***Oczami Cindy***
-Oddaj mi to! - pisnęłam ze śmiechem, kiedy Austin zabrał z wózka sklepowego paczkę pampersów.
-Nie. - odparł, niczym małe dziecko, które trzyma w dłoniach swoją ulubioną zabawkę.
-Wyglądasz teraz, jakbyś chciał, żeby ktoś cię przewinął. - parsknęłam głośnym śmiechem, przez co starsi ludzi, przechodzący obok, posłali mi gniewne spojrzenia.
Razem z zakupami dla Lily doszliśmy do kasy. Cieszyłam się, że ta maleńka istotka przypadkowo trafiła do naszego domu. Będąc przy niej, moja uwaga skupiona jest na opiece nad dzieckiem, a nie na uciążliwych wspomnieniach, o których za wszelką cenę chcę zapomnieć.
Zapłaciliśmy za zakupy, po czym wyszliśmy ze sklepu, kierując się do samochodu, zaparkowanego przy krawężniku. Austin zapakował reklamówki do bagażnika, a następnie zajął miejsce kierowcy i odpalił silnik.
-Nie wiedziałam, że Justin potrafi być taki nieczuły. On nie odczuwa żadnego współczucia wobec biednych dzieci z Afryki czy Azji. Myślałam, że jest trochę inny. - zaczęłam, pocierając dłońmi kolana. -Ja nie widziałem u Justina czegoś takiego, jak uczucia. No, z wyjątkiem jego samochodu, który traktuje jak dziecko. Dosłownie. - mruknął, kręcąc głową z wyraźną dezaprobatą. - Miejmy tylko nadzieję, że nie zrobił nic Lily.
-A mógłby? - spytałam natychmiast, rozszerzając oczy. - Wiem, że nie lubi dzieci, ale byłby w stanie zrobić jakiemuś krzywdę? Przecież Lily jest taka drobna i bezbronna. Musiałby na prawdę nie mieć serca, a wiem, że jakieś uczucia w nim zostały.
-Możliwe. Ja już sam nie wiem, czy on przy tobie udaje takiego troskliwego i opiekuńczego, czy faktycznie coś do ciebie czuje. Cholera go wie. Jest na prawdę trudny do rozgryzienia. Wiem, że siedzi w nim ta zła stron, którą przed tobą ukrywa.
Żadne z nas już więcej się nie odezwało. W ciszy dojechaliśmy do domu, pogrążeni we własnych myślach. Ja skupiłam się na słowach mojego brata. To niemożliwe, żeby Justin coś do mnie poczuł, za krótko się znamy. Chociaż z drugiej strony, to prawda, że względem mnie zachowywał się trochę inaczej.
Wysiadłam z samochodu i zamknęłam za sobą drzwi, czekając, aż Austin dołączy do mnie, kiedy zabierze z bagażnika torbę. Razem weszliśmy do domu, zastając Justina, siedzącego na kanapie w salonie, z puszką piwa w ręku. Krew się we mnie zanotowała. Jak mógł pić, kiedy miał pod opieką dziecko? I to na dodatek takiego malucha, który potrzebuje ciągłej uwagi.
-Człowieku, ty jesteś normalny? - podniosłam głos, podchodząc do niego i wyjmując puszkę z jego ręki, kiedy chciał przyłożyć ją do ust.
-Co ci jest, księżniczko? Okres masz? - wstał i chciał zbliżyć się do mnie, jednak ja ułożyłam dłoń na jego klatce piersiowej i odepchnęła od siebie szatyna.
-Godzinę. Daliśmy ci Lily do popilnowania przez godzinę. Nie możesz się obejść bez tego... - potrząsnęłam puszką piwa przed jego twarzą. - Przez jedną, jebaną godzinę!? - krzyknęłam, zaciskając w dłoni materiał jego koszulki.
-Śpi sobie spokojnie na górze. - objął moją twarz dłońmi i pocałował mnie w czoło. - Nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi, kochanie, chociaż tobie nic nie zaszkodzi. Wyglądasz, jak laleczka. - pogłaskał mnie po policzku i chciał zrobić krok w przód. Ja jednak, właśnie w tym momencie, przechyliłam puszkę, sprawiając, że piwo wylało się na koszulkę szatyna.
-Pojebało cię, laska? - wyrzucił ręce w powietrze, po chwili odklejając mokrą koszulkę od swojej skóry.
-Nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi, KOCHANIE. - powtórzyłam jego frazę, akcentując ostatnie słowo.
-Cóż, teraz będziesz zmuszona oglądać mnie bez koszulki. - westchnął z uśmieszkiem na ustach, po czym zdjął z siebie ubranie i rzucił je na podłogę. Mój wzrok powoli zjeżdżał na jego wyrzeźbione mięśnie brzucha, aż musiałam przygryść dolną wargę, żeby z moich ust nie wydostał się pomruk podziwu. - Zrób zdjęcie, skarbie. I ciesz się, że możesz podziwiać takie widoki. - uniósł moją brodę dwoma palcami i chciał spojrzeć mi w oczy, jednak ja wyrwałam swoją głowę i skierowałam się w stronę schodów.
-Pierdol się, Bieber. - warknęłam, wchodząc na górę.
Na prawdę mnie zdenerwował. Zostawiliśmy mu Lily do opieki jedynie na godzinę, a on nie potrafił powstrzymać się od alkoholu. Rozumiem, że nie lubi dzicie, ale, na miłość Boską, ma dwadzieścia jeden lat i nie zaszkodziłaby mu odrobina odpowiedzialności. Zwłaszcza dlatego, że może to być jego córka. Jego córka, którą powinien kochać i z chęcią się opiekować, a nie zostawiać samą i pić w tym czasie.
Kiedy znalazłam się w sypialni Justina, zamknęłam za sobą drzwi. Podeszłam do łóżka i usiadłam na jego skraju. Delikatnie odkryłam kołderkę niemowlaka, spoglądając na jej spokojną twarzyczkę. W tym właśnie momencie doznałam szoku. Na jej policzku widniał duży siniak, którego nie było przed naszym wyjściem. Wściekła, podeszłam do drzwi i wyszłam na korytarz.
-Justin, chodź tutaj w tej chwili! - wrzasnęłam, oparta o poręcz schodów. Kiedy usłyszałam wymruczaną przez szatyna odpowiedź, wróciłam do sypialni.
***Oczami Justina***
Kiedy Cindy poszła na górę, udałem się do łazienki, znajdującej się na parterze, aby zmyć z siebie odrobinę piwa. Nie przepadałem za tym zapachem, dlatego nie chciałem czuć go na sobie.
Cały czas podśmiewałem się z Cindy pod nosem. Widzę, że zrobiła się bardziej agresywna. Nie powiem, pociąga mnie jej wredna i złośliwa strona. Co ja gadam, ona ogólnie mnie bardzo pociąga, ale zawsze uważałem ją za aniołka, delikatną i spokojną dziewczynkę. Dzisiaj odkryłem jej drugą twarz. Cóż, ona również poznała cząstkę innego mnie i nie byłem z tego powodu zadowolony. Przed nią chciałem grać tego dobrego, bez żadnej konkretnej przyczyny. Po prostu chciałem, aby dobrze mnie postrzegała.
Kiedy znalazłem się w łazience, wziąłem z szafki mały ręcznik i zmoczyłem go w wodzie, a następnie otarłem nim swoją klatkę piersiową. Rozwiesiłem ręcznik na kaloryferze, a do ręki wziąłem szklaną buteleczkę z perfumami, którymi lekko się spryskałem. Wyszedłem z łazienki i zgasiłem za sobą światło, chcąc w spokoju iść dokończyć oglądania meczu, kiedy usłyszałem pisk Cindy.
-Justin, chodź tutaj w tej chwili! - wrzasnęła, na co przewróciłem oczami.
-Idę, mamo. - mruknąłem, wsuwając dłonie do kieszeni dresów. Stawiając krok za krokiem, wszedłem na górę. Popchnąłem cicho drzwi od swojej sypialni, zastając w niej szatynkę, nachyloną nad łóżkiem. Jej zgrabny tyłeczek wystawiony był idealnie w moją stronę. Miałem ogromną ochotę objąć go dłońmi, jednak było to zbyt ryzykowne. Zamiast tego, podszedłem blisko szesnastolatki i ułożyłem dłonie na jej biodrach. Dziewczyna drgnęła, jednak nie odwróciła się, nadal robiąc coś przy Lily.
-Co się stało, księżniczko? - zaśmiałem się cicho, masując rękoma jej talię.
-Co się stało? - warknęła cicho, odwracając się twarzą do mnie i sprawiając tym samym, że nasze ciała się stykały. - Co się stało? To ty mi lepiej powiedz, co zrobiłeś Lily, że ma takiego siniaka na twarzy i na ramieniu? - jej szczęka była zaciśnięta, a oczy ciemniejsze, niż zwykle. Cholera, wyglądała tak seksownie, kiedy była wkurzona. Właściwie, to ona zawsze wygląda seksownie, jednak teraz, z nutką agresji, bardziej mieszała w mojej głowie.
-Słuchasz mnie człowieku? Zadałam ci pytanie. - uderzyła w moją nagą klatkę piersiową. - Co jej zrobiłeś? - wysyczała, ciskając we mnie piorunami.
Westchnąłem głośno i usiadłem na łóżku, łapiąc Cindy za biodra i sadzając na swoich kolanach. Przejechałem palcami w dół, od jej ramienia, aż do nadgarstka, drugim ramieniem obejmując jej talię.
-Bawiłem się z nią, aż w końcu ona zaczęła się czołgać po tym łóżku. Odwróciłem się dosłownie na moment, żeby spojrzeć na zegarek, a kiedy wróciłem wzrokiem na małą, ona była przy krańcu łóżka. Ugięła się jej rączka i uderzyła o szafkę nocną. Prawie by spadła, ale w ostatniej chwili złapałem ją za ramię, dlatego powstały te siniaki. - pogładziłem szatynkę po policzku. - Chyba nie sądzisz, że byłbym w stanie zrobić jej krzywdę? Jest taka malutka i bezbronna. Owszem, nie lubię dzieci, ale nie do tego stopnia, żeby je bić. Znasz mnie przecież trochę...
Wtedy zauważyłem, że w progu pokoju stoi Austin, który słyszał wszystko, co mówiłem jego siostrze. Miał ręce założone na piersi, a jednym barkiem opierał się o futrynę. Po jego minie mogłem poznać, że ani trochę nie uwierzył w moją bajeczkę. Jego jednak miałem głęboko w dupie. Nie przejmowałem się, czy mi wierzy, czy też nie, ponieważ zawsze mogę go zaszantażować. Zależało mi jednak na tym, aby Cindy niczego się nie domyśliła.
-Mam nadzieję, że tak było... - westchnęła w końcu, przeczesując palcami swoje gęste włosy. - I mam nadzieję, że przekonałeś się do niej troszkę. - spojrzała na mnie prosząco.
-Może odrobinkę. - uśmiechnąłem się do niej, oblizując powoli wargi. Gdyby nie świadomość, że Austin jest w pokoju, już dawno złączyłbym swoje usta z jej. Jakaś niewidzialna moc przyciągała mnie do tej dziewczyny. To tak, jakbyśmy byli połączeni niewidzialną nicią, która z każdym dniem staje się krótsza, tym samym zbliżając nas do siebie. Cieszyłem się również, że Cindy mi ufała. Nie bała się mnie, ani mojego dotyku.
-Dobra, koniec tych czułości. - moje rozmyślenia przerwał głos Austina, któremu wyraźnie nie podobało się to, co tworzyło się między mną, a jego siostrą.
Dziewczyna zsunęła się z moich kolan i usiadła obok na łóżku, biorąc delikatnie Lily na ręce. Oczywiście nadal nienawidziłem tego szczeniaka. Przeszkadzał mi i nie wyobrażałem sobie dalej z nim mieszkać, mimo że pojawił się tu dopiero kilka godzin temu. Mała powoli zaczęło otwierać oczka. Jej wzrok od razu wylądował na mnie, ponieważ jej głowa odwrócona była w moją stronę. Mimo, że była taka malutka, na jej twarzy wymalowało się przerażenie. Zaczęła płakać, ściskając w dłoniach koszulkę Cindy. Zamknęła oczy, aby na mnie nie patrzeć, przez co zachichotałem cicho. Nie chciałem wzbudzić żadnych podejrzeń, jednak to dziecko po prostu mnie rozśmieszało. Myślała, że jej płacz zrobi ze mnie mięczaka? Myliła się. Wielokrotnie słyszałem kobiecy płacz. Tak dokładnie, był to płacz mojej byłej i siostry. Nie wzruszał mnie ani odrobinę.
-Chłopaki, wyjdźcie stąd. Straszycie ją. - mruknęła Cindy, przytulając Lily do swojej klatki piersiowej. Głaskała ją po główce i w międzyczasie składała delikatne pocałunki na jej czole.
Nie rozumiałem, dlaczego obdarzała tą małą taką czułością. Przecież praktycznie w ogóle jej nie znała. Rozumiem, że żyła ze świadomością, że może być to dziecko jej brata, jednak i tak nie potrafiłem pojąć tych uczuć, uczuć do dziecka. Owszem, kobieta może kochać mężczyznę, a mężczyzna kobietę, jednak miłości do dzieciaków nie umiałem zrozumieć. Dziewczynę kocha się za jej charakter, piękny uśmiech, słodkie oczy czy umiejętności w łóżku, a takiego bachora? On nawet nie mówi, a jednak większość ludzi zachwyca się ich "słodkością". Cóż, świat jest dziwny...
Wstałem z łóżka i razem z Austinem zszedłem na dół, do salonu.
-Musimy jechać zrobić badania genetyczne. - mruknął, zakładając w przedpokoju buty. Pokiwałem tylko głową i dołączyłem do niego.
Na schodach usłyszałem ciche kroki, a już po chwili przed nami stanęła Cindy, z dziewczynką na rękach.
-Jeśli jedziecie zrobić badania, będzie wam potrzebny materiał genetyczny. - w tym momencie wyjęła z ust Lily smoczek i podała go nam, z lekkim uśmieszkiem na twarzy.
Skrzywiłem się, patrząc na mały przedmiot. Nie miałem najmniejszego zamiaru go dotykać. Był obrzydliwy, obśliniony i na dodatek należał do tego malucha. Czysta ochyda.
-Ja prowadzę, więc ty to bierzesz, Bieber. - zarechotał brunet i wyszedł z domu, zostawiając mnie na pastwę losu.
-Justin, to cię nie ugryzie, a masz minę, jakbym co najmniej kazała ci przwinąć Lily. To jest smoczek. Zwykły smoczek. Nie zarazisz się od niego.
-Ale tam jest ślina... - grymas na moich ustach powiększał się z każdą chwilą.
-Właśnie o ślinę tu chodzi. - westchnęła, podchodząc do mnie. - Bierzesz to, czy mam ci ten smoczek wepchnąć do kieszeni? - uniosła wysoko brwi, tupiąc jedną stopą o podłogę.
-Biorę... - wymamrotałam, po czym ostrożnie złapałem przedmiot w dwa palce, omijając obślinione miejsca.
Wyszedłem z domu, trzymając smoczek metr od siebie, w wyciągniętej ręce. Podszedłem do samochodu Austina i zająłem miejsce pasażera, a on odpalił silnik i zjechał z podjazdu.
-Ale to jest obrzydliwe... - jęknąłem, wpatrując się w ślinę Lily. Wzdrygnąłem się i odwróciłem głowę, wlepiając wzrok w przednią szybę.
-Obrzydliwe jest to, co zrobiłeś temu dzieciaczkowi. W czym ci przeszkadzała ta kruszynka, co? Płakała? Czy po prostu na ciebie patrzyła? Jesteś chory psychocznie, Justin, powinieneś się leczyć. I nie mówię tego złośliwie, tylko dlatego, że jesteś moim przyjacielem.
-Jakoś ostatnio przestałeś traktować mnie, jak swojego przyjaciela. - zakpiłem, oblizując końcówką języka dolną wargę.
-Bo boję się o Cindy, nie rozumiesz? Nie podoba mi się to, że jesteście ze sobą tak blisko. Ona dość się już nacierpiała.
-Kurwa, ile razy mam ci powtarzać, że nie mam najmniejszego zamiaru jej krzywdzić. - wyrzuciłem jedną rękę w powietrze, pamiętając, że w drugiej trzymam to obślinione ochydztwo.
-I możesz mi obiecać, że nigdy jej nie wyzwiesz, nie podniesiesz na nią ręki, nie uderzysz? Sory, ale znam cię i nigdy w to nie uwierzę.
-Nasłuchałeś się opowiadań mojej siostry i masz zamiar wierzyć w każde jej słowo? Wiesz dobrze, że i ona i moja była chciały się na mnie zemścić, kiedy kazałem Katy usunąć ciążę. Nigdy nie chciałem mieć dzieci i ona dobrze o tym wiedziała, ale jednak okazała się taką suką, że specjalnie odstawiła tabletki, myśląc, że będę się cieszyć, kiedy przyjdzie i powie mi, że zrobiłem jej dzieciaka. Śmieszna jest.
-Już nawet nie chodzi o Katy. Ja po ptostu miałem ochotę rozerwać cię na strzępy, kiedy widziałem, jak się z nią całowałeś, jak ją dotykałeś. No kurwa, jestem jej bratem, to nornalne.
-Tak, oczywiście. Ciekawe tylko, dlaczego ja nic nie zrobiłem, kiedy pewnego dnia wróciłem do domu, wszedłem na górę, do twojej sypialni i zobaczyłem, jak posuwasz moją siostrę. Też miałem wam wtedy przerwać? Chyba nie byłbyś zadowolony.
-Przypominam ci, że Jazmyn jest dwa lata ode mnie młodsza, a Cindy od ciebie pięć. - mruknął, wyraźnie zakłopotany. Mi jednak chciało się śmiać, kiedy wróciłem myślami do tego wspomnienia.
-Na prawdę uważasz, że różnica wieku jest jakimś problemem? Stary, ja pieprzyłem trzynastolatkę, rozumiesz? Trzynastolatkę.
-Zaraz, zaraz, czy ty chcesz przez to powiedzieć, że masz zamiar wylądować z moją siostrą w łóżku? - jego źrenice lekko się rozszerzyły.
-Jeśli byłaby taka okazja. - wzruszyłem ramionami, obserwując kątem oka jego reakcję.
-Dobra, skończ, bo zaraz ci przypierdolę. - warknął, zaciskając dłonie na kierownicy.
Do szpitala dojechaliśmy, nie mówiąc już nic więcej. Nie chciałem narażać swojej pięknej buźki na jakikolwiek uraz, spowodowany uderzeniem Austina, więc wysiadłem z samochodu i udałem się w stronę wejścia do dużego budynku z czerwonej cegły. Odszukałem wzrokiem numeru piętra, na którym znajduje się laboratorium, po czym wsiadłem do windy. Brunet wszedł zaraz za mną, więc mogłem nacisnąć przycisk z numerem dwa, znajdujący się na ścianie. Po chwili, winda wydała charakterystyczny dźwięk, informujący, że dojechaliśmy. Drzwi otworzyły się, więc mogliśmy wyjść na pusty korytarz. Były już godziny wieczorne, dlatego większość ludzi opuściła szpital.
Po dotarciu do odpowiednich drzwi, zapukałem w nie lekko, po chwili wchodząc do środka.
-Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - spytała pielęgniarka, siedząca za biurkiem.
-Chcieliśmy wykonać badania... na ojcostwo. - to słowo nie koniecznie chciało przejść przez moje gardło. Nie potrafiłem sobie wyobrazić siebie, w roli ojca.
-Dobrze, potrzebuję najpierw materiał genetyczny dziecka. - wtedy wyciągnąłem przed siebie rękę ze smoczkiem i podałem go kobiecie. - Dziękuję, a teraz niech jeden z was usiądzie tutaj. Muszę wam pobrać krew. - wskazała specjalny fotel, więc Austin zajął na nim miejsce. Pielęgniarka podwinęła jego rękaw nad łokieć i założyła opaskę uciskową. Następnie odpakowała nową igłę, zamontowała ją w strzykawce i przyłożyła do żyły Austina. Zaczęła powoli pobierać krew, która z każdą chwilą zabarwiała strzykawkę. Kiedy skończyła, przyłożyła brunetowi wacik, nasączony spirytusem. Kazała mu wstać z fotela, co uczynił, stając przy drzwiach. Tym razem ja zająłem jego wcześniejsze miejsce i ułożyłem ramię na oparciu.
-Młodzież... - westchnęła, biorąc do ręki nową strzykawkę. - Przez te twoje tatuaże jest mi ciężko znaleźć żyły.
-Jak się pani postara, wszystko się uda. - wyszczerzyłem się do niej, kiedy wbiła igłę w moją rękę.
Kiedy pobrała mi krew, również przyłożyła wacik i pozwoliła wstać.
-Wyniki przyjdą do was pocztą. To wszystko, możecie już iść. - skinęliśmy równocześnie głowami, po czym wyszliśmy z gabinetu.
***Oczami Cindy***
Wyjęłam Lily z wanny, w której było odrobinkę wody, całując ją w główkę. Dziewczynka zaśmiała się cichutko, klaszcząc w swoje malutkie rączki. Wzięłam w jedną rękę ręcznik i wyszłam z łazienki, do swojego pokoju. Rozłożyłam ręcznik na łóżku i ułożyłam na nim Lily.
-Ale ty jesteś słodziutka. - połaskotałam ją po brzuszku, wycierając jej ciałko. Następnie założyłam jej pampersa i maleńki szlafroczek z kapturkiem, na kształt mordki niedźwiadka, z uszami. Zarzuciłam jej kaptur na głowę, aby nie zmarzła, i wzięłam ją na ręce, kierując się w stronę wyjścia z pokoju. Zeszłam schodami do salonu, w tym samym momencie, w którym chłopaki wrócili do domu.
-Zamykaj drzwi, bo mi dzieciaka przeziębisz. - zaśmiałam się do Austina, który wszedł jako drugi, wpuszczając do środka chłodne, wieczorne powietrze.
-Widzę, że już przywłaszczyłaś sobie... naszą córeczkę. - podszedł do mnie powoli. - To znaczy moją, albo Justina. Żeby nie było, my sobie dziecka nie zrobiliśmy. - parsknęłam głośnym śmiechem na sens jego słów. Nawet Lily zachichotała cichutko, chociaż nie wiedziała, z czego.
-Chodź tu do mnie, malutka. - mój brat wyciągnął przed siebie obie ręce, biorąc ode mnie tę kruszynkę. Przytulił ją do siebie, układając jedną rękę na jej pleckach, a drugą pod pupką dziewczynki.
-Będziesz świetnym ojcem, Austin. - pogładziłam go delikatnie po ramieniu. - A ciebie nie zabił ten smoczek? - zwróciłam się ze śmiechem do Justina.
-Było blisko. - wzdrygnął się lekko.
-Idiota. - pokręciła z rozbawieniem głową, odpychając go lekko od siebie. - Austin, w kuchni, na stole, stoi butelka z mlekiem dla Lily. Nakarmisz ją?
-Jasne. - uśmiechnął się do mnie i zniknął w kuchni.
-To ja idę pod prysznic. - mruknęłam pod nosem, jednak zanim zdążyłam wejść na schody, poczułam, jak Justin złapał mnie za rękę.
-To ja idę z tobą, kicia. - szepnął, obejmując mnie w talii.
-Zauważyłam, że ostatnio zrobiłeś się bardzo nachalny, Justin. - przejechałam opuszkami palców po jego policzku. - Możesz sobie jedynie pomarzyć. - szepnęłam mu do ucha, a następnie odrzuciłam włosy i odeszłam...
***
Kiedy wyszłam z łazienki, zastałam Austina, siedzącego na łóżku, w moim pokoju. Obok niego leżała maleńka Lily i bawiła się nieśmiertelnikami, wiszącymi na jego szyi.
-Polubiła cię. - podeszłam do nich i odkryłam kołdrę po drugiej stronie łóżka. - Nawet bardzo. Za to za Justinem nie specjalnie przepada. - dodałam, wzdychając cicho. - A domyślacie się w ogóle, kto może być matką tego maleństwa?
-Nie mam pojęcia, Cindy. Zazwyczaj jestem pijany, kiedy chodzę do łóżka z całkowicie nieznajomymi dziewczynami. Nie znam nawet ich imion.
-Brawo, braciszku, tatuś zapewne by cię pochwilił. Zresztą, mamusia też. - westchnęłam głośno, kładąc się na łóżku.
-To znaczy... to znaczy, że wiesz, czym zajmowała się nasza matka? - spytał oszołomiony.
-Tak, Austin. Wiem, że była prostytutką.
-A my staraliśmy się to przed tobą ukrywać przez tyle czasu. Mieliśmy z Zaynem nadzieję, że się nigdy nie dowiesz.
-Wiem od dawna, jeszcze kiedy mama mieszkała razem z nami. To nie było trudne do zauważenia. Wystarczyło popatrzeć na jej ciuszki. Normalne kobiety się tak nie ubierają, a ja nie miałam przecież pięciu lat.
-Byłaś cholernie mądrym dzieckiem. Zresztą, nadal jesteś, tylko troszkę większym dzieckiem. - pogładził mnie po włosach i pocałował w czoło. - A teraz śpijcie już dobrze. Mam teraz dwie księżniczki. - zachichotał cicho. - Dobranoc. - dodał, po czym wyszedł z pokoju.
Ułożyłam Lily obok siebie, na poduszce, i przykryłam jej ciałko kołdrą. Ostatni raz pocałowałam ją w policzek, a następnie zamknęłam powieki. Jedyne, co pamiętam, to oddalająca się ode mnie rzeczywistość...
***
Obudziłam się w nocy, czując suchość w gardle. Cholernie potrzebowałam wody. Właśnie teraz, w tym momencie. Spojrzałam na, słodko śpiącą Lily. Nie płakała, nie potrzebowała niczego, po prostu złote dziecko. Przykryłam ją kołderką pod szyjkę, po czym wstałam z łóżka, poprawiając koszulkę, którą miałam na sobie, razem z koronkową, czerwoną bielizną. Koszulka sięgała mi do pempka, odkrywając moje majtki i nogi.
Zeszłam na dół, do salonu, skąd przeszłam dalej, do kuchni. Nalałam sobie szklankę wody i wypiłam całą duszkiem. Byłam na prawdę spragniona, jakbym przebiegła cały maraton. Odstawiłam szklankę do zlewu i odwróciłam się w stronę schodów, aby z powrotem przedostać się na górę. Zdążyłam jednak dojść jedynie do kanapy, kiedy poczułam czyjeś duże dłonie na swoich biodrach, które obróciły moje ciało w kierunku mężczyzny. Z początku przestraszyłam się, lecz kiedy wyczułam w powietrzu perfumy Justina, uspokoiłam się. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, poczułam jego ciepłe wargi na swoich. Zdezorientowana, nie wiedziałam, co mam zrobić, jednak kiedy Justin sunął dłońmi po moich bokach, ja wplątałam palce w jego włosy, przybliżając się do niego i oddając namiętny pocałunek. Nie wiedziałam, dlaczego to robiłam. Całowałam się z nim, jakbyśmy byli parą, a przecież praktycznie nic nas nie łączyło. Nie rozumiałam tego, ale najgorsze, że podobało mi się to, co z nim robiłam. Zawsze wkładał w to emocje. Był czuły, delikatny, chociaż to tylko pocałunek.
W pewnym momencie, Justin zrobił krok do przodu, sprawiając tym samym, że ja się cofnęłam. Kiedy moje nogi zderzyły się z krańcem kanapy, opadłam na nią delikatnie, a Justin zawisł nade mną. Spięłam wszystkie swoje mięśnie, widząc i czując, w jakiej sytuacji się znaleźliśmy. Wystraszyłam się, ponieważ wszyscy mężczyźni, którzy mnie krzywdzili, również leżeli na mnie. Przez moment czułam, jak pod moimi powiekami zbierają się łzy, lecz w momencie, kiedy Justin zaczął delikatnie całować linię mojej szczęki, a potem obojczyki, pozbyłam się wątpliwości i przekonania, że chce mnie skrzywdzić. Ciągnąc delikatnie za końcówki jego włosów, poprawiłam się na kanapie. Przypadkowo, otarłam przy tym swoim kobiecym miejscem intymnym o jego przyrodzenie. W tym samym momencie, z naszych ust uciekł cichy jęk, stłumiony przez wargi Justina, które nałożył na moje. Bardziej naparł na moje ciało, sprawiając, że jego członek stykał się z moją łechtaczką przez materiał bielizny. Nie kontrolując swoich ruchów, uniosłam lekko biodra, wysyłając falę przyjemności, przechodzącą przez nasze ciała.
-Cholernie mnie podniecasz, kochanie. - wyszeptał, prosto w moje usta, i przygryzł moją dolną wargę. Tym razem to on otarł się o mnie. Po raz pierwszy od wielu miesięcy, nie wystraszyło mnie to ani nie obrzydziło, tylko... podnieciło. Tak, czułam się w tym momencie podniecona, a z każdą chwilą byłam coraz bardziej mokra. Czułam również, jak wypukłość w jego bokserkach stale się powiększa, wbijając się w moją kobiecą strefę. Ponownie jęknęłam pod nosem i przyciągnęłam go bliżej siebie, walcząc w międzyczasie z jego językiem o dominację. Szatyn nie kontrolował już sam siebie i po prostu ocierał się o mnie, sprawiając tym przyjemność zarówno sobie, jak i mnie. Z każdą chwilą moje mięśnie coraz bardziej się spinały, a ja czułam, że, zarówno mój, jak i jego orgazm, jest kwestią paru chwil. Wyżej uniosłam swoje biodra, chcąc poczuć go bardziej. Po warknięciu, które wydobyło się z ust szatyna, mogłam wywnioskować, że podobało mu się to, dlatego powtórzyłam czynność. Justin po raz kolejny otarł się o mnie i właśnie w tym momencie oboje doszliśmy. Musiałam schować twarz w zagłębieniu jego szyi, aby zagłuszyć jęki, lecz chłopak nie potrafił tego powstrzymać i przeklął dość głośno, opadając na moje ciało. Kiedy wyrównaliśmy przyspieszone oddechy, zsunął się ze mnie i objął moję twarz dłońmi, głaszcząc kciukami moje policzki.
-Chciałem ci tylko powiedzieć, dobranoc. - musnął moje usta, po czym wstał z kanapy i poszedł na górę, do swojej sypialni.
A ja? Ja zostałam w salonie, kompletnie nie wiedząc, co się przed chwilą wydarzyło...
~*~
Cholera, przepraszam Was, za tę ostatnią scenę. Przepraszam...
Wow! Jezu, dziękuję za 44 komentarze pod poprzednim rozdziałem! Nigdy w życiu bym się tylu nie spodziewała! Jesteście tacy kochani ♥
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam Was na mojego aska ;)
ask.fm/Paulaaa962
Kocham Was i do następnego ;*
niedziela, 4 maja 2014
Rozdział 21...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Późno jest, a ja jutro do szkoły, wiec powiem krótko zajebisty rozdział. Justin mnie wkurwia, ale ta ostatnia scena... brak słów. Do kolejnego i życzę weny..
OdpowiedzUsuńPs.Z Austina niezły tatuś.
Oby to Austin okazał.się tatą, proszę x D
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział a ta ostatnia scena najlepsza
To jeszcze raz ja
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam teraz twój opis " o mnie" i oznacza on ze Lili umrze ? O.O
Nie, nie ;) Opis jest z jednego z rozdziałów na my-heaven-jb.blogspot.com ;)
UsuńCo za chuj , jak mógł ją tak zostawić i do tego jeszcze tak parszywie kłamać! Rozdział boski :) Czekam nn <3
OdpowiedzUsuńhttp://heartbreaker-justinandmelanie.blogspot.com/
zajebisty *-* kocham
OdpowiedzUsuńoby to Austin był tatusiem, Nie wyobrażam sobie Biebera jako ojca w tym opowiadaniu. Egoistyczny skurwiel. Ostatnia scena gorąca ale zachował się jak chuj. Dobrze że mu dupy nie dała, bo by też ją zostawił na kanapie. xd
OdpowiedzUsuńo jezu... nie potrafie zrozumieć Justina.. jak on moze? jak moze byc takim idiotą.. jezu wkurwia mnie on. jak mogl. to jest malutkie dzieciątko. a ten kretyn jeszcze tak klamie. o moj boze. tak b. chce zeby okazalo sie ze to Austin jest ojcem Lily. tak mi jej szkoda. coz nie dziwne ze go nie polubila. sama go zaczynam nie lubic. .. a Austin.. taki slodziak.. jejku. bylby swietnym ojcem... a Justin. jezu... to tak jakby mial dwie strony.. ja nie chce poznawac tej drugiej zlej strony ;< oni by byli taka slodka para. jezusku. ale nie. kurcze. jejku. nie moge. rozdzial jest genialny choc no coz Justin zachowuje sie jak kretyn. o zapomnialabym. koncowka. koncowka miazdzy wszystko. i jeszcze ten tekst Justina, ze chcial powiedziec dobranoc. aww. . jezusku. z jednej str sie cieszylam, ale @drugiej.. boje sie go, bo kurde a jesli bedzie chcial wiecej? i bedzie teraz bAdziej pewny ?;o nie moze tak byc. kocham cie xx
OdpowiedzUsuńtrue-big-love-jb.blogspot.com
red-sky-jb.blogspot.com
Brak słow.... ;*
OdpowiedzUsuńsuper
OdpowiedzUsuńZajebisty rozdział mimo że inaczej patrzę na Justina po ostatnim rozdziale bo zdenerwowałam się na niego i to strasznie.. No nic kocham to i czekam na nn <3
OdpowiedzUsuńI tak nie cierpię Justina.
OdpowiedzUsuńłoł taka końcówka *.* ale nadal jestem wściekła na Justina kutas xd czekam na następny kocham <3
OdpowiedzUsuńOmg ostatnia scena>>>>>>>>>>
OdpowiedzUsuńBoska końcówka oby to Austin był ojcem :-D
OdpowiedzUsuńSwietny ! Ale mim ze nie przepadam za malymi dziecmi, to jak mozna im cos takiego zrobic ?!? ._.
OdpowiedzUsuńWow... Świetny rozdział!!!! :D Czekam nn <3 ;*
OdpowiedzUsuńświetny jak zawsze czkam na następny ;)
OdpowiedzUsuńmarzwalczikochaj.blogspot.com
Świetny rozdział. Złość Cindy jak wpadła do domu była wspaniała, ale trochę dziwne, że uwierzyla w taką historyjkę, jaką Justin ją obdarzył. Tak, Austin będzie świetnym tatą, to na pewno, ale śmiesznie , a zarazem tragicznie było by, gdyby okazało się,że to Justin jest ojcem tego skarba. Nic. Cudowny rozdział. Czekam na kolejny. Powodzenia w dalszym pisaniu. Pozdrawiam Karolina.
OdpowiedzUsuńGenialny , kocham <3 Czekam na nn
OdpowiedzUsuńJak można tak postępować z dziećmi? Przecież to są małe bezbronne istotki <3 A po dzisiejszym rozdziale czuję, że to dziecko jest Justina. Aż mi się nie dobrze robi. Rozdział cudowny a ostatniej sceny bym się nie spodziewała <3 Czekam nn
OdpowiedzUsuńSuoer. Ale jak ona nie zauwazyla tych ran po piapierosach
OdpowiedzUsuńsuper ;)
OdpowiedzUsuńKocham <3
OdpowiedzUsuń