***Oczami Austina***
Moje oczy były nienaturalnie powiększone. Byłem w szoku, przez słowa tej kobiety. Jak mogła oskarżać mnie o molestowanie własnej siostry? Justin, to co innego, ponieważ raz próbował się do niej dobrać. Gdybym nie wrócił w odpowiednim momencie, prawdopodobnie by ją zgwałcił, a ja do końca życia miałbym wyrzuty sumienia, że pozwoliłem mu chociaż się do niej zbliżyć. Jak widać jednak, ona i Bieber bardzo dobrze się dogadują. Zdecydowanie, za dobrze...
Tak, byłem lekko o nią zazdrosny. Nie myślcie, że, tak jak Zayn, zakochałem się we własnej siostrze. Nie o to chodzi. Po prostu od zawsze to ja byłem dla niej najlepszym przyjacielem, tylko do mnie się przytulała, kiedy miała jakiś problem i to mi o wszystkim mówiła. A teraz, tak nagle, pojawiła się druga osoba, do której również zdobyła zaufanie. Cindy nie wie, do czego zdolny jest Justin, a i ja nie chciałem jej o tym mówić. Nie widziałem sensu w tym, aby ją niepotrzebnie straszyć. Chciałem po prostu, aby nie zbliżała się do niego w sposób psychiczny, bo może sama przynieść sobie cierpienie.
-Słucham? - wydukałem do kobiety, stojącej w progu.
-Dowiedzieliśmy, że ty oraz twój przyjaciel molestujecie seksualnie twoją siostrę. - powtórzyła. Mimo że usłyszałem te słowa już po raz drugi, wstrząsnęły mną tak samo.
-To chyba jakiś żart! Co za chuj nagadał pani takich rzeczy!? - wyrzuciłem ręce w powietrze.
Kobieta rozszerzyła oczy, przez mój nagły wybuch i uniosła wysoko brwi, na dobór moich słów.
-Kto cię nauczył takiego słownictwa, młody człowieku? - spytała z oburzeniem, mocniej zaciskając dłonie na swojej teczce.
-Mój kochany tatuś. - warknąłem przez zęby.
-Chciałam porozmawiać z Cindy i ocenić jej zachowanie.
W tym momencie usłyszałem, jak szatynka zerwała się z kanapy i, ignorując Justina, który starał się ją zatrzymać, pobiegła na górę.
-To była twoja siostra? - spytała kobieta, wskazując dłonią na schody.
-Tak. - mruknąłem, drapiąc się po karku.
-Muszę z nią porozmawiać. Możesz zaprowadzić mnie do jej pokoju? - ponownie uniosła brwi, na co ja niechętnie skinąłem głową. Wymieniliśmy z Justinem znaczące spojrzenia, kierując się na górę.
To oczywiste, że po zachowaniu Cindy ta kobieta będzie bardziej, niż pewna, że młoda była molestowana. Miałem tylko nadzieję, że nie odbiorą mi mojej siostrzyczki. Kocham ją i chcę się nią opiekować. Ona potrzebuje pomocy i musi zostać ze mną.
Po chwili otworzyłem drzwi od pokoju Cindy, jednak pomieszczenie było puste, a okno otwarte na całą szerokośc, co oznaczało, że szesnastolatka uciekła, obawiając się spotkania z tą kobietą. Na biurku leżał jej pamiętnik. Nasz, niemile widziany, gość podszedł do notesu i wziął go do ręki.
-Z tego, co wiem, to nie pani własność. - mruknąłem, odbierając jej przedmiot, należący do Cindy. - Tutaj... - potrząsnąłem pamiętnikiem. - Znajdują się jej prywatne sprawy, kfóre nie powinny panią obchodzić. A teraz byłbym wdzięczny, gdyby pani stąd wyszła. - wskazałem jej drzwi, z przesłodzonym uśmiechem na twarzy.
-Nie myślcie sobie, że ja to odpuszczę. Wrócę tutaj, tylko że z policją i zobaczymy wtedy, czy będzie wam tak do śmiechu. Dodatkowo, Cindy będzie musiała porozmawiać z pychologiem, który oceni, czy jest molestowana i wykorzystywana.
-Przecież nic jej nie zrobiliśmy. Do cholery, ja jestem jej bratem. Nigdy w życiu jej nie... obmacywałem.
-A ty? - zwróciła się do Justina, który siedział na łóżku Cindy, opierając się o swoje kolana.
Szatyn spojrzał na mnie ukradkiem, więc pokręciłem przecząco, niemal niezauważalnie, głową.
-Nic jej nie zrobiłem, chyba że przytulenie do siebie młodszej dziewczyny nazywa pani molestowaniem.
-Przytulenie, wbrew jej woli? - uniosła brwi, zakładając ręce na piersi.
-Oczywiście, że nie. - Justin przewrócił oczami, wzdychając ciężko. - Przytulenie, kiedy była smutna i tego potrzebowała.
-Co masz na myśli, mówiąc smutna? - ta idiotka z każdego słowa robiła przestępstwo.
-Kurwa, przecież każdy czasem jest smutny. Pani nigdy nie była? Przykro mi, ale ja pani nie przytulę. - wyciągnął przed siebie ręce, pokazując tym samym, aby ta kobieta nie zbliżała się do niego.
-Przyjrzymy się tej sprawie dokładniej, bo wygląda ona bardzo podejrzanie. Macie do mnie zadzwonić, kiedy Cindy wróci. Do widzenia.
***Oczami Cindy***
Kiedy usłyszałam, że ta kobieta chce ze mną porozmawiać, momentalnie zerwałam się z kanapy. Justin starał się mnie zatrzymać, jednak ja przebiegłam obok niego, udając się na górę. Kiedy znalazłam się w swoim pokoju, otworzyłam na całą szerokość okno i wyskoczyłam z niego, aby jak najszybciej znaleźć się z daleka od domu. Wiedziałam, że moje zachowanie może utwierdzić tę kobietę w jej przekonaniach, jednak ja mogłabym nie wytrzymać psychicznie, kiedy wypytywałaby mnie o to, czy ktoś dotykał mnie wbrew mojej woli, lub coś w tym stylu. Nie chciałam z nikim o tym rozmawiać. Po prostu z nikim. Wystarczyło mi, że musiałam opowiedzieć o wszystkim chłopakom. To zbyt wiele mnie kosztowało, a ta kobieta była dla mnie całkowicie obca.
Szybkim krokiem skierowałam się w stronę parku. To nie było bezpieczne miejsce, jednak nie myślałam w tamtym momencie w ten sposób. Chciałam po prostu pobyć sama. Bez pytających, lub współczujących spojrzeń i bez pocieszających słów.
Usiadłam na jednej z ławek i przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej. Nie płakałam. Starałam się to zatrzymać, chociaż łzy, z niewiadomych powodów, cisnęły się do moich oczu. Chciałam być jednak twarda i silna, albo chociaż taką udawać. Obiecałam sobie, że naprawię swoje życie i zacznę żyć normalnie. Muszę przestać patrzeć na każdego mężczyznę, jakby chciał mi zrobić krzywdę. Muszę przestać, bo inaczej nigdy nie wyplączę się z plątaniny własnych wspomnień, o których za wszelką cenę chcę zapomnieć.
-Cindy? - parę metrów dalej usłyszałam męski głos. Uniosłam głowę i spojrzałam na uśmiechniętego chłopaka.
-Hej, Matt. - mruknęłam, a moje usta mimowolnie odwzajemniły jego gest, układając się w uśmiechu.
-Mogę się przyłączyć? - wskazał na miejsce obok mnie na ławce, więc skinęłam lekko głową. - Coś się stało? Jesteś smutna. - cóż, tego właśnie chciałam uniknąć. Rozmowa na te tematy nie była rzeczą, która należała do moich ulubionych.
-Wydaje ci się. - odparłam, posyłając mu uspokajający uśmiech.
-Innych możesz oszukiwać, mnie nie. - spojrzał na mnie sceptycznie, zakładając kosmyk moich włosów za ucho. O dziwo, nie wystraszyłam się. Widać, zaczęłam się już przyzwyczajać do dotyku mężczyzn.
-Mam pewne problemy, ale nie za bardzo chcę o tym rozmawiać. - odparłam, wzruszając lekko ramionami.
-Pamiętaj, że jeśli tylko będziesz chciała, jestem zawsze do usług. - pokiwałam głową, posyłając mu uśmiech pełen wdzięczności. - A teraz może opowiedz mi coś o sobie. - zachęcił, opierając się o oparcie ławki.
-Cóż, nie bardzo lubię mówić o sobie. - mruknęłam, krzywiąc się lekko. - Mieszkam z bratem i z Justinem od niedawna, bo wcześniej mieszkałam... z drugim bratem. - w moich oczach zebrały się łzy, które nie uciekły uwadze Matta.
-Jeśli jest to dla ciebie za trudne, nie musisz mówić. Może kiedyś będziesz gotowa. - pocieszył mnie, za co podziękowałam mu uśmiechem.
-Nie chcę psuć sobie dnia, a ten incydent w szkole już wystarczająco mnie zdenerwował. Oni zachowują się jak gówniaże. Austin nawet nie pomyślał, że ktoś mógł wezwać policję, a wtedy ja musiałabym iść do domu dziecka. Jezu, nawet nie chcę o tym myśleć. - wzdrygnęłam się lekko.
-To nie myśl. - objął mnie delikatnie ramieniem. Z początku wystraszyłam się lekko, lecz kiedy zaczął uspokajająco gładzić moje ramię, odetchnęłam.
Nagle w oddali zobaczyłam Justina i Austina, zbliżjących się w naszym kierunku. Widziałam, jak Justin zmierzył wzrokiem Matta i zacisnął pięści. Nie rozumiałam jego reakcji. Na każdego chłopaka w moim otoczeniu patrzył, jakby chciał go zabić. Jedynie wobec Austina zachowywał się inaczej, ponieważ to mój brat.
-Ja będę się zbierać. - mruknął blondyn, wsuwając ręce do kieszeni i wstając z ławki. - Zapiszesz mi swój numer? - uniósł brwi, wyciągając w moim kierunku telefon.
-Jasne. - uśmiechnęłam się do niego, biorąc do ręki jego komórkę. Zapisałam chłopakowi numer i oddałam mu jego własność. W międzyczasie do naszej ławki doszli Austin razem z Justinem.
-Siema. - mój brat przywitał się z Mattem, wymieniając się uściskami dłoni. - Widzę, że zdążyłeś już poznać moją siostrzyczkę. - poklepał mnie po głowie, równocześnie roztrzepując moje włosy, za co posłałam mu mordercze spojrzenie. Brunet razem z blondynem zachichotali cicho. Jedynie Justin był poważny, a jego szczęka oraz pięści, zaciśnięte. Dopiero w momencie, kiedy posłałam mu lekki uśmiech, aby jakoś rozluźcić atmosferę, odwzajemnił mój gest.
-Ja spadam. Siema. - ciszę przerwał Matt, który pożegnał się z chłopakami i odszedł w stronę wyjścia z parku.
-Cindy, chcemy z tobą porozmawiać. - kiedy blondyn zniknął z naszego pola widzenia, chłopaki usiedli na ławce, po obu moich stronach.
-Słucham? - założyłam kosmyk włosów za ucho, przenosząc wzrok z Austina, na Justina.
-Uważamy, że powinnaś iść na policję. - powiedział niepewnie szatyn, spuszczając głowę i przygryzając dolną wargę.
Moje serce na moment stanęło, a w oczach zebrały się łzy. Wiem, że powinnam to zrobić już dawno, ale nie miałam wystarczająco dużo odwagi. Nie potrafiłabym opowiadać policjantom o tym, co mnie spotkało. To było zbyt trudne. Zwłaszcza, że na komisariacie pracują całkowicie obcy, nieznani mi ludzie. Nie chcę, a wręcz nie umiem się przed nimi otworzyć i ze szczegółami opowiedzieć całe moje życie.
-Nie. - wydukałam, lekko drżącym głosem. - Nie pójdę na policję. Boję się... - po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Ponownie przyciągnęłam do siebie kolana i oparłam na nich brodę, czując się w ten sposób odrobinę bardziej bezpiecznie.
-Cindy, oni muszą zapłacić za to, co ci zrobili, a i ty poczujesz się pewniej, kiedy będziesz miała świadomość,że poszli siedzieć. - Austin pogładził mnie delikatnie po ramieniu.
-Nie dam rady. Nie dam rady mówić o tym. Nie dam rady. - w kółko powtarzałam jedno zdanie, ocierając z policzków łzy. - Wiem, że powinnam to zrobić, ale nie umiem. Nie wińcie mnie za to. Nie chcę, żeby tak kobieta, co przyszła dzisiaj coś wam zrobiła, ale... ja nie dam rady. - wtuliłam się w brata, czując, jak oplata on swoje ramiona wokół mojej talii.
-Spokojnie, kochanie. Nie płacz. Może kiedyś się odważysz. Nie będziemy już na ciebie naciskać. Spokojnie. - wplątał palce w moje włosy i pocałował w czoło. - Ale musisz iść porozmawiać z tym psychologiem. Wiem, że nie chcesz, ale inaczej... mogą mi cię zabrać, a jest to ostatnią rzeczą, jakiej chcę.
***
Powoli, ze spuszczoną głową, wlokłam się za chłopakami w stronę wejścia do dużego budynku. Nie chciałam tu być, jednak wiem, że muszę, ponieważ w przeciwnym razie trafiłabym do domu dziecka. Justin otworzył przede mną drzwi wejściowe, za co podziękowałam mu uśmiechem. Kiedy znalazłam się w dużym pomieszczeniu, rozejrzałam się na wszystkie strony. Ludzie, pracujący tutaj, ubrani byli jak w normalnym biurze. Budynek, zarówno w środka, jak i na zewnątrz, był urządzony dość nowocześnie, jak na tego typu instytucję. Widząc znaczące spojrzenia chłopaków, z głośnym westchnieniem udałam się w ich stronę. Po chwili stanęliśmy przed białymi drzwiami, na których widniała tabliczka z napisem "psycholog".
-Czuję się, jakbym była nienormalna. - mruknęłam pod nosem, zakładając ręce na piersi. - Chyba że właśnie za taką mnie uważacie.
-Cindy, wiesz dobrze, że my również nie chcieliśmy tu przyjść. - Austin posłał mi sceptyczne spojrzenie, na co uniosłam ręce w obronnym geście.
W tym momencie, na końcu korytarza, pojawiła się ta sama kobieta, która dzisiaj rano przyszła do nas do domu.
-Znalazła się nasza zguba. - klasnęła w dłonie, na co jedna z moich brwi automatycznie uniosła się ku górze. Nie lubię ludzi z przesadnym entuzjazmem do życia i... do czegokolwiek. Bardziej wolałam przebywać w otoczeniu osób, które są zamknięte w sobie i małomówne. Istnieje wtedy mniejsza szansa, że w ogóle się do ciebie odezwą.
-Dzień dobry. - mruknęłam cicho, zakładając ręce na piersi.
-Zapraszam cię do gabinetu pani psycholog. - wskazała na drzwi, przed którymi się znajdowałam. Chłopaki również ruszyli w tym kierunku, jednak przeszkodziła im ręka tej kobiety. - A wy dokąd? Ona nie będzie rozmawiała przy was, ponieważ wywieracie na niej presję.
-Chyba wiem lepiej, czy mogę przy nich mówić, czy nie. - warknęłam pod nosem, widząc cień uśmieszku na ustach Justina.
-To nie zmienia faktu, że oni muszą zostać na korytarzu. Zapraszam cię. - złapała mnie za ramię i wprowadziła do gabinetu.
Przy biurku, w białym fartuchu, siedziała kobieta w wieku myślę pięćdziesięciu lat, a jej wyraz twarzy nie był ani trochę sympatyczny, czyli tak samo, jak tej drugiej. Na nosie miała okulary z dosyć grubymi szkiełkami, a ręce splecione przed sobą.
-Usiądź tutaj, młoda damo. - zaczęła, a mi niemal natychmiast zrobiło się niedobrze, kiedy usłyszałam ton jej głosu. Kobieta, która przyprowadziła mnie tutaj również pozostała w pomieszczeniu, siadając obok koleżanki, na przeciwko mnie. - Chciałyśmy z tobą porozmawiać o twojej sytuacji. - spojrzały na mnie znacząco, jednak ja spuściłam wzrok i wbiłam go w stół. - Te pytania mogą nie być dla ciebie łatwe, jednak musimy o to spytać. Czy któryś z tych chłopaków, twój brat lub jego przyjaciel, kiedykolwiek dotykali cię w niewłaściwy sposób?
-Nie. - odparłam ostro, decydując się spojrzeć w jej oczy.
-Nie musisz się bać, my chcemy ci jedynie pomóc.
-W takim razie zostawcie w spokoju zarówno mnie, jak i ich. - wskazałam kciukiem na drzwi.
-Cindy, wysłuchaj nas. My wiemy, że czegoś się boisz. Powiedz nam prawdę. Czy oni kiedykolwiek obmacywali cię?
-Niech mi pani da w końcu święty spokój! - krzyknęłam. - Ani Austin, ani Justin nigdy nic mi nie zrobili!
-Rozmawialiśmy z lekarzem. Podobno chciałaś popełnić samobójstwo. Dlaczego?
-To nie pani sprawa, a ja nie mam zamiaru się tutaj spowiadać. - warknęłam, a w moich oczach zalśniły łzy.
-Lekarz powiedział nam również... że zostałaś zgwałcona. Powiedz nam, czy to przyjaciel twojego brata ci to zrobił? To on cię zgwałcił?
W tym momencie wybuchnęłam płaczem, jednak tak szybko, jak moje łzy spłynęły po policzkach, otarłam je, aby nie wzbudzić większych podejrzeń.
-Nie, Justin nigdy nie zrobił nic wbrew mojej woli. - wiem, że skłamałam, jednak nie chciałam, aby miał przeze mnie kłopoty. Był pijany. Przeprosił. A ja staram się zapomnieć. - Zostawcie mnie już...
-Więc kto ci to zrobił? - czy ona nie rozumiała prostego słowa "dość"? Nie widziała, że nie chcę z nią rozmawiać, czy sprawiało jej przyjemność zadawanie mi bólu swoimi słowami?
-Na imprezie, jakiś mężczyzna. Nie wiem, nie znałam go... - mój język plątał się niemiłosiernie. Nigdy nie byłam dobra w kłamaniu.
Gwałtownie wstałam z krzesła i wybiegłam na korytarz, wpadając w ramiona pierwszego chłopaka, jaki stał na mojej drodze. Tym razem, okazał się być nim Justin.
-Możemy jechać do domu? Proszę... - wyszeptałam, patrząc ze łzami w oczach na brata, który stał kawałek dalej.
-Oczywiście, skarbie. - szepnął Justin, gładząc delikatnie górną partię moich pleców. Objęłam go ramionami w pasie i wtuliłam się w umięśniony tors chłopaka. To dziwne, ale czułam się przy nim bezpiecznie. Mimo że znałam go stosunkowo niedługo, czułam, że w pewnym stopniu mogę mu zaufać. Nie tak, jak ufałam Austinowi, jednak również nie był dla mnie całkiem obcy. Właściwie, był drugą osobą, zaraz po moim bracie, której mogłam powiedzieć o wszystkim.
-Dziękuję. - szepnęłam, czując, jak Justin ociera łzy z moich policzków. - To zbyt wiele...
W tym momencie z pomieszczenia wyszły te dwie kobiety. Ich wzrok niemal natychmiast wylądował na mnie i na Justinie. Przypomnę, że w dalszym ciągu staliśmy, przytuleni do siebie.
-Możliwe, że ta sprawa zgłoszona zostanie na policję, a wy obaj zostaniecie oskarżeni o gwałt na nieletniej. - rzekła, a moja szczęka prawdopodobnie uderzyła w tym momencie o ziemię.
-Pani chyba żartuje! - krzyknęłam, ponownie wybuchając płaczem. - Nie ma pani prawa kłamać. - syknęłam przez zęby, przytulając twarz do klatki piersiowej szatyna.
-To wszystko, co chciałam wam powiedzieć. Do widzenia.
***
Siedziałam w swoim pokoju, na łóżku, z nogami przyciągniętymi do klatki piersiowej. Myślałam nad wszystkim, co wydarzyło się dzisiejszego dnia, a przede wszystkim o wydarzeniach, w które wmieszała się opieka społeczna. Jak oni mogą wpieprzać się w nieswoje sprawy, o których nie mają nawet pojęcia? I nawet po tym, kiedy ta kobieta zobaczyła na korytarzu mnie i Justina, objętych, dalej trwała przy swoim.
Nie mogłam dopuścić do tego, aby chłopakom coś się stało. Nie mogłam pozwolić na to, aby zostali oni oskarżeni o gwałt. Przeze mnie mają jedynie same problemy. Powinnam zniknąć z ich życia. Tak byłoby najlepiej. Jednakże Austin zapewniał, zapewnia, i prawdopodobnie przez cały czas będzie zapewniać, że mnie kocha i bardzo chce, abym z nim została. Nie chciałam być dla nich kłopotem, a równocześnie chciałam tu zostać, ponieważ właśnie tutaj poczułam się bezpieczniej i mogłam spokojnie odetchnąć.
I właśnie w tym momencie postanowiłam, że muszę wreszcie ustatkować swoje życie, a nie zrobię tego, póki ci mężczyźni, którzy robili ze mną te wszystkie okropne rzeczy, nie zostaną zamknięci w więzieniu. Jednym słowem, postanowiłam iść na policę i opowiedzieć całą moją historię.
Zwlekłam się z łóżka i zabrałam z fotela swoją skórzaną kurtkę, a następnie wyszłam z pokoju i zeszłam schodami do salonu.
-Jesteście!? - krzyknęłam, rozglądając się po pomieszczeniu. Kiedy jednak odpowiedziała mi kopletna cisza, zyskałam pewność, że chłopaki gdzieś wyszli. Nie chciałam jednak na nich czekać, ponieważ wiedziałam, że w międzyczasie mogłabym się rozmyślić i zrezygnować z decyzji, która na prawdę wiele mnie kosztowała. Dla człowieka, który nie przeżył tego, co ja, mogłoby się to wydawać wręcz dziecinnie proste. Pójdę na policję, wyśpiewam wszystko, jak z nut, a potem wrócę do domu i zacznę cieszyć się wolnością. To jednak tak nie działało. Cały czas trzęsłam się ze strachu. Zayn wielokrotnie groził mi, że jeśli pisnę komuś chociaż słówko, gorzko tego pożałuję. Wiem, że teraz nie mieszkam już z nim, jednak ta obawa nie zniknęła.
Po paru chwilach wyszłam z domu, zamykając go na klucz. Dość szybkim krokiem udałam się w stronę najbliższego posterunku policji, znajdującego się w naszym mieście. Chciałam jak najszybciej mieć to już za sobą i siedzieć bezpiecznie w domu, przed telewizorem, jak każda normalna dziewczyna w moim wieku. Potrzebowałam jedynie odrobiny spokoju. Niczego więcej nie chciałam. Niczego więcej nie potrzebowałam.
Starając się oczyścić umysł z jakichkolwiek myśli, kierowałam się najkrótszą drogą na komisariat. Niestety, trasa prowadziła przez ciemne i opuszczone uliczki. Mając nadzieję, że uda mi się szybko i niepostrzeżenie przejść między nimi, przyspieszyłam kroku. Znajdowałam się już dosłownie dwie ulice od policji, kiedy nagle, zza rogu jednej ze starych kamiennic wyszedł Zayn oraz paru jego kumpli. Moje serce stanęło, tak samo, jak ja sama. Moje nogi odmówiły posłuszeństwa i nie potrafiły prowadzić mnie dalej, chociaż ja tak bardzo chciałam stąd uciec. W moich oczach nagromadziły się łzy, kiedy zdałam sobie sprawę, że oprócz mojego brata, każdy z tych mężczyzn... Zacisnęłam mocno szczękę, a spod moich powiek, mimo że starałam się to zatrzymać, wyleciał strumień słonej cieczy. Tak bardzo się ich bałam i miałam nadzieję, że już nigdy nie będę musiała ich oglądać. A teraz stoję tutaj, po środku ciemnej uliczki, z ludźmi, którzy zniszczyli moje życie i modlę się, aby jakimś cudem udało mi się stąd uciec i odetchnąć głęboko.
-Witaj, siostrzyczko. - wysyczał Zayn, a na jego twarzy pojawił się ten cholerny, obrzydliwy uśmieszek. - Czyżbyś chciała iść na policję?
-Zostaw mnie w spokoju. - wychlipałam, szybko ocierając rękawem oczy.
-Nie pozwolę ci nas wydać. - zaśmiał się, po czym skinął w stronę swoich kumpli. - Bierzcie ją...
~*~
Wiem, że dość rzadko dodaję tutaj rozdziały, ale to dlatego, że na to opowiadanie mam aktualnie mniejszą wenę. Uważam jednak, że rozdział nie wyszedł źle. A Wy jak myślicie? No i co sądzicie o końcówce?
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam Was serdecznie na mojego aska:
ask.fm/Paulaaa962
Kocham Was i do następnego ;*
niedziela, 13 kwietnia 2014
Rozdział 16...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
SUPER ;)
OdpowiedzUsuńNIE ! Kurde Zayn spadaj od niej ! Kurde jaka drama...
OdpowiedzUsuńO ja pierdziele.. To nie może tak być.. Niech oni od niej spieprzają.. Aaaaa jak ja nienawidzę Zayna grrrrrr....
OdpowiedzUsuńO nie nie błagam niech tam wkroczy Justin proszę :(
OdpowiedzUsuńRozdział świetny. Zresztą wszystkie twoje rozdziały są świetne <3 A tej zayn niech się od*ierdoli od niej bo go zabiję!! Czekam nn i życzę weny <3 ;***
OdpowiedzUsuńtylko nie to !
OdpowiedzUsuńja pierdole no ! niee ! . przecież.. no kurwa. miało być ta pięknie.. iść na policję, zeznać i po sprawie, ich by zamknęli i ona mogłaby znowu być spokojna, ale ja pierdole oczywiście musiał się w pieprzyć Zayn.. no ja pierdole.. tak się boję tej końcówki.. jejku oni nie mogą jej znowu skrzywdzić, pewnie znowu będzie się bała zeznać.. a i jeszcze ta baka z opieki.. ona jest głupia czy głupia... na pewno dziewczyna która została zgwałcona przytulałaby się do gwałciciela. ona chyba mózgu nie używa. ja pierdole.. poniosło mnie troszeczkę..
OdpowiedzUsuńCo ty gadasz? ciebie chyba nigdy wena nie opuszcza. każdy rozdział jest taki ciegawy, wciągający i dopracowany.. nie można się do niczego doczepić..
Biedna Cindy .. ;<
wgl w tym rozdziale b. mało Justin się odzywał ;oo
ouu. Kocham Cię no !
true-big-love-jb.blogspot.com
red-sky-jb.blogspot.com
C.U.D.O. *.* Czekam nn <3
OdpowiedzUsuńhttp://heartbreaker-justinandmelanie.blogspot.com/
O nie......
OdpowiedzUsuńpiękny rozdział zajebiście piszesz... <3 zapraszam do mnie walking-deadth.blogspot.com
OdpowiedzUsuńja nie narzekam na Twoje opowiadania
OdpowiedzUsuńsą świetne, i szczerze nawet nie wiem co ile średnio dodajesz rozdział
jak jest to czytam jak nie ma to Ci to wybaczam
jesteś tylko człowiekiem i masz też swoje sprawy a nie tylko opowiadania
pozdrawiam i życzę Ci tej WENY ;*****
Biedna Cindy :c Nienawidze tego Zayna -.-
OdpowiedzUsuńbożuu już chce nn :)
kocham to <33 C.U.D.O *____*
Matko.. Mam nadzieję, że oni nic jej nie zrobią. Biedna Cindy tyle musi cierpieć. Co do rozdziału jest genialny. Życzę weny. Kocham ;**
OdpowiedzUsuńperson-who-change-my-life.blogspot.com/
Ojeju ! Nie oni nie moga jej nizego zrobic ! Nie moga ! Jeju , biedna Cindy ..
OdpowiedzUsuń+ Zycze weny :*
http://love-talent-hight-school-story-jb.blogspot.com/
o nie Cindy... nie mogą jej nic robić no miało być tak pięknie a tu dupa jeszcze ta opieka no bez jaj czekam na następny <3 kocham xx
OdpowiedzUsuńhttp://tough-love-jb.blogspot.com/
Cudowny rozdział :D
OdpowiedzUsuńNiech on ją zostawi w spokoju! Obu nic się jej nie stało.
OdpowiedzUsuńBiedna Cindy :c
Rozdział wyszedł ci świetnie, z resztą tak jak zawsze :)
Już się nie mogę doczekać kolejnego x
Świetnie tak jak zawsze <3
OdpowiedzUsuńŚwietny czekam na następny <3
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie :
marzwalczikochaj.blogspot.com
To cholernie, CHOLERNIE POPIEPRZONE. Opieka, zamiast zajmować się dzieciakami, które naprawdę potrzebują pomocy, doszukują się problemów tam, gdzie ich nie ma. Niby skąd w ogóle wiedzieli, że Justin i Austin jej to zrobili? Mam wrażenie, że to Zayn, ale to serio by było zbyt proste.. Tak okropnie jestem wściekła, na tą babę psycholog, że po prostu ASFRWKMSFKEWTTGWEOKTGOWTELGKLER R :////////
OdpowiedzUsuńDobrze, że Cindy dała im do zrozumienia, że to nie oni. -.- Chociaż i tak nie wierzą, ale no to już ich problem. ;//
Końcówka mnie po prostu przeraziła, przez tego pierdolonego (wybacz słownictwo :< ) Zayna. Jezu, czy ona nie może mieć chwili spokoju?! Tylko chwili :( Biedna, Cindy. Mam nadzieję, że gdzieś tam będzie Austin, lub Justin, chociaż wiadomo, lepiej, jak by byli obaj :( Proszę tylko, niech jej nie zgwałcą..
Ona dopiero co się "składała" po tym wszystkim.. :(( Proszę.. :(
Podsumowując, kolejny idealny rozdział, napisany przez IDEALNĄ autorkę. Chyba więcej nie można nic dodać. Jesteś po prostu najlepsza! :)
~ Drew.
O niee !! Powiedz ze Justin ją uratuje ! Aaa nie moge neeeeextt !!
OdpowiedzUsuńRozdział genialny jak zawsze!
OdpowiedzUsuńCo ta głupia baba sobie wyobraża!?! Jak ona może myśleć, że to oni skoro Cindy wyraźnie powiedziała, że ani Justin, a Austin nic jej nie zrobili -,- Mam nadzieje,.że to się wyjaśni, uwierzą jej i nic nie zrobią chłopakom, prosze powiedz, że tak będzie :)
A co do końcówki to OMG! Masakra, byle nic jej nie zrobili, no nwm niech przyjdzie Austin, Justin, niech się sama obroni, cokolqiek, tylko niech jej nie krzywdzą po raz kolejny i tak dużo już wycierpiała. :(
I jeszcze jedno pytanko na koniec:
CZY JA MAM CIĘ ZABIĆ!?! no niewierzę, że akurat teraz przerwałaś, ale plisssss daj szybko nowy, ja musze wiedziec natychmiast co dalej :*
Świetny<3<3<3
OdpowiedzUsuńNie wiem jak ty to robisz ale za każdym razem potrafisz na koniec wymyśleć cos takiego że mam ochte Cie zabić przez to że skończyłas w takim momencie. Błagam Cię niech oni tylko jej nic nie robią, niech ktos jej pomoże. Tylko obawiam sie o o że jak to będzie Justin to bedzie musiała mu wysyłac paczki do więzienia bo on ich pozabija:)). Rozdzial jak zawsze świetny. Powinnaś książki pisac albo coś, takiego taletu nie można marnować. Weny życze i do następnego rozdziału.
OdpowiedzUsuń♥
OdpowiedzUsuńJapierdole Niee !!!!!!! ;(((((( Jebana opieką społeczna i pierdolony Zayn :'((**
OdpowiedzUsuń