Przez parę chwil stałam, objęta ramionami Justina. Chociaż bardzo chciałam poruszyć jakąkolwiek częścią ciała, nie potrafiłam. Zesztywniałam po ostatnich słowach chłopaka i za nic w świecie nie potrafiłam tego zmienić.
-Powtórz to, co powiedziałeś. - wydukałam, lecz mój głos był ostry i stanowczy.
-Austin... - ponownie wziął głęboki oddech. - Austin nie żyje...
I wtedy to do mnie dotarło. Mój brat, mój przyjaciel, najważniejsza dla mnie osoba na całym, jebanym świecie, odeszła. Nie ma go tutaj. Nie ma i nie będzie. Już nigdy z nim nie porozmawiam. Już nigdy nie będę mogła się go o nic poradzić. Już nigdy się do niego nie przytulę i...
-Nie... - zaczęłam energicznie kręcić głową. - Nie. To jest jakiś chory i psychiczny żart! - krzyknęłam, wyrywając się z uścisku Justina. - Kurwa, puść mnie! Zostaw mnie, nie dotykaj! Nie rozumiesz!? - zaczęłam na niego krzyczeć. Czułam, jakbym wpadła w szał, z którego nie potrafiłam się uwolnić.
-Cindy, cichutko. - chłopak tylko wzmocnił uścisk. Nie chciał mnie puścić. Zaczął głaskać po włosach i szeptać do ucha czułe słowa, jednak był chyba głupi, jeśli myślał, że to mnie uspokoi.
-Błagam, zostaw mnie... - wychlipałam, kiedy ciasno owinął ramiona wokół mojego pasa.
Zaczęłam płakać. Tak przeraźlwie płakać, że w ciągu jednej sekundy, koszulka szatyna była już mokra od moich łez. Już nie chciałam, aby mnie puścił. Chciałam, żeby mnie przytulił. Przytulił i nie puścił. Zrozumiałam właśnie, że oprócz niego nie mam praktycznie nikogo. Dotarło do mnie, że tylko na Justina mogę liczyć w trudnych chwilach. Że tylko na niego mogę liczyć teraz, kiedy spotkała mnie kolejna tragedia.
-Spokojnie, malutka. Już spokojnie. - myślę, że stałam, wtulona w niego, dobre dziesięć minut. Ciągle płakałam i nic nie wskazywało na to, żebym miała przestać. Ból był tak silny, że paraliżował mnie od środka. Nie potrafiłam mówić, nie potrafiłam się poruszyć i, co najważniejsze, nie potrafiłam puścić Justina.
-Chodź, kochanie. Musisz się przespać. - w jednej chwili, chłopak wziął mnie na ręce i zaczął kierować się w stronę schodów. Schowałam twarz w zagłębieniu jego szyi i objęłam ją ramionami. Łkałam cicho, a moje powieki były tak ciężkie, że nie potrafiłam ich unieść. Mogłoby się wydawać, że nie będę w stanie zasnąć, jednak to był błąd. Zasypiałam już teraz, w jego ramionach. Byłam tak wstrząśnięta, że oderwałam się niemal całkowicie od rzeczywistości. Chciałam przestać to czuć. Ten ból, rozrywający mnie od środka. Dlatego właśnie nie starałam się nawet otworzyć oczu. Wręcz przeciwnie, zacisnęłam je jeszcze mocniej. Słowa Justina z każdą chwilą stawały się coraz bardziej odległe, a do moich uszu wszystkie dźwięki docierały coraz ciszej. Zasypiałam i w tym momencie byłam za to niesamowicie wdzięczna.
***Oczami Justina***
Widziałem, jak Cindy powoli zasypia w moich ramionach. Delikatnie pocałowałem ją w czółko, chwilę dłużej przytrzymując usta przy jej skórze. Było mi jej tak strasznie szkoda. Tak bardzo chciałem, aby przestała cierpieć, a zamiast tego jej cierpienie potęgowało się na moich oczach. W tej sytuacji nie wiedziałem, jak mogę jej pomóc i co powinienem zrobić, ale wiedziałem, że muszę podjąć jakieś kroki. Nie mogę zostawić jej samej, z tym wszystkim.
Po chwili dotarłem do sypialni Cindy i ułożyłem jej drobne ciałko na pościeli. Ostrożnie przykryłem ją kołdrą, uważając przy tym, aby nie obudzić szatynki. Zdecydowanie przyda jej się teraz sen, który pomaga na wszystko. Ostatni raz pogłaskałem ją jeszcze po włosach, a następnie wyszedłem z pokoju, najciszej jak potrafiłem zamykając za sobą drzwi.
Zszedłem na dół, z powrotem do salonu, jednak ciężko było mi stawiać choćby pojedyncze kroki. Nie dziwcie mi się, ale był to dla mnie ogromny szok. Austin był moim przyjacielem od wielu lat. Kiedy poznaliśmy się w pierwszej klasie liceum, niemal od razu się zaprzyjaźniliśmy. A teraz, nagle, dowiaduję się, że on nie żyje. Możecie mówić o mnie, co tylko chcecie, ale to bolało. Jego śmierć bolała.
-Co się dzieje? - z zamyśleń wyrwał mnie głos Jazzy, która wyszła z jednego z pokojów na parterze. Bez słowa podszedłem do niej i delikatnie objąłem ramionami w pasie. Tak po prostu przytuliłem się do niej. Tak, przytuliłem się do siostry, której nienawidzę i z którą od dawna nie potrafiłem się dogadać, bez krzyków i wyzwisk.
Wyczułem, że była zdziwiona, jednak odwzajemniła mój gest. Zacząłem delikatnie gładzić jej plecy, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, jak malutka i krucha była. Może faktycznie źle się do niej odnosiłem. Może faktycznie powinienem zmienić swój stosunek do niej. W końcu była moją siostrą, prawda?
-Justin, doceniam twój nagły przypływ uczuć do mnie, ale możesz mi powiedzieć, co się stało? Pokłóciłeś się z Cindy? Słyszałam przed chwilą jej krzyki. O co chodziło?
-Nie o to chodzi, Jazzy. - objąłem jej twarzyczkę dłońmi i pocałowałem w czoło. - Austin nie żyje. - wyszeptałam, a mój, i tak już cichy głos, odbił się od jej delikatnej skóry.
-Co ty powiedziałeś? - zrobiła krok do tyłu, patrząc na mnie z przerażeniem.
-On nie żyje. Austin nie żyje. - powtórzyłem, lecz nie przyszło mi to z łatwością. Za każdym razem wypowiadanie tego tragicznego zdania wbijało niewielką, lecz cholernie ostrą szpilkę w moje serce.
Jazzy nie powiedziała już nic więcej. Zaczęła płakać, cały czas ocierając dłońmi łzy z twarzy.
-Chodź tu do mnie, malutka. - wyciągnąłem przed siebie jedną rekę, a szatynka złapała ją i podeszła do mnie. Usiadłem na kanapie, a ona zajęła miejsce na moich kolanach. Widziałem, że było jej cholernie ciężko. To tylko potwierdzało, że naprawdę kochała Austina i był dla niej niezmiernie ważny. - Cichutko, słoneczko. Nie płacz już. - pogłaskałem ją po głowie i otarłem z policzków łzy. Nie wiem nawet, kiedy stałem się tak opiekuńczy względem niej. Cóż, to moja siostra i chyba dopiero teraz to zrozumiałem. Nie wiedziałem, czy śmierć Austina poprawi nasze relacje, jednakże na razie rozumiemy się dużo lepiej. Ta tragedia nas pojednała.
-Justin, jak to się stało? - spytała po chwili, kiedy jej głos przestał się trząść, a łzy wypływac z oczu.
-Spadł ze skarpy, na obrzeżach miasta. Nieszczęśliwy wypadek. Zostałem powiadomiony przez policję, ponieważ w jego samochodzie znaleźli moje dane. Mówią, że mógł być to nieszczęśliwy wypadek, typu zasłabnięcie, lecz mógł również zostać zepchnięty. Na razie nie potrafią tego ustalić.
-To Zayn. To Zayn musiał go zepchnąć. Jestem tego pewna, Justin. To musiał być on.
-Skąd wiesz? - ułożyłem dwa palce pod jej brodą i uniosłem jej głowę, aby spojrzeć dziewczynie w napuchnięte oczy.
-Po prostu wiem. - mruknęła, a w następnej chwili zerwała się z moich kolan. Zanim zdążyłem zrozumieć, co się dzieje, dziewczyna była już przy drzwiach. Nie mogłem pozwolić na to, aby pojechała do Zayna. Bałem się o nią, a ten skurwiel był niebezpieczny. Dlatego więc wstałem z łóżka i, zanim Jazzy wyszła z domu, objąłem ją w pasie i przyciągnąłem do siebie.
-Nie jedź tam. To niebezpieczne. - mruknąłem jej do ucha, chwytając jej dłoń w swoją i prowadząc wewnątrz domu.
-To mój były, potrafię z nim rozmawiać. Poza tym, on musi zapłacić za to, co zrobił Austinowi. Nie daruję mu tego. - ponownie wybuchnęła płaczem, a ja, jedyne co mogłem zrobić, to głaskanie jej po głowie i szeptanie do ucha, że wszystko się ułoży, chociaz sam do końca w to nie wierzyłem. Owszem, moja siostra jest silna i jestem pewny, że sobie poradzi, lecz Cindy... Tego nie byłem pewien. Szatynka nie doszła jeszcze do siebie, po ostatniej tragedii, a spada na nią kolejny ciężar. Nie wiedziałem, jak to na nią wpłynie. Na nią i na jej dalsze życie. Jednak jednego byłem pewien. Mam zamiar ją chronić, aż będę miał pewność, że jest na tyle silna, aby wziąć wszystkie sprawy w swoje ręce.
***Oczami Cindy***
"Drogi pamiętniku. Myślałam, że ból, jaki sprawiali mi ci wszyscy mężczyźni, bijąc mnie i gwałcąc, był tym najgorszym. Myliłam się. Myliłam się i to bardzo. Oddałabym wszystko, oddałabym samą siebie, aby przywrócić życie Austinowi. Jednak wiem, że nie mogę. Jego tu nie ma. Nie ma go wśród żywych. I już nigdy nie będzie. To koniec..."
Z ciężkim sercem zamknęłam pamiętnik i odłożyłam go razem z długopisem na szafkę nocną przy łóżku. Otarłam z policzków kolejne łzy, chociaż prawdę mówiąc nie wiem, po co to zrobiłam. I tak wiedziałam, że zaraz z moich oczu wypłyną kolejne.
-Dlaczego? - wyszeptałam, zwijając się w kłębek na łóżku. - Dlaczego mi to zrobiłeś? Dlaczego mnie zostawiłeś? Dlaczego zostawiłeś mnie tutaj samą...?
Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Nie wiedziałam, czy mam wypłakać z siebie wszystkie łzy, czy zacisnąć zęby i iść dalej, zostawić tę sprawę za sobą. Chciałam wziąć się w garść, ale nie potrafiłam. Dlatego właśnie wyciągnęłam rękę i wyjęłam spod łóżka butelkę wódki. Nie interesowało mnie teraz, co pomyślą o mnie inni. Ja miałam nadzieję, że chociaż na chwilę uda mi się zapomnieć, że chociaż na chwilę przestanę cierpieć. Odkręciłam butelkę i wypiłam z niej kilka łyków. Byłam przyzwyczajona do smaku alkoholu dlatego niemal się nie skrzywiłam. Siedziałam na łóżku i piłam. Piłam, żeby zapomnieć, chociaż wiedziałam, że kiedy wytrzeźwieję, wszystko uderzy we mnie ze zdwojoną siłą.
Austin zginął wczoraj, a ja czuję się gorzej. Jeszcze gorzej, niż w momencie, w którym Justin powiedział mi o jego śmierci. W międzyczasie, wrócili rodzice Justina, a Jazzy nie mieszka już z nami, tylko u siebie. Równiez chciała być sama i doskonale ją rozumiem. Ta informacja wstrząsnęła nami wszystkimi. Widziałam również, jak Justin to przeżywał. Zamieniliśmy ze sobą raptem parę słów, ponieważ oboje byliśmy w głębokim szoku i smutku.
-Cindy, możesz zejść na dół!? - z parteru doszedł do mnie krzyk Justina. Niechętnie postawiłam stopy na podłodze i odstawiłam w połowie pustą butelkę na podłogę. Następnie, trzymając się za głowę, wstałam z łóżka. Czułam zawroty głowy, przez alkohol, płynący w moich żyłach, jednak, zataczając się lekko, wyszłam z pokoju. Z trudem zeszłam po schodach, przez plączące się nogi. Kiedy dotarłam do salonu, zobaczyłam Justina, a na przeciwko niego siedzieli moi rodzice.
Moi rodzice.
Moi rodzice...
Są ostatnimi osobami, jakie chciałam tutaj widzieć. Nienawidzę ich oboje tak samo mocno. Matka, zwykła dziwka, i chociaż wiem, że nie powinnam tak o niej mówić, właśnie taka była prawda. Kiedy jeszcze mieszkała z nami, zarabiała jako prostytutka. Następnie ojciec, który po wyrzuceniu mamy z domu zaczął mnie molestować. Zayn, udając troskliwego brata, zrobił ze mnie worek treningowy i osobę, na której może zarobić, a Austin, jedyny członek rodziny, któremu ufałam, nie żyje.
Pieprzyć moje życie.
-Co oni tu robią? - wybełkotałam, schodząc z ostatniego stopnia schodów.
-Córeczko... - mama, ze skruszoną miną, wstała z kanapy i podeszła do mnie. Oplątała ramiona wokół mojej talii i przytuliła mnie do siebie. Byłam tak samo zaskoczona, co zdenerwowana jej gestem. Nie odwzajemniłam uścisku. Stałam sztywno, z zamkniętymi oczami. Nic nie czułam. Kompletna pustka...
-Odsuń się ode mnie. - powiedziałam ostro i pomimo alkoholu, brzmiał stanowczo. - Powiedziałam odsuń się ode mnie. - powtórzyłam, tym razem głośniej. - Myślisz, że jak pojawisz się, po tylu latach, wybaczę ci wszystko i powiem do ciebie "mamo"? Nie. Jesteś dla mnie zupełnie obcą osobą. - wódka zdecydowanie dodała mi odwagi. - A ty? - kiedy kobieta odsunęła się ode mnie, spojrzałam na ojca. - Co ty sobie w ogóle myślisz? Po jaką cholerę tu przyszedłeś? Po jaką cholerę przyszliście tu oboje? Ja nie mam ani matki, ani ojca. Nie mam rodziców i nie mam braci.
-Kochanie, Austin nie żyje, to prawda, ale Zayn żyje. Dlaczego nie mieszkasz z nim, tylko z Austinem?
-Widzisz, nie było cię tyle czasu. Nic nie wiesz, a ja nie zamierzam nic wam mówić. Gdyby wam zależało, zainteresowalibyście się mną, ale wy od zawsze mieliście mnie w dupie. Więc teraz i ja mam was w dupie. Odprowadzić was do drzwi, czy traficie sami? - wiem, że byłam cholernie bezczelna, jednak jak inaczej miałam zareagować?
-Ty gówniaro, nie będziesz się tak do mnie odzywać. - warknął mój ojciec, zbliżając się w moją stronę, jednak zanim zdążył podejść bliżej, drogę zagrodził mu Justin.
-Ona nie chce z wami rozmawiać i ma do tego prawo. Rozumiem, że przyszliście po to, aby przekazać, że zajmiecie się pogrzebem Austina. Więc teraz możecie już wyjść. - Justin również wskazał im drzwi wyjściowe.
-Cindy, zamieszkasz ze mną. - kobieta, która uważała się za moją matkę ostatni raz zwróciła się do mnie, a następnie, razem ze swoim byłym mężem, wyszli z domu.
Wybuchnęłam płaczem jeszcze zanim Justin objął mnie ramionami. Po chwili jednak złapał mnie, ponieważ zakręciło mi się w głowie, i posadził na swoich kolanach, sam siadając na kanapie.
-Nienawidzę ich. Nienawidzę ich z całego serca. Nie interesowali się mną przez kilka lat i nagle przypomniało im się, że mają córkę. - wychlipałam w jego szyję. On wiedział, co czuję. Potrafił mnie zrozumieć, dlatego to jemu zwierzałam się ze wszystkiego.
-Cindy, nie będziesz mieszkać z matką. - szepnął mi do ucha, delikatnie całując skórę obok niego.
-Wolę mieszkać w domu dziecka niż z tą dziwką. - wyszeptałam, mocniej wtulając się w niego. To dziwne, ale czułam się teraz bezpiecznie. Teraz, kiedy siedziałam mu na kolanach i kiedy on był wobec mnie tak troskliwy.
-Nie, Cindy. Zostajesz ze mną. - wplątał palce w moje włosy i przeczesał je kilka razy, zakręcając sobie końcówki na palcu.
-Ale jak? Ja mam dopiero szesnaście lat. Nie mogę z tobą mieszkać. - odsunęłam się lekko od niego i otarłam dłońmi łzy z policzków. Przetarłam również oczy, ponieważ zalegające w nich łzy utrudniały mi widzenie.
-Porozmawiam z twoją matką. Uwierz mi, zgodzi się. Musi się zgodzić.
-Nie, Justin. Nie chcę Ci robić kłopotu. Jakoś sobie poradzę. - potrząsnęłam energicznie głową i chciałam wstać z jego kolan, jednak w tym momencie Justin objął moją twarz dłońmi i delikatnie dotknął moich ust swoimi. Kiedy zrozumiałam, co chce przekazać mi przez ten gest, przybliżyłam się do niego i mocniej naparłam na jego wargi. Szatyn ostrożnie wsunął język do moich ust i zaczął badać nim moje podniebienie, a kiedy nasze języki spotkały się, zaczęły wirować w przedziwnym, ale pięknym tańcu.
-Nie pozwolę ci odejść, Cindy. Jesteś moja... - wyszeptał, opierając swoje czoło o moje. - I tylko moja... - w tym momencie jego słowa sprawiły, że poczułam się ważna, jednak wtedy nie wiedziałam jeszcze, jakie będą miały znaczenie w nieodległej przyszłości...
~*~
No więc witam Was z nowym rozdziałem. Krótki wyszedł, ale ostatnio takie lepiej mi się pisze. I jeszcze jedno, nie wiem, czy uda mi się dodać rozdział podczas długiego weekendu, ponieważ przyjeżdżają goście no i wiadomo. Ale jeśli tylko będę mogła, postaram się dodać :)
ask.fm/Paulaaa962
I na koniec, polecam cudownie zapowiadające się opowiadanie:
http://you-are-my-addiction-babe-jb.blogspot.com
środa, 18 czerwca 2014
Rozdział 28...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
super <3
OdpowiedzUsuńMASAKRA. Co teraz będzie? Austina nie ma, Zayn na wolności, idiotyczni rodzice próbujący odebrać Justinowi, Cindy. W dodatku, nie jestem pewna, czy to takie super, że ona i on zamieszkają razem.. Raczej nie, utwierdziły mnie w moim przekonaniu ostatnie słowa tego rozdziału. Powiem szczerze, że aż przeszedł mnie dreszcz, gdy Justin pocałował naszą małą. Nie wiem kompletnie, co mam o tym myśleć.. Mam tylko nadzieję, że Cindy nie zostanie skrzywdzona.. :( Tak cholernie mi jej szkoda. Straciła już chyba wszystko ważne dla niej prócz Justina. Rodzice, krzywdzący ją w przeszłości, brat potwór, a drugi nie żyje.. Pozostał jej tylko Bieber. Chciałabym wierzyć w to, że on się nią zaopiekuje, jednakże końcówka rozdziału mówi sama za siebie. COŚ się wydarzy i nie będzie to małe coś.
OdpowiedzUsuńDrugie, co mnie ciekawi, to co zrobi Jazmyn? Pójdzie w końcu do tego Zayna? Kto zabił Austina?
Dlaczego mam pieprzone wrażenie, że to Justin?.. :(
Mam nadzieję, cholerną nadzieję, że się mylę. Czekam na nn z niecierpliwością!
Jesteś wspaniała, ale to już zapewne wiesz. ♥
~ Drew.
http://glow-in-your-eyes-enlighten-my-world.blogspot.com/
http://angelsdonotdieyet.blogspot.com/
Jeju tak bardzo szkoda mi Cindy. Nie dość, że nie "ma" rodziców to teraz jeszcze zmarł jej brat, któremu ufała. Cały czas cierpi. Boję sie tego co zrobi jej Justin. Nie wiem czemu, po prostu wydaje mi się, że on nie będzie dla niej dobry. Czekam na nn i weny życzę ♥
OdpowiedzUsuńBiedny Austin :c i Cindy :c został jej tylko Justin :( co on mógł mieć na myśli mówiąc, że jest jego i tylko jego? Na pewno nie wyniknie z tego nic dobrego :c proszę, żeby on jej nie skrzywdził no i żeby byli sobie razem szczęśliwi <3 ona już i tak dużo wycierpiała ;c Weny życzę kochana <3 :*
OdpowiedzUsuńhttp://you-are-my-addiction-babe-jb.blogspot.com/
Wciąż nie mogę uwierzyć, że Austin nie żyje. Tak nagle. Tak po po prostu umarł. Był ideałem brata... I choć ostatnimi czasy kłócili się z Cindy, to właśnie na niego mogła liczyć, kiedy ten cały Zayn robił z szmatę.
OdpowiedzUsuńZayn... O tym to już nie wspomnę... Byłam pewna, że to Justin zabił Austina, ale teraz nie mam już zielonego pojęcia.
Za to rodzice Cindy... No ci do dali czadu! Kurwa, wielki powrót mamy - prostytutki - i ojca - pedofila jak mniemam.
TO wszystko ejst chore. JEDNA WIELKA PATOLKA.
Nie zazdroszczę Cindy życia, choć ona teraz uważa, że może liczyć na Justina. W sumie też tak pomyślałam... póki nie przeczytałam ostatnich zdań rozdziału.
Fajnie, że tak szybko dodałaś ten rozdział, nie mogę doczekać się nexta ;*
Zapraszam na nowy <3
among-the-peopel.blogspot.com
o matko ale się popłakałam ;( czemu Austin musiał umrzeć?? i po co ci cholerni rodzice wrócili?? ;( świetny rozdział :) czekam na nexta :D pzdr ruda ;*
OdpowiedzUsuńO mój Boże. Dlaczego oni zaczynają się do siebie zbliżać dopiero jak Austin umarł. Boże dziewczyno ty weź napisz książkę. Bo jak bym taką w rączki złapała już bym nie puściła <3 Kocham twoje opowiadania, zawsze coś dzieje i jako jedyna z nielicznych autorek potrafisz mnie doprowadzić do łez. Oby tak dalej i naprawdę pomyśl o wydaniu książki :) Czekam na next <3
OdpowiedzUsuń<3 i kolejna śmierć, no nie wierzę !
OdpowiedzUsuńwszędzie wszystkich uśmiercasz :c
smutne, ale co do rozdziały to bardzo, bardzo super !
<3
OdpowiedzUsuńAkcja się rozwija coraz bardzie super. Czekam na nn :*
OdpowiedzUsuńAustin mnie wkurzał ale szkoda że nie żyje.. A do tego jej rodzice.. niech oni spierdalają skąd przyszli i więcej się nie pokazują.. Mam nadzieje że uda się to żeby Cindy mieszkała z Justinem.. I żeby Justinowi nie zachciało się tego wszystkiego spieprzyć.. Kocham to i czekam na nn <3
OdpowiedzUsuńmam nadzieje że Austin to zaplanował i dalej żyje ;c
OdpowiedzUsuńNo i co dalej?
OdpowiedzUsuńZamieszkają będzie pięknie, później on będzie ją bił i uważał ze ona jest tylko jego własnością nikt inny nie może jej mieć?
Zawsze to samo
Jest tyle blogow takich samych ze nie chce się czytać
Wybacz ale do czasu myślałam ze Justin zaskoczy i dla niej się zmieni ale zawsze jest to samo bicie i takie tam....
Znasz to?
Jednak więcej jest blogów, w których Justin ze złego zmienia się w dobrego, a mniej, kiedy z dobrego zmienia się w złego, nie sądzisz?
UsuńOMG :** Kocham to opowiadanie <3
OdpowiedzUsuńOby Bree zamieszkała z Jus.. Szkoda że Austin nie żyje :(
OdpowiedzUsuńCzekam na nn :*
Pomylilas opowiadania tu jest Cindy xD
UsuńZapraszam do mnie na dajszansemilosci.blogspot.com kiedy nowa część ?
OdpowiedzUsuńjakim Justin jest słodki ;) aż się boje jego złej strony
OdpowiedzUsuń