a teraz akurat był przy mnie, kiedy potrzebowałam kogoś. - wolałam powiedzieć całą prawdę, niż później modlić się, aby Justin o niczym się nie dowiedział. Z resztą, nie uważałam tego za coś niedozwolonego. Nie miałabym pretensji do Justina, gdyby przytulił się do innej dziewczyny i tego samego oczekuję od niego. Czy musi być o wszystko, o każde spojrzenie, tak chorobliwie zazdrosny? - Nie masz zamiaru nic powiedzieć? Po raz kolejny będziemy tak milczeć? Wiesz, Justin, mam tego dość! Zanim zaczęliśmy być razem, potrafiliśmy normalnie rozmawiać. Potrafiliśmy się przytulać, potrafiliśmy się całować, potrafiliśmy się kochać i uniknąć tych wszystkich krzyków i kłótni. Co się z nami stało? Może nie powinniśmy być razem, skoro nie potrafimy się dogadać? - po moich słowach, w samochodzie zapanowała niezręczna cisza. Ja czekałam na reakcję Justina, natomiast on przetrawiał w głowie moje słowa.
-Nie zerwiesz ze mną, Cindy. - odparł powoli, nie odrywając wzroku od przedniej szyby.
-I nie chcę, Justin, ale jeśli nasz związek ma dalej tak wyglądać, to... To ja nie chcę z tobą być. - to wypłynęło ze mnie tak niespodziewanie. W jednej chwili, zauważając, że właśnie dojechaliśmy, a Justin zatrzymał się na podjeździe, otworzyłam drzwi nod strony pasażera i wybiegłam z samochodu, ignorując krzyki Justina. Wpadłam do domu i ściągnęłam w przedpokoju buty.
Sama nie wiedziałam, dlaczego zaczęłam uciekać. Aż tak bałam się człowieka, którego kochałam, ponad własne życie?
-Cześć, ślicznotko. - podskoczyłam nagle, kiedy do moich uszu doszedł niski, lekko zachrypnięty głos jakiegoś mężczyzny. Spojrzałam w stronę salonu, a moim oczom ukazali się kumple Justina, siedzący na kanapie. Zignorowałam ich jednak, ponieważ chciałam jak najszybcie znaleźć się w swoim pokoju. Najbardziej bolało mnie to, że tak bałam się prawdy. Powiedziałam mu to, co myślę, prosto w twarz, a teraz uciekam. To nie jest normalne.
-Cindy! - po raz kolejny podskoczyłam, kiedy zorientowałam się, że Justin wszedł do domu. Ze łzami w oczach weszłam schodami na górę. Do miejsca, w którym, mimo wszystko, czułam się najbardziej bezpiecznie.
-Zostaw mnie. - wychlipałam, kiedy, chcąc zamknąć drzwi, napotkałam opór ze strony umięśnionego ciała Justina.
-Chyba musimy porozmawiać. - warknął, popychając drzwi i z łatwością wchodząc do środka. No tak, czy moje zdanie liczyło się w tym domu chociaż jeden, jedyny raz?
-Chciałam z tobą porozmawiać już wcześniej, ale wtedy ignorowałeś mnie i traktowałeś jak powietrze, a teraz, kiedy chcę odpocząć, ponieważ mam dość wszystkich i wszystkiego, tobie zachciało sie rozmawiać?
-Tak, dokładnie tak. - moje łzy nie działały na niego uspokajająco, ponieważ w jednej chwili popchnął mnie na ścianę. Znowu się bałam i znowu przez niego. Kurwa, mam tego dosyć! - Co ty sobie wyobrażasz? Jesteś ze mną, a to znaczy, że jesteś moją własnością i...
-Właśnie, Justin! O to mi chodzi! Nie traktujesz mnie, jak dziewczynę, jak osobę, którą podobno kochasz. Traktujesz mnie jak przedmiot! Jak popychadło, które wiecznie musi znosić twoje zmiany nastrojów! Zachowujesz się jak zwykły skurwiel, a to ja za każdym razem stawałam w twojej obronie, jeszcze wtedy, kiedy żył Austin. Zobacz, jak mi się teraz odpłacasz! - kiedy jestem wściekła i smutna jednocześnie, nie kontroluję swoich słów i wiele już razy zdążyłam tego pożałować.
Teraz też miało tak być. Oczy Justina pociemniały, a on oderwał jedną rękę od ściany. Wiedziałam, co chce zrobić. Wiedziałam, że po raz kolejny planował zostawić ślad na moim policzku.
Bolała mnie myśl o tym? Tak. Czy się bałam? Już nie.
Nie mialam zamiaru po raz kolejny do tego dopuścić, ponieważ w głębi serca WIEDZIAŁAM, że Justin jest dobrym człowiekiem. Ułożyłam więc dłonie na jego policzkach i stanęłam na palcach, a następnie, można powiedzieć, że agresywnie, wpiłam się w jego usta. Tak długo czekałam, aby on znów mnie pocałował. Jak widać, nie doczekałam się tego i sama musiałam przejąć inicjatywę. Przez pierwsze chwile Justin nie odwzajemnił pocałunku, jednak opuścił rękę. Wystarczyło parę sekund, w których pieściłam swoimi wargami jego, aby zaczął ze mną współpracować. Zsunął dłonie w dół, po moim ciele, aby zatrzymać je w dole ud. Z łatwością uniósł moje ciało na wysokość swoich bioder, więc owinęłam go dookoła nogami, pogłębiając pocałunek.
-Tego mi brakowało, Justin. - wyszeptałam, kiedy oderwałam swoje usta od jego, zyskując przy tym jęk niezadowolenia z jego strony. - Właśnie tego... - dodałam, po czym schowałam twarz w zagłębieniu jego szyi i najzwyczajniej w świecie przytuliłam się do niego.
Dla kogoś, kto patrzyłby na tę sytuację z boku, nasz pocałunek wydawałby się zupełnie normalny. Dla mnie był on nadzieją. Nadzieją na lepsze jutro...
***
Trzymając dłonie, schowane w tylnych kieszeniach krótkich, jeansowych spodenek, przemierzałam szpitalny korytarz. Chłopak, który z mojej winy stracił w szkole przytomność, w dalszym ciągu przebywał na obserwacji w szpitalu. Postanowiłam więc przyjść tutaj, do niego, i przeprosić go za to, co między nami zaszło. Nie chciałam mieć problemów z policją, a, jak to powiedział jeden z oficerów, to, czy sprawa zostanie zgłoszona do sądu, czy też nie, zależy tylko i wyłącznie od poszkodowanego.
Jeśli chodzi o Justina, rozmawialiśmy dzisiaj prawie godzinę i, przynajmniej mam taką nadzieję, wyjaśniliśmy sobie wszystko. Ostatnie nieporozumienia bardzo nas od siebie oddaliły. Nie poznowałam go i chciałam, aby wrócił mój stary Justin, w którym, cóż, zakochałam się do szaleństwa.
Biorąc głęboki oddech, stanęłam wreszcie przed drzwiami do jednej z sal szpitalnych. Zapukałam cicho, po czym weszłam do środka. Na łóżku, jedynym zresztą w tym pomieszczeniu, leżał dobrze zbudowany brunet, trzymający w rękach komórkę.
-Umm, cześć. - zaczęłam nieśmiało. Całkowicie nie znałam tego chłopaka, dlatego ciężko będzie mi z nim rozmawiać.
Brunet uniósł wzrok znad ekranu komórki i spojrzał na mnie. Bez słowa wskazał krzesło, stojące obok łóżka, więc usiadłam na nim, układając obie ręce na kolanach. - Chciałam cię przeprosić za to, co zaszło w szkole. Nie panowałam nad sobą, przepraszam. - mówiąc to, ani przez chwilę nie patrzyłam mu w oczy. Było mi głupio i wstydziłam się za swoje zachowanie. - Po prostu to, co powiedziałeś... zabolało mnie, ponieważ po części miałeś rację.
-Więc ja też przepraszam, czasem zachowuję się ja debil, ale co zrobisz. - westchnął, przeczesując palcami włosy. - Nic nie zrobisz. - wyczułam w jego głosie skruchę. I przez to zaśmiałam się cicho.
-Na pewno nic ci się nie stało? Nie zamierzałam tego. Nie chciałam zrobić ci przecież krzywdy.
-Jest w porządku, nic mnie nie boli, no, może z wyjątkiem nosa. - uśmiechnął się, wskazując na lekko zaczerwienioną część na swojej twarzy. - Tak poza tym, jestem Danny. - wyciągnął w moim kierunku dłoń, więc uścisnęłam ją nieśmiało.
-Cindy. - odparłam. - Jeszcze raz cię za to przepraszam. Chyba bym oszalała, gdyby stało ci się coś poważniejszego. - ponownie się skrzywiłam, nawet tego nie kontrolując. - Ja będę się już zbierać.
-W takim razie przeprosiny przyjęte. Mam nadzieję, że moje też. I dzięki za wizytę. - uśmiechnęłam się do niego lekko, a następnie wstałam z krzesła i wyszłam z sali.
Byłam szczęśliwa, że udało mi się wszystko pokojowo załatwić. Wiedziałam teraz, że Danny nie pójdzie na policję i nie złoży obciążających mnie zeznań. Właściwie, okazał się nawet całkiem sympatycznym chłopakiem. Szkoda tylko, że w ten sposób zaczęła się nasza znajomość.
Wyszłam ze szpitala i przymrużyłam oczy, przez słońce, które silnie świeciło prosto na moją twarz. Postanowiłam wracać prosto do domu, nie miałam ochoty na spacery. Poza tym, chciałam spędzić więcej czasu z Justinem, teraz, kiedy wreszcie wszystko miedzy nami zaczęło się dobrze układać. I miałam nadzieję, że będzie to trwało jeszcze przez długi czas.
Weszłam w jedną z bocznych uliczek, prowadzących na nasze osiedle. Wyjęłam z kieszeni komórkę oraz słuchawki i podłączyłam je. Następnie włożyłam do uszu i puściłam jedną ze swoich ulubionych piosenek. Zanim jednak zdążyłam ponownie schować telefon do kurtki, poczułam przy ustach wilgotny materiał. Byłam jednocześnie zaskoczona, jak i przerażona, kiedy powoli zaczynałam tracić przytomność. Kiedy ktoś odsunął materiał od mojej twarzy, opadłam na ziemię. Jedyne co pamiętam, to spodnie, koloru czarnego i... damskie perfumy.
~*~
A więc tak, chciałam Wam powiedzieć, że POWOLI opowiadanie dobiega końca, nie chcę tego przeciągać. Wyjeżdżam na dwa tygodnie 14 sierpnia i do tego czasu opublikuję prawie wszystkie rozdziały (których oczywiście jeszcze nie mam napisanych). Po wyjeździe zostaną bodajże jeszcze tylko dwa rozdziały i epilog. Teraz rozdziały będą co trzy/cztery dni.
Natomiast zaraz po powrocie, czyli 28/29 sierpnia zacznę piblikować dwa nowe opowiadania! O tym jeszcze wspomnę nie raz ;*
ask.fm/Paulaaa962
Podoba mi sie! Czekam nn :)
OdpowiedzUsuńświetny rozdział :) Justin zachowuje się podle względem Cindy ;/ czekam na nexta :D pzdr ruda ;D
OdpowiedzUsuńświetny. zapraszam do mnie:…
OdpowiedzUsuńhttp://life-can-be-crazy-and-so-weird.blogspot.com/2014/07/chapter-15.html …
WOW. Justin na komisariacie zachowywał się jak psychol. Mówię poważnie, przeszła mi gęsia skórka, gdy powiedział. "Ja się nią zajmę", Boże, byłam szczerze mówiąc przerażona, nie wystraszona. A potem ta cała kłótnia w samochodzie i to, jak po raz kolejny chciał ją uderzyć..Nie wiem, ja po prostu nie potrafiłabym być z takim człowiekiem. Wiem, że niby on gdzieś am te uczucia ma, ale.. Dlaczego nie pojawiają się, gdy on widzi jej łzy? Zamiast tego, jest jego wściekłość i agresja. To nie jest normalne.. On powinien się leczyć. Jest mi cholernie przykro, ale ja osobiście nie widzę tego dalej za dobrze, jeśli chodzi o ich związek.
OdpowiedzUsuńKońcówka, mnie zaszokowała.. Damskie perfumy?! Kto to może być? Jazzy? Albo jej mama?! Nie wiem, a może ktoś inny, nie wspomniany jeszcze w tym opowiadaniu?!
Nie mam pojęcia, ale nie mogę się doczekać tego, co będzie dalej. Uwielbiam Twoje pomysły, one są takie oryginalne, że nie można przewidzieć, co dalej : o
Czekam. ;*
~ Drew.
http://glow-in-your-eyes-enlighten-my-world.blogspot.com/
Świetny rozdział :) czekam na nn :D
OdpowiedzUsuńNie będę się rozpisywać..
OdpowiedzUsuńJustin powinien iść do psychiatryka, a Cindy powinna spiknąć się z Mattem <3 W tym opowiadaniu niestety z bólem serca muszę przyznać że nie lubię Justina ;_____; ! Czekam na kolejne ;*
Justin jest psychiczny .. jeja nie mogę uwierzyć że naprawdę te opowiadanie powoli zbliża się do końca ;c ehh rozdział cudowny :)
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńOd początku nie pasował mi ten Justin... hmm jest dziwny;/ W każdym bądź razie cieszę się że rozdziały będą dodawane co trzy , cztery dni :) Powodzenia w kończeniu tego opowiadania.;))
OdpowiedzUsuńSmutno mi czytajac rozdzialy w których justin jest taki agresysnty . Przecież on ja kocha Dlaczego nie potrafi tego pokazac bardzo lubie w opowiadanuach jak piszesz o nich o ich miłości mam nadzieje ze epilog bedzie szczęśliwy choc i tak bede ryczec jak zawzze gdy ktos konczy z pisanien . Mam nadzieje ze sprawisz ze w tych ostatnich opodaniach justin bedzie bardzo triskliwy szczery i kochajacy wzgledem Cindi . Czytajac wszesniejsze komentarze nie moge uwiezyc w to ze uwazaja justina za jakiegos psychola i chca zeby cindi byla z mattem serio moze i tak oposujesz justina ale tylko na zewnatrz przecierz on otworzył przed nia serce pomaga jej on ja kocha tylko nie dikonca potrafi to pokazać i wlasnie po to jest nu potrzebna Cindy to ona ny mu pomaga i sprawila ze sie w niej zakochal . - misiek♥
OdpowiedzUsuńOtworzył przed nią serce, serio? O.o Tak może i przed tym jak byli razem ale odnośnie zaistniałej sytuacji skomentuję to tylko tym: hahahahhahahahahababha, zabawne. Ludzie od dzisiaj bicie, wyzywanie, okłamywanie itd. swojej dziewczyny to okazywanie jak bardzo się ją kocha i otwieranie dla niej swojego serca ;)) Pozdro 600.
UsuńSuper zajebiste! ;D Odnośnie komentarza u góry:
OdpowiedzUsuńOkej może i ją "kocha" ale sory jak on się zachowuje?! Bije ją, wyzywa, robi awantury o nic, wzywał ją od DZIWKI a ty go jeszcze usprawiedliwiasz?!? Chciałabyś mieć takiego chłopaka? Który by Cię bił, wzywał itd. ?
Tak, ja też nie.
A co do rozdziału:D To bardzo fajny i jestem bardzo bardzo ciekawa kto to był (w tej końcówce) !
Świetny jak zawsze ! czekam na nn
OdpowiedzUsuń<3 brak słów :)
OdpowiedzUsuń