Nie sprawdzony, przepraszam...
Kiedy Justin zaparkował na parkingu, znajdującym się niedaleko cmentarza i zgasił silnik, przez moje ciało przeszły nieprzyjemne dreszcze. Nie wiedziałam, czy dam radę tam iść. Nie wiedziałam, czy dam radę być na pogrzebie Austina. Na pogrzebie mojego brata, którego tak kochałam i który był najważniejszą dla mnie osobą na całym tym pierdolonym świecie.
-Justin, ja nie potrafię. - wyszeptałam, kiedy szatyn otworzył mi drzwi od strony pasażera i przykucnął przy samochodzie.
-Rozumiem, Cindy, jednakże uważam, że powinnaś pójść, bo inaczej będziesz miała pretensje do siebie, że go nie pożegnałaś we właściwy sposób. - powiedział cicho, obejmując swoimi dłoń moje. Przez chwilę analizowałam w głowie jego słowa, aż w końcu uznałam, że ma rację. Pokiwałam lekko głową, a następnie, z pomocą Justina, wyszłam z samochodu. Chłopak objął mnie opiekuńczo ramieniem i pogładził dolną partię moich pleców. Doskonale rozumiał, jak się w tym momencie czuję. Widziałam, że odczuwał mój ból na własnej skórze. Chociaż od śmierci Austina minęło już kilka dni, moje samopoczucie nie poprawiło się. Cały czas byłam zrozpaczona i najnormalniej w świecie przerażona. Przerażona tym, że sobie nie poradzę i że wszystko, co udało mi się osiągnąć przez ten krótki czas, rozsypie się na małe kawałeczki, tak samo, jak moja psychika uległa rozbiciu, parę dni temu.
Stawiając krok za krokiem w czarnych, wysokich szpilkach, doszłam razem z Justinem do miejsca, w którym miał zostać pochowany Austin. Cieszyłam się, że miałam go obok. Szatyn stał się moim przyjacielem i dziękowałam mu za to, że mnie nie zostawił. Gdyby nie on, musiałabym zamieszkać z matką, a prawdę mówiąc, Justin był dla mnie bliższą osobą, niż moi rodzice.
Gdy podeszłam do głębokiego dołu w ziemi, na jednym z miejsc na cmentarzu, nie zwróciłam uwagi na nikogo z mojej rodziny. W głowie miałam tylko Austina i Justina. Dwóch chłopaków, w tym samym wieku, jednak tak bardzo różniących się od siebie. Jednakże, istniała między nimi podstawowa różnica. Jeden z nich był tutaj, obok mnie, a drugi leżał w ciemnej, wilgotnej trumnie, którą lada moment mieli spuścić pod ziemię.
Przez następne kilka minut po prostu stałam. Stałam i tępo wpatrywałam się w ziemię, ponieważ nie potrafiłam zrobić nic więcej. A wiecie, co było najdziwniejsze? Nie potrafiłam nawet uronić chociażby jednej łzy. Naprawdę. Nie potrafiłam się rozpłakać, ponieważ w środku, w sobie, nie czułam w tym momencie żadnych uczuć czy emocji. Zawładnęła mną ogromna, nieposkromiona pustka, której ja sama się bałam. Tak niedwno udało mi się z niej, wydostać, a teraz wróciła, ze zdwojoną siłą.
-Kochanie... - usłyszałam cichy głos po swojej prawej stronie i dłoń na ramieniu. Małą dłoń, która zdecydowanie nie należała do Justina. Odwróciłam więc głowę w prawo, zauważając moją matkę. Stała tam, ze skruszonym wyrazem twarzy, jakby chciała powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. W głębi serca modliłam się, aby czegoś takiego nie powiedziała. W przeciwnym razie nie potrafiłabym kontrolować samej siebie. Nienawidzę wysłuchiwać kłamst i słów, które nigdy nie będą miały znaczenia.
-Czego chcesz? - mruknęłam ostro, odwracając wzrok i z powrotem wbijając go w górę czarnej, wilgotnej ziemi, którą zostały zasypane zwłoki Austina.
-Wiesz, że przeprowadzasz się do mnie. Nie jesteś jeszcze pełnoletnie, dlatego... - chciała kontynuować, jednak przerwał jej Justin, który zbliżył się do mnie i oplątał ramiona wokół mojego pasa, jakby chciał dać jej do zrozumienia, że nie zamierza mnie oddać.
-Cindy zostaje ze mną. Gdyby zależało pani na córce, zajęłaby się nią pani juz wiele lat temu. Zamiast tego, zostawiła ją pani i przestała interesować się jej losem. - warknął, w okolicach mojego brzucha splątując swoje palce z moimi. - Ona zastaje ze mną. Tylko tyle chcieliśmy pani przekazać. - dodał, po czym mocniej zacisnął swoją dłoń na mojej i pociągnął mnie w przeciwnym kierunku.
I właśnie wtedy, po raz pierwszy poczułam, że potraktował mnie, niczym swoją własność...
***
Moja mama nie robiła problemów z tym, abym została razem z Justinem. Szatyn natomiast niesamowicie na to nalegał. W pewnym momencie przeszła mi nawet przez myśl pewnego rodzaju obawa, jednak wygoniłam ją z mojej głowy tak szybko, jak się pojawiła.
Tak więc od teraz zamieszkałam z Justinem. Nie jestem w stu procentach pewna, czy dobrze postąpiłam. W końcu, znałam Justina dość krótko i nie wiedziałam, jaki był. Miałam nadzieję, że podjęłam słuszną decyzję. Nie chciałam później tego żałować.
-Pójdę już spać, Justin. - szepnęłam, ziewając w tym samym momencie, kiedy siedziałam na kanapie w salonie, objęta ramieniem szatyna.
-Dobrze, malutka. Pamiętaj, że gdybyś tylko czegoś potrzebowała, wystarczy, że mnie zawołasz. - kiedy chciałam wstać, chłopak delikatnie objął dłońmi moje biodra i przyciągnął mnie na swoje kolana. Lekko zdziwiona, spojrzałam na niego, jednak kiedy chciałam otworzyć usta i coś powiedzieć, jego wargi dotknęły moich. Pod wpływem uczucia, które towarzyszyło mi podczas pocałunków z nim, przymknęłam powieki, chcąc w pełni oddać się tej romantycznej chwili. Relacje pomiędzy mną, a Justinem były dość dwuznaczne. Każdy człowiek wokół nas był przekonany, że jesteśmy przyjaciółmi. Jednakże, czy przyjaciele zachowują się w sposób, w jaki zachowujemy się my? Nie jestem o tym przekonana.
To może wydawać się dziwne dla kogoś, kto zna całą moją historię, ale nie boję się dotyku Justina. Jego dłonie, badając moje ciało, nie straszą mnie, a wręcz przeciwnie. Wysyłały przyjemne uczucia i doznania.
-Chodź do mnie, skarbie. - szatyn jedną ręką przełożył moją lewą nogę przez swoje uda, sprawiając tym samym, że usiadłam na nim okrakiem. Prawdę mówiąc, ostatnio wiele czasu spędzałam w tej pozycji. Czułam jego bliskość, lecz nie bałam się. Naprawdę przestałam sie bać jego ruchów, które były delikatne i idealnie dostosowane do danej sytuacji.
Objęłam jego szyję ramionami, jednocześnie wplątując palce w jego włosy z tyłu głowy. Tym razem to ja dotknęłam jego ust swoimi, natomiast chłopak pogłębił pocałunek, przysuwając mnie za biodra do siebie. Pocałunek nie był szybki czy agresywny. Wręcz przeciwnie, był spokojny, wolny i delikatny. Właśnie taki, jakiego potrzebowałam. Nie wiem nawet, kiedy, po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Justin, czując to, przeniósł dłonie z mojej talii na policzki i otarł słoną ciecz kciukami.
-Nie płacz. - wyszeptał w moje rozchylone wargi. - On nie chciałby, żebyś płakała. Nigdy tego nie chciał.
-Wiem i postaram się, jednak to nie jest proste. Austin był praktycznie moją jedyną rodziną.
-Dlatego zawsze pamiętaj, że masz mnie. - kiedy skończył, skinęłam głową i bez słowa zeszłam z jego kolan, udając się schodami na górę, do swojej sypialni.
Kiedy zamknęłam za sobą drzwi, weszłam prosto pod błękitną, czystą kołdrę. Dzięki temu, że w moim pokoju przez cały czas otwarte było okno, materiał pościeli był chłodny i idealnie pasował do mojej rozgrzanej skóry. Sama już nie wiem, czy było mi tak gorąco, ze względu na wszystkie emocje, związane ze śmiercią brata, czy czułam się tak przy Justinie. Nie wiem, ale jednego byłam pewna. Justin nie był mi obojętny. Nie był pierwszym lepszym chłopakiem, do którego uśmiechałam się z grzeczności. Nie. On był kimś więcej, jednak na razie sama nie wiedziałam, kim.
***Oczami Justina***
Gdy obudziłem się w środku nocy, zegar wskazywał godzinę drugą. Niechętnie zwlekłem się z łóżka. Zawsze, kiedy budziłem się w nocy, robiłem "spacer po domu", aby po chwili wrócić do łóżka i z powrotem zagłębić się w krainę snów.
Wyszedłem więc z pokoju i udałem się w stronę schodów, jednak wtedy usłyszałem cichy płacz, dochodzący z pokoju Cindy. Zaniepokojony, nacisnąłem na klamkę i wszedłem po cichu do jej sypialni. Siedziała na łóżku, z nogami przyciągniętymi do klatki piersiowej i schowaną w nich głową. Obok niej, na łóżku, leżał album ze zdjęciami, otwary a stronie, na której ona, razem z Austinem, siedzieli na ławce w parku. Zrozumiałem, że płakała z powodu przywołanych wspomnień. Nie chciałem, żeby znów to wspominała. Przynajmniej na razie, kiedy jeszcze nie pogodziła suę ze stratą brata. Dlatego właśnie podszedłem do łóżka i zabrałem z niego album ze zdjęciami. Zamknąłem go i odłożyłem na szafkę. Miałem nadzieję, że dzięki temu Cindy uspokoi się.
-Zostaniesz ze mną? - wyszeptała, nie odrywając wzroku od pościeli. Widziałem, że potrzebowała teraz kogoś, kto byłby obok niej przez cały czas. I to ja miałem zamiar być tą osobą, którą szatynka będzie darzyć największym zaufaniem.
-Oczywiście. - odparłem, obchodząc łóżko dookoła i wsuwając się pod kołdrę, po jej drugiej stronie.
Delikatnie ułożyłem dłonie na jej szczupłych ramionkach i przejechałem nimi od góry do dołu, kilka razy. Widziałem, że dziewczyna drżała lekko, nie z powodu płaczu, lecz zimna. Okryłem więc jej ciało kołdrą i pocałowałem w głowę. Właściwie, to jedyne, co mogłem robić. Wiedziałem, że w tym przypadku milczenie będzie bardziej właściwym rozwiązaniem.
-Brakuje mi go. - dopiero, kiedy szatynka się odezwała, ja również postanowiłem.
-Wiem, Cindy. Może mi w to nie uwierzysz, ale mnie również go brakuje. To fakt, często kłóciliśmy się ze sobą. Czy to o ciebie, czy o Jazzy. Ale byliśmy przyjaciółmi od wielu lat i były to jedynie niewinne sprzeczki, które mogły jedynie wydawać się groźne. Nie wiesz, ile bym dał, aby przywrócić mu życie.
-Ja tak samo. - szepnęła, jednak po chwili wyprostowała się, otarła z oczy łzy i wzięła głęboki oddech. - Ale wiesz, co dzisiaj zrozumiałam? Jego już nie ma inie będzie, a ja muszę to zaakceptować i pogodzić się z tym. Moje łzy nie zwrócą mu życia. Widocznie tak właśnie miało być. Sama już nie wiem. - tak, jak pierwszą częśc mowiła głośno i wyraźnie, tak ostatnie zdanie wyszeptała. Chciała wierzyc w swoje słowa, jednak jeszcze nie potrafiła. A ja byłem od tego, aby jej pomóc.
-Masz rację, Cindy. Każy kiedyś odchodzi. Najwidoczniej Austin miał odejść szybko. I co byśmy nie zrobili, on do nas nie wróci. Ale wiesz, piedyś pewna osoba powiedziała mi coś ważnego. Jeśli go kochasz, on zawsze będzie z tobą. - wtedy ostrożnie ułożyłem dłoń w okolicach jej serduszka. - Właśnie tutaj.
-Ci, których kochamy nie odchodzą od nas. - wyszeptała, układając swoją dłoń na mojej.
-Tylko są z nami przez cały czas. Obserwują nas, opiekują się nami i nas chronią. - kontynuowałem, wpatrując się w jej lewy profil.
-Nie pozwalają nas krzywdzić i cierpieć, ponieważ...
-Oni również nas kochają. - ostatnie zdanie wypowiedzieliśmy równocześnie.
Wtedy właśnie, patrząc na Cindy, poczułem coś, czego nie czułem nigdy wcześniej. Pewien rodzaj siły, która za wszelką cenę starała się przyciągnąć mnie do tej drobnej szesnastolatki. I zrozumiałem również, że nie ma sensu walczenie z tym. Może po prostu powinienem poddać się emocjom? Może powinienem iść drogą, jaką wskazuje mi życie, a nie na siłę szukać innej?
-Justin, dlaczego mi się tak przyglądasz? - Cindy odkaszlnęła cicho, odwracając głowę w moją stronę.
-Po prostu coś sobie uświadomiłem. - przymrużyłem powieki, gładząc delikatnie jej gładki policzek.
-Mogę wiedzieć, co takiego? - nieśmiało założyła kosmyk włosów za ucho.
-Wkrótce się dowiesz...
***Oczami Cindy***
Kiedy obudziłam się rano, Justina nie było obok mnie. Nie było go również w jego sypialni, ani w kuchni. Dopiero w przedpokoju znalazłam informację, że musiał wyjść i wróci za jakiś czas. Normalne.
Justin żadko mówił cokolwiek o sobie, a tym bardziej co robi i gdzie jest, kiedy znika na kilka godzin. Ja natomiast nie miałam zamiaru być wścibska i wnikac w jego prywatne sprawy. Domyślałam się, że może mieć to związek z jego... pracą, jeśli mogę nazwać tak nielegalne wyścigi.
Siedząc na kanapie w salonie, usłyszałam dzwonek do drzwi. Wstałam więc i poszłam otworzyć. Możecie sobie wyobrazić moje zaskoczenie, gdy zobaczyłam w progu mojego byłego, Jaxona. Moje wargi były lekko rozchylone, jednak po chwili odkaszlnęłam, aby nie wyglądać dziwnie.
-Umm, cześć, wejdź. - mruknęłam cicho, otwierając szerzej drzwi i wpuszczając go do środka.
Chłopak zdjął skórzaną kurtkę i powiesił ją na wieszaku, a następnie udał się za mną do salonu.
-Co cię tutaj sprowadza? - spytałam, odrobinę nieśmiało. W końcu, dawno ze sobą nie rozmawialiśmy i nasze relacje nie były już takie, jak dawniej.
-Przyszedłem... porozmawiać. Tak po prostu. - wzruszył lekko ramionami, zakładając ręce na piersi i opierając się o kanapę.
-O czym? - stanęłam obok. Nie bardzo miałam teraz ochotę na rozmowę z nim. Cały czas byłam w żałobie.
-Cindy, chciałem cię przeprosić i wyjaśnić ci wszystko. Ja wiem, że źle zrobiłem. Wiem, że nie powinienem iść do łóżka z Jazzy.
-Cieszę się, że chociaż tyle zrozumiałeś. - nie mogłam się powstrzymać od komentarza.
-Cindy, to ona mnie uwiodła. Uwiodła i zaciągnęła do łóżka. Przecież wiesz, że ja cię kocham i nie zdradziłbym cię. - wyciągnął jedną rękę i pogładził mnie po policzku.
-Jaxon, mówisz, że byś mnie nie zdradził, a dokładnie to zrobiłeś. Czy twoje słowa mają jakikolwiek sens?
-To Zayn. Zayn kazał Jazzy mnie uwieść, ponieważ chciał, żebyśmy się rozstali.
-Wiem o tym, Jaxon. Ale to nie zmienia faktu, że możemy zostać jedynie przyjaciółmi. Nie ma szans, żebyśmy znowu byli razem. Po prostu nie ma już na to szans.
-Dobrze, Cindy. Najważniejsze, że mi wybaczyłaś. - wtedy blondyn objął mnie ramionami w pasie i przytulił do siebie.
Byłam nieco zaskoczona jego gestem, jednak odwzajemniłam uścisk, opierając głowę o jego klatkę piersiową. Znowu poczułam się, jak kiedyś. Znowu wróciłam myślami do czasów, w których była z nim i kiedy przytulał mnie tak cały czas. Jednak wspomnienia narodziły się tylko w mojej głowie. Serce nic nie poczuło, co oznaczało, że wszystkie uczucia, jakimi go darzyłam, już dawno wygasły.
Naszą, niemal romantyczną chwilę, przerwało otwieranie drzwi wejściowych. Następnie ujrzałam postać Justina, która weszła do salonu. Gdy jego wzrok padł na nas, szatyn, ledwo zauważalnie, zacisnął szczękę, a dłonie zwinął w pięści. Nic nie mówił, tylko stał i z kamiennym wyrazem twarzy wpatrywał się w nas, przenikliwym spojrzeniem. Najpierw patrzył na Jaxona, następnie wzrok przeniósł na mnie i tam zatrzymał go na dłużej.
-Spieprzaj stąd. - mruknął w końcu, mrugając kilka raz powiekami, znowu patrząc na blondyna.
-Stary, o co ci chodzi? Przecież ja tylko...
-Niejasno się wyraziłem? Powiedziałem spieprzaj, chyba że czekasz, aż ci w tym pomogę. - jego głos był coraz bardziej agresywny.
-Idź już, Jaxon. - wyszeptałam, ostatni raz głaszcząc go po ramieniu.
Blondyn, cały czas dziwnie przypatrując się Justinowi, wyszedł z domu, zostawiając mnie tutaj, samą z szatynem, który wpatrywał się we mnie, jakby chciał przeniknąć przez moje myśli.
-O co ci chodziło? Przecież Jaxon chciał ze mną tylko porozmawiać. - wyrzuciłam ręce w powietrze, będąc zirytowana jego zachowaniem.
-O nic. Kurwa, o nic mi nie chodziło. - warknął, a następnie, potrącając mnie po drodze ramieniem, odszedł w stronę schodów, zostawiając mnie w salonie, kompletnie zdezorientowaną...
~*~
Przepraszam Was za tak straszliwie nudny rozdział, ale nie wiedziałam za bardzo, co w nim napisać, więc wyszlo takie pieprzenie o wszystkim i o niczym. Za to moge zdradzić, że w następnym cuś troszeczkę się wydarzy.
ask.fm/Paulaaa962
Ojeju ... Justin co ty taki zazdrosny ?
OdpowiedzUsuńsuper <3
OdpowiedzUsuńZachowanie Justina jest dziwne :o traktuje Cindy tak, jakby była tylko i wyłącznie jego ;o na pewno nie wyniknie z tego nic dobrego ;c czyżby Jaxon nadal kochał Cindy i chciał z nią znowu być? ale Justin na pewno do tego nie dopuści... i rozdział wcale nie jest nudny ;* przecież nie zawsze musi być milion super zdarzeń, morderstw i w ogóle XD czekam na następny <3
OdpowiedzUsuńhttp://you-are-my-addiction-babe-jb.blogspot.com/
BCzekamm na next
OdpowiedzUsuńJa myślę, że Justin po prostu zrozumiał, że ją kocha. Może nawet chciał jej to powiedzieć? A przez akcję z Jaxonem stracił chęci do wyznania dziewczynie swojej miłości? Nie wiem, miliony pytań mi się tu nasuwa.
OdpowiedzUsuńWeź mnie nie denerwuj i nawet nie mów, że rozdział był nudny :D Gdyby był nudny to bym go nie czytała xd (intuicja) Mówisz, że rozdział niesprawdzony? Ja prawie w ogóle błędów nie zauważyłam ;o
Wracając jeszcze do Justina i Cindy, to zastanawiam się jak to dalej będzie... Czy będę w końcu razem? Czy wróci Justin-skurwiel i jej coś zrobi? Mówiąc coś mam na myśli coś złego ;p
Fantastycznie piszesz;* Kocham to Twoje opowiadanie ^^
Do 30, kochana;**
Zajrzysz?:)
To prolog, krótki ;D
shoot-baby.blogspot.com/p/prolog.html
Rozdział nie jest nudny, lecz zajebisty. No prawdziwy Justin się nam tutaj ukazuje, a tak w środku bardzo bym chciała aby Cindy była z Jaxonem. Podczas tych słów u Cindy w pokoju niemal się popłakałam. To było serio smutne. Czekam na next.
OdpowiedzUsuńLubię jak facet jest zazdrosny, ale Justin nie przesadzajmy ;-)
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńkocham
OdpowiedzUsuńsuper ;)
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńaw zazdrosny Justin ♡
OdpowiedzUsuńrozdział jak zwykle świetny!
72-fanfiction.blogspot.com
Nie wiem czemu ale po prostu boję się. Boję się Justina w imieniu Cindy. Nie wiem czego się po nim spodziewać. Tym bardziej, że jest z nim teraz sama. Rozdział piękny i czekam na nn
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńkochaam to opowiadanie tylko szkoda że Austina już nie ma :((
OdpowiedzUsuńAle się dzieje :D Pewnie Justin uświadomił sobie, że kocha Cindy <3 I pewni chciał jej to powiedzieć ale zobaczył ja z Jaxonem się wkurzył. Mam nadzieję, że się pogodzą. Szkoda mi Austina :( czekam na next
OdpowiedzUsuńJustin zazdrosny awww <3 Mam nadzieją że wszystko się szybko ułoży c; Nie mogę sie doczekać kolejnego ♥
OdpowiedzUsuńZajebisty <3 JUSTIN JEST ZAZDROSNYY *0*. Szkoda mi Austina... :(
OdpowiedzUsuńMoim, skromnym zdaniem... Justin uświadomił, że ją kocha... <3 Czekam na kolejny. Masz wieeeelki talent! Czekam na Twoją książkę koteg! Życzę weny ;*
Wybacz mi skarbie, że komentuję dopiero teraz, jednakże sama rozumiesz pierwsze dni wakacji, to i zaszaleć troszkę musiałam. XDD
OdpowiedzUsuńIf you know what I mean
Przez rozdział targały mną różne, przedziwne emocje. Począwszy od smutku, kończąc na niepewności. Justin zaczyna coraz częściej okazywać swoją złą stronę. I co teraz zrobi Cindy, gdy wreszcie pozna CAŁEGO Biebera? Teraz nie będzie Austina, który podejdzie przytuli i pocieszy..
Teraz jest pozostawiona sama sobie, można tak powiedzieć, w razie pokłócenia z Justinem.
Nie wiem, mam wrażenie, że gdzieś tu się też będzie kręcił Zayn.. Kurwa no, te opowiadanie pomimo tego, iż wiem, jakie będzie mieć zakończenie (smutne) to tak cholernie bym chciała, aby oni byli szczęśliwi.. :(
Jesteś wspaniała, potrafisz tak wpłynąć na mnie i na to co czuję, no brak mi słów. W stu procentach idealna pisarka.
Chciałabym kiedyś być tak dobra, jak Ty. Dużo jeszcze do tego brakuje, ale z całych sił będę starać się poprawiać swoje błędy.
Jesteś niesamowita.
~ Drew.
http://glow-in-your-eyes-enlighten-my-world.blogspot.com/
Każdy bohater wykreowany przez ciebie ma taki porywczy charakter? :D
OdpowiedzUsuńNie rozumiem Justina ;d Ona posiada te słynne dwa oblicza, o których tyle się mówi :D Raz taki "mroczny", wielki kasanova, a z drugiej strony troskliwy i kochany :) Współczuję Cindy ;/ Biedaczka przez TYLE przeszła ;c Przez swojego brata-dupka Zayna, który wykorzystywał ją, pozwalał gwałcić byle komu ;/ Teraz śmierć Austina, oh! To takie przygnębiające! Żeby było mało, to pojawił się Jaxon ;p Ten Jaxon, który zdradził Cindy z siostrą Justina! TO wszystko jest mega zakręcone! :D Takie smutne to Twoje opowiadanie ;ccc Kiedy pan Mam Swoją Dumę I Wkurzam Się Jak Były Dziewczyny Którą Kocham Ją Przytula Więc Pokazuję Swoje wyzna swoje uczucia? Ale to nie tak byle jak, jak do tej pory. Niech wreszcie ruszy to dupsku i w pewnym stopniu zapłaci za swoje błędy! Np. jak przypalił skórę malutkiej Lily? Chcę już next! Obserwuję <3 ♥-♥
Zajrzysz? ;* Dopiero zaczynam :>
she-was-the-one.blogspot.com
świetny rozdział :) czekam na nexta z niecierpliwością :D ciekawe co będzie z nimi dalej? justin jest zazdrosny? po co jaxon przychodzi znowu do niej?? :D pzdr ruda ;*
OdpowiedzUsuń