***Oczami Cindy***
Ukryłam twarz w kolanach, słysząc, jak moje łzy skapują na kafelkową podłogę w łazience. Po raz kolejny nie potrafiłam ich powstrzymać. Prawdę mówiąc, dziwiłam się, że ich zapas w dalszym ciągu się nie wyczerpał. W końcu nie było dnia oraz nocy, w której bym nie płakała. Stało się to rutyną w moim życiu, codziennym zajęciem, bez którego nie potrafiłam żyć. Moje oczy rzadko kiedy były suche.
Przyzwyczaiłam się do tego...
-Cindy, otwórz... - powiedział cicho Austin, pukając w drzwi łazienki.
Zignorowałam jego prośby, podchodząc powoli do szafki. Wyjęłam z niej kosmetyczkę, którą ustawiłam na krańcu umywalki. Odpięłam małą, boczną kieszonkę, wyciągając z niej opakowanie żyletek.
-Cindy, proszę cię. Otwórz, zanim zrobisz coś, co nie ma żadnego sensu... - jęknął cicho.
-Całe moje życie nie ma najmniejszego sensu... - szepnęłam, ocierając oczy, aby poprawić sobie widoczność.
Rozerwałam opakowanie, biorąc do ręki malutki, metalowy przedmiot. Przyłożyłam go do nadgarstka, wykonując proste cięcie. Przez te wszystkie miesiące nabrałam w tym wprawy. Już nie czułam żadnego bólu. Teraz były to tylko nowe, czerwone kreski, które przywoływały wspomnienia. Kolejny raz przyłożyłam żyletkę do skóry, kiedy drzwi od łazienki otworzyły się, a do środka wszedł Austin razem z Justinem.
-Kurwa, Cindy! Co ty robisz!? - momentalnie wyrwał mi przedmiot z ręki. Zadrżałam lekko, ponieważ poczułam, że po raz pierwszy przestraszyłam się swojego brata. Podniósł na mnie głos, przez co moje oczy ponownie się zaszkliły.
-Oddaj mi to. - powiedziałam, uspokajając się powoli.
-Nie. - odparł stanowczo, lecz łagodniej, niż przed chwilą. Wziął do ręki moją kosmetyczkę i zaczął wyjmować z niej żyletki.
-Zostaw to! - krzyknęłam, czując, że oddala się ode mnie obiekt mojego uzależnienia. Jedni ćpają, kiedy mają jakiś problem, a ja się tnę. To moje uzależnienie. Chciałam wyrwać Austinowi kosmetyczkę, jednak uniemożliwiły mi to dłonie, które złapały mnie za biodra.
Momentalnie znieruchomiałam. Zaczęłam się lekko trząść. Nie chciałam, żeby ktokolwiek mnie dotykał, a już na pewno nie mężczyzna.
-Puść mnie... - wyszeptałam przez łzy.
Justin wykonał moje polecenie, w czasie, kiedy Austin schował do kieszeni wszystkie żyletki, zamykając kosmetyczkę.
-Nie możesz tego robić, skarbie. - mruknął Austin, a następnie chwycił mnie ostrożnie za nadgarstek, odkręcając wodę. Opłukał moje rany, po czym przejechał po nich opuszkami palców.
Widziałam po ich minach, że chcieli coś powiedzieć, jednak powstrzymywali się. I dobrze. Czasem milczenie jest lepszym wyjściem.
Wysunęłam rękę z uścisku brata, po czym udałam się w stronę drzwi od łazienki. Opuściłam pomieszczenie, podchodząc do jednej z szafek, z której wyjęłam luźną bokserkę, a z dolnej szuflady, komplet koronkowej bielizny.
-Cindy... - zaczął brunet, drapiąc się po karku. - Wiesz, że musisz chodzić do szkoły, prawda? - dokończył, a ja westchnęłam głośno.
-Tak. - usiadłam na skraju łóżka, kładąc rzeczy na kolanach. - Niestety...
-Przepisałem cię do szkoły bliżej domu. - chłopak usiadł koło mnie. - I musisz iść tam już jutro. - spojrzał na mnie niepewnie, oczekując mojej reakcji.
-Co jest jutro? - zmarszczyłam brwi, wpatrując się tępo w podłogę.
-Poniedziałek. - mruknął cicho, obejmując mnie ramieniem. Wtulił moje ciało w swoje, głaszcząc mnie po włosach. - Masz jutro na dziesiątą. - dodał, całując mnie w czoło.
-Dobrze. - odparłam. Co mogłam innego powiedzieć? Wiedziałam, że muszę chodzić do szkoły, bo inaczej Austin miałby problemy. - A teraz przepraszam was, ale jestem zmęczona i chcę już iść spać. - wstałam z łóżka, podchodząc do drzwi od łazienki. Zanim jednak zdążyłam wejść do pomieszczenia, przerwał mi głos brata.
-Cindy, co to jest? - odwróciłam się w jego stronę, zauważając opakowanie z lekarstwem. Oczy ponownie zaszły mi łzami. Pociągnęłam nosem, spuszczając głowę.
-Tabletki antykoncepcyjne. - mruknęłam, a następnie zatrzasnęłam za sobą drzwi.
***Oczami Justina***
Patrzyłem na Austina, który natomiast wpatrywał się w tabletki. Widziałem, jak zaciska szczękę, walcząc z samym sobą.
-Przecież ona ma szesnaście lat... - powiedział cicho, odkładając opakowanie na szafkę. - Dlaczego to wszystko musiało spotkać ją? Czym sobie na to zasłużyła? - pociągnął z frustracją za końcówki włosów, wychodząc z pokoju siostry. Udałem się za nim, schodząc schodami do salonu. Usiadłem na kanapie, obok bruneta i milczałem. Szczerze mówiąc, nie wiedziałem, czy mam coś powiedzieć, czy po prostu z nim posiedzieć. Zacząłem się zastanawiać, jak ja bym się zachowywał, gdybym dowiedział się, że moja nastoletnia siostra była regularnie gwałcona i wykorzystywana. Chyba zabiłbym skurwiela na miejscu...
-Muszę ją wysłać do psychologa. - moje przemyślenia przerwał głos Austina. - Nie mogę patrzeć, jak ona się krzywdzi. Ja nie potrafię jej pomóc, to morze lekarz coś poradzi. Nie wiem, przepisze jakieś leki na depresję. Cokolwiek. - potarł skronie, ponownie opierając ręce o kolana.
-Tylko wiesz, że jeśli będzie to facet, nic z niej nie wyciągnie. - spojrzałem na kumpla znacząco.
-To znajdę panią psycholog. Zrobię wszystko, żeby ona przestała tak cierpieć. Jak tylko widzę jej łzy, mam ochotę sam się rozpłakać. - wyrzucił z siebie, w czasie, kiedy ja przysłuchiwałem mu się uważnie. - Kiedy zobaczyłem jej pocięte nadgarstki zacząłem się zastanawiać, co by się stało, gdyby ona wbiła tę żyletkę trochę głębiej, gdyby podcięła sobie żyły... - przetarł dłońmi twarz, oddychając głęboko.
-Nie myśl tak, Austin. - przerwałem mu, ponieważ sam poczułem nieprzyjemny uścisk w żołądku.
-Jak jutro pójdzie do szkoły, będę musiał przeszukać jej pokój. Zabiorę wszystkie te małe gówna, jakie tylko wpadną mi w ręce. - mruknął, wykładając z kieszeni żyletki. - Dobra, idę spać. - powiedział po krótkiej chwili, a następnie podniósł się z kanapy. Przybił ze mną piąstkę, po czym skierował się na górę, do swojej sypialni.
Oparłem się o oparcie kanapy, zagłębiając się w swoje myśli. Zastanawiałem się, dlaczego Zayn zaczął traktować tak własną siostrę. Chyba musiał być tego jakiś powód. On sprawił, że jej życie zamieniło się w horror...
Zerkając na zegarek, zobaczyłem godzinę 23:45. Z głośnym westchnieniem podniosłem się z sofy, po czym udałem w stronę kuchni. Nalałem sobie szklankę soku pomarańczowego, wypijając całą jej zawartość. Oparłem się rękoma o blat, wpatrując w szklane drzwi tarasowe. Na dworze było ciepło, a noc była gwieździsta. Wyszedłem więc do ogrodu, patrząc w niebo. Usiadłem na drewnianym krześle, chowając ręce do kieszeni dresów.
Myślami wróciłem do wczorajszej nocy. Cindy nadal się mnie bała, lecz alkohol zakrył jej lęk na te kilka godzin. Zachowywała się wtedy bardziej swobodnie. Mogłem ją normalnie dotknąć, a nawet przytulić. Kiedy przypominam sobie jej cudowny zapach, na moich ustach automatycznie pojawia się szczery uśmiech.
Po paru minutach wróciłem do domu, wchodząc na górę. Udałem się do swojej sypialni, a następnie zrzuciłem z siebie dresy, wsuwając się pod kołdrę. Brakowało mi obok jedynie kruchutkiego ciała dziewczyny, do którego mógłbym się przytulić w nocy. Wiedziałem, że dała mi się dotknąć tylko dlatego, że była pijana, jednak lepsze to, niż nic...
***Oczami Cindy***
-Młoda, wstawaj, bo się spóźnisz. - usłyszałam przy uchu głos Austina.
Byłam cholernie niewyspana, jednak... szczęśliwa. Tak, chyba mogę nazwać to szczęściem. W nocy nie obudził się ani razu. Nie miałam też żadnych koszmarów, w postaci wspomnień, przez co na moich ustach widniał delikatny uśmiech.
-Austin, boli mnie brzuch, nie mogę iść dzisiaj do szkoły. - jęknęłam, nakładając poduszkę do głowę.
-Idziesz, idziesz, skarbie. I nie ma żadnego ale. - ściągnął z mojego ciała kołdrę, po czym wyszedł z pokoju.
-Ej! - pisnęłam cicho, czując poranny chłód, owiewający moje, częściowo odsłonięte, ciało.
Nie otwierając oczu wstałam i udałam się na korytarz, stawiając kroczek po kroczku w kierunku pokoju Austina. Weszłam do sypialni brata i od razu rozłożyłam się na jego łóżku. Ułożyłam głowę na poduszce, przykrywając się kołdrą pod samą szyję.
-No chyba sobie ze mnie żartujesz! - do moich uszu doszedł dźwięk krzyku bruneta. - Ty masz wstawać, siostrzyczko, a nie kraść mi łóżko.
-Nie chce mi się. - mruknęłam. - Ja chcę spać. - wydęłam dolną wargę, czując, jak chłopak ściąga ze mnie kolejną kołdrę.
-Za pięć minut chcę cię widzieć na dole. - wyszedł razem ze swoją kołdrą, kolejny raz zostawiając mnie w mało przyjemnym chłodzie.
Ja jednak nie miałam najmniejszego zamiaru wstawać. Wyczłapałam się z pokoju Austina, udając się do kolejnego pomieszczenia. Byłam tak nieprzytomna, że nie widziałam nic dookoła. Ważne było tylko to, że po środku stało łóżko z zachęcającą kołderką.
Ułożyłam się wygodnie na materacu, przykrywając pod samą szyję. Przymknęłam powieki, ciesząc się chwilową nieobecnością mojego brata.
Nagle usłyszałam otwieranie drzwi od łazienki.
-Wow. - to jedyne słowo, które uciekło z czyiś ust. Otworzyłam jedno oko, spoglądając na, stojącego w drzwiach łazienki, szatyna. Chłopak był w samych bokserkach, a z jego włosów, kapały pojedyncze kropelki wody.
-Justin, powiedz Cindy, że ma w tej chwili schodzić na dół! - z dołu doszedł ryk Austina.
Szatyn popatrzył na mnie, uśmiechając się delikatnie.
-Powiedz, że biorę prysznic, albo cokolwiek. - jęknęłam cicho, zatapiając się w poduszce.
-Jest w łazience, zaraz przyjdzie! - odkrzyknął chłopak.
Zostawił swoje rzeczy na fotelu, a następnie podszedł do łóżka i ukucnął przy nim, od mojej strony.
-Nie da ci pospać, co? - zaśmiał się cicho, przykrywając mnie kołdrą.
-Nie wiem, po co komu szkoła. Mi się chce spać i jestem pewna, że zasnę na którejś lekcji. - wydęłam dolną wargę, bardziej wtulając się w poduszkę. - Najpierw zabrał moją kołdrę, a później swoją. Ja muszę się wyspać. - jęknęłam, naciągając kołdrę na głowę.
Do moich uszu doszedł dźwięk cichego śmiechu szatyna. Chłopak odkrył lekko swoją kołdrę, opierając się o skraj materaca.
-Wiesz, że jak Austin się zorientuje, że cię tutaj przetrzymuję, dostanie białej gorączki? - chłopak delikatnie przeczesał moje włosy. Ze względu na to, że byłam zaspana, nie zareagowałam. Poza tym, byłam dzisiaj w na prawdę dobrym nastroju.
Czułam, jak Justin bawi się moimi włosami. O dziwo, nie przeszkadzało mi to, a wręcz przeciwnie - było całkiem przyjemnie.
-Cindy! - do moich uszu doszedł dźwięk krzyku Austina. - Od dziesięciu minut powinnaś być na dole!
-Ale mi się chce spać... - ziewnęłam głośno, przewracając się na wznak.
-To dzisiaj idziesz do łóżka o dwudziestej. Oglądasz dobranockę i do spania. - zaćwierkał, ściągając ze mnie kołdrę.
-Boli mnie brzuch i głowa i... - przerwałam z głośnym piskiem, kiedy brunet przerzucił sobie moje ciało przez ramię. - Austin, głupku, puszczaj mnie! - zachichotałam, lecz chłopak nie przejął się moimi słowami i wyszedł z pokoju, następnie schodząc do salonu. Posadził mnie na wysokim krześle brzy blacie, po czym postawił przede mną talerz z naleśnikami.
-Austin, muszę się ubrać. - przewróciłam oczami, wskazując na swoje półnagie ciało.
-Na to miałaś czas kilka minut temu, kochanie. - mruknął, polewając moje naleśniki czekoladą. Ukroił kawałek, a następnie nałożył na widelec i skierował do moich ust.
-Dziękuję. - mruknęłam, kiedy zjadłam naleśnika.
Właśnie w ten sposób dokończyłam swoje śniadanie, po czym wstałam z krzesła i włożyłam talerz do zlewu.
-A teraz migiem na górę. Za pięć minut wychodzimy. - Austin klepnął mnie lekko w tyłek, przez co posłałam mu oburzone spojrzenie. Chłopak wyszczerzył się do mnie, a ja pobiegłam w stronę schodów. Przebiegłam kilka stopni, kiedy nagle zderzyłam się z ciałem Justina. Chłopak szybko złapał mnie w talii, dzięki czemu nie poleciałam do tyłu. W przeciwnym wypadku zleciałabym ze schodów. Ręce Justina w dalszym ciągu spoczywały na mojej talii, a ja stałam tak blisko szatyna, że nasze ciała się stykały. Chłopak patrzył mi prosto w oczy, jednak ja spuściłam wzrok, nie mogąc wytrzymać jego intensywnego spojrzenia.
-Trzy minuty. - na schodach pojawił się Austin, patrząc na szatyna morderczym spojrzeniem.
Justin zaśmiał się cicho, odsuwając ode mnie. Lekko zawstydzona popędziłam na górę, wpadając do swojego pokoju. Przeczesałam włosy, opierając się o drzwi. Wykonałam kilka głębokich wdechów, a następnie podeszłam do szafki z ubraniami i wyjęłam z niej krótkie spodenki oraz luźną bokserkę. Założyłam na siebie przygotowane rzeczy, a następnie włożyłam do torby piórnik oraz jakiś notes, służący mi jako zeszyt do wszystkich lekcji. Przewiesiłam torbę przez ramię, po czym weszłam do łazienki. Przeczesałam włosy, umyłam twarz oraz zęby, a na koniec zgasiłam światło, wychodząc z pomieszczenia.
Zeszłam schodami na dół, zastając Justina razem z moim bratem, siedzących na kanapie.
-Austin, na prawdę muszę tam iść? - jęknęłam cicho, przerywając ich rozmowę.
-Koniecznie. - odparł od razu, a następnie, podpierając się na kolanach, podniósł się z kanapy.
Z głośnym westchnieniem udałam się do przedpokoju, wsuwając nogi w swoje buty. Oparłam się o drzwi, zakładając ręce na piersi, kiedy mój brat zgarnął z szafki kluczyki od samochodu i założył na głowę czapkę, daszkiem do przodu. Wyszłam przed dom, kierując się do samochodu bruneta. Chłopak otworzył przede mną drzwi od strony pasażera, za co podziękowałam mu uśmiechem. Zajęłam swoje miejsce, układając torbę na kolanach. Austin usiadł na miejscu kierowcy, po czym odpalił silnik i zjechał z podjazdu.
Oparłam głowę o boczną szybę, wpatrując się w ludzi, przemierzających ulice. Każdy gdzieś się spieszył. Nie zwracali uwagi na otaczający ich świat, pogrążeni we własnych problemach.
-To tutaj. - usłyszałam głos Austina, kiedy zaparkował przed dużym budynkiem. Przełknęłam głośno ślinę, czując narastającą we mnie niepewność.
-To idę... - westchnęłam dramatycznie.
-Powodzenia, siostrzyczko. - zaśmiał się cicho, całując mnie w policzek.
Wysiadłam z samochodu, zatrzaskując za sobą drzwi, po czym skierowałam się w stronę wielkich drzwi. Ogólnie byłam nieśmiałą osobą, a zwłaszcza, kiedy chodzi o pójście do nowej szkoły w środku roku szkolnego.
Po chwili znalazłam się już na korytarzu. Wzrok wszystkich uczniów wylądował na mnie, przez co spuściłam głowę. Stawiałam kroczek za kroczkiem, kierując się w nieznanym mi kierunku.
Uduszę tego Austina. Co ja mam teraz zrobić? Nie wiem, gdzie jestem. Nie wiem, gdzie mam pierwszą lekcję. W ogóle nic nie wiem...
-Ty jesteś Cindy Blake? - usłyszałam z tyłu łagodny, damski głos.
Odwróciłam się w stronę kobiety w średnim wieku, uśmiechającej się do mnie przyjaźnie.
-Tak. - odparłam nieśmiało.
-Nazywam się Mary Picket i jestem dyrektorem tej szkoły. - wyjaśniła, zachęcając mnie gestem dłoni, abym udała się za nią. - Jaką masz pierwszą lekcję? - spytała, zerkając na mój plan.
-Historię. - odparłam, ziewając cicho.
-Nie wyspałaś się? - dyrektorka uniosła lekko brwi, spoglądając na mnie kątem oka.
-Troszkę. - mruknęłam, idąc za nią.
Po chwili kobieta stanęła przed jedną z klas, otwierając przede mną drzwi.
-Dzień dobry. - powiedziała do uczniów i nauczycielki, siedzącej za biurkiem. - Chciałam wam przedstawić Cindy, która będzie razem z wami chodziła do klasy.
Uniosłam niepewnie głowę, widząc przed sobą dwadzieścia kilka par oczu, wpatrzonych we mnie.
-Zajmij miejsce, Cindy. - nauczycielka uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie.
Wykonałam jej polecenie i skierowałam się wgłąb klasy, zajmując jedno z ostatnich miejsc w wolnej ławce. Dyrektorka wyszła, a w klasie rozniosły się szepty, oczywiście na mój temat. Parę ciekawskich osób odwróciło się w moją stronę, jednak ja starałam się ich ignorować. Wyciągnęłam z torby zeszyt i długopis, a następnie podparłam się na jednym łokciu, wpatrując się w tablicę.
Z tego co zrozumiałam, nauczycielka opowiadała o wojnach napoleońskich. Ja jednak myślami byłam daleko od dziewiętnastowiecznej Francji. Kreśliłam kratki w zeszycie, aby zająć jakoś te czterdzieści pięć minut, które mogłabym spędzić, leżąc w łóżku i odsypiając te wszystkie noce, podczas których łzy zabrały mi sen. Nim się spostrzegłam, moje powieki same opadły, przenosząc mnie na łąkę pełną kwiatów. Leżałam na trawie, wpatrując się w rażące promienie słoneczne. Przymrużyłam oczy, wdychając świeży zapach, roznoszący się po łące.
-Cindy... - spałam nadal. - Cindy... - poczułam, jak ktoś dotyka mojego ramienia, przez co obudziłam się nagle, wpatrując się nieprzytomnym wzrokiem w nauczycielkę przede mną. Wzrok wszystkich uczniów zwrócony był w moją stronę. Widziałam, że niektórzy tłumili w sobie śmiech. - Byłabym wdzięczna, gdybyś nie spała na moich lekcjach. Rozumiem, że zamiast słuchać o Napoleonie wolisz rozmyślać o swoim księciu z bajki, jednak masz spróbować skupić się na lekcji.
Spuściłam wzrok, zawstydzona, ignorując szepty rówieśników. Nigdy nie byłam osobą towarzyską, a w takiej grupie ludzi czułam się po prostu nieswojo.
Z opresji uratował mnie dźwięk dzwonka, informujący o przerwie. Wszyscy zerwali się ze swoich miejsc, wychodząc z klasy. Spakowałam zeszyt i długopis do torby, po czym mruknęłam ciche przepraszam, udając się do wyjścia. Kiedy znalazłam się na zatłoczonym korytarzu, objęłam swoje ciało ramionami, czując się w ten sposób bezpieczniej. Przeskanowałam wzrokiem korytarz, a kiedy zorientowałam się, że ze względu na to, że doszłam w trakcie roku szkolnego byłam w centrum uwagi, spuściłam głowę. Dookoła wielu było chłopaków starszych ode mnie, przez co zacisnęłam lekko szczękę, starając się opanować strach. Udałam się prosto korytarzem, czytając tabliczki na każdych drzwiach. W końcu dotarłam do klasy biologicznej. Biologia od zawsze była znienawidzonym przeze mnie przedmiotem. Po pierwsze, nie interesowała mnie, a po drugie, nic nie potrafiłam zrozumieć.
Po dzwonku na lekcje weszłam do klasy. Zajęłam ostatnie miejsce, modląc się, aby nikt nie usiadł obok mnie. Uczniowie zaczęli zapełniać pomieszczenie, a wzrok każdego chociaż przez chwilę zatrzymywał się na mnie. Oparłam ręce na ławce, bawiąc się chustkami, które miałam zawiązane dookoła nadgarstków.
-Dzień dobry, klaso. - usłyszałam głos nauczyciela. Podniosłam głowę, obserwując mężczyznę koło pięćdziesiątki, ustawiającego na biurku podręczniki oraz kubek z kawą. - Słyszałem, że ktoś nowy dołączył do naszej klasy. - przeskanował wzrokiem pomieszczenie, aż w końcu zatrzymał je na mnie. - Witaj młoda damo. - uśmiechnął się, co odwzajemniłam z ogromną niepewnością. - Nazywasz się... - zawiesił głos, dając mi do zrozumienia, że mam odpowiedzieć.
-Cindy Blake. - mruknęłam, czując na sobie wzrok wszystkich.
-Jesteś siostrą Austina? - nauczyciel zmarszczył lekko brwi.
-Tak. - odparłam krótko.
-Z twoim bratem i z Justinem były same problemy. - westchnął, a z moich ust mimowolnie uciekł bardzo cichy chichot.
-Pamiętam jeszcze, jak wysadzili kibel i podpalili włosy dyrektorce. - rzucił jeden z chłopaków, siedzących w połowie klasy. Mogłam powiedzieć, że on i paru innych, siedzących obok niego chłopaków było od mnie starszych.
Przez uczniów przeszły śmiechy, których nawet nie starali się ukryć.
-Ich nie da się nie pamiętać. Nie było dnia, w którym czegoś by nie wymyślili. Byłem ich wychowawcą przez całe cztery lata i to ja musiałem wysłuchiwać wszystkich skarg. Pozdrów ich ode mnie i powiedz, że nadal o nich nie zapomniałem.
-Dobrze. - uśmiechnęłam się lekko.
Nauczyciel zapisał na tablicy krzyżówkę genetyczną i kazał nam ją uzupełnić. Nigdy tego nie rozumiałam. Szczerze mówiąc, nigdy nawet nie starałam się zrozumieć. Po piętnastu minutach, kiedy moja kartka nadal świeciła pustkami, mężczyzna podszedł do mojej ławki.
-Widzę, że coś ci to nie idzie. - powiedział, układając rękę na moich plecach. Momentalnie odsunęłam się od niego, a pod moimi powiekami zebrały się łzy, które jednak udało mi się powstrzymać. Nauczyciel zdawał się tego w ogóle nie zauważać, ponieważ pisał coś na mojej kartce.
***
Ostatnią lekcją było wychowanie seksualne. Na tych lekcjach oczywiście najbardziej aktywne były wszystkie osoby płci męskiej.
-Proszę o spokój. - w klasie rozniósł się głos nauczycielki.
Rozmowy stopniowo zaczęły zanikać, a wzrok nastolatków utkwiony był w kobiecie, stojącej obok tablicy. - Dzisiaj zajmiemy się poważniejszymi tematami, a mianowicie przemocą i wykorzystywaniem seksualnym.
Poczułam, jak wszystkie moje mięśnie się spinają. Zacisnęłam mocno powieki, starając się wyrzucić z głowy wspomnienia. Przez całkiem sporą część lekcji zatykałam uszy, aby nie słuchać tego, o czym mówi.
-Ale prawda jest taka, że przeważnie to dziewczyny w waszym wieku swoim strojem i zachowaniem prowokują mężczyzn i same są sobie winne.
-Słucham? - nie kontrolowałam słów, które opuszczały moje usta. Cała klasa momentalnie odwróciła się w moją stronę.
-Nie słyszałaś, co powiedziałam? - uniosła brwi.
-Bardzo dobrze słyszałam i nie mogę uwierzyć, że pani coś takiego powiedziała. - moje oczy momentalnie się zaszkliły.
-Coś ci nie pasuje? - założyła ręce na piersi. - Taka jest brutalna prawda. Najpierw nastolatki ubierają się wyzywająco i prowokują tym mężczyzn, a potem chodzą zapłakane i zastraszone.
-Jak pani może uczyć takiego przedmiotu, skoro nic pani nie wie! - krzyknęłam, czując, jak po moich policzkach spływają łzy. Przewiesiłam torbę przez ramię, udając się w stronę wyjścia z klasy. Ignorując zdziwione spojrzenia uczniów, jak i nauczycielki, wyszłam na korytarz, wybuchając płaczem. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w łazience, jednak ani trochę nie znałam tej szkoły. Nie miałam pojęcia, w jakim kierunku mam się udać.
-Ej, ślicznotko! - odwróciłam się na dźwięk męskiego głosu. - Nie powinnaś być na lekcjach?
Przełknęłam ślinę, widząc przed sobą trzech chłopaków, wyglądających na jakieś dziewiętnaście, dwadzieścia lat. Chciałam zignorować ich i pójść dalej, jednak jeden z nich złapał mnie za nadgarstek. Niemal natychmiast zaczęłam się trząść. Do głowy powróciły mi obrazy, kiedy ci wszyscy kolesie mnie dotykali, obmacywali...
Wyszarpałam się z jego uścisku, biegnąc w przeciwną stronę. Po chwili znalazłam drzwi, prowadzące do łazienki. Weszłam do pomieszczenia, opierając się o umywalkę. Dla kogoś, kto nie przeszedł tego, co ja, to wydarzenie nie zrobiłoby żadnego wrażenia. Ja jednak odczuwałam to zupełnie inaczej.
Nagle drzwi do łazienki ponownie się otworzyły, ukazując trzech chłopaków z korytarza.
-Nie zdążyłaś się przedstawić, laleczko. - mruknął jeden z nich, podchodząc do mnie. Pogłaskał mnie po policzku, na co całe moje ciało zesztywniało. Nie potrafiłam się ruszyć, ponieważ strach zawładnął każdą cząstką mnie.
-Czyli to jest siostrzyczka Zayna... - mruknął drugi, opierając się o futrynę. Na dźwięk tego imienia z moich oczu zaczęły wypływać łzy. Chłopak naparł na moje ciało, układając dłonie po moich obu stronach, na umywalce. Zaczęłam się trząść. Wierzyłam w to, że po przeprowadzce do Austina ten cały koszmar się skończy. A teraz na nowo zaczęłam się bać, tylko że dwa razy mocniej. Serce biło mi cholernie szybko, a w oczach widoczne było przerażenie.
-Proszę, zostaw mnie... - wychlipałam, czując jego krocze dociśnięte do swojego ciała. Chłopak jedynie zaśmiał mi się w twarz, układając dłonie na moich piersiach. - Błagam nie! - pisnęłam, jednak on zatkał mi usta dłonią.
Nagle do łazienki weszło dwóch innych chłopaków, tych samych, którzy opowiadali w klasie o "wyczynach" mojego brata i Justina.
-Mike, spierdalaj od niej. - warknął blondyn, odciągając ode mnie dziewiętnastolatka.
-Jeszcze się spotkamy, skarbie. - puścił do mnie oczko, po czym razem ze swoimi kumplami wyszedł z łazienki.
Ukucnęłam, chowając twarz w ramionach. Nie przejmowałam się w tym momencie obecnością dwóch innych chłopaków. Kiedy mój smutek chciał ujrzeć światło dzienne, żadna siła nie mogła go powstrzymać.
-Nie płacz. - chłopak, którego imienia w dalszym ciąg nie znałam, ukucnął obok mnie. Pogładził mnie po plecach, a moje ciało ponownie zesztywniało.
-Nie... nie dotykaj mnie. - wychlipałam, odsuwając się od niego i obejmując kolana ramionami. Nie wytrzymałam jednak długo. Zerwałam się z podłogi, po czym mruknęłam ciche "dziękuję", wybiegając z pomieszczenia...
***Oczami Austina***
Wszedłem do domu, odkładając klucze na szafkę. Zdjąłem buty oraz kurtkę, wieszając ją na wieszaku. Udałem się do salonu, zastając Justina, siedzącego na kanapie przed telewizorem.
-Siema, stary. - rzuciłem do niego, witając się z szatynem po męsku.
-No witam. - odparł, po czym przyciszył telewizor. - I jak mała? - uniósł brwi, wpatrując się we mnie.
-Księżniczka obraziła się na mnie, że musiała iść do szkoły. - westchnąłem, opadając na łóżko obok niego.
Nagle usłyszałem dźwięk przychodzącej wiadomości. Wyciągnąłem z kieszeni telefon, odblokowując go.
"Robota do wykonania. Jedziesz do Las Vegas. Dzisiaj."
-Ja pierdole. Ten człowiek cholernie mnie denerwuje. - warknąłem, pokazując kumplowi sms'a.
-Zajmę się małą. Nie musisz się martwić. - poklepał mnie lekko po plecach, przez co zmroziłem go wzrokiem.
-Właśnie widzę, jak się nią zajmiesz. Upijesz i zaciągniesz do łóżka.
-Kurwa, stary. Za kogo ty mnie masz? Przecież wiesz, że bym jej tego nie zrobił. - wyrzucił ręce w powietrze. - Dobrze wiedzieć, że najlepszy przyjaciel ma o mnie takie zdanie.
-Sory, facet. Jestem po prostu wkurzony, że znowu muszę ją zostawić.
-Nie bój się. Nie zrobię jej krzywdy. - posłał mi przekonujące spojrzenie.
Westchnąłem głośno, podnosząc tyłek z kanapy. Udałem się na górę, do swojej sypialni. Wyjąłem z szafy torbę, wrzucając do niej parę potrzebnych rzeczy oraz jakieś ubrania. Zszedłem schodami na dół, podchodząc do Justina.
-Będę jutro, najpóźniej pojutrze. Cindy kończy o czternastej. Siema. - pożegnałem się, a następnie skierowałem się w stronę wyjścia z domu...
Ukryłam twarz w kolanach, słysząc, jak moje łzy skapują na kafelkową podłogę w łazience. Po raz kolejny nie potrafiłam ich powstrzymać. Prawdę mówiąc, dziwiłam się, że ich zapas w dalszym ciągu się nie wyczerpał. W końcu nie było dnia oraz nocy, w której bym nie płakała. Stało się to rutyną w moim życiu, codziennym zajęciem, bez którego nie potrafiłam żyć. Moje oczy rzadko kiedy były suche.
Przyzwyczaiłam się do tego...
-Cindy, otwórz... - powiedział cicho Austin, pukając w drzwi łazienki.
Zignorowałam jego prośby, podchodząc powoli do szafki. Wyjęłam z niej kosmetyczkę, którą ustawiłam na krańcu umywalki. Odpięłam małą, boczną kieszonkę, wyciągając z niej opakowanie żyletek.
-Cindy, proszę cię. Otwórz, zanim zrobisz coś, co nie ma żadnego sensu... - jęknął cicho.
-Całe moje życie nie ma najmniejszego sensu... - szepnęłam, ocierając oczy, aby poprawić sobie widoczność.
Rozerwałam opakowanie, biorąc do ręki malutki, metalowy przedmiot. Przyłożyłam go do nadgarstka, wykonując proste cięcie. Przez te wszystkie miesiące nabrałam w tym wprawy. Już nie czułam żadnego bólu. Teraz były to tylko nowe, czerwone kreski, które przywoływały wspomnienia. Kolejny raz przyłożyłam żyletkę do skóry, kiedy drzwi od łazienki otworzyły się, a do środka wszedł Austin razem z Justinem.
-Kurwa, Cindy! Co ty robisz!? - momentalnie wyrwał mi przedmiot z ręki. Zadrżałam lekko, ponieważ poczułam, że po raz pierwszy przestraszyłam się swojego brata. Podniósł na mnie głos, przez co moje oczy ponownie się zaszkliły.
-Oddaj mi to. - powiedziałam, uspokajając się powoli.
-Nie. - odparł stanowczo, lecz łagodniej, niż przed chwilą. Wziął do ręki moją kosmetyczkę i zaczął wyjmować z niej żyletki.
-Zostaw to! - krzyknęłam, czując, że oddala się ode mnie obiekt mojego uzależnienia. Jedni ćpają, kiedy mają jakiś problem, a ja się tnę. To moje uzależnienie. Chciałam wyrwać Austinowi kosmetyczkę, jednak uniemożliwiły mi to dłonie, które złapały mnie za biodra.
Momentalnie znieruchomiałam. Zaczęłam się lekko trząść. Nie chciałam, żeby ktokolwiek mnie dotykał, a już na pewno nie mężczyzna.
-Puść mnie... - wyszeptałam przez łzy.
Justin wykonał moje polecenie, w czasie, kiedy Austin schował do kieszeni wszystkie żyletki, zamykając kosmetyczkę.
-Nie możesz tego robić, skarbie. - mruknął Austin, a następnie chwycił mnie ostrożnie za nadgarstek, odkręcając wodę. Opłukał moje rany, po czym przejechał po nich opuszkami palców.
Widziałam po ich minach, że chcieli coś powiedzieć, jednak powstrzymywali się. I dobrze. Czasem milczenie jest lepszym wyjściem.
Wysunęłam rękę z uścisku brata, po czym udałam się w stronę drzwi od łazienki. Opuściłam pomieszczenie, podchodząc do jednej z szafek, z której wyjęłam luźną bokserkę, a z dolnej szuflady, komplet koronkowej bielizny.
-Cindy... - zaczął brunet, drapiąc się po karku. - Wiesz, że musisz chodzić do szkoły, prawda? - dokończył, a ja westchnęłam głośno.
-Tak. - usiadłam na skraju łóżka, kładąc rzeczy na kolanach. - Niestety...
-Przepisałem cię do szkoły bliżej domu. - chłopak usiadł koło mnie. - I musisz iść tam już jutro. - spojrzał na mnie niepewnie, oczekując mojej reakcji.
-Co jest jutro? - zmarszczyłam brwi, wpatrując się tępo w podłogę.
-Poniedziałek. - mruknął cicho, obejmując mnie ramieniem. Wtulił moje ciało w swoje, głaszcząc mnie po włosach. - Masz jutro na dziesiątą. - dodał, całując mnie w czoło.
-Dobrze. - odparłam. Co mogłam innego powiedzieć? Wiedziałam, że muszę chodzić do szkoły, bo inaczej Austin miałby problemy. - A teraz przepraszam was, ale jestem zmęczona i chcę już iść spać. - wstałam z łóżka, podchodząc do drzwi od łazienki. Zanim jednak zdążyłam wejść do pomieszczenia, przerwał mi głos brata.
-Cindy, co to jest? - odwróciłam się w jego stronę, zauważając opakowanie z lekarstwem. Oczy ponownie zaszły mi łzami. Pociągnęłam nosem, spuszczając głowę.
-Tabletki antykoncepcyjne. - mruknęłam, a następnie zatrzasnęłam za sobą drzwi.
***Oczami Justina***
Patrzyłem na Austina, który natomiast wpatrywał się w tabletki. Widziałem, jak zaciska szczękę, walcząc z samym sobą.
-Przecież ona ma szesnaście lat... - powiedział cicho, odkładając opakowanie na szafkę. - Dlaczego to wszystko musiało spotkać ją? Czym sobie na to zasłużyła? - pociągnął z frustracją za końcówki włosów, wychodząc z pokoju siostry. Udałem się za nim, schodząc schodami do salonu. Usiadłem na kanapie, obok bruneta i milczałem. Szczerze mówiąc, nie wiedziałem, czy mam coś powiedzieć, czy po prostu z nim posiedzieć. Zacząłem się zastanawiać, jak ja bym się zachowywał, gdybym dowiedział się, że moja nastoletnia siostra była regularnie gwałcona i wykorzystywana. Chyba zabiłbym skurwiela na miejscu...
-Muszę ją wysłać do psychologa. - moje przemyślenia przerwał głos Austina. - Nie mogę patrzeć, jak ona się krzywdzi. Ja nie potrafię jej pomóc, to morze lekarz coś poradzi. Nie wiem, przepisze jakieś leki na depresję. Cokolwiek. - potarł skronie, ponownie opierając ręce o kolana.
-Tylko wiesz, że jeśli będzie to facet, nic z niej nie wyciągnie. - spojrzałem na kumpla znacząco.
-To znajdę panią psycholog. Zrobię wszystko, żeby ona przestała tak cierpieć. Jak tylko widzę jej łzy, mam ochotę sam się rozpłakać. - wyrzucił z siebie, w czasie, kiedy ja przysłuchiwałem mu się uważnie. - Kiedy zobaczyłem jej pocięte nadgarstki zacząłem się zastanawiać, co by się stało, gdyby ona wbiła tę żyletkę trochę głębiej, gdyby podcięła sobie żyły... - przetarł dłońmi twarz, oddychając głęboko.
-Nie myśl tak, Austin. - przerwałem mu, ponieważ sam poczułem nieprzyjemny uścisk w żołądku.
-Jak jutro pójdzie do szkoły, będę musiał przeszukać jej pokój. Zabiorę wszystkie te małe gówna, jakie tylko wpadną mi w ręce. - mruknął, wykładając z kieszeni żyletki. - Dobra, idę spać. - powiedział po krótkiej chwili, a następnie podniósł się z kanapy. Przybił ze mną piąstkę, po czym skierował się na górę, do swojej sypialni.
Oparłem się o oparcie kanapy, zagłębiając się w swoje myśli. Zastanawiałem się, dlaczego Zayn zaczął traktować tak własną siostrę. Chyba musiał być tego jakiś powód. On sprawił, że jej życie zamieniło się w horror...
Zerkając na zegarek, zobaczyłem godzinę 23:45. Z głośnym westchnieniem podniosłem się z sofy, po czym udałem w stronę kuchni. Nalałem sobie szklankę soku pomarańczowego, wypijając całą jej zawartość. Oparłem się rękoma o blat, wpatrując w szklane drzwi tarasowe. Na dworze było ciepło, a noc była gwieździsta. Wyszedłem więc do ogrodu, patrząc w niebo. Usiadłem na drewnianym krześle, chowając ręce do kieszeni dresów.
Myślami wróciłem do wczorajszej nocy. Cindy nadal się mnie bała, lecz alkohol zakrył jej lęk na te kilka godzin. Zachowywała się wtedy bardziej swobodnie. Mogłem ją normalnie dotknąć, a nawet przytulić. Kiedy przypominam sobie jej cudowny zapach, na moich ustach automatycznie pojawia się szczery uśmiech.
Po paru minutach wróciłem do domu, wchodząc na górę. Udałem się do swojej sypialni, a następnie zrzuciłem z siebie dresy, wsuwając się pod kołdrę. Brakowało mi obok jedynie kruchutkiego ciała dziewczyny, do którego mógłbym się przytulić w nocy. Wiedziałem, że dała mi się dotknąć tylko dlatego, że była pijana, jednak lepsze to, niż nic...
***Oczami Cindy***
-Młoda, wstawaj, bo się spóźnisz. - usłyszałam przy uchu głos Austina.
Byłam cholernie niewyspana, jednak... szczęśliwa. Tak, chyba mogę nazwać to szczęściem. W nocy nie obudził się ani razu. Nie miałam też żadnych koszmarów, w postaci wspomnień, przez co na moich ustach widniał delikatny uśmiech.
-Austin, boli mnie brzuch, nie mogę iść dzisiaj do szkoły. - jęknęłam, nakładając poduszkę do głowę.
-Idziesz, idziesz, skarbie. I nie ma żadnego ale. - ściągnął z mojego ciała kołdrę, po czym wyszedł z pokoju.
-Ej! - pisnęłam cicho, czując poranny chłód, owiewający moje, częściowo odsłonięte, ciało.
Nie otwierając oczu wstałam i udałam się na korytarz, stawiając kroczek po kroczku w kierunku pokoju Austina. Weszłam do sypialni brata i od razu rozłożyłam się na jego łóżku. Ułożyłam głowę na poduszce, przykrywając się kołdrą pod samą szyję.
-No chyba sobie ze mnie żartujesz! - do moich uszu doszedł dźwięk krzyku bruneta. - Ty masz wstawać, siostrzyczko, a nie kraść mi łóżko.
-Nie chce mi się. - mruknęłam. - Ja chcę spać. - wydęłam dolną wargę, czując, jak chłopak ściąga ze mnie kolejną kołdrę.
-Za pięć minut chcę cię widzieć na dole. - wyszedł razem ze swoją kołdrą, kolejny raz zostawiając mnie w mało przyjemnym chłodzie.
Ja jednak nie miałam najmniejszego zamiaru wstawać. Wyczłapałam się z pokoju Austina, udając się do kolejnego pomieszczenia. Byłam tak nieprzytomna, że nie widziałam nic dookoła. Ważne było tylko to, że po środku stało łóżko z zachęcającą kołderką.
Ułożyłam się wygodnie na materacu, przykrywając pod samą szyję. Przymknęłam powieki, ciesząc się chwilową nieobecnością mojego brata.
Nagle usłyszałam otwieranie drzwi od łazienki.
-Wow. - to jedyne słowo, które uciekło z czyiś ust. Otworzyłam jedno oko, spoglądając na, stojącego w drzwiach łazienki, szatyna. Chłopak był w samych bokserkach, a z jego włosów, kapały pojedyncze kropelki wody.
-Justin, powiedz Cindy, że ma w tej chwili schodzić na dół! - z dołu doszedł ryk Austina.
Szatyn popatrzył na mnie, uśmiechając się delikatnie.
-Powiedz, że biorę prysznic, albo cokolwiek. - jęknęłam cicho, zatapiając się w poduszce.
-Jest w łazience, zaraz przyjdzie! - odkrzyknął chłopak.
Zostawił swoje rzeczy na fotelu, a następnie podszedł do łóżka i ukucnął przy nim, od mojej strony.
-Nie da ci pospać, co? - zaśmiał się cicho, przykrywając mnie kołdrą.
-Nie wiem, po co komu szkoła. Mi się chce spać i jestem pewna, że zasnę na którejś lekcji. - wydęłam dolną wargę, bardziej wtulając się w poduszkę. - Najpierw zabrał moją kołdrę, a później swoją. Ja muszę się wyspać. - jęknęłam, naciągając kołdrę na głowę.
Do moich uszu doszedł dźwięk cichego śmiechu szatyna. Chłopak odkrył lekko swoją kołdrę, opierając się o skraj materaca.
-Wiesz, że jak Austin się zorientuje, że cię tutaj przetrzymuję, dostanie białej gorączki? - chłopak delikatnie przeczesał moje włosy. Ze względu na to, że byłam zaspana, nie zareagowałam. Poza tym, byłam dzisiaj w na prawdę dobrym nastroju.
Czułam, jak Justin bawi się moimi włosami. O dziwo, nie przeszkadzało mi to, a wręcz przeciwnie - było całkiem przyjemnie.
-Cindy! - do moich uszu doszedł dźwięk krzyku Austina. - Od dziesięciu minut powinnaś być na dole!
-Ale mi się chce spać... - ziewnęłam głośno, przewracając się na wznak.
-To dzisiaj idziesz do łóżka o dwudziestej. Oglądasz dobranockę i do spania. - zaćwierkał, ściągając ze mnie kołdrę.
-Boli mnie brzuch i głowa i... - przerwałam z głośnym piskiem, kiedy brunet przerzucił sobie moje ciało przez ramię. - Austin, głupku, puszczaj mnie! - zachichotałam, lecz chłopak nie przejął się moimi słowami i wyszedł z pokoju, następnie schodząc do salonu. Posadził mnie na wysokim krześle brzy blacie, po czym postawił przede mną talerz z naleśnikami.
-Austin, muszę się ubrać. - przewróciłam oczami, wskazując na swoje półnagie ciało.
-Na to miałaś czas kilka minut temu, kochanie. - mruknął, polewając moje naleśniki czekoladą. Ukroił kawałek, a następnie nałożył na widelec i skierował do moich ust.
-Dziękuję. - mruknęłam, kiedy zjadłam naleśnika.
Właśnie w ten sposób dokończyłam swoje śniadanie, po czym wstałam z krzesła i włożyłam talerz do zlewu.
-A teraz migiem na górę. Za pięć minut wychodzimy. - Austin klepnął mnie lekko w tyłek, przez co posłałam mu oburzone spojrzenie. Chłopak wyszczerzył się do mnie, a ja pobiegłam w stronę schodów. Przebiegłam kilka stopni, kiedy nagle zderzyłam się z ciałem Justina. Chłopak szybko złapał mnie w talii, dzięki czemu nie poleciałam do tyłu. W przeciwnym wypadku zleciałabym ze schodów. Ręce Justina w dalszym ciągu spoczywały na mojej talii, a ja stałam tak blisko szatyna, że nasze ciała się stykały. Chłopak patrzył mi prosto w oczy, jednak ja spuściłam wzrok, nie mogąc wytrzymać jego intensywnego spojrzenia.
-Trzy minuty. - na schodach pojawił się Austin, patrząc na szatyna morderczym spojrzeniem.
Justin zaśmiał się cicho, odsuwając ode mnie. Lekko zawstydzona popędziłam na górę, wpadając do swojego pokoju. Przeczesałam włosy, opierając się o drzwi. Wykonałam kilka głębokich wdechów, a następnie podeszłam do szafki z ubraniami i wyjęłam z niej krótkie spodenki oraz luźną bokserkę. Założyłam na siebie przygotowane rzeczy, a następnie włożyłam do torby piórnik oraz jakiś notes, służący mi jako zeszyt do wszystkich lekcji. Przewiesiłam torbę przez ramię, po czym weszłam do łazienki. Przeczesałam włosy, umyłam twarz oraz zęby, a na koniec zgasiłam światło, wychodząc z pomieszczenia.
Zeszłam schodami na dół, zastając Justina razem z moim bratem, siedzących na kanapie.
-Austin, na prawdę muszę tam iść? - jęknęłam cicho, przerywając ich rozmowę.
-Koniecznie. - odparł od razu, a następnie, podpierając się na kolanach, podniósł się z kanapy.
Z głośnym westchnieniem udałam się do przedpokoju, wsuwając nogi w swoje buty. Oparłam się o drzwi, zakładając ręce na piersi, kiedy mój brat zgarnął z szafki kluczyki od samochodu i założył na głowę czapkę, daszkiem do przodu. Wyszłam przed dom, kierując się do samochodu bruneta. Chłopak otworzył przede mną drzwi od strony pasażera, za co podziękowałam mu uśmiechem. Zajęłam swoje miejsce, układając torbę na kolanach. Austin usiadł na miejscu kierowcy, po czym odpalił silnik i zjechał z podjazdu.
Oparłam głowę o boczną szybę, wpatrując się w ludzi, przemierzających ulice. Każdy gdzieś się spieszył. Nie zwracali uwagi na otaczający ich świat, pogrążeni we własnych problemach.
-To tutaj. - usłyszałam głos Austina, kiedy zaparkował przed dużym budynkiem. Przełknęłam głośno ślinę, czując narastającą we mnie niepewność.
-To idę... - westchnęłam dramatycznie.
-Powodzenia, siostrzyczko. - zaśmiał się cicho, całując mnie w policzek.
Wysiadłam z samochodu, zatrzaskując za sobą drzwi, po czym skierowałam się w stronę wielkich drzwi. Ogólnie byłam nieśmiałą osobą, a zwłaszcza, kiedy chodzi o pójście do nowej szkoły w środku roku szkolnego.
Po chwili znalazłam się już na korytarzu. Wzrok wszystkich uczniów wylądował na mnie, przez co spuściłam głowę. Stawiałam kroczek za kroczkiem, kierując się w nieznanym mi kierunku.
Uduszę tego Austina. Co ja mam teraz zrobić? Nie wiem, gdzie jestem. Nie wiem, gdzie mam pierwszą lekcję. W ogóle nic nie wiem...
-Ty jesteś Cindy Blake? - usłyszałam z tyłu łagodny, damski głos.
Odwróciłam się w stronę kobiety w średnim wieku, uśmiechającej się do mnie przyjaźnie.
-Tak. - odparłam nieśmiało.
-Nazywam się Mary Picket i jestem dyrektorem tej szkoły. - wyjaśniła, zachęcając mnie gestem dłoni, abym udała się za nią. - Jaką masz pierwszą lekcję? - spytała, zerkając na mój plan.
-Historię. - odparłam, ziewając cicho.
-Nie wyspałaś się? - dyrektorka uniosła lekko brwi, spoglądając na mnie kątem oka.
-Troszkę. - mruknęłam, idąc za nią.
Po chwili kobieta stanęła przed jedną z klas, otwierając przede mną drzwi.
-Dzień dobry. - powiedziała do uczniów i nauczycielki, siedzącej za biurkiem. - Chciałam wam przedstawić Cindy, która będzie razem z wami chodziła do klasy.
Uniosłam niepewnie głowę, widząc przed sobą dwadzieścia kilka par oczu, wpatrzonych we mnie.
-Zajmij miejsce, Cindy. - nauczycielka uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie.
Wykonałam jej polecenie i skierowałam się wgłąb klasy, zajmując jedno z ostatnich miejsc w wolnej ławce. Dyrektorka wyszła, a w klasie rozniosły się szepty, oczywiście na mój temat. Parę ciekawskich osób odwróciło się w moją stronę, jednak ja starałam się ich ignorować. Wyciągnęłam z torby zeszyt i długopis, a następnie podparłam się na jednym łokciu, wpatrując się w tablicę.
Z tego co zrozumiałam, nauczycielka opowiadała o wojnach napoleońskich. Ja jednak myślami byłam daleko od dziewiętnastowiecznej Francji. Kreśliłam kratki w zeszycie, aby zająć jakoś te czterdzieści pięć minut, które mogłabym spędzić, leżąc w łóżku i odsypiając te wszystkie noce, podczas których łzy zabrały mi sen. Nim się spostrzegłam, moje powieki same opadły, przenosząc mnie na łąkę pełną kwiatów. Leżałam na trawie, wpatrując się w rażące promienie słoneczne. Przymrużyłam oczy, wdychając świeży zapach, roznoszący się po łące.
-Cindy... - spałam nadal. - Cindy... - poczułam, jak ktoś dotyka mojego ramienia, przez co obudziłam się nagle, wpatrując się nieprzytomnym wzrokiem w nauczycielkę przede mną. Wzrok wszystkich uczniów zwrócony był w moją stronę. Widziałam, że niektórzy tłumili w sobie śmiech. - Byłabym wdzięczna, gdybyś nie spała na moich lekcjach. Rozumiem, że zamiast słuchać o Napoleonie wolisz rozmyślać o swoim księciu z bajki, jednak masz spróbować skupić się na lekcji.
Spuściłam wzrok, zawstydzona, ignorując szepty rówieśników. Nigdy nie byłam osobą towarzyską, a w takiej grupie ludzi czułam się po prostu nieswojo.
Z opresji uratował mnie dźwięk dzwonka, informujący o przerwie. Wszyscy zerwali się ze swoich miejsc, wychodząc z klasy. Spakowałam zeszyt i długopis do torby, po czym mruknęłam ciche przepraszam, udając się do wyjścia. Kiedy znalazłam się na zatłoczonym korytarzu, objęłam swoje ciało ramionami, czując się w ten sposób bezpieczniej. Przeskanowałam wzrokiem korytarz, a kiedy zorientowałam się, że ze względu na to, że doszłam w trakcie roku szkolnego byłam w centrum uwagi, spuściłam głowę. Dookoła wielu było chłopaków starszych ode mnie, przez co zacisnęłam lekko szczękę, starając się opanować strach. Udałam się prosto korytarzem, czytając tabliczki na każdych drzwiach. W końcu dotarłam do klasy biologicznej. Biologia od zawsze była znienawidzonym przeze mnie przedmiotem. Po pierwsze, nie interesowała mnie, a po drugie, nic nie potrafiłam zrozumieć.
Po dzwonku na lekcje weszłam do klasy. Zajęłam ostatnie miejsce, modląc się, aby nikt nie usiadł obok mnie. Uczniowie zaczęli zapełniać pomieszczenie, a wzrok każdego chociaż przez chwilę zatrzymywał się na mnie. Oparłam ręce na ławce, bawiąc się chustkami, które miałam zawiązane dookoła nadgarstków.
-Dzień dobry, klaso. - usłyszałam głos nauczyciela. Podniosłam głowę, obserwując mężczyznę koło pięćdziesiątki, ustawiającego na biurku podręczniki oraz kubek z kawą. - Słyszałem, że ktoś nowy dołączył do naszej klasy. - przeskanował wzrokiem pomieszczenie, aż w końcu zatrzymał je na mnie. - Witaj młoda damo. - uśmiechnął się, co odwzajemniłam z ogromną niepewnością. - Nazywasz się... - zawiesił głos, dając mi do zrozumienia, że mam odpowiedzieć.
-Cindy Blake. - mruknęłam, czując na sobie wzrok wszystkich.
-Jesteś siostrą Austina? - nauczyciel zmarszczył lekko brwi.
-Tak. - odparłam krótko.
-Z twoim bratem i z Justinem były same problemy. - westchnął, a z moich ust mimowolnie uciekł bardzo cichy chichot.
-Pamiętam jeszcze, jak wysadzili kibel i podpalili włosy dyrektorce. - rzucił jeden z chłopaków, siedzących w połowie klasy. Mogłam powiedzieć, że on i paru innych, siedzących obok niego chłopaków było od mnie starszych.
Przez uczniów przeszły śmiechy, których nawet nie starali się ukryć.
-Ich nie da się nie pamiętać. Nie było dnia, w którym czegoś by nie wymyślili. Byłem ich wychowawcą przez całe cztery lata i to ja musiałem wysłuchiwać wszystkich skarg. Pozdrów ich ode mnie i powiedz, że nadal o nich nie zapomniałem.
-Dobrze. - uśmiechnęłam się lekko.
Nauczyciel zapisał na tablicy krzyżówkę genetyczną i kazał nam ją uzupełnić. Nigdy tego nie rozumiałam. Szczerze mówiąc, nigdy nawet nie starałam się zrozumieć. Po piętnastu minutach, kiedy moja kartka nadal świeciła pustkami, mężczyzna podszedł do mojej ławki.
-Widzę, że coś ci to nie idzie. - powiedział, układając rękę na moich plecach. Momentalnie odsunęłam się od niego, a pod moimi powiekami zebrały się łzy, które jednak udało mi się powstrzymać. Nauczyciel zdawał się tego w ogóle nie zauważać, ponieważ pisał coś na mojej kartce.
***
Ostatnią lekcją było wychowanie seksualne. Na tych lekcjach oczywiście najbardziej aktywne były wszystkie osoby płci męskiej.
-Proszę o spokój. - w klasie rozniósł się głos nauczycielki.
Rozmowy stopniowo zaczęły zanikać, a wzrok nastolatków utkwiony był w kobiecie, stojącej obok tablicy. - Dzisiaj zajmiemy się poważniejszymi tematami, a mianowicie przemocą i wykorzystywaniem seksualnym.
Poczułam, jak wszystkie moje mięśnie się spinają. Zacisnęłam mocno powieki, starając się wyrzucić z głowy wspomnienia. Przez całkiem sporą część lekcji zatykałam uszy, aby nie słuchać tego, o czym mówi.
-Ale prawda jest taka, że przeważnie to dziewczyny w waszym wieku swoim strojem i zachowaniem prowokują mężczyzn i same są sobie winne.
-Słucham? - nie kontrolowałam słów, które opuszczały moje usta. Cała klasa momentalnie odwróciła się w moją stronę.
-Nie słyszałaś, co powiedziałam? - uniosła brwi.
-Bardzo dobrze słyszałam i nie mogę uwierzyć, że pani coś takiego powiedziała. - moje oczy momentalnie się zaszkliły.
-Coś ci nie pasuje? - założyła ręce na piersi. - Taka jest brutalna prawda. Najpierw nastolatki ubierają się wyzywająco i prowokują tym mężczyzn, a potem chodzą zapłakane i zastraszone.
-Jak pani może uczyć takiego przedmiotu, skoro nic pani nie wie! - krzyknęłam, czując, jak po moich policzkach spływają łzy. Przewiesiłam torbę przez ramię, udając się w stronę wyjścia z klasy. Ignorując zdziwione spojrzenia uczniów, jak i nauczycielki, wyszłam na korytarz, wybuchając płaczem. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w łazience, jednak ani trochę nie znałam tej szkoły. Nie miałam pojęcia, w jakim kierunku mam się udać.
-Ej, ślicznotko! - odwróciłam się na dźwięk męskiego głosu. - Nie powinnaś być na lekcjach?
Przełknęłam ślinę, widząc przed sobą trzech chłopaków, wyglądających na jakieś dziewiętnaście, dwadzieścia lat. Chciałam zignorować ich i pójść dalej, jednak jeden z nich złapał mnie za nadgarstek. Niemal natychmiast zaczęłam się trząść. Do głowy powróciły mi obrazy, kiedy ci wszyscy kolesie mnie dotykali, obmacywali...
Wyszarpałam się z jego uścisku, biegnąc w przeciwną stronę. Po chwili znalazłam drzwi, prowadzące do łazienki. Weszłam do pomieszczenia, opierając się o umywalkę. Dla kogoś, kto nie przeszedł tego, co ja, to wydarzenie nie zrobiłoby żadnego wrażenia. Ja jednak odczuwałam to zupełnie inaczej.
Nagle drzwi do łazienki ponownie się otworzyły, ukazując trzech chłopaków z korytarza.
-Nie zdążyłaś się przedstawić, laleczko. - mruknął jeden z nich, podchodząc do mnie. Pogłaskał mnie po policzku, na co całe moje ciało zesztywniało. Nie potrafiłam się ruszyć, ponieważ strach zawładnął każdą cząstką mnie.
-Czyli to jest siostrzyczka Zayna... - mruknął drugi, opierając się o futrynę. Na dźwięk tego imienia z moich oczu zaczęły wypływać łzy. Chłopak naparł na moje ciało, układając dłonie po moich obu stronach, na umywalce. Zaczęłam się trząść. Wierzyłam w to, że po przeprowadzce do Austina ten cały koszmar się skończy. A teraz na nowo zaczęłam się bać, tylko że dwa razy mocniej. Serce biło mi cholernie szybko, a w oczach widoczne było przerażenie.
-Proszę, zostaw mnie... - wychlipałam, czując jego krocze dociśnięte do swojego ciała. Chłopak jedynie zaśmiał mi się w twarz, układając dłonie na moich piersiach. - Błagam nie! - pisnęłam, jednak on zatkał mi usta dłonią.
Nagle do łazienki weszło dwóch innych chłopaków, tych samych, którzy opowiadali w klasie o "wyczynach" mojego brata i Justina.
-Mike, spierdalaj od niej. - warknął blondyn, odciągając ode mnie dziewiętnastolatka.
-Jeszcze się spotkamy, skarbie. - puścił do mnie oczko, po czym razem ze swoimi kumplami wyszedł z łazienki.
Ukucnęłam, chowając twarz w ramionach. Nie przejmowałam się w tym momencie obecnością dwóch innych chłopaków. Kiedy mój smutek chciał ujrzeć światło dzienne, żadna siła nie mogła go powstrzymać.
-Nie płacz. - chłopak, którego imienia w dalszym ciąg nie znałam, ukucnął obok mnie. Pogładził mnie po plecach, a moje ciało ponownie zesztywniało.
-Nie... nie dotykaj mnie. - wychlipałam, odsuwając się od niego i obejmując kolana ramionami. Nie wytrzymałam jednak długo. Zerwałam się z podłogi, po czym mruknęłam ciche "dziękuję", wybiegając z pomieszczenia...
***Oczami Austina***
Wszedłem do domu, odkładając klucze na szafkę. Zdjąłem buty oraz kurtkę, wieszając ją na wieszaku. Udałem się do salonu, zastając Justina, siedzącego na kanapie przed telewizorem.
-Siema, stary. - rzuciłem do niego, witając się z szatynem po męsku.
-No witam. - odparł, po czym przyciszył telewizor. - I jak mała? - uniósł brwi, wpatrując się we mnie.
-Księżniczka obraziła się na mnie, że musiała iść do szkoły. - westchnąłem, opadając na łóżko obok niego.
Nagle usłyszałem dźwięk przychodzącej wiadomości. Wyciągnąłem z kieszeni telefon, odblokowując go.
"Robota do wykonania. Jedziesz do Las Vegas. Dzisiaj."
-Ja pierdole. Ten człowiek cholernie mnie denerwuje. - warknąłem, pokazując kumplowi sms'a.
-Zajmę się małą. Nie musisz się martwić. - poklepał mnie lekko po plecach, przez co zmroziłem go wzrokiem.
-Właśnie widzę, jak się nią zajmiesz. Upijesz i zaciągniesz do łóżka.
-Kurwa, stary. Za kogo ty mnie masz? Przecież wiesz, że bym jej tego nie zrobił. - wyrzucił ręce w powietrze. - Dobrze wiedzieć, że najlepszy przyjaciel ma o mnie takie zdanie.
-Sory, facet. Jestem po prostu wkurzony, że znowu muszę ją zostawić.
-Nie bój się. Nie zrobię jej krzywdy. - posłał mi przekonujące spojrzenie.
Westchnąłem głośno, podnosząc tyłek z kanapy. Udałem się na górę, do swojej sypialni. Wyjąłem z szafy torbę, wrzucając do niej parę potrzebnych rzeczy oraz jakieś ubrania. Zszedłem schodami na dół, podchodząc do Justina.
-Będę jutro, najpóźniej pojutrze. Cindy kończy o czternastej. Siema. - pożegnałem się, a następnie skierowałem się w stronę wyjścia z domu...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka Kochani!!!
Wydaje mi się, że rozdział jest trochę ciekawszy, niż poprzedni...
Jak myślicie, czy podczas nieobecności Austina coś się wydarzy...?
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam was również na mojego aska. Z chęcią odpowiem na Wasze pytania.
Kocham Was i do następnego ;-*
Ps. Zapraszam Was również na wspaniałe opowiadanie:
http://brotherly-love-jelena.blogspot.com/
Cudoo
OdpowiedzUsuńCo za gnoje z tych kolesi. Dobrze że przyszli tamci. Jeju potrzebuje jak najszybciej kolejnego rozdziału. Cudooo
OdpowiedzUsuńBardzo współczuję Cindy. Na każdym kroku dręczy ją przeszłość, nawet w szkole nie może wyluzować ;(. Teraz będzie z Justinem sama w domu jejkuu będzie się działo :).
OdpowiedzUsuńŁo ho ho ho
UsuńJezu, jacy wstrętni ludzie chodzą do tej szkoły. -.-
OdpowiedzUsuńAustin powinien to przewidzieć, a nie kurwa, jeszcze ją zmuszać do chodzenia tam. Z drugiej strony, on miałby problemy, więc.. W sumie nie wiem XDDD
Biedna Cindy.. Znowu jest pewnie na skraju załamania. To chore.. Przecież w takich sytuacjach, ona nigdy nie dojdzie do siebie -.-..
Bardzo podoba mi się pomysł, jest taki.. Smutny. Ale ja lubię takie właśnie opowiadania, chodź sama nie potrafię takich pisać :D
Mam nadzieję, że Justin jej nie skrzywdzi, chociażby jakimś źle dobranym słowem :( To byłoby trochę przygnębiające ://
Nie mogę się doczekać nn <3 .
~ Drew.
thepastalwayscomesbackx3.blogspot.com
angelsdonotdieyet.blogspot.com
Boskie<3
OdpowiedzUsuńBiedna Cindy jest taka krucha że na każdym kroku można ją doprowadzić do płaczu :"(
OdpowiedzUsuńsuper dodaj jak najszybciej <33
OdpowiedzUsuńOho już nowy rozdział? Jezu, nie wytrzymam tych niespodzianek :))))))))))))))
OdpowiedzUsuńHm, jestem strasznie ciekawa jak zareaguje Justin, gdy zobaczy przestraszona i zapłakana Cindy.
Austin wyjeżdża? Więc dom jest pusty? Ciekawe czy coś zajdzie pomiędzy Bieberem a Cindy, podczas jego nieobecności. Jestem w 100 procentach na TAK. :)))
A teraz coś innego...
Tak cholernie dziekuje ci za każdy komentarz na moim blogu. Jesteś taka kochana. I przyznaję, że jak dodam rozdział i czytam komentarze i jak zobaczę twoja nazwę wśród tych wszystkich wpisów, od razu pojawia się na mojej twarzy szeroki uśmiech, nawet gdy nir zacznę jeszcze czytać to co napisałaś. Dziekuje <3
ps.
Przepraszam, że tak chaotycznie i pewnie z masa błędów, ale jestem na tel i ciągle gdzieś mi ucieka ta kreska co pisze. Głupia jakas xdd
love-is-hard-baby.blogspot.com
kocham to ♡
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie
anythingcouldhappen-ff.blogspot.com
oraz
youreallthatmatterstomee.blogspot.com
JEJU ..
OdpowiedzUsuńBiedna ;<
Te okropne wspomnienia, te typki ze szkoły i jeszcze ta pojebana nauczycielka !
Ej dokładnie nic nie wiedzą, a pieprzą głupoty cholera.
Kolejne moje uzależnienie ! Czytam i gdy kończę czytam od początku i tak w kółko. za każdym razem przeżywam to tak samo.
Jejku to jest tak idealne, ty jesteś idealna, kochana i w ogóle najlepsza <33
Kocham Cię i jeszcze raz przepraszam <3
true-big-love-jb.blogspot.com
red-sky-jb.blogspot.com
jejku szkoda mi jej. Nawet w szkole ja prześladują. I jeszcze ten wyjazd Austina ciekawe jaka bedzie jej reakcja.
OdpowiedzUsuńOMG cudowne *.*
OdpowiedzUsuńŚwieeetne ! *.*
OdpowiedzUsuńDhvsdhchkddexiku
OdpowiedzUsuń