niedziela, 29 czerwca 2014

Rozdział 29...

Nie sprawdzony, przepraszam...

Kiedy Justin zaparkował na parkingu, znajdującym się niedaleko cmentarza i zgasił silnik, przez moje ciało przeszły nieprzyjemne dreszcze. Nie wiedziałam, czy dam radę tam iść. Nie wiedziałam, czy dam radę być na pogrzebie Austina. Na pogrzebie mojego brata, którego tak kochałam i który był najważniejszą dla mnie osobą na całym tym pierdolonym świecie.
-Justin, ja nie potrafię. - wyszeptałam, kiedy szatyn otworzył mi drzwi od strony pasażera i przykucnął przy samochodzie.
-Rozumiem, Cindy, jednakże uważam, że powinnaś pójść, bo inaczej będziesz miała pretensje do siebie, że go nie pożegnałaś we właściwy sposób. - powiedział cicho, obejmując swoimi dłoń moje. Przez chwilę analizowałam w głowie jego słowa, aż w końcu uznałam, że ma rację. Pokiwałam lekko głową, a następnie, z pomocą Justina, wyszłam z samochodu. Chłopak objął mnie opiekuńczo ramieniem i pogładził dolną partię moich pleców. Doskonale rozumiał, jak się w tym momencie czuję. Widziałam, że odczuwał mój ból na własnej skórze. Chociaż od śmierci Austina minęło już kilka dni, moje samopoczucie nie poprawiło się. Cały czas byłam zrozpaczona i najnormalniej w świecie przerażona. Przerażona tym, że sobie nie poradzę i że wszystko, co udało mi się osiągnąć przez ten krótki czas, rozsypie się na małe kawałeczki, tak samo, jak moja psychika uległa rozbiciu, parę dni temu.
Stawiając krok za krokiem w czarnych, wysokich szpilkach, doszłam razem z Justinem do miejsca, w którym miał zostać pochowany Austin. Cieszyłam się, że miałam go obok. Szatyn stał się moim przyjacielem i dziękowałam mu za to, że mnie nie zostawił. Gdyby nie on, musiałabym zamieszkać z matką, a prawdę mówiąc, Justin był dla mnie bliższą osobą, niż moi rodzice.
Gdy podeszłam do głębokiego dołu w ziemi, na jednym z miejsc na cmentarzu, nie zwróciłam uwagi na nikogo z mojej rodziny. W głowie miałam tylko Austina i Justina. Dwóch chłopaków, w tym samym wieku, jednak tak bardzo różniących się od siebie. Jednakże, istniała między nimi podstawowa różnica. Jeden z nich był tutaj, obok mnie, a drugi leżał w ciemnej, wilgotnej trumnie, którą lada moment mieli spuścić pod ziemię.
Przez następne kilka minut po prostu stałam. Stałam i tępo wpatrywałam się w ziemię, ponieważ nie potrafiłam zrobić nic więcej. A wiecie, co było najdziwniejsze? Nie potrafiłam nawet uronić chociażby jednej łzy. Naprawdę. Nie potrafiłam się rozpłakać, ponieważ w środku, w sobie, nie czułam w tym momencie żadnych uczuć czy emocji. Zawładnęła mną ogromna, nieposkromiona pustka, której ja sama się bałam. Tak niedwno udało mi się z niej, wydostać, a teraz wróciła, ze zdwojoną siłą.
-Kochanie... - usłyszałam cichy głos po swojej prawej stronie i dłoń na ramieniu. Małą dłoń, która zdecydowanie nie należała do Justina. Odwróciłam więc głowę w prawo, zauważając moją matkę. Stała tam, ze skruszonym wyrazem twarzy, jakby chciała powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. W głębi serca modliłam się, aby czegoś takiego nie powiedziała. W przeciwnym razie nie potrafiłabym kontrolować samej siebie. Nienawidzę wysłuchiwać kłamst i słów, które nigdy nie będą miały znaczenia.
-Czego chcesz? - mruknęłam ostro, odwracając wzrok i z powrotem wbijając go w górę czarnej, wilgotnej ziemi, którą zostały zasypane zwłoki Austina.
-Wiesz, że przeprowadzasz się do mnie. Nie jesteś jeszcze pełnoletnie, dlatego... - chciała kontynuować, jednak przerwał jej Justin, który zbliżył się do mnie i oplątał ramiona wokół mojego pasa, jakby chciał dać jej do zrozumienia, że nie zamierza mnie oddać.
-Cindy zostaje ze mną. Gdyby zależało pani na córce, zajęłaby się nią pani juz wiele lat temu. Zamiast tego, zostawiła ją pani i przestała interesować się jej losem. - warknął, w okolicach mojego brzucha splątując swoje palce z moimi. - Ona zastaje ze mną. Tylko tyle chcieliśmy pani przekazać. - dodał, po czym mocniej zacisnął swoją dłoń na mojej i pociągnął mnie w przeciwnym kierunku.
I właśnie wtedy, po raz pierwszy poczułam, że potraktował mnie, niczym swoją własność...

***

Moja mama nie robiła problemów z tym, abym została razem z Justinem. Szatyn natomiast niesamowicie na to nalegał. W pewnym momencie przeszła mi nawet przez myśl pewnego rodzaju obawa, jednak wygoniłam ją z mojej głowy tak szybko, jak się pojawiła.
Tak więc od teraz zamieszkałam z Justinem. Nie jestem w stu procentach pewna, czy dobrze postąpiłam. W końcu, znałam Justina dość krótko i nie wiedziałam, jaki był. Miałam nadzieję, że podjęłam słuszną decyzję. Nie chciałam później tego żałować.
-Pójdę już spać, Justin. - szepnęłam, ziewając w tym samym momencie, kiedy siedziałam na kanapie w salonie, objęta ramieniem szatyna.
-Dobrze, malutka. Pamiętaj, że gdybyś tylko czegoś potrzebowała, wystarczy, że mnie zawołasz. - kiedy chciałam wstać, chłopak delikatnie objął dłońmi moje biodra i przyciągnął mnie na swoje kolana. Lekko zdziwiona, spojrzałam na niego, jednak kiedy chciałam otworzyć usta i coś powiedzieć, jego wargi dotknęły moich. Pod wpływem uczucia, które towarzyszyło mi podczas pocałunków z nim, przymknęłam powieki, chcąc w pełni oddać się tej romantycznej chwili. Relacje pomiędzy mną, a Justinem były dość dwuznaczne. Każdy człowiek wokół nas był przekonany, że jesteśmy przyjaciółmi. Jednakże, czy przyjaciele zachowują się w sposób, w jaki zachowujemy się my? Nie jestem o tym przekonana.
To może wydawać się dziwne dla kogoś, kto zna całą moją historię, ale nie boję się dotyku Justina. Jego dłonie, badając moje ciało, nie straszą mnie, a wręcz przeciwnie. Wysyłały przyjemne uczucia i doznania.
-Chodź do mnie, skarbie. - szatyn jedną ręką przełożył moją lewą nogę przez swoje uda, sprawiając tym samym, że usiadłam na nim okrakiem. Prawdę mówiąc, ostatnio wiele czasu spędzałam w tej pozycji. Czułam jego bliskość, lecz nie bałam się. Naprawdę przestałam sie bać jego ruchów, które były delikatne i idealnie dostosowane do danej sytuacji.
Objęłam jego szyję ramionami, jednocześnie wplątując palce w jego włosy z tyłu głowy. Tym razem to ja dotknęłam jego ust swoimi, natomiast chłopak pogłębił pocałunek, przysuwając mnie za biodra do siebie. Pocałunek nie był szybki czy agresywny. Wręcz przeciwnie, był spokojny, wolny i delikatny. Właśnie taki, jakiego potrzebowałam. Nie wiem nawet, kiedy, po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Justin, czując to, przeniósł dłonie z mojej talii na policzki i otarł słoną ciecz kciukami.
-Nie płacz. - wyszeptał w moje rozchylone wargi. - On nie chciałby, żebyś płakała. Nigdy tego nie chciał.
-Wiem i postaram się, jednak to nie jest proste. Austin był praktycznie moją jedyną rodziną.
-Dlatego zawsze pamiętaj, że masz mnie. - kiedy skończył, skinęłam głową i bez słowa zeszłam z jego kolan, udając się schodami na górę, do swojej sypialni.
Kiedy zamknęłam za sobą drzwi, weszłam prosto pod błękitną, czystą kołdrę. Dzięki temu, że w moim pokoju przez cały czas otwarte było okno, materiał pościeli był chłodny i idealnie pasował do mojej rozgrzanej skóry. Sama już nie wiem, czy było mi tak gorąco, ze względu na wszystkie emocje, związane ze śmiercią brata, czy czułam się tak przy Justinie. Nie wiem, ale jednego byłam pewna. Justin nie był mi obojętny. Nie był pierwszym lepszym chłopakiem, do którego uśmiechałam się z grzeczności. Nie. On był kimś więcej, jednak na razie sama nie wiedziałam, kim.

***Oczami Justina***

Gdy obudziłem się w środku nocy, zegar wskazywał godzinę drugą. Niechętnie zwlekłem się z łóżka. Zawsze, kiedy budziłem się w nocy, robiłem "spacer po domu", aby po chwili wrócić do łóżka i z powrotem zagłębić się w krainę snów.
Wyszedłem więc z pokoju i udałem się w stronę schodów, jednak wtedy usłyszałem cichy płacz, dochodzący z pokoju Cindy. Zaniepokojony, nacisnąłem na klamkę i wszedłem po cichu do jej sypialni. Siedziała na łóżku, z nogami przyciągniętymi do klatki piersiowej i schowaną w nich głową. Obok niej, na łóżku, leżał album ze zdjęciami, otwary a stronie, na której ona, razem z Austinem, siedzieli na ławce w parku. Zrozumiałem, że płakała z powodu przywołanych wspomnień. Nie chciałem, żeby znów to wspominała. Przynajmniej na razie, kiedy jeszcze nie pogodziła suę ze stratą brata. Dlatego właśnie podszedłem do łóżka i zabrałem z niego album ze zdjęciami. Zamknąłem go i odłożyłem na szafkę. Miałem nadzieję, że dzięki temu Cindy uspokoi się.
-Zostaniesz ze mną? - wyszeptała, nie odrywając wzroku od pościeli. Widziałem, że potrzebowała teraz kogoś, kto byłby obok niej przez cały czas. I to ja miałem zamiar być tą osobą, którą szatynka będzie darzyć największym zaufaniem.
-Oczywiście. - odparłem, obchodząc łóżko dookoła i wsuwając się pod kołdrę, po jej drugiej stronie.
Delikatnie ułożyłem dłonie na jej szczupłych ramionkach i przejechałem nimi od góry do dołu, kilka razy. Widziałem, że dziewczyna drżała lekko, nie z powodu płaczu, lecz zimna. Okryłem więc jej ciało kołdrą i pocałowałem w głowę. Właściwie, to jedyne, co mogłem robić. Wiedziałem, że w tym przypadku milczenie będzie bardziej właściwym rozwiązaniem.
-Brakuje mi go. - dopiero, kiedy szatynka się odezwała, ja również postanowiłem.
-Wiem, Cindy. Może mi w to nie uwierzysz, ale mnie również go brakuje. To fakt, często kłóciliśmy się ze sobą. Czy to o ciebie, czy o Jazzy. Ale byliśmy przyjaciółmi od wielu lat i były to jedynie niewinne sprzeczki, które mogły jedynie wydawać się groźne. Nie wiesz, ile bym dał, aby przywrócić mu życie.
-Ja tak samo. - szepnęła, jednak po chwili wyprostowała się, otarła z oczy łzy i wzięła głęboki oddech. - Ale wiesz, co dzisiaj zrozumiałam? Jego już nie ma inie będzie, a ja muszę to zaakceptować i pogodzić się z tym. Moje łzy nie zwrócą mu życia. Widocznie tak właśnie miało być. Sama już nie wiem. - tak, jak pierwszą częśc mowiła głośno i wyraźnie, tak ostatnie zdanie wyszeptała. Chciała wierzyc w swoje słowa, jednak jeszcze nie potrafiła. A ja byłem od tego, aby jej pomóc.
-Masz rację, Cindy. Każy kiedyś odchodzi. Najwidoczniej Austin miał odejść szybko. I co byśmy nie zrobili, on do nas nie wróci. Ale wiesz, piedyś pewna osoba powiedziała mi coś ważnego. Jeśli go kochasz, on zawsze będzie z tobą. - wtedy ostrożnie ułożyłem dłoń w okolicach jej serduszka. - Właśnie tutaj.
-Ci, których kochamy nie odchodzą od nas. - wyszeptała, układając swoją dłoń na mojej.
-Tylko są z nami przez cały czas. Obserwują nas, opiekują się nami i nas chronią. - kontynuowałem, wpatrując się w jej lewy profil.
-Nie pozwalają nas krzywdzić i cierpieć, ponieważ...
-Oni również nas kochają. - ostatnie zdanie wypowiedzieliśmy równocześnie.
Wtedy właśnie, patrząc na Cindy, poczułem coś, czego nie czułem nigdy wcześniej. Pewien rodzaj siły, która za wszelką cenę starała się przyciągnąć mnie do tej drobnej szesnastolatki. I zrozumiałem również, że nie ma sensu walczenie z tym. Może po prostu powinienem poddać się emocjom? Może powinienem iść drogą, jaką wskazuje mi życie, a nie na siłę szukać innej?
-Justin, dlaczego mi się tak przyglądasz? - Cindy odkaszlnęła cicho, odwracając głowę w moją stronę.
-Po prostu coś sobie uświadomiłem. - przymrużyłem powieki, gładząc delikatnie jej gładki policzek.
-Mogę wiedzieć, co takiego? - nieśmiało założyła kosmyk włosów za ucho.
-Wkrótce się dowiesz...

***Oczami Cindy***

Kiedy obudziłam się rano, Justina nie było obok mnie. Nie było go również w jego sypialni, ani w kuchni. Dopiero w przedpokoju znalazłam informację, że musiał wyjść i wróci za jakiś czas. Normalne.
Justin żadko mówił cokolwiek o sobie, a tym bardziej co robi i gdzie jest, kiedy znika na kilka godzin. Ja natomiast nie miałam zamiaru być wścibska i wnikac w jego prywatne sprawy. Domyślałam się, że może mieć to związek z jego... pracą, jeśli mogę nazwać tak nielegalne wyścigi.
Siedząc na kanapie w salonie, usłyszałam dzwonek do drzwi. Wstałam więc i poszłam otworzyć. Możecie sobie wyobrazić moje zaskoczenie,  gdy zobaczyłam w progu mojego byłego, Jaxona. Moje wargi były lekko rozchylone, jednak po chwili odkaszlnęłam, aby nie wyglądać dziwnie.
-Umm, cześć, wejdź. - mruknęłam cicho, otwierając szerzej drzwi i wpuszczając go do środka.
Chłopak zdjął skórzaną kurtkę i powiesił ją na wieszaku, a następnie udał się za mną do salonu.
-Co cię tutaj sprowadza? - spytałam, odrobinę nieśmiało. W końcu, dawno ze sobą nie rozmawialiśmy i nasze relacje nie były już takie, jak dawniej.
-Przyszedłem... porozmawiać. Tak po prostu. - wzruszył lekko ramionami, zakładając ręce na piersi i opierając się o kanapę.
-O czym? - stanęłam obok. Nie bardzo miałam teraz ochotę na rozmowę z nim. Cały czas byłam w żałobie.
-Cindy, chciałem cię przeprosić i wyjaśnić ci wszystko. Ja wiem, że źle zrobiłem. Wiem, że nie powinienem iść do łóżka z Jazzy.
-Cieszę się, że chociaż tyle zrozumiałeś. - nie mogłam się powstrzymać od komentarza.
-Cindy, to ona mnie uwiodła. Uwiodła i zaciągnęła do łóżka. Przecież wiesz, że ja cię kocham i nie zdradziłbym cię. - wyciągnął jedną rękę i pogładził mnie po policzku.
-Jaxon, mówisz, że byś mnie nie zdradził, a dokładnie to zrobiłeś. Czy twoje słowa mają jakikolwiek sens?
-To Zayn. Zayn kazał Jazzy mnie uwieść, ponieważ chciał, żebyśmy się rozstali.
-Wiem o tym, Jaxon. Ale to nie zmienia faktu, że możemy zostać jedynie przyjaciółmi. Nie ma szans, żebyśmy znowu byli razem. Po prostu nie ma już na to szans.
-Dobrze, Cindy. Najważniejsze, że mi wybaczyłaś. - wtedy blondyn objął mnie ramionami w pasie i przytulił do siebie.
Byłam nieco zaskoczona jego gestem, jednak odwzajemniłam uścisk, opierając głowę o jego klatkę piersiową. Znowu poczułam się, jak kiedyś. Znowu wróciłam myślami do czasów, w których była z nim i kiedy przytulał mnie tak cały czas. Jednak wspomnienia narodziły się tylko w mojej głowie. Serce nic nie poczuło, co oznaczało, że wszystkie uczucia, jakimi go darzyłam, już dawno wygasły.
Naszą, niemal romantyczną chwilę, przerwało otwieranie drzwi wejściowych. Następnie ujrzałam postać Justina, która weszła do salonu. Gdy jego wzrok padł na nas, szatyn, ledwo zauważalnie, zacisnął szczękę, a dłonie zwinął w pięści. Nic nie mówił, tylko stał i z kamiennym wyrazem twarzy wpatrywał się w nas, przenikliwym spojrzeniem. Najpierw patrzył na Jaxona, następnie wzrok przeniósł na mnie i tam zatrzymał go na dłużej.
-Spieprzaj stąd. - mruknął w końcu, mrugając kilka raz powiekami, znowu patrząc na blondyna.
-Stary, o co ci chodzi? Przecież ja tylko...
-Niejasno się wyraziłem? Powiedziałem spieprzaj, chyba że czekasz, aż ci w tym pomogę. - jego głos był coraz bardziej agresywny.
-Idź już, Jaxon. - wyszeptałam, ostatni raz głaszcząc go po ramieniu.
Blondyn, cały czas dziwnie przypatrując się Justinowi, wyszedł z domu, zostawiając mnie tutaj, samą z szatynem, który wpatrywał się we mnie, jakby chciał przeniknąć przez moje myśli.
-O co ci chodziło? Przecież Jaxon chciał ze mną tylko porozmawiać. - wyrzuciłam ręce w powietrze, będąc zirytowana jego zachowaniem.
-O nic. Kurwa, o nic mi nie chodziło. - warknął, a następnie, potrącając mnie po drodze ramieniem, odszedł w stronę schodów, zostawiając mnie w salonie, kompletnie zdezorientowaną...
~*~
Przepraszam Was za tak straszliwie nudny rozdział, ale nie wiedziałam za bardzo, co w nim napisać, więc wyszlo takie pieprzenie o wszystkim i o niczym. Za to moge zdradzić, że w następnym cuś troszeczkę się wydarzy.
ask.fm/Paulaaa962

środa, 18 czerwca 2014

Rozdział 28...

Przez parę chwil stałam, objęta ramionami Justina. Chociaż bardzo chciałam poruszyć jakąkolwiek częścią ciała, nie potrafiłam. Zesztywniałam po ostatnich słowach chłopaka i za nic w świecie nie potrafiłam tego zmienić.
-Powtórz to, co powiedziałeś. - wydukałam, lecz mój głos był ostry i stanowczy.
-Austin... - ponownie wziął głęboki oddech. - Austin nie żyje...
I wtedy to do mnie dotarło. Mój brat, mój przyjaciel, najważniejsza dla mnie osoba na całym, jebanym świecie, odeszła. Nie ma go tutaj. Nie ma i nie będzie. Już nigdy z nim nie porozmawiam. Już nigdy nie będę mogła się go o nic poradzić. Już nigdy się do niego nie przytulę i...
-Nie... - zaczęłam energicznie kręcić głową. - Nie. To jest jakiś chory i psychiczny żart! - krzyknęłam, wyrywając się z uścisku Justina. - Kurwa, puść mnie! Zostaw mnie, nie dotykaj! Nie rozumiesz!? - zaczęłam na niego krzyczeć. Czułam, jakbym wpadła w szał, z którego nie potrafiłam się uwolnić.
-Cindy, cichutko. - chłopak tylko wzmocnił uścisk. Nie chciał mnie puścić. Zaczął głaskać po włosach i szeptać do ucha czułe słowa, jednak był chyba głupi, jeśli myślał, że to mnie uspokoi.
-Błagam, zostaw mnie... - wychlipałam, kiedy ciasno owinął ramiona wokół mojego pasa.
Zaczęłam płakać. Tak przeraźlwie płakać, że w ciągu jednej sekundy, koszulka szatyna była już mokra od moich łez. Już nie chciałam, aby mnie puścił. Chciałam, żeby mnie przytulił. Przytulił i nie puścił. Zrozumiałam właśnie, że oprócz niego nie mam praktycznie nikogo. Dotarło do mnie, że tylko na Justina mogę liczyć w trudnych chwilach. Że tylko na niego mogę liczyć teraz, kiedy spotkała mnie kolejna tragedia.
-Spokojnie, malutka. Już spokojnie. - myślę, że stałam, wtulona w niego, dobre dziesięć minut. Ciągle płakałam i nic nie wskazywało na to, żebym miała przestać. Ból był tak silny, że paraliżował mnie od środka. Nie potrafiłam mówić, nie potrafiłam się poruszyć i, co najważniejsze, nie potrafiłam puścić Justina.
-Chodź, kochanie. Musisz się przespać. - w jednej chwili, chłopak wziął mnie na ręce i zaczął kierować się w stronę schodów. Schowałam twarz w zagłębieniu jego szyi i objęłam ją ramionami. Łkałam cicho, a moje powieki były tak ciężkie, że nie potrafiłam ich unieść. Mogłoby się wydawać, że nie będę w stanie zasnąć, jednak to był błąd. Zasypiałam już teraz, w jego ramionach. Byłam tak wstrząśnięta, że oderwałam się niemal całkowicie od rzeczywistości. Chciałam przestać to czuć. Ten ból, rozrywający mnie od środka. Dlatego właśnie nie starałam się nawet otworzyć oczu. Wręcz przeciwnie, zacisnęłam je jeszcze mocniej. Słowa Justina z każdą chwilą stawały się coraz bardziej odległe, a do moich uszu wszystkie dźwięki docierały coraz ciszej. Zasypiałam i w tym momencie byłam za to niesamowicie wdzięczna.
***Oczami Justina***
Widziałem, jak Cindy powoli zasypia w moich ramionach. Delikatnie pocałowałem ją w czółko, chwilę dłużej przytrzymując usta przy jej skórze. Było mi jej tak strasznie szkoda. Tak bardzo chciałem, aby przestała cierpieć, a zamiast tego jej cierpienie potęgowało się na moich oczach. W tej sytuacji nie wiedziałem, jak mogę jej pomóc i co powinienem zrobić, ale wiedziałem, że muszę podjąć jakieś kroki. Nie mogę zostawić jej samej, z tym wszystkim.
Po chwili dotarłem do sypialni Cindy i ułożyłem jej drobne ciałko na pościeli. Ostrożnie przykryłem ją kołdrą, uważając przy tym, aby nie obudzić szatynki. Zdecydowanie przyda jej się teraz sen, który pomaga na wszystko. Ostatni raz pogłaskałem ją jeszcze po włosach, a następnie wyszedłem z pokoju, najciszej jak potrafiłem zamykając za sobą drzwi.
Zszedłem na dół, z powrotem do salonu, jednak ciężko było mi stawiać choćby pojedyncze kroki. Nie dziwcie mi się, ale był to dla mnie ogromny szok. Austin był moim przyjacielem od wielu lat. Kiedy poznaliśmy się w pierwszej klasie liceum, niemal od razu się zaprzyjaźniliśmy. A teraz, nagle, dowiaduję się, że on nie żyje. Możecie mówić o mnie, co tylko chcecie, ale to bolało. Jego śmierć bolała.
-Co się dzieje? - z zamyśleń wyrwał mnie głos Jazzy, która wyszła z jednego z pokojów na parterze. Bez słowa podszedłem do niej i delikatnie objąłem ramionami w pasie. Tak po prostu przytuliłem się do niej. Tak, przytuliłem się do siostry, której nienawidzę i z którą od dawna nie potrafiłem się dogadać, bez krzyków i wyzwisk.
Wyczułem, że była zdziwiona, jednak odwzajemniła mój gest. Zacząłem delikatnie gładzić jej plecy, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, jak malutka i krucha była. Może faktycznie źle się do niej odnosiłem. Może faktycznie powinienem zmienić swój stosunek do niej. W końcu była moją siostrą, prawda?
-Justin, doceniam twój nagły przypływ uczuć do mnie, ale możesz mi powiedzieć, co się stało? Pokłóciłeś się z Cindy? Słyszałam przed chwilą jej krzyki. O co chodziło?
-Nie o to chodzi, Jazzy. - objąłem jej twarzyczkę dłońmi i pocałowałem w czoło. - Austin nie żyje. - wyszeptałam, a mój, i tak już cichy głos, odbił się od jej delikatnej skóry.
-Co ty powiedziałeś? - zrobiła krok do tyłu, patrząc na mnie z przerażeniem.
-On nie żyje. Austin nie żyje. - powtórzyłem, lecz nie przyszło mi to z łatwością. Za każdym razem wypowiadanie tego tragicznego zdania wbijało niewielką, lecz cholernie ostrą szpilkę w moje serce.
Jazzy nie powiedziała już nic więcej. Zaczęła płakać, cały czas ocierając dłońmi łzy z twarzy.
-Chodź tu do mnie, malutka. - wyciągnąłem przed siebie jedną rekę, a szatynka złapała ją i podeszła do mnie. Usiadłem na kanapie, a ona zajęła miejsce na moich kolanach. Widziałem, że było jej cholernie ciężko. To tylko potwierdzało, że naprawdę kochała Austina i był dla niej niezmiernie ważny. - Cichutko, słoneczko. Nie płacz już. - pogłaskałem ją po głowie i otarłem z policzków łzy. Nie wiem nawet, kiedy stałem się tak opiekuńczy względem niej. Cóż, to moja siostra i chyba dopiero teraz to zrozumiałem. Nie wiedziałem, czy śmierć Austina poprawi nasze relacje, jednakże na razie rozumiemy się dużo lepiej. Ta tragedia nas pojednała.
-Justin, jak to się stało? - spytała po chwili, kiedy jej głos przestał się trząść, a łzy wypływac z oczu.
-Spadł ze skarpy, na obrzeżach miasta. Nieszczęśliwy wypadek. Zostałem powiadomiony przez policję, ponieważ w jego samochodzie znaleźli moje dane. Mówią, że mógł być to nieszczęśliwy wypadek, typu zasłabnięcie, lecz mógł również zostać zepchnięty. Na razie nie potrafią tego ustalić.
-To Zayn. To Zayn musiał go zepchnąć. Jestem tego pewna, Justin. To musiał być on.
-Skąd wiesz? - ułożyłem dwa palce pod jej brodą i uniosłem jej głowę, aby spojrzeć dziewczynie w napuchnięte oczy.
-Po prostu wiem. - mruknęła, a w następnej chwili zerwała się z moich kolan. Zanim zdążyłem zrozumieć, co się dzieje, dziewczyna była już przy drzwiach. Nie mogłem pozwolić na to, aby pojechała do Zayna. Bałem się o nią, a ten skurwiel był niebezpieczny. Dlatego więc wstałem z łóżka i, zanim Jazzy wyszła z domu, objąłem ją w pasie i przyciągnąłem do siebie.
-Nie jedź tam. To niebezpieczne. - mruknąłem jej do ucha, chwytając jej dłoń w swoją i prowadząc wewnątrz domu.
-To mój były, potrafię z nim rozmawiać. Poza tym, on musi zapłacić za to, co zrobił Austinowi. Nie daruję mu tego. - ponownie wybuchnęła płaczem, a ja, jedyne co mogłem zrobić, to głaskanie jej po głowie i szeptanie do ucha, że wszystko się ułoży, chociaz sam do końca w to nie wierzyłem. Owszem, moja siostra jest silna i jestem pewny, że sobie poradzi, lecz Cindy... Tego nie byłem pewien. Szatynka nie doszła jeszcze do siebie, po ostatniej tragedii, a spada na nią kolejny ciężar. Nie wiedziałem, jak to na nią wpłynie. Na nią i na jej dalsze życie. Jednak jednego byłem pewien. Mam zamiar ją chronić, aż będę miał pewność, że jest na tyle silna, aby wziąć wszystkie sprawy w swoje ręce.
***Oczami Cindy***
"Drogi pamiętniku. Myślałam, że ból, jaki sprawiali mi ci wszyscy mężczyźni, bijąc mnie i gwałcąc, był tym najgorszym. Myliłam się. Myliłam się i to bardzo. Oddałabym wszystko, oddałabym samą siebie, aby przywrócić życie Austinowi. Jednak wiem, że nie mogę. Jego tu nie ma. Nie ma go wśród żywych. I już nigdy nie będzie. To koniec..."
Z ciężkim sercem zamknęłam pamiętnik i odłożyłam go razem z długopisem na szafkę nocną przy łóżku. Otarłam z policzków kolejne łzy, chociaż prawdę mówiąc nie wiem, po co to zrobiłam. I tak wiedziałam, że zaraz z moich oczu wypłyną kolejne.
-Dlaczego? - wyszeptałam, zwijając się w kłębek na łóżku. - Dlaczego mi to zrobiłeś? Dlaczego mnie zostawiłeś? Dlaczego zostawiłeś mnie tutaj samą...?
Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Nie wiedziałam, czy mam wypłakać z siebie wszystkie łzy, czy zacisnąć zęby i iść dalej, zostawić tę sprawę za sobą. Chciałam wziąć się w garść, ale nie potrafiłam.  Dlatego właśnie wyciągnęłam rękę i wyjęłam spod łóżka butelkę wódki. Nie interesowało mnie teraz, co pomyślą o mnie inni. Ja miałam nadzieję, że chociaż na chwilę uda mi się zapomnieć, że chociaż na chwilę przestanę cierpieć. Odkręciłam butelkę i wypiłam z niej kilka łyków. Byłam przyzwyczajona do smaku alkoholu dlatego niemal się nie skrzywiłam. Siedziałam na łóżku i piłam. Piłam, żeby zapomnieć, chociaż wiedziałam, że kiedy wytrzeźwieję, wszystko uderzy we mnie ze zdwojoną siłą.
Austin zginął wczoraj, a ja czuję się gorzej. Jeszcze gorzej, niż w momencie, w którym Justin powiedział mi o jego śmierci. W międzyczasie, wrócili rodzice Justina, a Jazzy nie mieszka już z nami, tylko u siebie. Równiez chciała być sama i doskonale ją rozumiem. Ta informacja wstrząsnęła nami wszystkimi. Widziałam również, jak Justin to przeżywał. Zamieniliśmy ze sobą raptem parę słów, ponieważ oboje byliśmy w głębokim szoku i smutku.
-Cindy, możesz zejść na dół!? - z parteru doszedł do mnie krzyk Justina. Niechętnie postawiłam stopy na podłodze i odstawiłam w połowie pustą butelkę na podłogę. Następnie, trzymając się za głowę, wstałam z łóżka. Czułam zawroty głowy, przez alkohol, płynący w moich żyłach, jednak, zataczając się lekko, wyszłam z pokoju. Z trudem zeszłam po schodach, przez plączące się nogi. Kiedy dotarłam do salonu, zobaczyłam Justina, a na przeciwko niego siedzieli moi rodzice.
Moi rodzice.
Moi rodzice...
Są ostatnimi osobami, jakie chciałam tutaj widzieć. Nienawidzę ich oboje tak samo mocno. Matka, zwykła dziwka, i chociaż wiem, że nie powinnam tak o niej mówić, właśnie taka była prawda. Kiedy jeszcze mieszkała z nami, zarabiała jako prostytutka. Następnie ojciec, który po wyrzuceniu mamy z domu zaczął mnie molestować. Zayn, udając troskliwego brata, zrobił ze mnie worek treningowy i osobę, na której może zarobić, a Austin, jedyny członek rodziny, któremu ufałam, nie żyje.
Pieprzyć moje życie.
-Co oni tu robią? - wybełkotałam, schodząc z ostatniego stopnia schodów.
-Córeczko... - mama, ze skruszoną miną, wstała z kanapy i podeszła do mnie. Oplątała ramiona wokół mojej talii i przytuliła mnie do siebie. Byłam tak samo zaskoczona, co zdenerwowana jej gestem. Nie odwzajemniłam uścisku. Stałam sztywno, z zamkniętymi oczami. Nic nie czułam. Kompletna pustka...
-Odsuń się ode mnie. - powiedziałam ostro i pomimo alkoholu, brzmiał stanowczo. - Powiedziałam odsuń się ode mnie. - powtórzyłam, tym razem głośniej. - Myślisz, że jak pojawisz się, po tylu latach, wybaczę ci wszystko i powiem do ciebie "mamo"? Nie. Jesteś dla mnie zupełnie obcą osobą. - wódka zdecydowanie dodała mi odwagi. - A ty? - kiedy kobieta odsunęła się ode mnie, spojrzałam na ojca. - Co ty sobie w ogóle myślisz? Po jaką cholerę tu przyszedłeś? Po jaką cholerę przyszliście tu oboje? Ja nie mam ani matki, ani ojca. Nie mam rodziców i nie mam braci.
-Kochanie, Austin nie żyje, to prawda, ale Zayn żyje. Dlaczego nie mieszkasz z nim, tylko z Austinem?
-Widzisz, nie było cię tyle czasu. Nic nie wiesz, a ja nie zamierzam nic wam mówić. Gdyby wam zależało, zainteresowalibyście się mną, ale wy od zawsze mieliście mnie w dupie. Więc teraz i ja mam was w dupie. Odprowadzić was do drzwi, czy traficie sami? - wiem, że byłam cholernie bezczelna, jednak jak inaczej miałam zareagować?
-Ty gówniaro, nie będziesz się tak do mnie odzywać. - warknął mój ojciec, zbliżając się w moją stronę, jednak zanim zdążył podejść bliżej, drogę zagrodził mu Justin.
-Ona nie chce z wami rozmawiać i ma do tego prawo. Rozumiem, że przyszliście po to, aby przekazać, że zajmiecie się pogrzebem Austina. Więc teraz możecie już wyjść. - Justin również wskazał im drzwi wyjściowe.
-Cindy, zamieszkasz ze mną. - kobieta, która uważała się za moją matkę ostatni raz zwróciła się do mnie, a następnie, razem ze swoim byłym mężem, wyszli z domu.
Wybuchnęłam płaczem jeszcze zanim Justin objął mnie ramionami. Po chwili jednak złapał mnie, ponieważ zakręciło mi się w głowie, i posadził na swoich kolanach, sam siadając na kanapie.
-Nienawidzę ich. Nienawidzę ich z całego serca. Nie interesowali się mną przez kilka lat i nagle przypomniało im się, że mają córkę. - wychlipałam w jego szyję. On wiedział, co czuję. Potrafił mnie zrozumieć, dlatego to jemu zwierzałam się ze wszystkiego.
-Cindy, nie będziesz mieszkać z matką. - szepnął mi do ucha, delikatnie całując skórę obok niego.
-Wolę mieszkać w domu dziecka niż z tą dziwką. - wyszeptałam, mocniej wtulając się w niego. To dziwne, ale czułam się teraz bezpiecznie. Teraz, kiedy siedziałam mu na kolanach i kiedy on był wobec mnie tak troskliwy.
-Nie, Cindy. Zostajesz ze mną. - wplątał palce w moje włosy i przeczesał je kilka razy, zakręcając sobie końcówki na palcu.
-Ale jak? Ja mam dopiero szesnaście lat. Nie mogę z tobą mieszkać. - odsunęłam się lekko od niego i otarłam dłońmi łzy z policzków. Przetarłam również oczy, ponieważ zalegające w nich łzy utrudniały mi widzenie.
-Porozmawiam z twoją matką. Uwierz mi, zgodzi się. Musi się zgodzić.
-Nie, Justin. Nie chcę Ci robić kłopotu. Jakoś sobie poradzę. - potrząsnęłam energicznie głową i chciałam wstać z jego kolan, jednak w tym momencie Justin objął moją twarz dłońmi i delikatnie dotknął moich ust swoimi. Kiedy zrozumiałam, co chce przekazać mi przez ten gest, przybliżyłam się do niego i mocniej naparłam na jego wargi. Szatyn ostrożnie wsunął język do moich ust i zaczął badać nim moje podniebienie, a kiedy nasze języki spotkały się, zaczęły wirować w przedziwnym, ale pięknym tańcu.
-Nie pozwolę ci odejść, Cindy. Jesteś moja... - wyszeptał, opierając swoje czoło o moje. - I tylko moja... - w tym momencie jego słowa sprawiły, że poczułam się ważna, jednak wtedy nie wiedziałam jeszcze, jakie będą miały znaczenie w nieodległej przyszłości...
~*~
No więc witam Was z nowym rozdziałem. Krótki wyszedł, ale ostatnio takie lepiej mi się pisze. I jeszcze jedno, nie wiem, czy uda mi się dodać rozdział podczas długiego weekendu, ponieważ przyjeżdżają goście no i wiadomo. Ale jeśli tylko będę mogła, postaram się dodać :)
ask.fm/Paulaaa962
I na koniec, polecam cudownie zapowiadające się opowiadanie:
http://you-are-my-addiction-babe-jb.blogspot.com

niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział 27...

Rozdział nie jest sprawdzony...

***Oczami Austina***
Kiedy obudziłem się rano, poczułem delikatny ciężar na swojej klatce piersiowej, a gdy spojrzałam w dół, ujrzałem spokojnie śpiącą Jazzy. Wyglądała dosłownie jak słodki, niewinny aniołek, którym była za dnia. Za to w nocy zmieniała się o 180 stopni. I wcale na to nie narzekałem.
-Kochanie... - wyszeptałem jej do uszka, zawijając sobie kosmyk włosów na palcu. Jezzy powoli uniosła powieki i zamrugała kilka razy oczami, aby przyzwyczaić się do jasnego światła.
-Hej. - mruknęła, unosząc się lekko i całując mnie w policzek. - Długo już nie śpisz?
-Nie, przed chwilą się obudziłem. - pogłaskałem ją po włosach, a ona zsunęła się z mojej klatki piersiowej i położyła na materacu obok, przykrywając kołdrą swoje nagie ciało. - Zaraz wracam skarbie. Muszę tylko porozmawiać z siostrą. - wtedy wstałem z łóżka i wsunąłem na siebie czerwone, dopasowane bokserki. Wyszedłem z pokoju i, pocierając oczy pięściami, przeszedłem cały korytarz, aż wreszcie dotarłem do drzwi od pokoju Cindy. Zapukałem cicho, a kiedy nie usłyszałem żadnej odpowiedzi, myśląc, że śpi, wszedłem do środka.
Chciałem z nią porozmawiać, wyjaśnić wszystko, a może nawet przeprosić. Nie chciałem się z nią kłócić. Zawsze byliśmy idealnym rodzeństwem, a od jakiegoś czasu wszystko zaczęło się pieprzyć.
Stanąłem, jak wryty, kiedy zorientowałem się że Cindy nie ma w pokoju. Zmarszczyłem brwi, ponieważ nie wiwdziałem, co mam o tym myśleć. W końcu, była dość wczesna pora, a moja siostra nie lubiła wcześnie wstawać.
Wyszedłem więc z jej pokoju. Nie wiem, dlaczego, ale nogi automatycznie zaprowadziły mnie do sypialni Biebera. Moje przypuszczenia okazały się niestety słuszne. Jego również nie było, co mogło oznaczać tylko jedno.
-Beber, kurwa, pożałujesz, że dotknąłeś moją siostrę...
***Oczami Justina***
Kiedy obudziłem się rano, Cindy leżała obok mnie na łóżku, oparta na jednym łokciu. Automatycznie uśmiechnąłem się, układając ręce za głową i przeciągając się.
-Dzień dobry, słoneczko. - ziewnąłem, wyciągając w górę dłoń i głaszcząc małą po policzku.
-No cześć. -odparła radosnym tonem. To dziwne, lecz kiedy ona była szczęśliwa, ja również taki byłem.
-Jak ci minęła noc? - spytałem, wpatrując się w jej uśmiechnięte oczka i słodki uśmiech. Dziewczyna uchyliła lekko usta spoglądając na mnie ze skrępowaniem. Dopiero po chwili zrozumiałem, co kryło się w jej ślicznej główce. - Miałem na myśli tę część, po naszym zbliżeniu w lesie. - parsknąłem śmiechem, widząc jej zakłopotanie. - Chociaż nie będę miał nic przeciwko, jeśli opowiesz mi, jak ci było.
Jakiś czas wpatrywałem się w jej lekko rozchylone usta i zmarszczone brwi. Po raz kolejny wybuchnąłem śmiechem, przewracając się z pleców na brzuch i nadal śmiejące się w niebogłosy.
-To wcale nie jest śmieszne! - Cindy uderzyła mnie lekko w ramię. To znaczy, w jej przekonaniu zapewne było to silne uderzenie, lecz ja ledwo je poczułem.
-No co? - wydukałem przez śmiech. - Z chęcią posłucham, jak ci było. -  poklepałem ją lekko po tyłku, kiedy dziewczyna usiadła na swoich kolanach i założyła ręce na piersi, udając obrażoną. - Słonko, nie gniewaj się na mnie. - usiadłem przed nią i wydąłem dolną wargę. Cóż, ta mina zawsze działała na kobiety. - Niunia, ploooszę... - udałem głos małego dziecka, z każdą chwilą zbliżając się do niej.
-Przestań. - zachichotała słodko, kiedy dotarłem do jej szyi, zacząłem pocierać ją nosem i całować.
-Dlaczego? - mruknąłem seksownie, napierając na jej drobne ciałko. Po chwili dziewczyna poddała się i opadła na materac, a ja zawisłem nad nią, opierając się na łokciach po obu stronach jej główki. - Wiesz, jak na mnie działasz? - szepnąłem w jej usta, po chwili muskając je delikatnie. Powtórzyłem tę czynności jeszcze kilka razy, czekając, aż Cindy przedłuży pocałunek. Tak też się stało. Nie musiałem długo czekać, aż szatynka objęła moją twarz obiema dłońmi i mocniej złączyła nasze wargi, niemal natychmiast wsuwając język do moich ust i odszukując nim mojego.
Ten pocałunek mógłby przemienić się w coś bardziej erotycznego, jednak przerwał nam dźwięk telefonu. Mojego telefonu. Niechętnie zsunąłem się więc z ciała Cindy i wyciągnąłem rękę w kierunku szafki nocnej. Wziąłem w dłoń komórkę, po czym przyłożyłem do ucha i odebrałem połączenie, nie sprawdzając, kto dzwoni.
-Halo? - zaśmiałem się, kiedy Cindy usiadła na mnie okrakiem i zaczęła łaskotać po brzuchu.
-Bieber, kurwa, możesz mi powiedzieć, co ty robisz z moją siostrą? - jęknąłem cicho, rozpoznając głos w słuchawce. Mogłem się domyślać, że Austin, zaraz po wstaniu, pójdzie sprawdzić, czy przypadkiem nie uprowadziłem jego malutkiej siostrzyczki. No i cóż, tak się stało, ale nie zauważyłem, żeby Cindy prostestowała. Wręcz przeciwnie. Na rękę było jej to, że nie będzie musiała wysłuchiwać jednoznacznych odgłosów, dochodzących z sypialni jej brata.
-Uspokój się. Cindy jest cała i zdrowa. - dziewczyna wywróciła oczami. Wiedziała już, że rozmawiam z Austinem i, tak, jak ja, była tym faktem podirytowana.
-Masz trzymać się od niej z daleka, zrozumiałeś? - warknął, oddychając ciężko i szybko.
-Kurwa, stary, nie jesteś moim ojcem, żeby mówić mi, co mam robić, a czego nie! - wyrzuciłem wolną rękę w powietrze. Jego gadanie naprawdę mnie denerwowało i znacznie podnosiło ciśnienie. Każe mi trzymać się z dala od Cindy, kiedy sam obraca moją siostrę. Ktoś tu się zmienia w hipokrytę.
-Najpóźniej za godzinę chcę ją widzieć w domu. - powiedział ostro, po czym rozłączył się, nie czekając na moją odpowiedź. Z głośnym westchnieniem odłożyłem komórkę na szafkę i spojrzałem na szatynkę, bawiącą się końcówkami swoich włosów.
-Jest bardzo zdenerwowany? - spytała, przygryzając seksownie dolną wargę. Ona robiła to nieświadomie, natomiast mnie to po prostu podniecało. Wiedząc, że nie mogę liczyć na nic więcej, uniosłem dłoń i uwolniłem jej wargę, posyłając dziewczynie wymowne spojrzenie. Ta po raz kolejny przewróciła oczami i założyła ręce na piersi. - Więc jak? Jest barfzo wkurzony?
-Tak. Zachowuje się, jakby był ojcem, zarówno twoim, jak i moim. Chce nas wszystkich kontrolować. - pokręciłem lekko głową, łapiąc młodą za bioderka. - Wiesz, ostatnio mam go naprawdę dość. Za to bardzo polubiłem jego młodziutką siostrzyczkę. - na moich ustach ukształtował się łobuzerski uśmiech, kiedy podniosłem się do pozycji siedzącej, nadal trzymając "na sobie" dziewczynę.
-Jak bardzo? - zarzuciła mi ramiona na szyję i zaczęła bawić się końcówkami moich włosów. Prawdę mówiąc, bardzo podobało mi się to, że Cindy zaczęła pokazywać przy mnie swoją prawdziwą naturę. Nie była już taka nieśmiała i skryta, lecz zaczęła być bardziej odważna, zarówno w swoich słowach, jak i w ruchach oraz gestach.
Nie odpowiedziałem na jej pytanie, lecz zamiast tego przekręciłem nas tak, że teraz to Cindy leżała na materacu, a moje ciało spoczywało na jej. Zachichotała słodko, przyciągając mnie za szyję do siebie i muskając moje wargi.
I wtedy znowu w pokoju rozległ się dźwięk telefonu, a ja, wiedząc, że ja i Cindy nie zaznamy już dzisiaj spokoju, westchnąłem głośno i poddałem się.
***
-I tak mi nie uciekniesz, słonko. - mruknąłem, zamykając drzwi od strony kierowcy. Zacząłem wolno biec w kierunku drzwi wejściowych od naszego domu, goniąc przy tym szatynkę, która z wdzięcznym śmiechem coraz bardziej oddalała się ode mnie. Dogoniłem ją dopiero w środku domu. W salonie złapałem ją od tyłu w talii i nie pozwoliłem dalej uciec. - Ja zawsze wygrywam. - powiedziałem z wyższością, delikatnie całując jej szyjkę.
-Miło was w końcu widzieć. - wtedy do pokoju wszedł Austin. Jego szczęka, jak i pięści, była silnie zaciśnięta, a wzrok utkwiony w naszych postaciach.
-Nie chcieliśmy wam wczoraj przeszkadzać. - szesnastolatka wzruszyła ramionami, opierając główkę na mojej klatce pieraiowej.
-I dlatego musiałaś uciekać. I to na dodatek z tym... - spojrzał na mnie, totalnie wkurzony.
-No z kim? - warknąłem, unosząc obie brwi i wpatrując się w niego, morderczym wzrokiem. Wiedziałem, że chciał mnie obrazić, jednak ja mu na to nie pozwolę. Nie będzie mnie skurwiel wyzywał. Nie mnie. I nie on.
-Jak widzisz, żyję, jestem cała. Justin nic mi nie zrobił i nie zamierzał. - Cindy stanęłam w mojej obronie. - Dlaczego ty ze wszystkiego musisz robić problemy, co? To moja sprawa, z kim wychodzę i kiedy to robię. - lekko podniosła głos, jednak jeszcze nie krzyczała.
-Zmieniłaś się. - Austin, po chwili milczenia i wpatrywania się w siostrę, przemówił. - On cię zmienił. Jesteś inna. Nie poznaję cię. Nie poznaję własnej siostry. - pokiwał lekko głową, a jego szczęka nadal była zaciśnięta. - Wiesz, ostrzegałem cię. Wielokrotnie cię ostrzegałam, ale masz rację. Postąpisz, jak uważasz. Skoro chcesz cierpieć, cierpieć przez niego, proszę bardzo. Widzę, że już nie mam na ciebie żadnego wpływu. Żebyś tylko nie przyszła do mnie później z płaczem. Wtedy twoje łzy już mnie nie wzruszą, wiesz? Sama to dla siebie wybrałaś. Jeśli chcesz być nieszczęśliwa, nie mam na to wpływu. Pamiętaj jednak, co ci mówiłem. - z tymi słowami odwrócił się i odszedł na górę.
Cindy spojrzała na mnie niepewnie, a mnie jakby ukłuło coś w sercu. Jej wzrok był smutny. Wiedziałem, że to przez kłótnię z bratem. Kochała go i chciała, aby ich relacje dobrze się układały.
-Chyba mu nie wierzysz, słoneczko. - podszedłem do niej, a ona cofnęła się lekko, sprawiając, że jej plecy spotkały się ze ścianą. Wtedy ja oparłem się po obu stronach jej główki. Spojrzałem w dół, na jej klatkę piersiową, ale tym razem nie skupiłem się tak bardzo na jej biuście. Widziałem, że była zdenerwowana. Oddychała szybko, a jej serduszko biło w nienaturalnie szybkim tempie. - Czyli jednak mu wierzysz... - spuściłem głowę, odsuwając się od niej na dwa kroki.
-Justin, to nie tak... - próbowała się wytłumaczyć, lecz ja straciłem ochotę na rozmowę z nią.
-Dobrze, rozumiem. Wierz swojemu braciszkowi. - prychnąłem pod nosem i chciałem odejść, jednak malitkie dłonie szatynki obięły moje ramię.
-Justin, zaczekaj, to nie tak. Ja po prostu...
-Nie tłumacz się, Cindy. Rozumiem, że słowo Austina jest dla ciebie ważniejsze. - z jednej strony mój głos był ironiczny, natomiast z drugiej było w nim trochę szczerości. W końcu, rozumiałem, że bratu ufała bardziej. Rozumiałem to, jednak nie miałem zamiaru pogodzić się z tym faktem. Miałem zamiar go zmienić.
Wyplątałem się z uścisku dłoni Cindy i ruszyłem w stronę kuchni. Dziewczyna nie szła już za mną, tylko udała się na górę, do swojego pokoju. Ja natomiast wyjąłem z lodówki piwo i otworzyłem puszkę, wypijając kilka łyków.  Kiedy miałem powtórzyć czynność, do kuchni wkroczyła moja siostra. Spojrzała na mnie spod rzęs i prychnęła cicho, czym niemal natychmiast wyprowadziła mnie z równowagi.
-Czego chcesz? - warknąłem, opierając się pkecami o blat i zakładając ręce na piersi.
-Mam pytanie. - ułożyła dłonie na biodrach i stanęła w dość prowokującej pozycji. - Czy Cindy masz zamiar traktować tak samo, jak Katy? Sprawia ci przyjemność, ranienie niewinnych dziewczyn?
-Odpierdol się ode mnie raz na zawsze. To moje życie i mam prawo robić z nim, co chcę.
-To prawda. Masz prawo niszczyć swoje życie, ale nie rób piekła z życia Cindy! Austin opowiedzial mi, przez co przeszła. Najlepiej zostaw ją w spokoju. Tak będzie dla wszystkich najlepiej. - ostatnie zdanie wypowiedziała wyjątkowo cicho.
-Dla wszystkich? - powtórzyłem niepewnie. - Nie, Jazzy. Nie dla wszystkich. - spuściłem głowę. Nie wiedziałem, czy powinienem kontynuować rozmowę z siostrą, lecz jeśli ją zacząłem, powinienem również skończyć. - A co jeśli coś do niej czuję? Co, jeśli nie jest mi obojętna? - uniosłem wzrok, widząc lekkie zmieszanie na twarzy siostry. - A co, jeśli zakochałem się w niej i nie potrafię zostawić Cindy w spokoju?
Przez parę dłuższych chwil wpatruwaliśmy się w siebie, nie mówiąc całkowicie nic. Tymi słowami zbiłem z tropu Jazzy. Muszę przyznać, że sam lekko się zdziwiłem. To znaczy, wiedziałem, że nie byłem zakochany w Cindy, jednak te słowa... Mówiąc je, poczułem coś, czego nie czułem wcześniej i, prawdę mówiąc, nie wiedziałem, co to oznaczało. Nie wiedziałem nawet, czy to uczucie, które teraz błądziło po moim sercu było pozytywne, czy wręcz przeciwnie.
-Kochasz ją? - ciszę przerwał głos Jazzy. Szatynka podeszła bliżej mnie i uniosła mój podbródek, który, nie wiadomo kiedy, opadł na dół.
-To były jedynie przypuszczenia. Chciałem ci uświadomić, że ja też posiadam jakieś uczucia.
-Jeśli dobrze pamiętam, Katy też kochałeś, a przynajmniej tak mówiłeś. - westchnęłam, odsuwając się. - O co ci chodzi, Justin? Ranisz osoby, które są dla ciebie ważne. Dlaczego? W czym tkwi problem? Boisz się odrzucenia? Samotności? Powiedz, a postaram ci się jakoś pomóc. Wiem, że się ze sobą nie dogadujemy, ale chcę to naprawić, jeśli tylko mi na to pozwolisz.
-Zapomnij o tym, o czym mówiłem. - byłem w stanie powiedzieć tylko to. Żadne inne słowa nie chciały wyjść z mojego gardła.
-Ale...
-Zapomnij. - powtórzyłem ostro, przechodząc obok niej i wychodząc z kuchni.
W drodze na górę zacząłem zastanawiać się nad słowami siostry. Co gorsza, zacząłem dopuszczać do siebie myśl, że w jej rozumowaniu może istnieć odrobina prawdy. A wiecie, co jest najgorsze? Że poczułem się tak... źle. Poszułem się, jakbym mentalnie dostał w twarz. Poczułem się, jakbym faktycznie na to zasłużył.
Orzeźwienie z mojego obecnego stanu przyszło jednak szybko. Dokładnie w tym momencie, w którym na korytarzu, na pierwszym piętrze, ze swojej sypialni wyszedł Austin. Podszedł do mnie szybko i pchnął na ścianę, a następnie ustawił się zaraz przede mną, tak, że nasze ciała niemal stykały się ze sobą.
-Może Cindy powiedziałem, że mam wszystko w dupie, ale prawda jest zupełnie inna. - wysyczał przez zaciśnięte zęby, aby przypadkiem jego siostra nie usłyszała naszej rozmowy.
-Co masz na myśli? - warknąłem, odpychając go lekko od siebie, jednak brunet niemal od razu z powrotem przywarł mnie do ściany.
-Nie pozwolę ci. Nie pozwolę ci, kurwa, tknąć moją siostrę, słyszysz? Nie dotkniesz jej. Nie pozwolę ci na to. - zaśmiałem się cicho, kręcąc przy tym głową.
-A co jeśli już dotknąłem ją w TEN sposób...? - widziałem, jak z każdą chwilą wyraz jego twarzy zmienia się na jeszcze bardziej wściekły.
-Co chcesz przez to powiedzieć? - wysyczał z jadem w głosie, mocniej przypierając mnie do ściany, jednak mnie tylko śmieszyła jego złość.
-Twoja siostra ma naprawdę piękne ciało. - zależało mi na tym, aby w tym momencie patrzeć mu prosto w oczy. Prosto w jego puste oczy.
W jednym momencie puścił mnie gwałtownie i ruszył do pokoju Cindy. Szarpnięciem, otworzył drzwi i wszedł do środka, a ja uczyniłem to zaraz po nim.
-Spałaś z nim!? - krzyknął do szatynki, która podskoczyła na łóżku i spojrzała na brata z przerażeniem.
-Ale...
-Pytam się, kurwa, spałaś z nim!? - jego głos był jeszcze bardziej donośny, niż wcześniej.
-Nie... - wyjąkała. Najprawdopodobniej była zbyt przestaszona nagłego wybuchu Austina, żeby móc normalnie odpowiedzieć. Jej głos był cichy i niepewny, jakby wahała się nad odpowiedzią. - Nie, nie spałam z Justinem. Jak mogłeś w ogóle tak pomyśleć? - po wzięciu głębokiego wdechu, zebrała się w sobie i dodała już głośniej.
-Myślałem, że boisz się facetów. Patrz, jaka niespodzianka. Chyba już ci nie przeszkadza, jak obmacuje cię praktycznie obcy koleś i nie masz żadnych oporów przed tym, aby się przed nim rozebrać. - jeszcze nigdy nie widziałem, żeby Austin był tak wściekły. Nie czekając na reakcję, ani moją, ani Cindy, wyszedł z pokoju, głośno trzaskając drzwiami.
***Oczami Cindy***
Po słowach, jakie usłyszałam od brata, płakałam kilka godzin. To nie było przyjemne. To było okropne. Nie zrobiłam nic złego, a potraktował mnie, jakbym nic dla niego nie znaczyła i jakby mógł mnie obrażać.
Źle się czułam, kiedy widziałam, jaki był zdenerwowany. Źle się czułam, ponieważ z każdym jego słowem zaczynałam w to wierzyć. Chciałam, aby przyszedł tutaj i mnie przeprosił, jednak wiedziałam, że tego nie zrobi.
Wstałam więc z łóżka, a następnie wyszłam z pokoju. Nie chciałam już dłużej użalać się nad sobą i ukazywać swojej wrażliwej strony. Ktoś powinien mną porządnie wstrząsnąć, abym mogła wziąć się w garść i iść przed siebie.
Kiedy tylko znalazłam się na dole, usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi wejściowych. Spojrzałam więc w tę stronę. Spodziewałam się, że ujrzę w nich brata, z którym aktualnie nie mam ochoty rozmawiać. Nie mam ochoty nawet na niego patrzeć. Jednak w drzwiach ujrzałam Justina. Nie wygladał tak, jak zawsze. Jego twarz była wyjątkowo blada, a nogi uginały się. Widziałam, jak z trudem doszedł do kanapy i opadł na nią, opierając się o swoje kolana. Schował twarz w dłoniach, po czym potarł ją kilka razy.
-Justin, co się dzieje? - spytałam niepewnie, podchodząc do niego i kucając przed chłopakiem. On jednak nie odezwał się, tylko dalej wpatrywał się tępo w jeden punkt przed sobą. - Justin, co się stało? - potrząsnęłam nim lekko, aby jakoś go "obudzić". Znowu nie zareagował, co zaczynało mnie już lekko irytować. - Justin, do jasnej cholery, powiedz mi, co się stało!? - podniosłam głos. Dopiero wtedy szatyn ocknął się i spojrzał na mnie niepewnie. Następnie wstał z kanapy, więc automatycznie wykonałam to samo.
-Cindy, jest coś, o czym musisz wiedzieć. - zająkał się lekko, biorąc moje dłonie w swoje i głaszcząc ich wierzch kciukami. - Austin... - zacisnął powieki, po czym otworzył je, a ja byłam niemal pewna, że zobaczylam w nich szklanki. - Austin nie żyje...
~*~
No więc nastąpił przełom. Przełom, po którym nie będzie lepiej. Będzie gorzej...
Jestem ciekawa Waszych opinii na temat takiego zwrotu akcji :)
ask.fm/Paulaaa962
Kocham Was ;*
Ps. Już niedługo kończy się drugei opowiadanie, które piszę (my heaven), a nie zaczynam kolejnego, więc skupie się przede wszystkim na tym, co oznacza, że rozdziały będą pojawiały się częściej :)

sobota, 7 czerwca 2014

Rozdział 26...

Rozdział dedykuję Tobie, Mika, jak obiecałam ;*

Powoli i z lekką niepewnością weszłam do niewielkiego, drewnianego domku. Justin wszedł zaraz za mną i zamknął drzwi.
-Czuj się, jak u siebie, Cindy. - szatyn pogładził mnie po ramieniu, a ja posłałam mu przyjacielski uśmiech.
-Dziękuję. - mruknęłam, powoli podchodząc do kanapy i siadając na niej.
-To ja dziękuję. Dziękuję za wszystko. I za to, że przyjechałaś tu ze mną i za to, że jako jedyna jesteś po mojej stronie, jako jedyna mi wierzysz.
-I nie przestanę. - delikatnie ułożyłam dłoń na jego policzku i pogładziłam jego gładką skórę, ozdobioną lekkim zarostem.
Justin podszedł do okna i obiema dłońmi oparł się o parapet, wbijając wzrok w szybę.
-Wiesz, chciałbym, żeby traktowali mnie inaczej. Nie, jak bohatera, tylko jak człowieka. Człowieka. - podkreślił ostatnie słowo. - Czy ja naprawdę pragnę tak wiele? 
Nic nie mówiąc, wstałam z kanapy i podeszłam do chłopaka. Nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć, więc tak po prostu przytuliłam się do niego od tyłu. Oplątałam ramiona wokół jego pasa i, opierając policzek na jego plecach, poczułam, że jego mięśnie zaczynają się rozluźniać, więc nie odsunęłam się od niego. Zamiast tego, Justin obrócił się przodem do mnie i wtulił moje ciało w swoje. Czułam, jak głaskał mnie delikatnie po włosach i szeptał do ucha czułe słówka.
-Jeśli będziemy trzymać się razem, nikt nas nie złamie. - spojrzał mi prosto w oczy, a ja przytaknęłam cicho, z lekkim uśmiechem na ustach. W jego towarzystwie czułam się nadzwyczaj dobrze, żeby nie powiedzieć cudownie. Mimo ciężkich początków między nami, teraz śmiało mogę powiedzieć, że jesteśmy przyjaciółmi, a może nawet więcej. Niesamowite jest również to, że potrafię tak bardzo mu zaufać.
-Justin, jestem już zmęczona. Pójdę pod prysznic.
-Ręczniki masz w szafce pod zlewem. - pogładził mnie po ramieniu, a następnie odprowadził wyrokiem do łazienki. Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie plecami, przeczesując swoje długie włosy. Stanęłam przed lustrem i przez parę chwil wpatrywałam się w swoje odbicie. Zmieniło się. I nie chodzi mi o zmiany mojej twarzy, tylko o zmianę wewnętrzną. Nie byłam już przerażona. Zaczęłam ufać ludziom. Prawdę mówiąc, to przede wszystkim dzięki Justinowi się zmieniłam, a przynajmniej staram się zmienić, próbuję.
Zdjęłam z siebie ubrania i położyłam je na szafce, a następnie wyjęłam z niej ręcznik, którym będę mogła się później wytrzeć. Weszłam pod prysznic i ostrożnie puściłam letnią wodę. Dokładnie dostosowałam jej temperaturę i ustawiłam się tak, aby woda spływała po moim ciele. W momencie, w którym chciałam wziąć do ręki żel pod prysznic i miałam nalać go na dłoń, doznałam szoku. Nagle poczułam, jak ktoś od tyłu ułożył dłonie na moich biodrach. Spięłam każdy mięsień w swoim ciele, nagle zaczynając panikować.
-Spokojnie, Cindy. - usłyszałam przy uchu szept Justina, który w tym momencie wcale mnie nie uspokoił. Byłam tutaj sama, nago, a za mną stał mężczyzna. Zdecydowanie nie miałam zamiaru dopuścić do takiej sytuacji. -Idź stąd, Justin. - mruknęłam cicho, nie potrafiąc się nawet poruszyć.
-Nie bój się mnie. Nie zrobię ci krzywdy. - czułam, jak ułożył dłonie na moich ramionach i zaczął gładzić je uspokajająco.
-Obiecujesz? - powoli odwróciłam się przodem do niego i uniosłam głowę, aby spojrzeć mu w oczy. Jego wzrok cały czas zjeżdżał niżej, na moje piersi, dlatego ułożyłam dłonie na jego policzkach i podniosłam jego głowę.
-Obiecuję. - wymruczał, a następnie delikatnie popchnął mnie na ścianę pod prysznicem i wpił się w moje usta. Lekko zaskoczona, ułożyłam dłonie na jego szyi i przybliżyłam go do siebie. Dłonie Justina wylądowały na mojej talii i zaczęły delikatnie po niej sunąć. Mimo że znajdowaliśmy się w takiej sytuacji, w jakiej się znajdowaliśmy, nie wystraszyłam się jego dotyku, a wręcz przeciwnie. Jego ruchy były delikatne i... przyjemne. Nie robił nic, czego mogłabym się bać. Nie był nachalny, chodź mógł to wykorzystać. Nie zrobił tego, dzięki czemu zaufałam mu jeszcze bardziej.
-Jesteś dla mnie cholernie ważna, Cindy. - wyszeptał prosto w moje usta. Lekko przeczesałam jego włosy i uśmiechnęłam się do niego, co odwzajemnił, a w jego oczach zawitały niewielki drobinki szczęścia.
Justin wziął do ręki żel pod prysznic i wylał troszkę na swoją dłoń, a następnie zaczął sunąć namydlonymi palcami po moich policzkach, nosie i czole. Robił to tak niesamowicie delikatnie, że aż poczułam dreszcze, wstrząsające moim ciałem. Zachichotałam cicho, kiedy przeniósł dłonie na moją szyję, a następnie na ramiona i przedramiona. Zaczął zostawiać pianę na moim brzuchu i w okolicach żeber, a jego wzrok wylądował na moich piersiach. Bałam się, że może teraz wykonać jakiś ruch, który zaboli mnie psychicznie, jednak bardzo się myliłam. Szatyn jedynie musnął moje piersi opuszkami palców i nie dotykał ich już więcej, za co byłam mu wdzięczna. Stanął za mną i kolistymi ruchami wcierał żel pod prysznic w moje plecy. Wtedy przybliżył usta do mojej szyi i składał na niej delikatne pocałunki. Odchyliłam głowę w bok, aby dać mu większy dostęp. Cóż, po prostu podobało mi się to, co robił i nie chciałam tego przerywać.
Kilkanaście minut później skończyliśmy prysznic. Właściwie minął nam na przytulaniu się. W jego ramionach naprawdę czułam się bezpiecznie. Pozbyłam się całego strachu i zostało tylko zaufanie.
Kiedy Justin podał mi ręcznik, owinęłam go wokół swojego ciała. Wytarłam się nim, po czym ubrałam koronkową, granatową bieliznę oraz luźną koszulkę na ramiączkach. Szatyn wsunął na siebie ciemne bokserki, po czym, przepuszczając mnie w drzwiach, wyszliśmy razem z łazienki.
-Jest pewien problem, malutka... - chłopak podrapał się z zakłopotaniem po karku. Uniosłam brwi, aby dać mu do zrozumienia, żeby kontynuował.
-W sypialni jest tylko jedno łóżko, ale nie martw się, będę spał na kanapie.
-Nie żartuj sobie. - uśmiechnęłam się do niego. - Braliśmy razem prysznic, więc chyba nic się nie stanie, jeśli jedną noc spędzimy w jednym łóżku. - zaśmiałam się cicho, wyjmując z torby szczotkę do włosów. - Tylko musisz być grzeczny i trzymać ręce przy sobie. - ostrzegłam go.
-Możesz być o to spokojna. - pocałował mnie w czoło, w tym samym momencie wyjmując z mojej dłoni szczotkę. - Zawsze chciałem to zrobić. - wyszczerzył się do mnie, biorąc część moich włosów w ręce. Zaczął delikatnie rozczesywać kosmyki, aż były one idealnie gładkie.
-Dziękuję. - musnęłam wargami jego policzek, po czym weszłam do sypialni, gdzie przy jednej ze ścian stało wielkie, dwuosobowe łóżko.
-Twoi rodzice na pewno nie będą źli? 
-Na pewno. Oni nie przyjeżdżają tu już od dawna. Nie musisz się martwić. 
Z westchnieniem podeszłam do łóżka i odkryłam kołdrę po jednej stronie, a następnie wsunęłam się pod świeżą pościel i poklepałam miejsce obok siebie. Justin zgasił światło, sprawiając że pokój oświetlało tylko słabe światło księżyca, wpadające przez uchylone okno.
-Zapraszam do łóżeczka. - zachichotałam, gdy Justin położył się obok mnie i nakrył nasze ciała kołdrą.
-Chodź tu do mnie, niunia. - objął mnie opiekuńczo ramieniem i przyciągnął do siebie, więc, chcąc, czy też nie, ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej i wtuliłam się w chłopaka.
-Przepraszam cię, Cindy. Przepraszam za wszystko, co ci zrobiłem. Przepraszam za każdy moment, w którym się mnie bałaś. Przepraszam. - nie spodziewałam się takich słów, które, muszę to przyznać, wzruszyły mnie i dotarły do mojego wnętrza.
-Nie przepraszaj, Justin. Już przeprosiłeś.
-Wiem, ale źle się z tym czuję.
-Nie jestem na ciebie zła. Naprawdę. I nie chcę, żebyś do tego wracał. - złożyłam delikatny pocałunek na jego klatce piersiowej. - Dobranoc. ***Oczami Justina***
Patrzyłem, jak jej powieki robią się coraz cięższe i cięższe, aż w końcu zamknęła je, zapadając w sen. Właściwie, ja ją podziwiałem. Jej niesamowitą urodę i delikatne rysy twarzy, jej oczy, które, chociaż w tym momencie zamknięte, nadal były piękne, a także jej usta.
-To dziwne, a wręcz niepokojące, jak w tak krótkim czasie mogłaś do mnie dotrzeć. - wyszeptałem przeczesując palcami jej włosy. - To dziwne, że znowu zacząłem coś czuć. Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś będę skory do uczuć, lecz teraz wszystko zaczęło się zmieniać. Tylko twój brat stoi na drodze do tego, abyśmy mogli być szczęśliwi. Razem... - pocałowałem ją w czółko i mimowolnie uśmiechnąłem się do siebie. - Dobranoc, aniołku. Słodkich snów.
***Oczami Cindy***
Kiedy uniosłam powieki, zarówno w pokoju, jak i na dworze panowały całkowite ciemności. Zamrugałam kilka razy oczami, aby przyzwyczaić się do, praktycznie braku, światła. Poczułam pod sobą, miarowo unoszącą się i opadającą, klatkę piersiową szatyna. Pogładziłam ją delikatnie, a następnie podniosłam się do pozycji siedzącej. To dziwne, lecz czułam się całkowicie wyspana, chociaż trwała jeszcze noc. Przez chwilę tępo wpatrywałam się w ścianę przed sobą, kiedy nagle poczułam, jak para silnych rąk oplata się wokół mojego pasa. Pisnęłam cicho, ponieważ nie spodziewałem się niczego takiego, jednak kiedy usłyszałam przy uchu dobrze znany mi szept, uspokoiłam się, a wręcz uśmiechnęłam.
-Dlaczego mój aniołek nie śpi? - wymruczał, potrącając nosem moją szyję.
-Właśnie nie wiem. Obudziłam się przed chwilą i czuję, że już nie zasnę. - położyłam swoje dłonie na jego, pod moją koszulką.
-To może masz ochotę na spacer? - wyszeptał prosto do mojego ucha, a ja zachichotałam, ponieważ jego ciepły oddech, który odbił się od mojej skóry, łaskotał.
-Nie mam nic przeciwko. musnęłam jego policzek, po czym odrzuciłam na bok cienką kołdrę i zsunęłam się z materaca, stawiając obie stopy na podłodze. - Więc chodź. - wyciągnęłam przed siebie ręce, a Justin złapał moje dłonie i również się podniósł. Wyjęłam z torby swoje spodenki i założyłam je w tym samym momencie, w którym szatyn wsunął na tyłek dresy.
-Ubierz się, bo sama zamarzniesz. -poklepałam go w klatce piersiowej.
-Ciepło jest, nic mi nie będzie. - złapał mnie za rękę i poprowadził w stronę drzwi. Nie zamknął ich na klucz, ponieważ domek znajdował się w środku lasu i praktycznie nie było szans, żeby znalazł się tutaj ktoś obcy.
-Przyjeżdżałem tutaj z rodzicami, kiedy byłem mały. Wtedy, kiedy wszystko było normalne, a życie nie było tak pojebane, jak teraz. - wpatrywał się w ziemię, pocierając kciukiem skórę na mojej dłoni.
-Proszę, nie mów tak. - ułożyłam rękę na jego policzku i odwróciłam twarz chłopaka w swoją stronę.
-Ale taka jest prawda, Cindy. Wszyscy robią ze mnie tego najgorszego. Odwrócili się ode mnie rodzice, siostra, dziewczyna, a nawet najlepszy przyjaciel. To chore.
-Nie wiem, czy ma to dla ciebie znaczenie, ale ja się od ciebie nie odwrócę. I chcę, żebyś o tym pamiętał.
-To ma dla mnie największe znaczenie, bo na tobie zależy mi najbardziej. Dlatego nie chcę, żebyś wysłuchiwała bzdur które opowiadają Austin i Jazzy, a wiem, że jeśli ciągle będą ci to wmawiać, w końcu zaczniesz wierzyć i ty również mnie zostawisz. - spuścił wzrok, kopiąc butem mały kamień.
-Tak się nie stanie, Justin. - złapałam jego dłoń obiema swoimi. - Nie mam zamiaru wierzyć w coś, co nie jest prawdą. Nie musisz się bać. Jeśli tylko sam nie będziesz tego chciał, ja cię nie zostawię.
-Chodź tu do mnie, maluchu. - odwrócił się dość gwałtownie w moją stronę, oplątał ramiona wokół mojej talii i przytulił mnie do siebie. Stanęłam na palcach, abym mogła oprzeć głowę na jego ramieniu. Przy okazji złożyłam kilka pocałunków na jego szyi, przez co zaśmiał się cicho, gładząc mnie po plecach.
-Jeszcze raz dziękuję. - szepnął, śmiertelnie poważnie. Ja jedynie skinęłam głową, zanim ruszyliśmy dalej, przed siebie.
Prawdę mówiąc, głównie milczeliśmy. I mi to było na rękę i Justinowi. Oboje byliśmy typami osób, które nie mówią zbyt wiele, dlatego dobrze czuliśmy się w swoim towarzystwie, bo ta cisza nie była krępująca, lecz komfortowa.
-Może usiądziemy? - dopiero po paru sekundach zrozumiałam, że szatyn zadał mi pytanie. Byłam myślami daleko stąd i jego głos ściągnął mnie do rzeczywistości.
-Jasne. - doszliśmy do zejścia nad rzekę. Przeszliśmy kilka kroków i usiedliśmy na trawie, obok siebie.
-O czym myślałaś przez całą drogę? - spytał, wyrywając z ziemi jedno źdźbło trawy i obracając je w dłoniach.
-O tym, co powiedziałeś. I teraz i kiedyś. - mruknęłam, nie odrywając wzroku od płynącej wody.
-A tak dokładniej? - chłopak ułożył dłoń na moim kolanie i pogładził je delikatnie.
-A tak dokładnie to o tym, że jak cię poznałam, byłeś inny. Nie byłeś taki kochany, jak teraz. Wiesz, prawdę mówiąc, moje pierwsze wrażenie o tobie nie było najlepsze. Miałam wrażenie, że liczy się dla ciebie tylko... seks. - wzruszyłam lekko ramionami, przygryzając dolną wargę. Chłopak zaśmiał się cicho pod nosem, układając ręce za szyją i pocierając kark. - Wiesz, Justin. Miałam prawo tak pomyśleć. W końcu, dałeś mi to odczuć na własnej skórze. - wzruszyłam lekko ramionami. - I chciałabym cię jeszcze o coś spytać. Dlaczego mnie uderzyłeś? - ostatnie słowo wyszło z moich ust wyjątkowo cicho.
-Przepraszam, Cindy. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Ja... ja tego nie chciałem. Po prostu miałem gorszy dzień, byłem wściekły, a dodatkowo ty... Naprawdę mnie rozpraszasz, kicia. - spojrzał na mnie znacząco, a ja przewróciłam oczami.
-Musisz nauczyć się samokontroli, Justin. - zaśmiałam się cicho. Po prostu mnie to bawiło.
-W jaki sposób, skarbie? - westchnął, zakładając kosmyk moich włosów za ucho.
Wtedy ja przejęłam inicjatywę. I właściwie nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Taki impuls.
Ułożyłam obie dłonie na barkach chłopaka i przełożyłam przez niego jedną nogę, siadając na nim okrakiem. Justin nie protestował, tylko złapał dłońmi moje biodra i przyciągnął mnie bliżej siebie. Delikatnie złączyłam swoje usta z jego, wkładając w ten pocałunek więcej emocji, niż zazwyczaj. Justin uśmiechnął się, nie odrywając od siebie naszych warg, a ja poczułam, jak lekko uniósł biodra. Cóż, podobało mi się to i moja próba nauczenia go samokontroli, zmieniła się w brak samokontroli zarówno jego, jak i mój. Przysunęłam się jeszcze bliżej szatyna, ocierając tym samym o jego przyrodzenie. Oboje jęknęliśmy przez kontakt naszych miejsc intymnych, jednak nadal nie chcieliśmy tego przerywać. Justin zaczął poruszać moimi biodrami przy swoim kroczu, a mi najzwyczajniej w świecie się to podobało. To uczucie, jakie teraz mi towarzyszyło było wspaniałe. Sądząc po dźwiękach, jakie wydawał Justin, jemu również się podobało. Zaczęłam ocierać się o niego mocniej i szybciej, aby sprawić nam więcej przyjemności. Chłopak, dysząc ciężko, schował twarz w zagłębieniu mojej szyi, mocniej zaciskając palce na moich biodrach.
-Kurwa. - warknął, dość głośno, kiedy mocniej docisnęłam swoją strefę intymną do jego przyrodzenia, które z każdą chwilą robiło się coraz większe i coraz twardsze, dzięki czemu i mi było lepiej.
Po paru minutach czułam, że jestem coraz bliżej szczytu. Wystarczyło parę ruchów biodrami, abym doszła. Justin zrobił to niemal w tym samym momencie, co ja. Nasze jęki odbiły się od naszych, lekko rozchylonych, warg. Jeszcze przez jakiś czas uspakajaliśmy nasze nierówne oddechy. Kiedy wróciły do normy, Justin oparł swoje czoło o moje i pogładził mnie po policzku.
-Chyba pani również musi nauczyć się samokontroli. - zachichotał, a ja, mimo że czułam w tym momencie lekkie skrępowanie, nie potrafiłam tego nie odwzajemnić.
~*~
Ależ Wy nie lubicie Justina w tym opowiadaniu, a tymczasem, chyba nie jest taki zły, za jakiego go macie...

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Rozdział 25...

Wpatrywałam się w tęczówki szatynki, kiedy ona wpatrywała się w moje. Nie spodziewałam się tego. Naprawdę nie spodziewałam się, że siostra Justina okaże mi się tak znana. Wielokrotnie ją widziałam, ponieważ była dziewczyną mojego brata. I nie mówię teraz o Austinie, tylko o Zaynie. Często przebywała w moim starym domu, jednak nigdy, kiedy Zayn przyprowadzał tych wszystkich mężczyzn. Ona o tym nie wiedziała, a Zayn chciał wszystko przed nią ukryć. Owszem, widziała siniaki na moim ciele, lecz brunet dawał jej inne wyjaśnienia. Jednak znacząco poznałam ją w całkiem innej sytuacji...
***Wspomnienie***
Kiedy nie usłyszałam żadnej odpowiedzi, otworzyłam drzwi od domu mojego chłopaka. Weszłam do środka, gdzie również panowała niesamowita cisza. Dopiero odgłosy, dobiegające z góry, dały mi znak, żebym tam się udała. Weszłam schodami na pierwsze piętro, kierując się prosto do sypialni Jaxona. Gdy złapałam za klamkę i otworzyłam drzwi, doznałam szoku. Mój chłopak, mężczyzna, którego kochałam, uprawiał seks z dziewczyną mojego brutalnego brata. Moje usta lekko się rozchyliły, kiedy z niedowierzaniem wpatrywałam się w scenę, rozgrywającą się przede mną. Kiedy Jaxon zobaczył, że stoję w progu, zsunął się z Jazzy i nakrył kołdrą.
-Kochanie, to nie tak, jak myślisz. - niemal natychmiast zaczął się tłumaczyć.
-Więc jak? - załkałam, nie wiedząc nawet kiedy, po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
-Ona mnie uwiodła. - zająkał się, wymawiając te słowa.
-Rozumiem, na siłę zaciągnęła cię do łóżka. - prychnęłam cicho. - Zachowaj dla siebie te swoje żałosne tłumaczenia, Jaxon.
-Skarbie, to dlatego, że od dłuższego czasu ze mną nie spałaś. Zrozum, potrzebowałem tego. - wtedy zaczęłam płakać jeszcze mocniej i nie potrafiłam przestać.
-Wybacz, że nie chciałam z tobą sypiać po tym, jak zostałam zgwałcona. - wydusiłam z siebie, a następnie szybko wyszłam z pokoju, zbiegłam schodami na dół i opuściłam dom, trzaskając za sobą drzwiami.
***Koniec wspomnienia***
-Cindy, przepraszam, ja nie chciałam. Zayn mnie do tego zmusił. Nigdy nic do ciebie nie miałam. Nie wiedziałam nawet, że Jaxon był twoim chłopakiem. - szatynka zaczęła się przede mną tłumaczyć.
-Spokojnie, Jazzy, ja nie jestem na ciebie zła. - posłałam jej delikatny uśmiech. Dziewczyna podeszła do mnie i przytuliła mnie lekko, głaszcząc po plecach.
-Przepraszam. - szepnęła mi do ucha, aby tym razem chłopaki tego nie usłyszeli.
-No cóż, widzę, że nie trzeba was sobie przedstawiać. - mimo, że starał się to ukryć, widziałam, że Austin ucieszył się, że się znamy, a przede wszystkim, że mamy ze sobą dobry kontakt.
Justin, widząc to, machnął lekceważąco ręką i wszedł schodami na górę, nawet jednym słowem nie komentując całego zajścia. Widziałam, jak Jazmyn przewróciła oczami na zachowanie swojego brata. Cóż, Justin miewał gwałtowne zmiany nastrojów i trzeba się było po prostu do tego przyzwyczaić.
-Cieszę się, że moje dwie dziewczynki się ze sobą dogadują. - Austin oparł ramiona na naszych barkach i przyciągnął do siebie w uścisku.
-Kochanie, dusisz nas. - jęknęła Jezzy, wykrzywiając twarz w lekkim grymasie.
-Przepraszam, słoneczko. - objął jej biodra dłońmi i pocałował namiętnie.
-To ja nie będę wam przeszkadzać. - uśmiechnęłam się delikatnie, po czym udałam się schodami na górę.
Kiedy weszłam do swojego pokoju, zastałam Justina, leżącego na moim łóżku. Z głośnym westchnieniem, zamknęłam za sobą drzwi i podeszłam do niego, siadając na materacu obok.
-Co cię tu do mnie sprowadza? - ułożyłam dłoń na jego nagiej klatce piersiowej i poogładziłam, najpierw ją, a potem zjechałam do mięśni brzucha, czując, jak spina je pod wpływem mojego dotyku.
-Dobrze znacie się z Jazzy? - spytał, układając ręce za głową i tępo, bez celu, wpatrując się  sufit.
-Od jakiegoś czasu. Dlaczego pytasz? - westchnęłam, wsuwając palce w swoje włosy, odrzucając je do tyłu.
-Z czystej ciekawości. - zironizował a mi niemal natychmiast nie spodobał się ton jego głosu.
-Justin, mój brat opowiedział mi w skrócie, dlaczego tak nienawidzisz swojej siostry. - starałam się uchwycić jego spojrzenie. Drgnął pod moją dłonią i powoli powędrował wzrokiem na moją osobę.
-Co on ci na mnie nagadał? - podniósł się do pozycji siedzącej, lekko uderzające dłońmi o swoje kolana. Następnie spuścił wzrok i podrapał się z zakłopotaniem po karku. Widziałam, że skrępowało to szatyna, a może nie tyle skrępowało, ile zawstydziło.
-Mówił mi że byłeś zakochany w jakiejś Katy, ale źle ją traktowałeś i za sprawą Jezzy, ona z tobą zerwała. Austin mówił o tym, jakby to była jedna z najlepszych rzeczy. - spoglądałam na niego spod rzęs, nie wiedząc, jakiej reakcji mam się spodziewać. Z jednej strony chciałam dowiedzieć się o nim czegoś więcej, a z drugiej nie chciałam wyprowadzać go z równowagi.
-Wszystko, co powiedział ci Austin jest jednym, wielkim kłamstwem. -  wtedy objął moją twarz dłońmi i kciukami potarł moje policzki. - Proszę, nie wierz w jego słowa. On, moja siostra i Katy... Oni to wszystko razem uknuli i nie wiem, dlaczego tak mnie traktują. Z jednej strony udawali przyjaciół, a z drugiej okazali się całkowicie inni. Dzięki Bogu nie kochałem Katy tak mocno i nie złamała mi serca. Trochę pocierpiałem, jednak po krótkim czasie o wszystkim zapomniałem.
-A dlaczego biłeś swoją siostrę? - jego wcześniejsze wyznanie silnie dotarło do mojego wnętrza, jednak nie mogła dać tego po sobie poznać -Nigdy w życiu nie uderzyłem Jazzy. To ciąg dalszy ich kłamstw. Moja siostra wiedziała, że jeśli powie o tym rodzicom, będę musiał się wyprowadzić. -wziął głęboki oddech i przeczesał palcami włosy. - Nie wiem, co ja im takiego zrobiłem, że w ten sposób mnie potraktowali. Nie wiem, jestem jakiś gorszy, czy o co chodzi? - byłam niemal pewna, że w tym momencie zobaczyłam w jego oczach szklanki, a ten fakt niesamowicie mnie zaskoczył jak i wzruszył. - Teraz również zastanawiam się czy nie wpadli na kolejny plan. Może masz mnie w sobie rozkochać, a potem zostawić. Tak, jak robi to każdy po kolei. - spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
-Justin, ja nie jestem taka. Nie chcę, żebyś tak o mnie myślał. - ułożyłam dłoń na jego policzku i starłam z niego jedną samotną łzę.
-Czyli mi wierzysz, Cindy? Wierzysz, że nic nie zrobiłem? - przez jego słowa spuściłam głowę, bawiąc się kawałkiem prześcieradła. - Myślałem, że mi ufasz. - dodał smutno, a ja poczułam się jeszcze gorzej.
-Justin, spójrz na mnie. - uiłożyłam dłoń pod jego brodą i uniosłam głowę szatyna, aby spojrzał mi w oczy. - Ufam ci i mam zamiaru cię skrzywdzić. Nie wiedziałam, że mój brat może być taki. Nadal ciężko mi w to uwierzyć, ale to, co mówiłeś, brzmi na prawdę realnie, bardziej przekonująco, niż słowa Austina. - usiadłam bliżej niego, objęłam jego szyję ramionami i przytuliłam się do niego.
-Dziękuję. Czuję, że mogę ci zaufać. Nie jesteś taka, jak oni. Jesteś inna, Cindy. I za to ci dziękuję.
-Pamiętaj, że możesz mi powiedzieć o wszystkim. - odsuwając się od niego, przeczesałam lekko brązowe włosy chłopaka, a on posłał mi szczery uśmiech.
***
Nadszedł wieczór, a ja siedziałam na łóżku, w swoim pokoju, rysując coś bez celu w zeszycie. Właściwie cały dzisiejszy dzień spędziłam w domu. Nie miałam ochoty nigdzie wychodzić czy spacerować. Cały czas myślałam o tym, co powiedział mi Justin. Nie spodziewałam się po nim takiego wyznania, ale cieszyłam się, że zaufał mi w ten sposób. Czuł, że może na mnie polegać i nie mylił się.
Co do jego słów, uwierzyłam mu całkowicie. Nie miał podstaw, żeby kłamać. A ze względu na to, że zobaczyłam, iż mój brat ostatnio lekko się zmienił, nie ufałam mu już tak bardzo i temu, co mówił.
Wtedy drzwi od pokoju otworzyły się, a do środka weszła Jezzy.
-Mogę na chwilkę? - spytała cicho, z sympatycznym uśmieszkiem na ustach.
-Jasne. -odwzajemniłam gest, odkrywając kawałek kołdry po jednej stronie łóżka. Jazzy podeszła do niego i usiadła, łącząc razem kolana i układając na nich dłonie.
-Chciałam z tobą porozmawiać, Cindy. - westchnęła, przeczesując włosy.
-Zdążyłam się zorientować. - zaśmiałam się cicho, odkładając na bok zeszyt. Widziałam po jej ruchach, że była lekko skrępowana, co wzbudziło moją obawę, jak i ciekawość.
-Czy ciebie i Justina coś łączy? I nie mam tu na myśli wspólnych spacerków, czy oglądania telewizji. - spojrzała na mnie spod kurtyny rzęs.
-Nie, nic nas nie łączy. - odrobinkę skłamałam, ale ja i Justin jedynie się całujemy. Nie ma między nami żadnej więzi psychicznej.
-Cindy, widziałam, co robiliście, kiedy tu przyszłam. - posłała mi sceptyczne spojrzenie, przez które ja przewróciłam oczami.
-Austin cię tu przysłał? Naprawdę nie mam ochoty rozmawiać z nim ani bezpośrednio, ani przez pośrednika. To moja sprawa. Moja i Justina. I nie wiem, dlaczego się w to wtrącacie. - dałam upóst swoim emocjom, wyrzucając ręce w powietrze.
-Cindy, my cię chcemy przed nim ostrzec. On udaje kochanego i troskliwego, a naprawdę jest całkiem inny, tylko...
-Nie, Jazzy. - przerwałam jej, ponieważ nie mogłam już dłużej, po raz kolejny, tego słuchać. - To wy z niego takiego zrobiliście. Za każdym razem robiliście z niego tego najgorszego.
-Cindy, nie znasz go i nie wiesz, jaki jest naprawdę.
-Wiesz, zdążyłam go już trochę poznać, a zwłaszcza dzisiaj, kiedy siedział tutaj dzisiaj i płakał, opowiadając mi to wszystko. Płakał, rozumiesz? A to wszystko przez was i przez to, jak go traktowaliście.
-On umie doskonale grać. Nie był szczery, uwierz mi. Każda łza była wymuszona, a wiesz, dlaczego? - uniosła brwi, robiąc krótką przerwę. - Ponieważ on nie ma uczuć. - powiedziała to z taką pewnościę, tak brutalnie, ze aż mnie to zabolało.
-Wyjdź stąd, Jazzy. Nie chcę już z tobą rozmawiać. - tak po prostu wskazałam jej drzwi. Nie miałam siły kontynuować tej rozmowy.
-Będziesz tego żałować, Cindy, i jeszcze wspomnisz moje słowa. Zobaczysz.
-Wyjdź, Jazzy. Nie mam zamiaru już tego słuchać, rozumiesz? Przestańcie go tak traktować, to tak dużo? Mam was dość. - wtedy ja wstałam z łóżka i weszłam do łazienki, zamykając za sobą drzwi. Oparłam się o nie plecami i zsunęłam się na podłogę, przyciągając kolana do klatki piersiowej.
Jednego byłam pewna. Osobą, której bezgranicznie ufam, nie jest Austin czy Jazzy, tylko Justin...
***
Wieczorem, przed samym snem, zeszłam na dół, aby napić się wody. Już na schodach usłyszałam odgłosy kłótni. Kłótni, między Jazzy i Austinem, a Justinem. Wtedy jeszcze silniej uwierzyłam w słowa Justina.
-Przestań w końcu udawać, Bieber! - krzyknął mój bratm wyrzucając ręce w powietrze. Szkoda zrobiło mi się szatyna. Znowu ktoś na niego naskakiwał. Chciałam, żeby chociaż we mnie miał oparcie.
-Nikogo nie udaję. To wy uwzięliście się na mnie z niewiadomego powodu. - powiedział spokojnie, co jeszcze bardziej utwierdziło mnie w moich przekonaniach.
-My? To ty jesteś psychicznie chory! - pisnęła Jazmyn, tak, że aż musiałam zatkać uszy.
Nie chciałam już dłużej tego słuchać, dlatego zeszłam po schodach na sam dół, tym samym przerywając kłótnię. Ich wzrok padł na mnie, ale tylko Justin lekko się uśmiechnął, co odwzajemniłam. Jak gdyby nigdy nic, udałam się do kuchni i nalałam sobie do szklanki wody, następnie wypijając ją duszkiem.
-Chodź, maleńka. - Austin złapał szatynkę za rękę. - Idziemy na górę. - spojrzał znacząco, a wręcz bezczelnie, na Justina, jakby chciał go sprowokować. Oboje dobrze wiedzieliśmy, co to oznacza.
Justin, z lekko zdenerwowanym wyrazem twarzy, usiadł przy blacie, na wysokim krześle barowym. Złożył dłonie, jak do modlitwy i oparł na nich głowę. Z góry zaczął dochodzić do nas chichot Jezzy, przez co szatyn zacisnął pięści.
-Spokojnie. - stanęłam na przeciwko niego, ułożyłam swoje dłonie na jego i pogładziłam je delikatnie.
-Kurwa, nie mam zamiaru przez całą noc wysłuchiwać, jak będą się pieprzyć. - warknął, przeczesując palcami włosy. Następnie uniósł wzrok i przeniósł go na mnie, zamykając moje dłonie w swoich. - Posłuchaj mnie, Cindy. Moi rodzice mają mały domek, kawałek za miastem. Pojedź tam ze mną. - kiedy spuściłam wzrok i wbiłam go swoje stopy, Justin uniósł moją głowę i spojrzał prosto w oczy.
-No nie wiem, Justin...
-Bardzo ładnie proszę... - wydął dolną wargę, przybierając minkę małego dziecka.
-No dobrze. - westchnęłam, z uśmiechem na ustach. Justin przytulił mnie do siebie, a następnie lekko pogłaskał po plecach i odsunął się.
-Idę spakować jeszcze tylko kilka rzeczy. - rzuciłam do niego, po czym wyminęłam szatyna i skierowałam się schodami na górę, ignorując dziwne odgłosy, dochodzące z sypialni mojego brata. Spakowałam do torby komplet koronkowej bielizny, dwie luźne koszulki, jedną do spania, a drugą na jutro, oraz parę krótkich spodenek. Spakowałam również kosmetyczkę, a następnie wyszłam z pomieszczenia i przedostałam się schodami na dół, do salonu, gdzie na kanapie siedział Justin i czekał na mnie.
-Powiedziałeś Austinowi? - spytałam, wskazując kciukiem na pierwsze piętro.
-Mam im teraz przerywać? - odparł pytaniem na pytanie, śmiejąc się cicho pod nosem. Przewróciłam teatralnie oczami i wyszłam z salonu, do przedpokoju, gdzie wsunęłam na stopy krótkie trampki i założyłam kurtkę, ponieważ na dworze było już dość chłodno. Justin otworzył przede mną drzwi i przepuścił mnie w progu, a następnie otworzył mi drzwi również od swojego samochodu i zamknął je za mną. Zajął swoje miejsce, po stronie kierowcy, po czym odpalił silnik i zjechał z podjazdu, na pustą, osiedlową drogę.
-Dziękuję, że zgodziłaś się ze mną pojechać. - chłopak delikatnie ułożył dłoń na moim kolanie, obserwując moją reakcję. Nie strąciłam jego ręki, ponieważ nie wystraszyłam się tego gestu.
-Nie masz za co. Dla mnie również niezręcznie byłoby ich słuchać. -  skrzywiłam się lekko, a szatyn wydał z siebie cichy chichot. - Nie śmiej się! - rzuciłam, z udawanym oburzeniem, uderzając go lekko w ramię.
-Proszę, nie bij mnie. - prychnął śmiechem, dociskając pedał gazu.
-Zastanowię się. - wypięłam do niego język, zakładając ręce na piersi i wbijając wzrok w przednią szynę oraz gwiazdy, swobodnie migające na niebie.
-O czym myślisz? - chwilową ciszę przerwał jego głos, kiedy wyciągnął jedną rękę i oparł ją za zagłówkiem mojego fotela.
-Właściwie to o wszystkim, tak ogólnie. - westchnęłam, przesuwając się w lewo na swoim miejscu. Pochyliłam się lekko i oparłam głowę na ramieniu szatyna. Czułam się w ten sposób po prostu bezpieczniej. Czując ciepło, bijące od jego ciała i ramię, owinięte wokół mojego, czułam się lepiej. Po prostu.
-Wiesz, myślenie męczy. Czasem dobrze jest nie myśleć o niczym. Ja tak robię. Kiedy mam dość wszystkich i wszystkiego idę w miejsce, gdzie nikt mi nie przeszkadza i przestaję myśleć, odcinam się od całego, otaczającego mnie, świata. - uniosłam lekko głowę i spojrzałam na niego z dołu, lecz chłopak nie oderwał wzroku od drogi.
-Nie znałam cię od tej strony. - szepnęłam.
-Wszyszcy, którzy myślą, że mnie znają, są w wielkim błędzie. - postukał palcami o kierownicę, wpatrując się w przednią szybę. Ja jednak w dalszym ciągu podziwiałam jego rysy twarzy i idealne proporcje na niej zachowane. W końcu, mój wzrok padł na jego pełne, malinowe wargi. Nie potrafiłam tego powstrzymać i po prostu przejechałam językiem po swoich ustach, nawilżając je. Szatyn zaśmiał się cicho, po czym niespodziewanie zjechał na pobocze i odwrócił się w moją stronę. Szybkim i pewnym ruchem uniósł moją głowę, po czym namiętnie wpił się w moje wargi. Całował je delikatnie i muskał z pasją, aż przez moje ciało przeszły przyjemne dreszcze. Wtedy odsunął się odrobinkę ode mnie i spojrzał w oczy.
-Następnym razem nie krępuj się i po prostu mnie pocałuj. - puścił do mnie bezczelnie oczko, a następnie położył dłonie na kierownicy i wjechał z powrotem na drogę.
Kręcąc z rozbawieniem głową, oparłam się o oparcie swojego fotela, trzymając ręce, zaplątane na piersi. Osunęłam się lekko w dół, aby przyjąć wygodną pozycję. Na pół leżąco spędziłam około piętnaście minut. Po takim czasie, Justin skręcił w boczną, leśną drogę. Kiedy drzewa zaczęły się przerzedzać, wyjechaliśmy na niewielką polanę. Na jej końcu znajdował się mały, drewniany domek, nad samym jeziorkiem. Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem. To miejsce było piękne i w pewien sposób romantyczne.
-Tutaj mój ojciec oświadczył się matce. - widząc mój zachwyt, Justin opowiedział mi trochę o tym miejscu. Było dla niego dość ważne, choć jego stosunki z rodziną nie były najlepsze.
Chwilę później zaparkował przed domkiem i wziął ode mnie torbę. Wysiadłam z samochodu, a szatyn zrobił to razem ze mną. Otworzył przede mną drewniane drzwi, a kiedy odwróciłam się przodem do niego, aby posłać mu wdzięczny uśmiech, w jego oczach zobaczyłam jeden, wyraźny błysk.
Pożądanie...
~*~
Zbliżamy się do przełomu opowiadania...