Powoli i z trudem zaczęłam unosić powieki. W sypialni było przeraźliwie jasno, przez to, że poprzedniego wieczoru żadne z nas nie zasłoniło zasłon. Był w tym jednak plus. Dzięki promieniom słonecznym mogłam się obudzić. Nie wiem, ile jeszcze bym spała, gdyby nie światło.
Ziewnęłam cicho i przyłożyłam jedną dłoń do ust, aby lekko zagłuszyć ten codzienny, poranny rytuał. Odwróciłam się na lewy bok, gdzie koło mnie leżał ten cholernie ważny dla mnie mężczyzna. Nie spał. Leżał na plecach, z rękoma ułożonymi pod głową, i wpatrywał się w sufit. Wiedział również, że i ja nie śpię, jednak się nie odezwał. Zdążyłam zauważyć, że Justin rzadko cokolwiek mówił. Z jednej strony, lubiłam to w nim. Cisza w jego otoczeniu była przyjemna, a nie krępująca. Ja również nie miałam zamiaru nic mówić. Tak, jak teraz, było dobrze. Nie trzeba było niczego zmieniać. Zdecydowałam się jedynie unieść lekko swoje ciało i ułożyć głowę na klatce piersiowej szatyna. Następnie objęłam go w pasie i przytuliłam lekko. Chłopak, po paru chwilach, ułożył dłoń w dole moich pleców i zaczął je gładzić, przez cienki materiał koszulki.
-Nie chcę się z tobą kłócić. - cisza była przyjemna, ale tylko przez pewien czas. Po dziesięciu minutach leżenia, musiałam się w końcu odezwać.
-Nie dawaj mi powodów, to nie będziemy się kłócić. - odparł, całkowicie obojętnym tonem, jakby cała ta sprawa nie dotyczyła jego, tylko kogoś całkowicie obcego.
-Nie daję ci powodów, Justin. To ty wymyślasz niestworzone historie i dla ciebie każde wyjście, gdziekolwiek, jest później powodem do kłótni. A ja nienawidzę się z tobą kłócić. Nie cierpię, kiedy na mnie krzyczysz i tak samo nie lubię, kiedy milczysz i kompletnie mnie ignorujesz. To boli, wiesz? - łamiącym się głosem, wyrzuciłam z siebie wszystko, co już wczoraj chciałam powiedzieć. Oczywiście, nie patrzyłam mu w oczy. Wtedy nie dałabym rady. Jestem jeszcze zbyt słaba.
-Posłuchaj mnie, mała. - mruknął, zsuwając mnie z siebie i zawisając nad moim ciałem. Serduszko automatycznie zaczęło mi bić odrobinę szybciej. I, choćbym bardzo tego chciała, nic z tym nie zrobię. - Jesteś teraz moja. Należysz do mnie, rozumiesz? - mimo że nie był zły, co widziałam w jego oczach, jego ton był ostry i nie potrafiłam mu się sprzeciwić. Zamiast tego, po prostu milczałam. Co innego mogłam zrobić? - Cindy, spytałem, czy mnie rozumiesz. Jesteś moja i żaden inny facet nie ma prawa choćby spojrzeć na ciebie w ten sposób.
-Justin, co ja mam do tego, jak patrzą na mnie inni? Przecież ja nie potrafię tego kontrolować i nie możesz mieć do mnie o to pretensji.
-Mogę, kotku. Wszystko mogę. A ty masz na to wpływ. Twój sposób poruszania i gesty bardzo dużo potrafią zdziałać. A wiesz, jak to mówią... - wtedy ściszył głos do szeptu i nachylił się nad moim uchem. - Dziwką masz być tylko dla mnie i tylko w nocy. - musnął moją szyję wargami, po czym zsunął się ze mnie i wstał z łóżka, chwytając w drodze szare dresy i zakładając je na siebie. Następnie wyszedł z pokoju, zupełnie nie przejmując się tym, że siedziałam na środku łóżka, z szeroko otwartymi ustami z niedowierzania.
-Jak mogłeś? - wyszeptałam do siebie, ze łzami w oczach. - Jak mogłeś powiedzieć mi coś takiego? Nie wierzę... - załkałam cicho. Nie wysiliłam się nawet, aby otrzeć z oczu łzy. Niby po co? Chciałam, aby on zobaczył, że zranił mnie swoimi słowami. Jak mógł nazwać mnie dziwką? - Kurwa, jak mogłeś!? - krzyknęłam, jednak szeptem, ponieważ nie chciałam, aby Justin tu wrócił. Cholera, nie chciałam widzieć jego mordy ani po raz kolejny słyszec jego głosu, który ponownie może mnie zranić.
Również wstałam z łóżka i, mimo wszystko, postanowiłam zejść na dół, gdzie prawdopodobnie udał się Justin. To prawda, jeszcze przed chwilą nie chciałam go widzieć. Teraz miałam to w dupie. Już wszystko miałam w dupie. Wszystko i wszystkich.
Kiedy weszłam do salonu i wyminęłam Justina, siedzącego na kanapie, uniósł głową i powędrował wzrokiem za moją postacią. Całkowicie to zignorowałam i poszłam dalej, do kuchni, aby zrobić sobie śniadanie.
-Mała, obrazilaś się na mnie? - w jednej chwili poczułam na szyi jego oddech. Nie zamierzałam odpowiedzieć, więc kontynuowałam swoje dotychczasowe zajęcie, którym było wyjmowanie z szafek produktów na naleśniki. - Mówię do ciebie. - warknął, łapiąc mnie za łokieć i obracając przodem do siebie, jednocześnie dociskając moje ciało do blatu kuchannego.
-Dziwisz się!? - chociaż się starałam, nie potrafiłam nie podnosić głosu. - Nazwałeś mnie dziwką, Justin. Dziwką!
-Kicia... - przewrócił oczami, ustawiając się pomiędzy moimi nogami. - Naprawdę obrażasz się o takie gówno? Przecież wiesz, że to był żart.
-Żart!? Kurwa, gdyby ciebie przez kilka miesięcy ktoś traktował jak dziwkę, nie uważałbyś tego, jako ŻART. - podkreśliłam ostatnie słowo, które najbardziej mną wstrząsnęło. On naprawdę był w stanie z czegoś takiego żartować, wiedząc, przez co przeszłam?
-Nie podnoś na mnie głosu, suko. - syknął, łapiąc w dłonie moje nadgarstki. Starałam się je wyrwać, ale jego siła kilkukrotnie przewyższała moją.
-Najpierw dziwko, teraz suko, a jesteśmy razem zaledwie od wczoraj. Jaki ty masz, kurwa, problem!? - wrzasnęłam mu prosto w twarz. Miałam serdecznie dosyć słuchania wyzwisk. Dosyć!
Szybko jednak tego pożałowałam, gdy poczułam pieczenie na policzku i ujrzałam gniew w oczach Justina. Taki prawdziwy gniew, który spowodował dreszcz, przechodzący wzdłuż mojego kręgosłupa.
-I na dodatek jeszcze mnie bijesz. Zajebiście. - mruknęłam, a następnie zdążyłam odepchnąć go od siebie i uciec na górę, zanim wybuchnęłam głośnym płaczem, rzucając się na łóżko i przytulając twarz do różowej poduszki.
***
-Cindy! - gdy przeszłam kilka kroków po szkolny korytarzu, usłyszałam za plecami znany głos. Odwróciłam się więc, stając twarzą w twarz z Matt'em - chłopakiem, z którym Justin KATEGORYCZNIE zabronił mi się spotykać. Miałam zamiar go posłuchać? Absolutnie nie.
-Hej. - uśmiechnęłam się delikatnie, kiedy przytulił mnie od boku. - Co słychać? - dodałam, ruszając razem z nim korytarzem.
-Jakoś leci, tylko... - zmarszczył brwi i ułożył dłoń pod moją brodą, obracając ją w swoją stronę. - Kto ci to zrobił?
-To nie ważne, nie chcę o tym mówić. - mruknęłam, trochę zbyt gwałtownie wyrywając głowę z jego uścisku.
-To Bieber ci to zrobił. On cię uderzył, prawda? - jak zwykle, nie potrafiłam ukryć swoich słabości, a jedna łza spłynęła po moim policzku. - Nie płacz, proszę cię, nie płacz, ponieważ sama wybrałaś życie z... nim.
-Skąd miałam wiedzieć, że kolejny raz mnie uderzy? Skąd miałam to wiedzieć? Już raz to zrobił, ale to było dawno, a ja nie chcę patrzeć w przeszłość i tyle. Wiesz, chciałam zacząć wszystko od nowa. Bez tej cholernej przemocy, bez bólu i cierpienia, bo... - przerwałam nagle, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że o mały włos nie wyśpiewałabym Matt'owi wszystkiego, co przytrafiło mi się w moim krótkim, ale jakże beznadziejnym życiu.
-Dokończ to, co chciałaś powiedzieć. - powiedział, dość ostro, jednak cieszyłam się, że przyjął taki ton. Nie potrzebowałam kolejnego rozczulania się i litości. I tak nigdy, nic nie wróci do normalności.
-Może innym razem. - wymamrotałam szybko, po czym przyspieszyłam, aby jak najszybciej dotrzeć do właściwej klasy.
Mimo że była jeszcze przerwa, weszłam do pomieszczenia i zajęłam miejsce w ostatniej ławce. Położyłam na blacie zeszyt i długopis, po czym splotłam palce i zaczęłam wpatrywać się w nie.
-On nie da ci spokoju, Cindy. - nie zauważyłam nawet, kiedy, Matt odsunął krzesło obok mnie i usiadł na nim.
-Przepraszam, ale nie pytałam cię, ani o zdanie, ani o radę. Poradzę sobie sama. - nawet na niego nie spojrzałam. Nie miałam ochoty. Nie lubiłam, kiedy ktoś wtrącał się w moje życie. I, mimo że ufałam mu w pewien sposób, nie chciałam o wszystkim opowiadać, a już na pewno nie tutaj.
-Ale ja chcę ci pomóc. Czy to tak trudno zrozumieć? Widzę, że coś jest nie tak, a to, że mieszkasz z Bieberem, sama, na pewno nie jest dla ciebnie bezpieczne. Ty nie wiesz, co on ci może zrobić. Nie wiesz... - chciał dalej mnie pouczać, lecz ja nie miałam zamiaru tego słuchać, dlatego wstałam i usiadłam parę ławek dalej. Nie chciałam być blisko niego. A wiecie, dlaczego? Po prostu bałam się, że ma rację, a ja nie mogłam tego do siebie dopuścić.
Już po chwili do klasy wszedł nauczyciel, a za nim inni uczniowie, w tym grupa kilku chłopaków, którzy rozmawiali i śmiali się głośno. Kiedy jeden z nich spojrzał na mnie, na jego ustach zakwitł kpiący uśmieszek.
-Zobaczcie, jakiego ma pięknego siniaka na buźce! - krzyknął, a ja automatycznie spuściłam głowę i zasłoniłam twarz włosami.
-Pewnie chłopak ją tak urządził, bo była za słaba w łóżku. - drugi z nich parsknął śmiechem, a mi momentalnie zrobiło się słabo. I nie wiem dokładnie, dlaczego. Czy przez to, że poczułam wstyd, czy przez to, że po części miał rację. Uderzył mnie chłopak, którego kochałam i którego darzyłam największym zaufaniem.
-Pożałujesz, że w ogóle otworzyłeś swoją pieprzoną mordę. - nim zdążyłam się zorientować, Matt z imepetem odsunął szkolne krzesło i wstał, ruszając w kierunku tego chłopaka. Zaskoczona, przyłożyłam dłonie do ust, w momencie, w którym zamachnął się i uderzył bruneta w szczękę.
-Przestańcie! - jak oparzona, zerwałam się z miejsca i podbiegłam do nich, chociaż dzieliła nas naprawdę mała odległość. - Powiedziałam dość! - powtórzyłam, gdy chłopak przygotowywał się aby oddać cios. Stanęłam między nimi i, pomimo strachu, próbowałam rozdzielić. Matt najwyraźniej zobaczył moją determinację, ponieważ odpuścił, czym spowodował usmiech ulgi na moich ustach i kpiący uśmiech na ustach tego idioty.
-Pochwal się, ślicznotko, czy to Bieber tak ci przyjebał? Nie spełniłaś jego łóżkowych fantazji? - podszedł do mnie od tyłu i wyszeptał do ucha, jednak na tyle głośno, aby mogli go usłyszeć jego kumple. Wszyscy za mną parsknęli śmiechem, a ja byłam bliska placzu. Kurwa, znowu.
I wtedy już nie wytrzymałam. Miałam dość tych pieprzonych pomowień i szeptów za plecami. Czasem, a własciwie dość często, miałam wrażenie, że wszyscy wokół znają moją przeszłość i wszystkie wydarzenia, zawarte w niej. I to bolało najbardziej. Strach przed tym, co wiedzą inni, a czego, dzięki Bogu, nie wiedzą. Okropne uczucie.
W jednej chwili uderzyłam chłopaka pięścią w nos, przez co zachwiał się lekko. Usłyszałam charakterystyczny dźwięk łamania kości. O to mi chodziło. Nie przestałam jednak na tym. Widząc, że jeszcze dobrze nie odzyskał równowagi, popchnęłam go, sprawiając, że zaczął lecieć do tyłu. W drodze do spotkanie z podłogą, uderzył głową o kant ławki, a kiedy upadł na posadzkę, jego powieki opadły. Z rozciętej głowy zaczęła wypływać krew, która natomiast zmroziła krew w moich żyłach.
Co ja najlepszego zrobiłam...?
Nie ruszał się. Nie poruszał rękoma, nogami, nawet jego powieki nie drgnęły i nic nie wskazywało na to, aby w najbliższym czasie miało się to zmienić.
W jednej chwili, ze smutnej i zdenerwowanej, zmieniłam się w przerażoną, a łzy bólu wewnętrznego zastąpiły łzy niepewności. Co, jeśli on nie żyje? Co jeśli zabiłam człowieka? Przecież on na to nie zasłużył. Może, gdyby znał moją historię i znał mnie, nie żartowałby w ten sposób. Kurwa, co ja najlepszego zrobiłam!?
-Ja... - starałam się wydusić z siebie chociaż jedno słowo, upadając przy brunecie na kolana. - Ja nie chciałam, obiecuję, nie chciałam nic mu zrobić. Ja... Ja... - kiedy ja plątałam się w slowach, nauczyciel zadzwonił na pogotowie, a kumple chłopaka próbowali go obudzić. Nie widziałam prawie nic, przez łzy, które litrami wypływały z moich oczu. I były to inne łzy. Paliły moje policzki dużo bardziej, niż wszystkie inne, których doświadczałam.
-Mała, chodź... - poczułam duże dłonie, które umiejscowiły się na mojej talii i uniosły mnie lekko, abym mogła stanąc na nogach. Co prawda, uginały się, dlatego musiałam przytrzymać się Matt'a, aby ponownie nie spotkać się z podłożem.
-Co ja mam zrobić? Proszę, pomóż mi... - wychlipałam w jego koszulkę, nie kontrolując siebie w tym momencie. I nie pomyślałam również o tym, że gdyby Justin jedynie zobaczył, że przytuliłam się do blondyna, byłby w stanie mnie, kurwa, zabić.
-Nie możesz tutaj zostać. Dicket wezwał policję. - wyszeptał mi dyskretnie do ucha. Kiedy usłyszałam ostatnie słowo, spięłam każdy mięsień w swoim ciele i zaczęłam się lekko trząść. I teraz nie potrzebowałam już oparcia fizycznego, w postaci Matt'a. Stałam tak twardo na ziemi, że momentami miałam wrażenie, jakby moje stopy wbiły się w beton, a ja nie mogłam ich z tamtąd podnieść, mimo najszczerszych chęci. - Chodź. - dodał, łapiąc moją dłoń w swoją. Szarpnął mną lekko w kierunku wyjścia z klasy, a kiedy zobaczył, że moja świadomość wróciła, równocześnie zaczęliśmy biec.
-Matt, ja nie chcę iść siedzieć. Ja nie chciałam tego zrobić. Nie chciałam. Po prostu nie mogłam już wytrzymać. Ja...
-Przestań się tłumaczyć i chodź. Przecież wiem, że nie tego chciałaś. - otrzeźwił mnie ton jego głosu i dziękowałam w myślach, że nie pieprzył się teraz ze mną, tylko postawił sprawę jasno.
-Gdzie wy się wybieracie? - z końca korytarza doszedł do nas głos dyrektora, więc zatrzymaliśmy się przed samymi drzwiami wyjściowymi. - Nie tak szybko, zaraz przyjedzie policja. - dodał, jednak Matt zignorował jego słowa i złapał za klamkę, naciskając ją. Chciałam pójść zaraz za nim, lecz przed nami pojawiło się trzech policjantów, ubranych w czarne mundury.
-Już po mnie. - wychlipałam.
Następnie, wszystko działo się już w przyspieszonym tempie. Dyrektor wskazał nas, jak sprawców, więc dwóch mężczyzn złapało nas za ramiona. Blondyn starał się wyrwać i wdał się w kłótnię z oficerami. A ja? Ja stałam tam i wpatrywałam się w podłogę, na którą skapywały moje łzy, ciężkie, niczym grochy. Nie podniosłam głowy, kiedy wyprowadzali nas ze szkoły. Nie zrobiłam również nic, kiedy wsadzali nas do osobnych samochodów policyjnych, zaparkowanych przed szkołą. Nic...
***Oczami Justina***
Jestem typem człowieka, który nienawidzi niepodporządkowania. Dlatego jeśli widzę Cindy, która wysyła słodkie uśmieszki do każdego chłopaka, staję się nienormalnie wkurwiony. Ale mam do tego prawo. Mam, ponieważ ona jest tylko i wyłącznie moja. I żaden inny skurwysyn nie ma prawa nawet na nią spojrzeć.
-Która godzina? - spytałem jednego z kumpli, siedzącego na przeciwko mnie, na kanapie.
-Zbliża się szesnasta. - odparł, dopijając do końca swoje piwo. - A co? Kontrolujesz swoją suczkę? - parsknął śmiechem, chociaż mi wcale do śmiechu nie było. Prawda była taka, że byłem człowiekiem z niewielkim poczuciem humoru i mało co doprowadzało mnie do śmiechu. Zwłaszcza teraz, kiedy żyłem ze świadomością, że moja dziewczyna, moja własność, może mnie zdradzić. Jednak samotne osoby nie mają takich problemów. Eh, miłość...
-Muszę. - mruknąłem, co prawda niechętnie, ze względu na to, że Mike, bo tak miał na imię jeden z moich kumpli, poruszył drażliwy temat, dotyczący Cindy. - Ale byłbym wdzięczny, gdybyś nie wpieprzał się w nasze życie i zajął się swoim tyłkiem. - dodałem po chwili, aby sprytnie i dyskretnie zmienić temat.
-Kochanie, nie denerwuj się tak, przecież twoje życie jest również moim życiem. - zakpił, unosząc toast, tym razem kieliszkiem, po brzegi wypełnionym wódką.
-Tak, zdążyłem zauważyć przez wiele ostatnich lat. - umyślnie przeciągnąłem trzy ostatnie słowa, aby jednak wprowadzić w moją wypowiedź odrobinę humoru.
Wtedy właśnie drzwi wejściowe otworzyły się dość gwałtownie, jednak nie tak, aby w jakiś sposób nas przestraszyć. Kroki, ciężkie i głośne, zaczęły zbliżać się do salonu, aż w końcu przyniosły ze sobą postawną postać Dylan'a.
-Wy tu sobie gadu - gadu, a inny Ci w tym czasie laleczkę kradnie. - zachichotał, opadając obok mnie na kanapę. To miał być żart. Żart, który spowodował spięcie wszystkich mięśni w moim ciele.
-O czym ty mówisz? - warknąłem, pocierając dłonie o kolana i, prawdę mówiąc, nieświadomie zwijając palce w pięści.
-Przed chwilą byłem na policji załatwić drobne sprawy. Spotkałem tam tę twoją ślicznotkę, w towarzystwie jakiegoś chłoptasia. Chyba są ze sobą blisko, cały czas się przytulali. - wyjął z kieszeni paczkę papierosów i wyciągnął z niej pojedynczą sztukę. - Tak swoją drogą, niezłe ziółko z tej twojej dziewczyny. Jej braciszek był chyba grzeczniejszy, a na pewno w jej wieku. Dzisiaj, zamiast ze szkoły, będziesz odbierał ją z komisariatu. - mówił i wymieniał swoje uwagi, jak i chamskie oraz zboczone komentarze, dotyczące mojego dzieciaka, inaczej mówiąc Cindy, natomiast ja zatrzymałem się w momencie, w którym Dylan wypowiedział to jedno, znaczące zdanie.
"Chyba są ze sobą blisko, cały czas się przytulali."
"Chyba są ze sobą blisko, cały czas się przytulali."
"Chyba są ze sobą blisko, cały czas się przytulali"
-Ona jest, kurwa, moja. - warknąłem, z agresją w głosie, gwałtownie podnosząc się z kanapy. - I żaden pierdolony facet nie ma prawa jej dotykać...
~*~
Liczyliście na słodki moment, między Cindy, a Justinem? Lubicie słodkie i wzruszające momenty? Przepraszam, to nie tutaj...
Ps. Chciałam Was serdecznie zaprosić na zajebiste opowiadanie :)
http://my-story-new-hogwart.blogspot.com
Dziękuje kochana dziękuje ze go wstawiłaś kocham cie całym serduszkiem /ta z Aska
OdpowiedzUsuńomg. 0mg. genialny rozdział. po prostu maravilloso.\
OdpowiedzUsuńchcę już next'a.
JESTEM POSRANA.
OdpowiedzUsuńTAK. T A K. Dobrze przeczytałaś, jestem posrana, ponieważ emocjonuję się życiem Cindy i Justina, a skoro zaczyna się coś pieprzyć, wtedy ja, proszę państwa, zaczynam się bać. I to nie tak normalnie, bo jak czytałam ostatnie zdania, to niemal się trzęsłam! Proszę bardzo, oto dowód na to, jak świetną pisarką jesteś i jak dobrze potrafisz wprowadzić czytelnika w swoje emocje. Cholera, Cindy, coś Ty zrobiła?! Z drugiej znów strony, chyba zrobiłabym to samo, przez fakt, jak chamsko się zachował. Ona pierwszy raz odważyła się odpowiedzieć na tak podłe słowa, a skończyło się, cóż.. Nieciekawie.
Teraz jednak najbardziej czego się obawiam, to tego, co zrobi Justin po tych słowach jego kumpla, że Cindy i Matt się przytulali. Mój Boże, to będzie piekło! Skończy się tak, że Justin również trafi do pierdla, bo jeszcze skopał kolegę Cindy.
Boże, powiedz, że Justin się opanuje i wszystko zrozumie! Wiem, że tak nie będzie, ale zawsze mam nadzieję. :(
Jesteś niesamowita i w odpowiedzi na Twój komentarz, odpowiadam:
Dziękuję za życzenia! Hahahha ;3
Do następnego, czekam z niecierpliwością!
~ Drew.
http://glow-in-your-eyes-enlighten-my-world.blogspot.com/
Ale on się zmoenił ina dodatek Cindy taka agresywna ;/
OdpowiedzUsuńkc brak słów kocham takiego jussa
OdpowiedzUsuńCudownyyyyyyyy♥♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńO nie nie nie! Biedna Cindy :( tyle się wycierpiała a to jeszcze nie koniec :(.
OdpowiedzUsuńsuper <3
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :D
OdpowiedzUsuńextra ;)
OdpowiedzUsuńKocham <3 Świetny jak zawsze. Czekam na nastepny
OdpowiedzUsuńcudne opowiadanie ;)
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że tak będzie. Ja boję się o Cindy. Justin jest nieobliczalny. Co jeśli on ją znowu uderzy. Rozdział genialny. :)) Czekam na następny : >
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńOMG to jest takie cudowne. Jeszcze moje emocje nie opadły. To jest ajdhlabxj. Nie mogę się doczekać kolejnego. Kocham
OdpowiedzUsuńOby to sie tylko źle nie skończyło
OdpowiedzUsuńsuuuuuper ! <3 kocham takie nagłe obroty sytuacji . Piszesz cudownie, oby jak najdłużej :)
OdpowiedzUsuń