niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział 27...

Rozdział nie jest sprawdzony...

***Oczami Austina***
Kiedy obudziłem się rano, poczułem delikatny ciężar na swojej klatce piersiowej, a gdy spojrzałam w dół, ujrzałem spokojnie śpiącą Jazzy. Wyglądała dosłownie jak słodki, niewinny aniołek, którym była za dnia. Za to w nocy zmieniała się o 180 stopni. I wcale na to nie narzekałem.
-Kochanie... - wyszeptałem jej do uszka, zawijając sobie kosmyk włosów na palcu. Jezzy powoli uniosła powieki i zamrugała kilka razy oczami, aby przyzwyczaić się do jasnego światła.
-Hej. - mruknęła, unosząc się lekko i całując mnie w policzek. - Długo już nie śpisz?
-Nie, przed chwilą się obudziłem. - pogłaskałem ją po włosach, a ona zsunęła się z mojej klatki piersiowej i położyła na materacu obok, przykrywając kołdrą swoje nagie ciało. - Zaraz wracam skarbie. Muszę tylko porozmawiać z siostrą. - wtedy wstałem z łóżka i wsunąłem na siebie czerwone, dopasowane bokserki. Wyszedłem z pokoju i, pocierając oczy pięściami, przeszedłem cały korytarz, aż wreszcie dotarłem do drzwi od pokoju Cindy. Zapukałem cicho, a kiedy nie usłyszałem żadnej odpowiedzi, myśląc, że śpi, wszedłem do środka.
Chciałem z nią porozmawiać, wyjaśnić wszystko, a może nawet przeprosić. Nie chciałem się z nią kłócić. Zawsze byliśmy idealnym rodzeństwem, a od jakiegoś czasu wszystko zaczęło się pieprzyć.
Stanąłem, jak wryty, kiedy zorientowałem się że Cindy nie ma w pokoju. Zmarszczyłem brwi, ponieważ nie wiwdziałem, co mam o tym myśleć. W końcu, była dość wczesna pora, a moja siostra nie lubiła wcześnie wstawać.
Wyszedłem więc z jej pokoju. Nie wiem, dlaczego, ale nogi automatycznie zaprowadziły mnie do sypialni Biebera. Moje przypuszczenia okazały się niestety słuszne. Jego również nie było, co mogło oznaczać tylko jedno.
-Beber, kurwa, pożałujesz, że dotknąłeś moją siostrę...
***Oczami Justina***
Kiedy obudziłem się rano, Cindy leżała obok mnie na łóżku, oparta na jednym łokciu. Automatycznie uśmiechnąłem się, układając ręce za głową i przeciągając się.
-Dzień dobry, słoneczko. - ziewnąłem, wyciągając w górę dłoń i głaszcząc małą po policzku.
-No cześć. -odparła radosnym tonem. To dziwne, lecz kiedy ona była szczęśliwa, ja również taki byłem.
-Jak ci minęła noc? - spytałem, wpatrując się w jej uśmiechnięte oczka i słodki uśmiech. Dziewczyna uchyliła lekko usta spoglądając na mnie ze skrępowaniem. Dopiero po chwili zrozumiałem, co kryło się w jej ślicznej główce. - Miałem na myśli tę część, po naszym zbliżeniu w lesie. - parsknąłem śmiechem, widząc jej zakłopotanie. - Chociaż nie będę miał nic przeciwko, jeśli opowiesz mi, jak ci było.
Jakiś czas wpatrywałem się w jej lekko rozchylone usta i zmarszczone brwi. Po raz kolejny wybuchnąłem śmiechem, przewracając się z pleców na brzuch i nadal śmiejące się w niebogłosy.
-To wcale nie jest śmieszne! - Cindy uderzyła mnie lekko w ramię. To znaczy, w jej przekonaniu zapewne było to silne uderzenie, lecz ja ledwo je poczułem.
-No co? - wydukałem przez śmiech. - Z chęcią posłucham, jak ci było. -  poklepałem ją lekko po tyłku, kiedy dziewczyna usiadła na swoich kolanach i założyła ręce na piersi, udając obrażoną. - Słonko, nie gniewaj się na mnie. - usiadłem przed nią i wydąłem dolną wargę. Cóż, ta mina zawsze działała na kobiety. - Niunia, ploooszę... - udałem głos małego dziecka, z każdą chwilą zbliżając się do niej.
-Przestań. - zachichotała słodko, kiedy dotarłem do jej szyi, zacząłem pocierać ją nosem i całować.
-Dlaczego? - mruknąłem seksownie, napierając na jej drobne ciałko. Po chwili dziewczyna poddała się i opadła na materac, a ja zawisłem nad nią, opierając się na łokciach po obu stronach jej główki. - Wiesz, jak na mnie działasz? - szepnąłem w jej usta, po chwili muskając je delikatnie. Powtórzyłem tę czynności jeszcze kilka razy, czekając, aż Cindy przedłuży pocałunek. Tak też się stało. Nie musiałem długo czekać, aż szatynka objęła moją twarz obiema dłońmi i mocniej złączyła nasze wargi, niemal natychmiast wsuwając język do moich ust i odszukując nim mojego.
Ten pocałunek mógłby przemienić się w coś bardziej erotycznego, jednak przerwał nam dźwięk telefonu. Mojego telefonu. Niechętnie zsunąłem się więc z ciała Cindy i wyciągnąłem rękę w kierunku szafki nocnej. Wziąłem w dłoń komórkę, po czym przyłożyłem do ucha i odebrałem połączenie, nie sprawdzając, kto dzwoni.
-Halo? - zaśmiałem się, kiedy Cindy usiadła na mnie okrakiem i zaczęła łaskotać po brzuchu.
-Bieber, kurwa, możesz mi powiedzieć, co ty robisz z moją siostrą? - jęknąłem cicho, rozpoznając głos w słuchawce. Mogłem się domyślać, że Austin, zaraz po wstaniu, pójdzie sprawdzić, czy przypadkiem nie uprowadziłem jego malutkiej siostrzyczki. No i cóż, tak się stało, ale nie zauważyłem, żeby Cindy prostestowała. Wręcz przeciwnie. Na rękę było jej to, że nie będzie musiała wysłuchiwać jednoznacznych odgłosów, dochodzących z sypialni jej brata.
-Uspokój się. Cindy jest cała i zdrowa. - dziewczyna wywróciła oczami. Wiedziała już, że rozmawiam z Austinem i, tak, jak ja, była tym faktem podirytowana.
-Masz trzymać się od niej z daleka, zrozumiałeś? - warknął, oddychając ciężko i szybko.
-Kurwa, stary, nie jesteś moim ojcem, żeby mówić mi, co mam robić, a czego nie! - wyrzuciłem wolną rękę w powietrze. Jego gadanie naprawdę mnie denerwowało i znacznie podnosiło ciśnienie. Każe mi trzymać się z dala od Cindy, kiedy sam obraca moją siostrę. Ktoś tu się zmienia w hipokrytę.
-Najpóźniej za godzinę chcę ją widzieć w domu. - powiedział ostro, po czym rozłączył się, nie czekając na moją odpowiedź. Z głośnym westchnieniem odłożyłem komórkę na szafkę i spojrzałem na szatynkę, bawiącą się końcówkami swoich włosów.
-Jest bardzo zdenerwowany? - spytała, przygryzając seksownie dolną wargę. Ona robiła to nieświadomie, natomiast mnie to po prostu podniecało. Wiedząc, że nie mogę liczyć na nic więcej, uniosłem dłoń i uwolniłem jej wargę, posyłając dziewczynie wymowne spojrzenie. Ta po raz kolejny przewróciła oczami i założyła ręce na piersi. - Więc jak? Jest barfzo wkurzony?
-Tak. Zachowuje się, jakby był ojcem, zarówno twoim, jak i moim. Chce nas wszystkich kontrolować. - pokręciłem lekko głową, łapiąc młodą za bioderka. - Wiesz, ostatnio mam go naprawdę dość. Za to bardzo polubiłem jego młodziutką siostrzyczkę. - na moich ustach ukształtował się łobuzerski uśmiech, kiedy podniosłem się do pozycji siedzącej, nadal trzymając "na sobie" dziewczynę.
-Jak bardzo? - zarzuciła mi ramiona na szyję i zaczęła bawić się końcówkami moich włosów. Prawdę mówiąc, bardzo podobało mi się to, że Cindy zaczęła pokazywać przy mnie swoją prawdziwą naturę. Nie była już taka nieśmiała i skryta, lecz zaczęła być bardziej odważna, zarówno w swoich słowach, jak i w ruchach oraz gestach.
Nie odpowiedziałem na jej pytanie, lecz zamiast tego przekręciłem nas tak, że teraz to Cindy leżała na materacu, a moje ciało spoczywało na jej. Zachichotała słodko, przyciągając mnie za szyję do siebie i muskając moje wargi.
I wtedy znowu w pokoju rozległ się dźwięk telefonu, a ja, wiedząc, że ja i Cindy nie zaznamy już dzisiaj spokoju, westchnąłem głośno i poddałem się.
***
-I tak mi nie uciekniesz, słonko. - mruknąłem, zamykając drzwi od strony kierowcy. Zacząłem wolno biec w kierunku drzwi wejściowych od naszego domu, goniąc przy tym szatynkę, która z wdzięcznym śmiechem coraz bardziej oddalała się ode mnie. Dogoniłem ją dopiero w środku domu. W salonie złapałem ją od tyłu w talii i nie pozwoliłem dalej uciec. - Ja zawsze wygrywam. - powiedziałem z wyższością, delikatnie całując jej szyjkę.
-Miło was w końcu widzieć. - wtedy do pokoju wszedł Austin. Jego szczęka, jak i pięści, była silnie zaciśnięta, a wzrok utkwiony w naszych postaciach.
-Nie chcieliśmy wam wczoraj przeszkadzać. - szesnastolatka wzruszyła ramionami, opierając główkę na mojej klatce pieraiowej.
-I dlatego musiałaś uciekać. I to na dodatek z tym... - spojrzał na mnie, totalnie wkurzony.
-No z kim? - warknąłem, unosząc obie brwi i wpatrując się w niego, morderczym wzrokiem. Wiedziałem, że chciał mnie obrazić, jednak ja mu na to nie pozwolę. Nie będzie mnie skurwiel wyzywał. Nie mnie. I nie on.
-Jak widzisz, żyję, jestem cała. Justin nic mi nie zrobił i nie zamierzał. - Cindy stanęłam w mojej obronie. - Dlaczego ty ze wszystkiego musisz robić problemy, co? To moja sprawa, z kim wychodzę i kiedy to robię. - lekko podniosła głos, jednak jeszcze nie krzyczała.
-Zmieniłaś się. - Austin, po chwili milczenia i wpatrywania się w siostrę, przemówił. - On cię zmienił. Jesteś inna. Nie poznaję cię. Nie poznaję własnej siostry. - pokiwał lekko głową, a jego szczęka nadal była zaciśnięta. - Wiesz, ostrzegałem cię. Wielokrotnie cię ostrzegałam, ale masz rację. Postąpisz, jak uważasz. Skoro chcesz cierpieć, cierpieć przez niego, proszę bardzo. Widzę, że już nie mam na ciebie żadnego wpływu. Żebyś tylko nie przyszła do mnie później z płaczem. Wtedy twoje łzy już mnie nie wzruszą, wiesz? Sama to dla siebie wybrałaś. Jeśli chcesz być nieszczęśliwa, nie mam na to wpływu. Pamiętaj jednak, co ci mówiłem. - z tymi słowami odwrócił się i odszedł na górę.
Cindy spojrzała na mnie niepewnie, a mnie jakby ukłuło coś w sercu. Jej wzrok był smutny. Wiedziałem, że to przez kłótnię z bratem. Kochała go i chciała, aby ich relacje dobrze się układały.
-Chyba mu nie wierzysz, słoneczko. - podszedłem do niej, a ona cofnęła się lekko, sprawiając, że jej plecy spotkały się ze ścianą. Wtedy ja oparłem się po obu stronach jej główki. Spojrzałem w dół, na jej klatkę piersiową, ale tym razem nie skupiłem się tak bardzo na jej biuście. Widziałem, że była zdenerwowana. Oddychała szybko, a jej serduszko biło w nienaturalnie szybkim tempie. - Czyli jednak mu wierzysz... - spuściłem głowę, odsuwając się od niej na dwa kroki.
-Justin, to nie tak... - próbowała się wytłumaczyć, lecz ja straciłem ochotę na rozmowę z nią.
-Dobrze, rozumiem. Wierz swojemu braciszkowi. - prychnąłem pod nosem i chciałem odejść, jednak malitkie dłonie szatynki obięły moje ramię.
-Justin, zaczekaj, to nie tak. Ja po prostu...
-Nie tłumacz się, Cindy. Rozumiem, że słowo Austina jest dla ciebie ważniejsze. - z jednej strony mój głos był ironiczny, natomiast z drugiej było w nim trochę szczerości. W końcu, rozumiałem, że bratu ufała bardziej. Rozumiałem to, jednak nie miałem zamiaru pogodzić się z tym faktem. Miałem zamiar go zmienić.
Wyplątałem się z uścisku dłoni Cindy i ruszyłem w stronę kuchni. Dziewczyna nie szła już za mną, tylko udała się na górę, do swojego pokoju. Ja natomiast wyjąłem z lodówki piwo i otworzyłem puszkę, wypijając kilka łyków.  Kiedy miałem powtórzyć czynność, do kuchni wkroczyła moja siostra. Spojrzała na mnie spod rzęs i prychnęła cicho, czym niemal natychmiast wyprowadziła mnie z równowagi.
-Czego chcesz? - warknąłem, opierając się pkecami o blat i zakładając ręce na piersi.
-Mam pytanie. - ułożyła dłonie na biodrach i stanęła w dość prowokującej pozycji. - Czy Cindy masz zamiar traktować tak samo, jak Katy? Sprawia ci przyjemność, ranienie niewinnych dziewczyn?
-Odpierdol się ode mnie raz na zawsze. To moje życie i mam prawo robić z nim, co chcę.
-To prawda. Masz prawo niszczyć swoje życie, ale nie rób piekła z życia Cindy! Austin opowiedzial mi, przez co przeszła. Najlepiej zostaw ją w spokoju. Tak będzie dla wszystkich najlepiej. - ostatnie zdanie wypowiedziała wyjątkowo cicho.
-Dla wszystkich? - powtórzyłem niepewnie. - Nie, Jazzy. Nie dla wszystkich. - spuściłem głowę. Nie wiedziałem, czy powinienem kontynuować rozmowę z siostrą, lecz jeśli ją zacząłem, powinienem również skończyć. - A co jeśli coś do niej czuję? Co, jeśli nie jest mi obojętna? - uniosłem wzrok, widząc lekkie zmieszanie na twarzy siostry. - A co, jeśli zakochałem się w niej i nie potrafię zostawić Cindy w spokoju?
Przez parę dłuższych chwil wpatruwaliśmy się w siebie, nie mówiąc całkowicie nic. Tymi słowami zbiłem z tropu Jazzy. Muszę przyznać, że sam lekko się zdziwiłem. To znaczy, wiedziałem, że nie byłem zakochany w Cindy, jednak te słowa... Mówiąc je, poczułem coś, czego nie czułem wcześniej i, prawdę mówiąc, nie wiedziałem, co to oznaczało. Nie wiedziałem nawet, czy to uczucie, które teraz błądziło po moim sercu było pozytywne, czy wręcz przeciwnie.
-Kochasz ją? - ciszę przerwał głos Jazzy. Szatynka podeszła bliżej mnie i uniosła mój podbródek, który, nie wiadomo kiedy, opadł na dół.
-To były jedynie przypuszczenia. Chciałem ci uświadomić, że ja też posiadam jakieś uczucia.
-Jeśli dobrze pamiętam, Katy też kochałeś, a przynajmniej tak mówiłeś. - westchnęłam, odsuwając się. - O co ci chodzi, Justin? Ranisz osoby, które są dla ciebie ważne. Dlaczego? W czym tkwi problem? Boisz się odrzucenia? Samotności? Powiedz, a postaram ci się jakoś pomóc. Wiem, że się ze sobą nie dogadujemy, ale chcę to naprawić, jeśli tylko mi na to pozwolisz.
-Zapomnij o tym, o czym mówiłem. - byłem w stanie powiedzieć tylko to. Żadne inne słowa nie chciały wyjść z mojego gardła.
-Ale...
-Zapomnij. - powtórzyłem ostro, przechodząc obok niej i wychodząc z kuchni.
W drodze na górę zacząłem zastanawiać się nad słowami siostry. Co gorsza, zacząłem dopuszczać do siebie myśl, że w jej rozumowaniu może istnieć odrobina prawdy. A wiecie, co jest najgorsze? Że poczułem się tak... źle. Poszułem się, jakbym mentalnie dostał w twarz. Poczułem się, jakbym faktycznie na to zasłużył.
Orzeźwienie z mojego obecnego stanu przyszło jednak szybko. Dokładnie w tym momencie, w którym na korytarzu, na pierwszym piętrze, ze swojej sypialni wyszedł Austin. Podszedł do mnie szybko i pchnął na ścianę, a następnie ustawił się zaraz przede mną, tak, że nasze ciała niemal stykały się ze sobą.
-Może Cindy powiedziałem, że mam wszystko w dupie, ale prawda jest zupełnie inna. - wysyczał przez zaciśnięte zęby, aby przypadkiem jego siostra nie usłyszała naszej rozmowy.
-Co masz na myśli? - warknąłem, odpychając go lekko od siebie, jednak brunet niemal od razu z powrotem przywarł mnie do ściany.
-Nie pozwolę ci. Nie pozwolę ci, kurwa, tknąć moją siostrę, słyszysz? Nie dotkniesz jej. Nie pozwolę ci na to. - zaśmiałem się cicho, kręcąc przy tym głową.
-A co jeśli już dotknąłem ją w TEN sposób...? - widziałem, jak z każdą chwilą wyraz jego twarzy zmienia się na jeszcze bardziej wściekły.
-Co chcesz przez to powiedzieć? - wysyczał z jadem w głosie, mocniej przypierając mnie do ściany, jednak mnie tylko śmieszyła jego złość.
-Twoja siostra ma naprawdę piękne ciało. - zależało mi na tym, aby w tym momencie patrzeć mu prosto w oczy. Prosto w jego puste oczy.
W jednym momencie puścił mnie gwałtownie i ruszył do pokoju Cindy. Szarpnięciem, otworzył drzwi i wszedł do środka, a ja uczyniłem to zaraz po nim.
-Spałaś z nim!? - krzyknął do szatynki, która podskoczyła na łóżku i spojrzała na brata z przerażeniem.
-Ale...
-Pytam się, kurwa, spałaś z nim!? - jego głos był jeszcze bardziej donośny, niż wcześniej.
-Nie... - wyjąkała. Najprawdopodobniej była zbyt przestaszona nagłego wybuchu Austina, żeby móc normalnie odpowiedzieć. Jej głos był cichy i niepewny, jakby wahała się nad odpowiedzią. - Nie, nie spałam z Justinem. Jak mogłeś w ogóle tak pomyśleć? - po wzięciu głębokiego wdechu, zebrała się w sobie i dodała już głośniej.
-Myślałem, że boisz się facetów. Patrz, jaka niespodzianka. Chyba już ci nie przeszkadza, jak obmacuje cię praktycznie obcy koleś i nie masz żadnych oporów przed tym, aby się przed nim rozebrać. - jeszcze nigdy nie widziałem, żeby Austin był tak wściekły. Nie czekając na reakcję, ani moją, ani Cindy, wyszedł z pokoju, głośno trzaskając drzwiami.
***Oczami Cindy***
Po słowach, jakie usłyszałam od brata, płakałam kilka godzin. To nie było przyjemne. To było okropne. Nie zrobiłam nic złego, a potraktował mnie, jakbym nic dla niego nie znaczyła i jakby mógł mnie obrażać.
Źle się czułam, kiedy widziałam, jaki był zdenerwowany. Źle się czułam, ponieważ z każdym jego słowem zaczynałam w to wierzyć. Chciałam, aby przyszedł tutaj i mnie przeprosił, jednak wiedziałam, że tego nie zrobi.
Wstałam więc z łóżka, a następnie wyszłam z pokoju. Nie chciałam już dłużej użalać się nad sobą i ukazywać swojej wrażliwej strony. Ktoś powinien mną porządnie wstrząsnąć, abym mogła wziąć się w garść i iść przed siebie.
Kiedy tylko znalazłam się na dole, usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi wejściowych. Spojrzałam więc w tę stronę. Spodziewałam się, że ujrzę w nich brata, z którym aktualnie nie mam ochoty rozmawiać. Nie mam ochoty nawet na niego patrzeć. Jednak w drzwiach ujrzałam Justina. Nie wygladał tak, jak zawsze. Jego twarz była wyjątkowo blada, a nogi uginały się. Widziałam, jak z trudem doszedł do kanapy i opadł na nią, opierając się o swoje kolana. Schował twarz w dłoniach, po czym potarł ją kilka razy.
-Justin, co się dzieje? - spytałam niepewnie, podchodząc do niego i kucając przed chłopakiem. On jednak nie odezwał się, tylko dalej wpatrywał się tępo w jeden punkt przed sobą. - Justin, co się stało? - potrząsnęłam nim lekko, aby jakoś go "obudzić". Znowu nie zareagował, co zaczynało mnie już lekko irytować. - Justin, do jasnej cholery, powiedz mi, co się stało!? - podniosłam głos. Dopiero wtedy szatyn ocknął się i spojrzał na mnie niepewnie. Następnie wstał z kanapy, więc automatycznie wykonałam to samo.
-Cindy, jest coś, o czym musisz wiedzieć. - zająkał się lekko, biorąc moje dłonie w swoje i głaszcząc ich wierzch kciukami. - Austin... - zacisnął powieki, po czym otworzył je, a ja byłam niemal pewna, że zobaczylam w nich szklanki. - Austin nie żyje...
~*~
No więc nastąpił przełom. Przełom, po którym nie będzie lepiej. Będzie gorzej...
Jestem ciekawa Waszych opinii na temat takiego zwrotu akcji :)
ask.fm/Paulaaa962
Kocham Was ;*
Ps. Już niedługo kończy się drugei opowiadanie, które piszę (my heaven), a nie zaczynam kolejnego, więc skupie się przede wszystkim na tym, co oznacza, że rozdziały będą pojawiały się częściej :)

17 komentarzy:

  1. omg czy ty musisz wszystkich zabijać co ale rozdział super

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG tego sie nie spodziewałam. Austin nie żyje.... Jestem ciekawa jak zniesie to Cindy i Justin. I co dalej z nimi będzie.
    Naprawde nie spodziewałam sie tego. Naprawde mnie zaskakujesz. rzecz jasna na dobre :) / @sirbizxzle

    OdpowiedzUsuń
  3. O JA PIERDOLE. Austin nie żyje, ciekawe co mu się stało. Ciekawe jak na to wszystko zareaguje Jazzy i Cindy. Ale wiem ze zapewne Cindy trafi do domu dziecka, bo przecież Austin miał wyłączne prawa nad nią, a Zayn'owi pewnie by ponownie by jej nie dali. Ale błagam aby Justin nic złego jej nie zrobił, i tak wiem ze moje błagania jak za pstryknięciem palca pójdą pod wiatr. Rozdział mega zajebisty i czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ależ Ty lubujesz się w zabijaniu, nieprzewidywalnosci... I za to Cię kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Racja :D Jesteś cholernie nieprzewidywalna :D Sądziłam, że Justin znowu będzie się przy Cindy użalał nad sobą i nad tym, jak wszyscy go traktują... a tu taka niespodzianka! Austin nie żyje? Czyżby Justina poniosło...?
    Świadomość mi podpowiada, że to on się za tym kryje... i jeśli mam rację, to niech nie liczy, że Cindy mu wybaczy! On ją kocha? Ładna mi sobie bajeczka! Pff, równie dobrze mógłby powiedzieć, że nielubi seksu. Na Boga! Kto mu w to uwierzy? Fakt, może coś " c z u ć", ale kochać?
    Co do Cindy to nie wiem, co sprawia, że ona jest taka naiwna? Teraz to dopiero będzie miała zmartwień! Dlaczego każdy stara się ją uprzedmiotawiać?!
    Nie wiem czemu, ale nie przepadam za Jazzy... Po prostu nie siada mi jej charakter ;p
    Fajnie i lekko czytało mi się ten rozdział :) Już nie mogę doczekać się nexta! ♥-♥
    Zapraszam na nowy ;*
    among-the-people.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. kocham sle wole agresywnego jyssa rozdzial cudowny

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak to nie żyje? On go zabił??

    OdpowiedzUsuń
  8. OMG, JEZU te przebudzenie rano było takie słodkie *-* I wydawałoby się, że wszystko dalej również będzie, gdyby nie Austin i jego głupi telefon. -.-
    Nie wiem co mam myśleć o Justinie! Kocha, nie kocha.. Czuje, nie czuje. On jest dla mnie taką zagadką.
    A co do ostatniego akapitu, to jestem po prostu zszokowana. Kochanie, jesteś nieprzewidywalna. Kto by się spodziewał, że Austin..
    Cholera, teraz to będzie makabra.. Przecież on ją wyciągnął z tego wszystkiego! To on podał jej dłoń, a teraz.. Teraz go nie ma. Coś mi tu śmierdzi i mam wyjątkowe wrażenie, że w to wszystko jest zamieszany Zayn, chodź zapewne się mylę. Cholera, to jest takie cudowne opowiadanie! Nie wierzę, jestem po prostu w nim zakochana ! ♥ Jest takie inne <3
    Ciekawa jestem co dalej, jak zareaguje Cindy.. No i co ma być jeszcze gorszego? Boże, nie krzywdź jej tak, proszę :(

    Moja mistrzyni ♥
    ~ Drew.
    glow-in-your-eyes-enlighten-my-world.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. coooo !? Jak to Austin nie żyje? Kurde ale żeś obróciła sytuacje o 180 stopni. Rozdział super. Emocji też dużo, ale śmierć Austina to za wiele... idę spać :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja nadal licze na to, ze to opowiadanie skonczy sie szczęśliwie♥

    OdpowiedzUsuń
  11. Boże teraz jak Justin będzie coś chciał jej zrobić to Austin jej nie obroni. Boję się. Tak cholernie się boję, że ona będzie cierpieć. Błagam cię nie krzywdź jej. Rozdział genialny i czekam na nn oczywiście i weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  12. o jaaaa. jak to on nie żyje? to nie, niemozliwe ej. on musi żyć, powiedz że on będzie żył. biedna Cindy, biedna Jazzy, o jejku ciekawe co ona teraz bedzie czuc jejku. tak mi ich szkoda..
    dlaczego wszystkich zabijasz? dlaczego oni tak musza cierpiec?
    a Justin.. omfg. on ją kocha czy nie? nie da sie go rozgryźć.
    ten ich poranek był taki słodki aww. nie moge. jeateś najlepsza <3
    kocham cie xx
    true-big-love-jb.blogspot.com
    red-sky-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Jprdl!!! No nie wierze!!! Dlaczego on nie żyje?!! ;c
    Super rozdział !! Czekam nn <3 ;*

    OdpowiedzUsuń
  14. nie nie nie :( dlaczego akurat Austin?? dlaczego jego musiałaś zabić?? kto teraz zaopiekuje się Cindy i przejmie nad nią opiekę co?? ;( świetny rozdział :) pzdr ruda ;*

    OdpowiedzUsuń
  15. Jeju juz ? tak szybko ? Czemu ?? Co on mu zrobił ??

    OdpowiedzUsuń
  16. O jprdl... kurwa jebana mać. Austin nie żyje ?! Nie, nie, nie.. Albo to pomylka ? Prosze powiedz, ze to pomyłka.. Wszedze DRAMY KURWA. Wydaje sie, ze mnie zgasiłaś tym rozdziałem . Pa, do nastepnego :) K.C:* @MyszkaWikusia

    OdpowiedzUsuń