Kiedy skończyłam swoją historię, łzy zalały całą moją twarz, każdy jej skrawek. Objęłam kolana ramionami, płacząc w biąłą, czystą pościel. To tak cholernie bolało. Każde słowo sprawiało mi ból. Nie chciałam tego wspominać, ale czułam się w pewnym sensie lżej, kiedy miałam świadomość, że niczego przed Austinem nie ukrywam.
Nieśmiało uniosłam wzrok, napotykając na swojej drodze zaszklone tęczówki bruneta. Po jego policzku spływała jedna, pojedyncza łzy. Otarłam ją wierzchem dłoni. Nie chciałam, żeby płakał, a już na pewno nie przeze mnie. Jego łzy również bolały. Nawet bardziej, niż własne.
-Nie potrafię tego zrozumieć... - wyszeptał po chwili, pociągając nosem. - Jak on mógł ci to zrobić? Jak mógł? Przecież jesteś jego siostrą...
-I właśnie dlatego tak to się skończyło. - mruknęłam przez łzy. - Nie chciałam z nim być, więc postanowił się na mnie zemścić.
Objęłam twarz Austina dłońmi i otarłam z jego policzków łzy. Kiedy patrzyłam na niego w takim stanie, jeszcze bardziej odechciewało mi się żyć.
W tym momencie drzwi od sali szpitalnej otworzyły się cicho, a do środka wszedł lekarz. Spojrzał podejrzliwie na Austina i Justina, po czym przeniósł zatroskany wzrok na mnie.
-Muszę cię zbadać. - rzekł krótko. - Chcesz, żeby wyszli, czy mogą zostać? - uniósł brwi, wskazując na chłopaków.
-Mogą zostać. - mruknęłam cicho, ocierając wierzchem dłoni łzy. Jednak teraz zorientowałam się, co powiedział przed chwilą lekarz. Musi mnie zbadać. Zbadać, czyli dotykać. Dotykać, czyli krzywdzić...
Mężczyzna podszedł do łóżka, odkrywając lekko moją kołdrę. Moje ciało momentalnie zesztywniało. Zaczęłam lekko drżeć, chociaż lekarz nawet nie zaczął jeszcze badania. W momencie, kiedy jego dłonie znalazły się przy krańcach mojej koszulki, wpadłam w panikę. I chociaż podświadomość mówiła mi coś zupełnie innego, moje ciało zareagowało instynktownie.
-Nie dotykaj mnie. - warknęłam, odsuwając się od niego.
-Spokojnie, chcę cię tylko zbadać. Nic ci nie zrobię. - starał się mnie w jakiś sposób uspokoić i przekonać, abym pozwoliła mu się zbadać. Ja jednak nie miałam najmniejszego zamiaru dopuszczać jego rąk do swojego ciało. Nie chciałam, żeby mnie dotykał, a na samą myśl o tym, z moich oczy wypłynęło kilka łez. Kiedy lekarz zobaczył je, zrezygnował z nieudanych prób 'oswojenia' mnie i odsunął się od łóżka.
-Zaraz zawołam panią doktor. Ona cię zbada, dobrze? - spojrzał na mnie pytająco, na co ja nieśmiało skinęłam głową.
Mężczyzna wyszedł, pozostawiając za sobą głuchą ciszę. Czułam wzrok, zarówno Austina, jak i Justina, wlepiony we mnie. Ja natomiast wpatrywałam się tępo w pościel i nie miałam najmniejszego zamiaru się odzywać. Lubiłam milczenie. W pewnym sensie, było moim przyjacielem
Po paru minutach drzwi od sali ponownie się otworzyły, ukazując postać kobiety. Miała koło trzydziestu lat i ubrana była w typowy strój lekarza. Podeszła bliżej mojego łóżka, układając obie dłonie na jego barierce.
-Chłopcy, prosiłabym, abyście wyszli. - zwróciła się do bruneta i szatyna, którzy skinęli głowami i niechętnie podnieśli się z krzeseł, udając się w stronę wyjścia z pomieszczenia.
Pani doktor zajęła wcześniejsze miejsce Justina, przysuwając krzesło trochę bliżej łóżka.
-Ja nazywam się Angelika Jones, a ty? - zaczęła, z przyjaznym uśmiechem na ustach.
-Cindy. - odparłam krótko, spoglądając na nią przelotnie.
-Posuchaj mnie, Cindy. - kobieta wzięła głęboki oddech, splatając ze sobą swoje palce. - Przyjdzie tu za chwilkę pani psycholog, która będzie chciała z tobą porozmawiać.
-Ale ja nie chcę z nikim rozmawiać. - przerwałam jej, podnosząc wzrok.
-Dziecko, powinnaś to zrobić, to dla twojego dobra. - spojrzała na mnie wręcz błagalnie.
-Sama wiem, co jest dla mnie najlepsze. - mruknęłam cicho, zaciskając na moment powieki. Oczywiście, że nie wiedziałam, jednak nie miałam zamiaru opowiadać lekarzom o tym, co mnie spotkało. To za bardzo bolało...
-Dobrze. - poddała się w końcu, podnosząc się z krzesła. - Połóż się. - poleciła, więc osunęłam się trochę niżej, układając głowę na poduszce. Kobieta odkryła lekko kołdrę i podniosła moją koszulkę, zatrzymując się pod biustem. Ułożyła dłonie na moim brzuchu, uciskając go delikatnie w kilku miejscach.
-Boli cię to? - spytała, patrzącna mnie.
-Troszeczkę. - mruknęłam, przygryzając wargi. Jednak kiedy jej ręce przeniosły się trochę wyżej, na żebra, syknęłam cicho. Spojrzała na mnie podejrzliwie, marszcząc brwi. Zaczęła dokładniej badać moje żebra, zatrzymując się w jednym miejscu.
-Masz złamane żebro. - powiedziała w końcu.
-Wiem... - mruknęłam cicho, wbijając wzrok w sufit. Dłońmi natomiast, ponownie wygładziłam prześcieradło, chociaż wcale nie był takiej potrzeby. Stało się to moim nawykiem.
-Skąd wiesz? - spytała, opuszczając moją koszulkę i przykrywając mnie kołdrą. - Samemu ciężko jest to stwierdzić.
-Od Justina. - odparłam nieśmiało, posyłając kobiecie przelotne spojrzenie.
-To twój brat? - wskazała na drzwi, za którymi czekali chłopcy.
-Jego przyjaciel. - byłam lekko zirytowana jej ciągłymi pytaniami. Zauważyłam, jak otwiera usta, aby znowu coś powiedzieć, jednak tym razem nie zdążyła, ponieważ przerwał jej mój głos. - Przepraszam, czy musi pani o wszystko wypytywać? - zabrzmiało to dość nieuprzejmie, jednak nie potrafiłam ugryźć się w język. Po prostu mnie to denerwowało.
Kobieta nic nie odpowiedziała, tylko złapała ostrożnie jeden z moich zabandażowanych nadgarstków.
-Czy to cię boli? Te rany po cięciach. - spytała, jednak tym razem jej ton głosy był zimny i pozbawiony uczuć.
-Nie. - skłamałam, chcąc by wreszcie stąd wyszła. Nie chodzi o to, że była niemiła czy fałszywa. Po prostu nie chciałam mieć doczynienia z ludźmi. Od zawsze ich unikałam.
-Na razie to wszystko. Spodziewaj się odwiedzin psycho... - przerwała, kiedy usłyszała odgłos otwieranych drzwi. Mój wrok również powędrował w stronę wejścia, w którym stała kolejna kobieta, w tym samym wieku, z jakimś notesem w obu rękach. Miała serdeczny wyraz twarzy i zaraźliwy uśmiech. Jednak nie do tego stopnia, żeby mogła zarazić nim mnie.
-To jest właśnie ta pani psycholog. - mruknęła do mnie lekarka, która kierowała się w stronę wyjścia. - Zostawiam was same. - uśmiechnęła się do koleżanki, po czym zniknęła za drzwiami.
-Witaj, jestem Sharon. A tobie jak na imię? - podeszła do łóżka i usiadła na wcześniejszym krześle mojego brata.
-Cindy. - odrzekłam, ponownie podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Chciałabym z tobą porozmawiać, Cindy. - pani psycholog ułożyła notes na swoich kolanach, wpatrując się we mnie przenikliwie. Na pierwszy rzut oka wydawała się osobą, budzącą zaufanie, lecz ja nie miałam najmniejszego zamiaru o niczym jej mówić, a w szczególności o swojej przeszłości i o tym, co popchnęło mnie do próby samobójczej.
-Ale ja nie chcę z panią rozmawiać. - odparłam cicho, nie patrząc jej w oczy.
-Lekarz powiedział mi, co cię spotkało. - ponowiła próbę nawiązania ze mną kontaktu.
-On nic nie wie. - z moich oczy zaczęły wypływać łzy.
-A ja chcę się właśnie dowiedzieć. - posłała mi zachęcający uśmiech.
UŚMIECH! Rozumiecie to? W takiej sytuacji, ona się do mnie uśmiecha i jeszcze liczy, że ja to odwzajemnię.
-I myśli pani, że wszystko pani powiem, otworzę się i zwierzę, jak najleprzej przyjaciółce? - uniosłam brwi, biorąc z szafki butelkę z wodą.
-Mam taką nadzieję. - powiedziała, w czasie, kiedy ja upiłam kilka łyków chłodnego płynu i oblizałam powoli wargi.
-Przykro mi, ale mysli się pani. - mruknęłam suchym, pozbawionym emocji, głosem.
-Kochanie, wszyscy chcą ci pomóc, a ty ich odrzucasz. Potrzebujesz pomocy. Potrzebujesz wsparcia, a nie chcesz do siebie nikogo dopuścić. Dlaczego? - oparła się o swoje kolana, przypatrując mi się w skupieniu.
-Bo prędzej czy później i tak wszyscy mnie ranią. - szepnęłam, mając ogromną nadzieję, że kobieta jednak tego nie usłyszała.
-Opowiedz mi o tym. - zachęciła, głaszcząc mnie delikatnie po ramieniu.
W tym momencie się zacięłam. Nie miałam zamiaru mówić jej nic więcej. I tak za dużo powiedziałam, a nie chciałam, aby ktokolwiek, oprócz chłopków, znał moją historię. Ja na prawdę nie potrzebowałam litości. Mdliło mnie od tych wszystkich współczujących spojrzeń, dlatego nie chciałam, aby ktokolwiek wiedział, co mnie spotkało.
-Cindy, wiem, że zostałaś skrzywdzona. - psycholog, po chwili czekania, kolejny raz postanowiła się odezwać. - Wiem, że boisz się mężczyzn i ich dotyku. - kontynuowała, kiedy ja osunęłam się na poduszki ułożyłam się na prawym boku, tyłem do kobiety. Spod moich powiek swobodnie wypływały łzy. Pani psycholog nie widziała mojej twarzy, dlatego nie przejmowałam się tym w tej chwili. - Wiem, co oni ci robili. Gwałcili cię i bili, prawda? - dotknęła mojego ramienia, a ja w tym momencie nie wytrzymałam. Nie chciałam tego słyszeć. Nie chciałam znowu wspominać i wracać myślami do tych wydarzeń.
Podniosłam się z łóżka i, ignorując zdezorientowane spojrzenie pani psycholog, wsunęłam stopy w swoje krótkie trampki.
-Cindy, musisz się położyć, bo zaraz zasłabniesz. - kobieta starała się powstrzymać moje ruchy. Ja natomiast odłączyłam kroplówkę, którą miałam podłączoną do żyły, i wybiegłam z sali szpitalnej.
***Oczami Justina***
Siedzieliśmy z Austinem na korytarzu, czekając na jakiekolwiek informacje o stanie zdrowia Cindy. Zarówno psychicznym, jak i fizycznym.
-Kurwa, boję się, że będzie próbowała zrobić to ponownie. - mruknął Austin, pocierając dłońmi twarz.
-W takim razie nie spuścimy z niej oka. Będziemy jej pilnować przez cały czas. - wzruszyłem lekko ramionami, spoglądając na kumpla.
-Tak, kurwa. Pod prysznic też z nią pójdziesz? - spojrzał na mnie sceptycznie, a na moich ustach, mimowolnie, rozkwitł łobuzerski uśmiech.
-Bardzo chętnie. - wyszczerzyłem się do niego, za co oberwałem w tył głowy.
-Mówię serio, stary. Nie da się jej pilnować przez całą dobę. Ona nie ma dwóch lat, tylko szesnaście. - oparł się o swoje kolana, wzdychając ciężko.
-W takim razie będziemy to robić zawsze, kiedy tylko będzie taka możliwość. - poklepałem go lekko po plecach. - Nie martw się. Jestem pewien, że rozmowa z tym psychologiem dużo zdziała i... - przerwałem, kiedy drzwi od sali szpitalnej otworzyły się gwałtownie, ukazując drobną postać Cindy. Jej prześliczna twarzyczka zalana była łzami, co spowodował lekkie ukłucie w moim sercu. Nie lubiłem, jak dziewczyny płakały, a zwłaszcza trochę bliższe dziewczyny. Takie, jaką była siostra Austina.
-Cin... - zaczął Austin, jednak przerwał, kiedy szatynka pobiegła w przeciwnym kierunku, nie zwracając na nas uwagi.
Po chwili z pomieszczenia wyszła pani psycholog, z zaniepokojonym wyrazem twarzy. Przyjrzała nam się dokładnie, jednak zaraz po tym, przeskanowała wzrokiem korytarz.
-Pani doktor, co z nią? Udało się z nią porozmawiać? W ogóle, co się stało? - z ust Austina wyleciało kilka pytań na raz.
-Jest bardzo zamknięta w sobie i wszystko, niemalże każde słowo, doprowadza ją do łez. Niestety, nie udało mi się nic z niej wyciągnąć. Zauważyłam, że ona potrzebuje jednej osoby, której mogłaby zaufać. Powiedz mi, czy ona dużo ci mówi? Zwierza ci się? - zwróciła się do Austina, z pytającym wyrazem twarzy.
-Wiem, że nie chce mnie ranić, dlatego, właściwie, więcej mówi Justinowi. - spojrzał na mnie ukradkiem. Musiałem przyznać mu rację. Kiedy Cindy się otwierała, zazwyczaj robiła to przy mnie. W pewnym sensie cieszyłem się, że to właśnie mi ufała do tego stopnia, aby powierzać mi sekrety, do których nie chciała dopuścić nawet swojego brata.
-Chłopcy, musicie mi pomóc. Cindy jest bardzo osłabiona i praktycznie w każdej chwili może stracić przytomność.
-Pójdę za nią. - powiedziałem nagle, przez co ich spojrzenia wylądowały na mnie. Oboje skinęli głowami, a ja ruszyłem korytarzem w tę samą stronę, w którą pobiegła Cindy. - Przepraszam, widziała pani może szczupłą szatynkę, szesnaście lat. - podszedłem do pielęgniarki, która stała przy recepcji.
-Przed chwilą wybiegła na dwór. - odparła, za co podziękowałem jej lekkim uśmiechem i ruszyłem w stronę wyjścia.
Przed szpitalem znajdował się dość duży park, z myślą o pacjentach szpitala. Wszedłem na główną alejkę, szukając wzrokiem Cindy. Zauważyłem ją kawałek dalej. Ledwo trzymała się na nogach, dlatego przyspieszyłem kroku, aby w ostatniej chwili złapać ją w swoje ramiona i uchronić tym samym od upadku.
-Mam cię. - mruknąłem jej cicho do ucha, uśmiechając się delikatnie.
-Dziękuję. - wymamrotała, łapiąc się za głowę. - Słabo mi...
-Nie powinnaś wstawać z łóżka, wiesz o tym? - podszedłem do ławki i usiadłem na niej, sadzając Cindy na swoich kolanach. O dziwo, nie protestowała, dzięki czemu odetchnąłem głęboko w duchu.
-Obiecaj, że nie będziesz próbowała zrobić tego ponownie. - spojrzałem prosto w jej śliczne tęczówki, w których chował się strach przed światem.
-Nie wiem, Justin. - powiedziała słabym głosem, pozbawionym siły i chęci do walki.
-Musisz mi to obiecać, bo inaczej cię nie puszczę. - wzruszyłem lekko ramionami, uśmiechając się do niej. - Martwię się o ciebie. Wszyscy się martwią.
-Doceniam to, ale potrafię poradzić sobie sama. - odparła, układając dłonie na moich barkach.
-Właśnie widzę. - mruknąłem, biorąc ostrożnie jeden z jej zabandażowanych nadgarstków. - Żyletki nie są rozwiązaniem.
-Ale pomagają. - spuściła głowę, wpatrując się w swoje kolana.
-Musisz mi obiecać, że chociaż spróbujesz. Spróbujesz zawalczyć, dobrze? - delikatnie, tak, aby jej nie wystraszyć, uniosłem jej głowę. - Dobrze?
-Dobrze. - westchnęła po chwili, dzięki czemu na moich ustach pojawił się szczery uśmiech.
-Dziękuję. A teraz, mogę się do ciebie przytulić? - otworzyłem szeroko ramiona, słysząc cichutki śmiech szatynki. Dziewczyn delikatnie objęła ramionami moją szyję i ułożyła główkę na moim ramieniu, wtulając się we mnie. Odwzajemniłem uścisk, układając ręce w górnej części jej pleców.
Pani psycholog miała rację. Najwyraźniej Cindy właśnie mnie wybrała jako tę, godną zaufania, osobę. Jeszcze parę dni temu nie mogłem jej nawet dotknąć, a teraz dała mi się przytulić. Nie ukrywam, że cieszyłem się z tego powodu. Nie chciałem, aby się mnie bała.
W oddali zobaczyłem Austina. Stał razem z panią psycholog przy wejściu do szpitala. Oboje wpatrywali się w nas, przez co zachichotałem cicho. Cindy odsunęła się ode mnie i uniosła lekko brwi.
-Austin. - tyle wystarczyło, aby również szatynka zrozumiała, o co mi chodzi. Spojrzała na brata, po chwili spuszczając głowę.
-Będzie zły? - przygryzła lekko dolną wargę, co, swoją drogą, działało na mnie podniecająco.
-Myślę, że nie. Cieszy się, że się uśmiechasz. - pogłaskałem ją delikatnie po włosach. - Rób to częściej. Masz piękny uśmiech.
Razem z szatynką wstaliśmy z ławki, kierując się w stronę wejścia do budynku. Kiedy podeszliśmy do Austina, Cindy przytuliła się do niego, układając głowę na klatce piersiowej bruneta.
-Postaram się. - szepnęła, co, niemal natychmiast, wywołało ogromny, szczery uśmiech na jego ustach.
-Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. - mruknął w jej włosy, całując ją w czubek głowy. - A teraz chodź, musisz się położyć. - wziął ją za rękę i poprowadził w stronę jej tymczasowego pokoju szpitalnego.
Korzystając z okazji, podszedłem do lekarza Cindy.
-Przepraszam, kiedy będzie mogła stad wyjść? - wsunąłem dłonie do kieszeni, oblizując powoli wargi.
-Jest bardzo słaba, ale jej stan psychiczny, o który martwiliśmy się najbardziej, najwyraźniej przy was wraca do normy. Myślę, że nawet dzisiaj wieczorem będziemy mogli ją wypisać.
-Dziękuję. - skinąłem lekko głową, udając się za rodzeństwem.
Zobaczyłem, jak Austin razem z Cindy znikają za drzwiami od sali szpitalnej. Postanowiłem zostać na korytarzu i nie przeszkadzać im. Usiadłem na jednym z białych, plastikowych krzeseł, opierając łokcie o kolana. W pewnym momencie, kiedy wziąłem głęboki oddech, poczułem słodki zapach szatynki, a na moje usta mimowolnie wkradł się uśmiech.
Nagle drzwi na korytarzu otworzyły się, ukazując postać w czarnej, skórzanej kórtce. Moje pięści, jak i szczęka, zacisnęły się, a przez całe ciało przeszła nagła fala agresji. Wstałem z krzesła, podchodząc do Zayna, który z każdym krokiem był coraz bliżej sali, w której leżała Cindy.
-Wypierdalaj stąd. - warknąłem, odpychając go.
-Bo co mi, kurwa, zrobisz? - wymierzył cios w moją szczękę, jednak zrobiłem unik i jego zaciśnięta pięść przecięła jedynie powietrze.
-To twoja siostra! Jak mogłeś jej to zrobić!? Kurwa, zabiję cię! - wrzasnąłem, jednak po chwili zorientowałem się, że jestem w szpitalu.
-Twoja siostrzyczka chyba by po mnie płakała. - wydął dolną wargę, udając skruszonego.
-Czyli teraz pieprzysz tę dziwkę, tak? Niżej nie mogłeś upaść? Aż się tobą brzydzę. - warknąłem, chociaż w głebi serca miałem jeszcze większą ochotę urwać mu jaja. Dobrze, nienawidzę swojej siostry, jednak to, że ma coś wspólnego z tym skurwysynem, zabolało.
-Proszę stąd wyjść, bo zadzwonię na policję! To jest szpital! - do naszych uszu doszedł głos jednej z pielęgniarek, jednak my nie przestaliśmy sie szarpać. Kobieta zniknęła za rogiem w tym samym momencie, w którym z pomieszczenia wyszedł Austin. Kiedy zobaczył sojego brata, oczy mu pociemniały, a dłonie zwinęły się w pięści. Odepchnął ode mnie bruneta i sam zaczął okładać go pięściami. Sam również dostał parę ciosów, jednak widziałem po jego zaciśniętej szczęce, że na prawdę byłby w stanie go teraz zabić.
Stałem obok i przypatrywałem się im przez parę minut, gotowy zareagować, kiedy nagle usłyszałem ciężkie kroki. Na korytarzu pojawiło się kilku policjantów, z bronią w ręku. Podeszli do Austina i Zayna, rozdzielając ich.
-Jesteście aresztowani, idziecie z nami...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani!!!
Cóż, mi ten rozdział nawet się podoba, ale to Wam zostawiam ocenianie ;)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam Was również na mojego aska, z chęcią odpowiem na wszystkie Wasze pytania ;*
ask.fm/Paulaaa962
Kocham Was i do następnego ;*
poniedziałek, 24 marca 2014
Rozdział 11...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
O bożee.. Wreszcie dodałaś <3
OdpowiedzUsuńSwietny rozdział.
A Cindy tak zaufała już mocno jak na nią Justinowi i to takie słodkiee xD
Musisz w takich momentach kończyć? ;c Rozdział genialny czekam na nn
OdpowiedzUsuń<3..
Czyli Austina I Zayna aresztowali ? I Cindy znów będzie sama z Justinem uhuu huhu
OdpowiedzUsuńI znowu sam na sam :-D
OdpowiedzUsuńJejkuu :)
OdpowiedzUsuń" -Dziękuję. A teraz, mogę się do ciebie przytulić? - otworzyłem szeroko ramiona, słysząc cichutki śmiech szatynki. Dziewczyn delikatnie objęła ramionami moją szyję i ułożyła główkę na moim ramieniu, wtulając się we mnie. Odwzajemniłem uścisk, układając ręce w górnej części jej pleców. " jakie to bylo slodkie :)
Swietny rozdzial :)
Czekam na nexta i pozdrawiam :) ♥♡♥
<3
OdpowiedzUsuńekjcdfrbkdjghsevfshjvuasvjswhvdxba
OdpowiedzUsuńCiekawe jak Cindy zareaguje jak się dowie że znowu zostanie z Justinem sama. Mam nadzieje że Justin tym razem nie pójdzie pić bo wtedy traci kontrole nad sobą:) . Dodaj szybko następny rozdział proszę Cię
OdpowiedzUsuńbardzo
oooooo. aaaaaaa . kurwa. kurwa. kurwa !!!!!! nke mogę. jak dobrze, że otworzyła się i postanowiła zaufać właśnie Justinowi. to było piękne !!
OdpowiedzUsuńkurwa. normalnie nie moge sie opanowac . caly czas cieszę mordę, chociaż ta końcówka mnie przeraziła. po co ten debil przychodzil ?
i jeszcze wyjechal z tą siostrą Justina !! no kurwa. zabiłabym na miejscu typa. !!
jejku noe moge. rozdział jest tak zajebisty, że to jest kurde kino.
masakra !!
kocham cie !
true-big-love-jb.blogspot.com
red-sky-jb.blogspot.com
Niesamowity :)
OdpowiedzUsuńWow. Rozdziały na black tears, mają to do siebie, że są po prostu bardzo emocjonujące i to bardzo mi odpowiada <3
OdpowiedzUsuńCindy, może i nie otworzyła się przed psychologiem, ale przytuliła się i chwilę porozmawiała z Justinem, a mnie to oczywiście jak najbardziej satysfakcjonuje, hahhaha <3
Uwielbiam ich razem, zresztą kto nie? Są idealni, po prostu :3
Zayn miał w ogóle czelność pokazać się w szpitalu? -.- To chyba jakieś kpiny, sama chętnie zaczęłabym okładać go pięściami, gdybym miała siłę xd
Wcale się nie dziwię, że Justin i Austin tak zareagowali, ale cholera!
Przecież Austina zgarną teraz gliny :// Cindy nie może się o tym dowiedzieć, bo przecież ona kurwa zwariuje! ( Przepraszam, za słownictwo, chyba za bardzo się wczułam xd)
Jak zwykle genialny rozdział <3
Czekam na kolejny :3
Ps. Dziękuję, że mnie informujesz ;*
~Drew.
angelsdonotdieyet.blogspot.com
http://glow-in-your-eyes-enlighten-my-world.blogspot.com/
Czy musisz kończyć w takich momentach? Rozdział świeeetny zresztą jak zwykle <3
OdpowiedzUsuńPowiem tak.. Mam nadzieje że ten cały pieprzony Zayn skończy w więzieniu z resztą swoich przydupasów i w końcu Cindy będzie mogła żyć długo i szczęśliwie.. hehe z Justinem oczywiście.. I tak wg czemu zawsze kończysz w takich momentach.. Tak czy inaczej rozdział zajebisty w każdym najmniejszym calu.. Kocham cię normalnie za to .. Heehe Czekam na nn <3
OdpowiedzUsuńJuż się nie mogę doczekać Kiedy Justin i Cindy będą razem <3
OdpowiedzUsuńUwielbiam to opowiadanie :* czekam na nn
OdpowiedzUsuńŚwietny *-* Jesteś cudowna , ale proszę nie kończ w takich momentach bo ciekawość mnie zżera xD Życzę weny! Czekam nn <3
OdpowiedzUsuńheartbreaker-justinandmelanie.blogspot.com
Omg Zayn to duren ugh! Uwielbiam Justina i Cindy :). Biedna Cindy..
OdpowiedzUsuńUwielbiam tego bloga już nie mogę się doczekać następnego rozdziału ;)
OdpowiedzUsuńMasz na prawdę wielki talent :*
Zapraszam do siebie :
http://marzwalczikochaj.blogspot.com/
Jeju w końcu się do siebie zbliżyli, ncuekd))))
OdpowiedzUsuńCo on niby robi w tym szpitalu, co? Jakim prawem on tam w ogóle przylazł?
Super, że przez tego idiote Austin będzie miał kłopoty..
Mam nadzieje, że w końcu zamkną Zayna i zgnije w więzieniu, bo na to zasłużył.
Hm, nie wiem czemu ale cholernie chciałabym poznac siostrę Justina :))
Co ty na to żeby gdzieś ja wplątać? ^^
Rozdział jak zawsze najlepszy i nie wiem co ci tu dalej napisać. Przepraszam, ale nie umiem komentować, eh :((
Kocham cie na maxówke i chce już kolejny rozdział :)))
Ooo właśnie dopiero teraz zalapalam, że pni psycholog ma nazwisko jak moja Miley :)
love-is-hard-baby.blogspot.com
Tak w końcu się otworzyła. Cieszę się, że akurat Justina wybrała jako osobę, której może zaufać. Boski rozdział, czekam na nn :*** Kochaaam <3
OdpowiedzUsuńdzisiaj będzie jednym słowem bo nie mam już czasu na rozpisywanie się :D
OdpowiedzUsuńrozdział mega super ! zresztą jak wszystkie Twoje rozdziały. Idzie to także wywnioskować z tego że masz coraz więcej komentarzy :D rób to co robisz bo wychodzi Ci to świetnie ;*
Rozdział jak zawsze świetny <33
OdpowiedzUsuńNie moge się doczekać kiedy Cindy i Justin bd razem *-*
Jak Zayn nawet śmiał pojawić się w szpitalu?! Mam nadzieję, że Austin nie będzie miał kłopotów i cieszę się, że między Justinem i Cindy już wszystko jest okej :)
OdpowiedzUsuńAwww jestem ciekawa co będzie z Justinem i Cindy <3 czekam nn
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńTo jest takie Awwww :** Super styl bloga i fabuła.
OdpowiedzUsuńhttp://dangerous-love-bieber-rose.blogspot.com/
Nenawidzę cię za to, że w takich momentach kończysz rozdziały... Czyżby Cindy zaczęła ufać Justinowi? Jeeej...tak strasznie bym chciała, żeby jej życie się jakoś ułożyło, ale coś czuję, że szybko się nie doczekam. Ale trzymam za nich mocno kciuki, bo tak bardzo bym chciała, żeby te wszystkie nieszczęścia już się skończyły... Pozdrawiam.i życzę dużo weny...
OdpowiedzUsuń