Ciepłe, duże dłonie, które błądziły po moich nagich plecach, wybudziły mnie z głębokiego snu. Przez pierwsze parę sekund musiałam pozbierać wszystkie myśli. Sen, który dzisiaj przeżywałam był... zaskakujący. Jednak jeszcze bardziej zaskakujące było to, że kiedy uniosłam głowę, napotkałam na swojej drodze przyjazne spojrzenie Justina.
I wtedy zrozumiałam, że to wcale nie był sen...
-Co... Co ty tutaj robisz, w moim łóżku? - spytałam, na pół przytomnie.
-Wiesz, kochanie... - zaczął, zakładając za moje ucho niesforny kosmyk włosów. - Tak właściwie, to moje łóżko.
Zdziwiona, podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam się po pokoju. Faktycznie, znajdowałam się w sypialni Justina. Cóż, nie pierwszy raz spałam razem z nim, ale pierwszy raz u niego.
I wtedy przypomniałam sobie, jak się tutaj znalazłam.
***Wspomnienie***
Obudziłam się w nocy, w swoich czterech ścianach. Moje serce biło w zdecydowanie zbyt szybkim tępie, chociaż nie zagłębiłam się dosłownie w krainę snów. Przyłożyłam dłoń do klatki piersiowej i próbowałam się nieco uspokoić, lecz żadne głębokie wdechy czy przyjemne myśli nie pomagały.
Wiedziałam, że uspokoić się mogłam tylko w jeden sposób.
Pozbywając się strachu.
Wstałam więc z łóżka i poprawiłam cienką koszulkę na ramiączkach, po czym wyszłam z pokoju. Kiedy jeszcze mój brat był wśród żywych, to on zawsze mnie pocieszał. Teraz jednak jego tu nie ma. I została mi już tylko jedna osoba.
Weszłam więc po cichu do sypialni Justina i zamknęłam za sobą drzwi. Chłopak spał na brzuchu, trzymając ręce ułożone pod jednym z policzków. Wyglądał słodko. Naprawdę słodko.
Podeszłam do niego i ukucnęłam obok łóżka. Delikatnie ułożyłam dłoń na czystej pościeli i zaczęłam kierować ją do policzka szatyna. Kiedy w końcu dotknęłam jego skóry, pogłaskałam ją delikatnie, aby Justin uniósł powieki. Nie musiałam długo czekać. Już po kilku sekundach szatyn przekręcił się na plecy i otworzył oczy, po czym wplątał palce we włosy i przeczesał je kilka razy.
-Przepraszam, że cię obudziłam. - zaczęłam nieśmiało, zakładając kosmyk włosów za ucho.
-Nie masz za co, śliczna. - chłopak podparł się na jednym łokciu i spojrzał ns mnie. - Co się dzieje?
-Nie mogę spać. Mogłabym zostać z tobą? - spytałam nieśmiało. Chociaż nie pierwszy raz miałabym spać z nim w jednym łóżku, tym razem to ja do tego doprowadziłam.
-Nawet się nie pytaj, skarbie, tylko wskakuj pod kołderkę. - zachichotał, odkrywając pościel po mojej stronie. Z uśmiechem na ustach położyłam się na materacu, obok niego, a szatyn przykrył moje ciało kołdrą. - Jednak jest pewien warunek. - uniósł ostrzegawczo palec w powietrze i spojrzał na mnie, unosząc brwi.
-Jaki? - zagryzłam wargę, pod wpływem narastającego uczucia niepewności w dole brzucha.
-Musisz się przytulić, kotek. - przewróciłam oczami, widząc jego szeroki uśmiech. Oczywiście, z wielką chęcią przytulę się do niego i na pewno nie będę miała przed tym żadnych oporów.
Ułożyłam więc głowę na jego klatce piersiowej i glęboko zaciągnęłam się jego zapachem. To dziwne, ale i przyjemne, jak w jego ramionach potrafię się uspokoić i głęboko odetchnąć. To dziwne, ale przy nim przestaję się bać.
Do czasu...
***Koniec wspomnienia***
-My... - zająkałam się, przykładając dłoń do ust i spoglądając w dół, na swoje nagie ciało.
-Tak, kochaliśmy się ze sobą. - wziął moje włosy w swoje dłonie i przełożył je na jedną stronę. - I była to najlepsza noc w całym moim życiu... - dodał, po czym delikatnie i krótko musnął moje usta, aby potwierdzić swoje słowa. - Kocham cię, Cindy.
-A ja ciebie. - wymruczałam nieśmiało, na co Justin cicho zachichotał.
-Chcesz być ze mną? - ułożył jedną ze swoich dużych dłoni na moim policzku i powoli odwrócił moją głowę w swoją stronę.
-Tak. - odparłam, bez najmniejszego cienia zawahania w głosie. Po prostu byłam pewna, że chcę być z Justinem. Kocham go i to przy nim czuję się bezpieczna. Czy coś stoi nam na przeszkodzie? Ja chciałam być tylko szczęśliwa i czułam, że przy nim mi się to uda.
Zobaczyłam, jak twarz Justina rozświetla ogromny, szczery uśmiech. Kiedy on był radosny, ja również byłam. To tylko potwierdzało, jak silne było uczucie, którym go darzyłam.
-Justin, mógłbyś mi podać ubrania? Mimo wszystko czuję się... lekko skrępowana. - mruknęłam, zakładając ręce na piersi i jednocześnie zasłaniając je przed wzrokiem chłopaka.
-Wczoraj bardzo szybko pozbyłaś się ubranek, kochanie. - wymruczał mi do ucha, przygryzając delikatnie jego płatek i układając jednocześnie swoje duże dłonia na moich malutkich. - Chyba się mnie nie wstydzisz, niunia. - potarł nosem moją szyję. - Teraz jesteś tylko moja. I te dwa cudeńka również należą do mnie. - kiedy opuściłam ręce, on objął dłońmi moje piersi. Delikatnie, aby mnie nie wystraszyć. Wiedział, w jaki sposób może mnie dotykać. Doskonale wiedział.
-Mimo wszystko prosiłabym jednak, abyś podał mi ubrania. - powoli wplątałam palce w jego włosy, od przodu, i przeczesałam je, sprawiając tym samym, że jego grzywka, opadająca na czoło, uniosła się lekko.
Chłopak, z westchnieniem, wychylił się lekko i podniósł z ziemi moją koszulkę oraz majtki, a także swoje bokserki. W ciszy założyliśmy na siebie te skrawki materiału. Następnie chciałam wstać z łóżka, jednak Justin najwidoczniej miał inne plany, dotyczące reszty dni.
Złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. A ja, mimo że do niedawna cholernie bałam się tego gestu, teraz zaczęłam się śmiać, ponieważ szatyn, w jednej chwili, zawisł nade mną i zaczął łaskotać mnie po brzuchu.
-Justin, zejdź ze mnie! - pisnęłam, uderzając swoimi małymi piąstkami w jego umięśnione ciało. Oczywiście, nie posłuchał. Mogłam to przewidzieć. - Proszę, skarbie, duszę się! - wydyszałam, kiedy poczułam, jak zaczyna brakować mi tchu.
-Jeśli będziesz regularnie nazywać mnie swoim skarbem, mogę się nad tym zastanowić. - przerwał łaskotanie mnie i wymruczał prosto w moje usta, muskając je przy tym kilka razy.
Już chciałam odpowiedzieć, że nie mam nic przeciwko takim czułym słówkom, kiedy drzwi od sypialni chłopaka otworzyły się z impetem, a do środka weszła siostra Justina, razem z inną dziewczyną. Była ona szczupłą, średniego wzrostu szatynką o dużych, ciemnych oczach, których koloru nie mogłam dostrzedz przez dzielącą nas odległość.
Gdy Justin uniósł głowę, aby spojrzeć na nieproszonych gości, zaklął dość głośno pod nosem i zacisnął szczękę.
-Czego tutaj, do cholery, szukacie? - warknął, a ja, aby go uspokoić, położyłam rękę na jego ramieniu i pogładziłam je kilkukrotnie. - Poza tym, matka was nie nauczyła, że się, kurwa, puka? - dodał, nieco łagodniejszym tonem, lecz nadal niespokojnym.
Obie dziewczyny stały w progu sypialni, jak wryte, i spoglądały, raz na Justina, a raz na mnie. W końcu jednak, po paru chwilach dość niezręcznej ciszy, Jazzy odkaszlnęła i zatrzymała wzrok na mojej osobie.
-Spałaś z nim? - wyrzuciła z siebie na jednym tchu, a mnie niemalże zatkało, przez jej bezpośredność i surowość w głosie.
-Ja... My tylko... - jąkając się, starałam się wybrnąć z tej kłopotliwej sytuacji, jednak ciężko mi było wydusić z siebie chociaż jedno, sensowne i logiczne, zdanie.
-Zapytam w prost. Uprawiałaś z nim seks? - Jazmyn stanęła przed nami, opierając ciężar ciała na jednej nodze i zakładając ręce na piersi.
A ja? Ja nie wiedziałam, co mam zrobić. W końcu, to nasza prywatna sprawa, co robiliśmy z Justinem w nocy. Nie musiałam jej się z niczego spowiadać. Co więcej, nie miałam takiego zamiaru. Justin jednak uważał inaczej.
-Tak, przespaliśmy się ze sobą i jesteśmy razem, a tobie, idiotko, nic do tego. Zajmij się swoim życiem, a nie po raz kolejny chcesz rozpieprzyć moje, rozumiesz?
-Ja po prostu martwię się o Cindy. Wiem, ile przeszła i nie chcę, abyś resztę jej życia zamienił w horror. Dlatego właśnie przyszłam tutaj z Katy. No, braciszku, może pochwalisz się, jak traktowałeś swoją ostatnią dziewczynę. Osobę, którą podobno tak bardzo kochałeś. - zironizowała drugą część zdania, a ja nie rozumiałam, dlaczego w jej głosie słychać było tyle jadu. I teraz nie dziwiłam się już Justinowi, że nie chciał utrzymywać z nią kontaktu. Skoro ona go nienawidzi, dlaczego on miałby chcieć się z nią pojednać?
-Nie mam zamiaru słuchać tego, co mówisz i co ona będzie mówić. - odezwałam się, po chwili ciszy, unosząc jednocześnie głowę i spoglądając na, stojące przed nami, nastolatki. Na twarzach ich obu, pojawiło się spore zaskoczenie.
-Cindy, my to robimy dla twojego dobra. Już ostatnio zauważyłam, że jesteście ze sobą blisko i razem... Razem z Austinem chcieliśmy zapobiec pogłębianiu waszych relacji. Ale skoro jego nie ma już tutaj, z nami, dokończę to sama. Nie chcę, żebyś zmarnowała swoje życie dla kogoś takiego, jak on. On nie zasługuje na ciebie. Nie zasłuhuje na nikogo. Ani na miłość, ani na radość, ani na...
-Przestań! - krzyknęłam, czym zdziwiłam nie tylko Justina oraz dziewczyny, lecz także samą siebie. Nie sądziłam, że będę zdolna do takiego wybuchu. - Ja go kocham, słyszysz!? Kocham twojego brata i nie zamierzam wysłuchiwać kolejnych, pieprzonych kłamstw! Jesteśmy razem, a tobie nic do tego! Justin ma rację, zajmij się swoim życiem. Ja nie potrzebuję litości. - gdy ostatnie słowo opuściło moje usta, odwróciłam się tyłem do obu dziewczyn, oplątałam ramiona wokół jego pasa i wtuliłam się w Justina. Tak po prostu przytuliłam się do niego. Z jednej strony zrobiłam to, aby potwierdzić swoje słowa przed Jazzy i byłą dziewczyną Justina, lecz z drugiej, potrzebowałam tego. Chciałam poczuć, że jestem dla niego ważna i chciałam mu również pokazać, że zaufałam mu, a zaufanie, płynące z mojego serca, jest warte sto razy więcej, niż jakiekolwiek inne. I chciałam, aby o tym pamiętał.
***
-Justin, wiesz, jak cholernie nie chcę tam iść. Naprawdę muszę? - sapnęłam, kiedy chłopak posadził mnie na fotelu pasażera, w swoim samochodzie. Odczekałam chwilę, aż sam zajmie swoje miejsce, i odwróciłam się w jego stronę, zakładając ręce na piersi.
-Wiem, kotuś. Rozumiem cię, ale zrozum, że jeśli nie będziesz chodziła do szkoły, te wszystkie upierdliwe nauczycielki zaczną węszyć. Wtedy wyjdzie na jaw, że nie mieszkasz ze swoją matką, tylko ze mną. I zabiorą mi cię, a na to nie mogę pozwolić. - pocałował mnie krótko w czoło, po czym odpalił silnik i wjechał na drogę.
Po piętnastu minutach zatrzymał się na parkingu przy szkole. Przez całą drogę rozmyślałam o tym, jak ludzie zareagują na mój powrót, po wielu dniach nieobecności. Bałam się i to cholernie, jednak nikt nie mógł mi się dziwić. Szkoła nie była jedynie miejscem zdobywania wiedzy. Było to również ogromne pole bitwy, na którym przetrwać mogą tylko najsilniejsi - i pod względem fizycznym, i psychicznym.
-Malutka, spokojnie. Pójdę tam z tobą. Naprawdę nie musisz się bać. - Justin oczywiście wyczuł mój niepokój. On zawsze prawidłowo rozpoznawał moje emocje.
-Łatwo ci powiedzieć. - sapnęłam, zagłębiając się w fotelu. Mimo że musiałam, nie było mi łatwo otworzyć drzwi i tak po prostu wysiąść, jakbym za chwilę miała wejść do osiedlowego sklepiku, czy do domu.
-Nie bądź tchórzem. - zaśmiał się, po czym wysiadł i obszedł samochód dookoła. Gdy znalazł się przed moimi drzwiami, złapał za klamkę i otworzył je, a następnie wyciągnął przed siebie ręce, abym mogła je złapać i wysiąść z samochodu.
Kiedy tylko znalazłam się obok niego, mocno mnie do siebie przytulił. To może wydawać się głupie, jednak dokładnie tego potrzebowałam, aby nabrać sił do walki. Tak, do walki.
-Dziękuję. - wyszeptałam w jego klatkę piersiową, kiedy szatyn złożył pocałunek wśród moich włosów. - Nie zdajesz sobie nawet sprawy z tego, ile takie drobne gesty dla mnie znaczą. - dodałam, w końcu się od niego odsuwając.
Justin chwycił moją maleńką dłoń w swoją dużą i splątał razem nasze palce, aby jeszcze bardziej dać mi do zrozumienia, że jest przy mnie i, cokolwiek by się nie działo, zawsze będzie.
Weszliśmy przez duże i ciężkie drzwi do wnętrza starego budynku, z czerwonej cegły, z napisem East High School, zdobiącym mosiężną tablicę przy wejściu. Mimowolnie wzmocniłam uścisk na dłoni chłopaka, a on potarł kciukiem wierzch mojej. Na korytarzu zebrało się chyba większość uczniów. Jedni stali przy ścianach i rozmawiali, inni zmierzali do swoich klas, jeszcze inni śmiali się i wygłupiali. Jednak niemalże wszyscy przerwali swoje dotychczasowe zajęcia, gdy ujrzeli mnie, trzymającą za rękę Justina. Cóż, był w tej szkole znany i większość uczniów znała jego nazwisko. A ja nie wiedziałam, czy powinnam się z tego powodu cieszyć, czy może niepokoić.
-Jak ja kurewsko nienawidzę, jak ktoś się na mnie patrzy. - wymamrotał pod nosem, na co ja przewróciłam oczami.
-Przyznaj, mogłeś się tego spodziewać, Justin. - wiedząc, że to potrafi go uspokoić, pogładziłam go po wytatuowanym ramieniu. Zadziałało.
-Wiesz, co mnie najbardziej irytuje? - westchnął po chwili, obejmując mnie ramieniem w pasie i przyciągając do siebie. Spojrzałam na niego, unosząc brwi i dając mu tym samym do zrozumienia, aby wyjaśnił swoją myśl. - To, że ci wszyscy idioci wpatrują się w moją ślicznotkę. - niewyobrażalnie mocno podkreślił słowo "moją", jakby to było w tym wszystkim najważniejsze.
-Jestem tu praktycznie nowa. To chyba normalne. - wymamrotałam, drapiąc się z lekkim zakłopotaniem po karku. Nie byłam może zakłopotana zaistniałą sytuacją, ile faktem, że Justin w tak nerwowy sposób na to zareagował. Musiałam przyznać, że dopiero zaczęłam poznawać jego wybuchowy charakter, który nie należał do prostych.
-Nie, Cindy. Uwierz mi, potrafię rozpoznać, z jakimi intencjami ludzie patrzą na ciebie. Dziewczyny zazdroszczą ci urody, jak i oczywiście zajebistego chłopaka, natomiast ci wszyscy kretyni chcą od ciebie tego, co możesz dać tylko mi i za co najchętniej powybijałbym im wszystkie zęby. - kiedy myślałam, że swoim żartem rozluźnił atmosferę, znowu zrobiło się nerwowo.
-Nie wystarcza ci to, że cię kocham? - mruknęłam, już lekko podirytowana jego ciągłymi zmianami nastroju.
-Kochasz... - powtórzył, jakby z cieniem ironii w głosie, jednak uznałam, że tego nie usłyszałam. - Dzisiaj kochasz, a jutro niewiadomo, co przyniesie los. Jedni przychodzą, drudzy odchodzą...
-Justin... - powiedziałam ostro, zatrzymując się na szkolnym, zatłoczonym korytarzu. Gromadził on więcej osób niż najtańsze linie metra w wielkiej metropolii i to denerwowało mnie najbardziej. - Naprawdę masz mnie za typ dziewczyny, która zmienia chłopaków, jak rękawiczki? Zapamiętaj sobie, że ja nienawidzę ranić ludzi, ponieważ sama zbyt wiele razy zostałam zraniona. Przez los, przez życie i przez najbliższe mi osoby. - nie chciałam powracać do tego tematu nawet myślami, dlatego nie dodałam już nic więcej.
-Dobrze, malutka. Przepraszam, wiem, że mnie kochasz i wiem, że nie jesteś taka, jak wszystkie. - złożył delikatny pocałunek na moim czole.
Ucieszyłam się podwójnie. I dlatego, że Justin po raz kolejny pokazał mi swoją miłość do mnie, i dlatego, że tym drobnym gestem zakończył napiętą atmosferę, która zrodziła się między nami w ciągu tych paru, krótkich chwil.
I kiedy myślałam, że do końca dnia będę miała spokój, dotyczący wybuchów Justina, pojawienie się na korytarzu Matt'a jedynie pogorszyło całą sytuację. Mięśnie szatyna się spięły, a szczęka zacisnęła. Ponownie wracamy do punktu wyjścia...
~*~
Nom, wracam do Was z takim rozdzialikiem. Hm, taki sobie, ale powolutku rozpoczyna taki drugi etap.
Dziękuję za miłe słowa w komentarzach, zwłaszcza dotyczące anonima, ale tu nie chodziło o opowiadanie, tylko o coś całkiem innego. Mimo wszystko dziękuję. Dziękuję, że jesteście ;*
ask.fm/Paulaaa962
Jejku boję się o Cindy. Nie chce żeby jej się coś stało. Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńNiech już Cindy nic sie nie staaaniee...
OdpowiedzUsuńświeetny <3
czeekam (:
świetny rozdział. czekam na następny. buziaki
OdpowiedzUsuńCzy tylko mi się wydaje że Justin za bardzo traktuje Cindy jak swoją własność nie przesadza ? Trochę dziwne że niema już Austina ;c Boski rozdział nie mogę się doczekać następnych ♥
OdpowiedzUsuńsuper ;)
OdpowiedzUsuńkocham <3 OBRIGADO :3
OdpowiedzUsuńO cholerka *-* w końcu są razem ! <3 nie wiem, czy Cindy dobrze robi nie słuchając Jazzy i Katy, a tak bezgranicznie ufa Justinowi... Jus za często podkreśla to, że ona jest tylko i wyłącznie jego, dlatego może wyniknąć z tego nieciekawa sprawa... Kurcze, chciałabym, żeby byli sobie razem szczęśliwi, ale wiem, że tak nie będzie ;/ a z drugiej strony też lubię takie dramy XD w każdym bądź razie, cokolwiek nie napiszesz to i tak mi się spodoba :) jesteś genialna, weny życzę skarbie xx
OdpowiedzUsuńhttp://you-are-my-addiction-babe-jb.blogspot.com/
Wreszcie są razem jednak nw czy się cieszyć czy płakać...
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńMatko kocham to opowiadanie
OdpowiedzUsuńO Jezu ja już nie wiem co powiedzieć. Kocham to opowiadanie i czekam na więcej. <3 Mam nadzieję, że Cindy nic się nie stanie.
OdpowiedzUsuńzajebiste :) kocham to ;) czekam na nexta z niecierpliwością :D pzdr ruda ;)
OdpowiedzUsuńJejku, świetne opowiadanie, dzisiaj przeczytałam całe.. Czekam na nn ze zniecierpliwieniem <3 *_*
OdpowiedzUsuńlove-quintessence.blogspot.com
najlepsza z najlepszych <3 anonimem sie nie przejmuj , jakiś frajer do Ciebie takie głupoty wypisuje , Ale w sumie ask bez hejterów był nie istniał :) Kocham Cię <3
OdpowiedzUsuń