***Oczami Justina***
Zsunąłem się z drobniutkiego ciałka Cindy, siadając obok na kanapie. Odkaszlnąłem niezręcznie i, wpatrując się w buty Austina, podrapałem się z zakłopotaniem po karku.
-Tak jakoś wyszło... - wymamrotałem pod nosem, spoglądając na Cindy, która poprawiła bluzkę i usiadła na kanapie obok mnie.
-Tak jakoś wyszło? - wysyczał brunet, przez zaciśnięte zęby. - Tak jakoś kurwa wyszło, że gdybym wszedł tu pięć minut później, pieprzyłbyś moją siostrę!? - wrzasnął, uderzając pięścią w ścianę.
-Stary, nie denerwuj się. Przecież nic się takiego nie stało. Nic jej nie zrobiłem, a ona nie będzie tego pamiętać. - wymamrotałem, gładząc szatynkę po ramieniu.
-Nie dotykaj jej. - warknął, robiąc krok w naszą stronę, jednak nadal zachowywał dystans, jakby chciał podejść, ale walczył sam ze sobą.
-Przestań zachowywać się, jak jej ojciec. Ona nie ma pięciu lat, żebyś mógł decydować o całym jej życiu. Zrozum to wreszcie. Jeśli chciałaby się ze mną pieprzyć, ty nie masz prawa jej tego zabraniać.
-Jeśli chciałaby!? - wrzasnął, rzucając drugą szklanką nad naszmi głowami, sprawiając, że rozbiła się o ścianę. - Człowieku, ona jest kompletnie naćpana! A ty oczywiście musiałeś to wykorzystać! Nie potrafisz trzymać łap przy sobie!? Kurwa, ona została dzisiaj zgwałcona, rozumiesz!? Zgwałcona! Po raz kolejny!
-Sory, ale wiesz, jak ona na mnie działa. Tak, wiem, wykorzystałem okazję, ale Cindy i tak nie będzie niczego pamiętać. - ponownie podrapałem się po karku, oblizując powoli wargi. - Poza tym... całowaliśmy się już. - dodałem cicho, mając nadzieję, że jednak tego nie usłyszał.
-Możesz powtórzyć? - jego brwi powędrowały do góry, kiedy założył ręce na piersi.
-Kiedy ciebie zabrała policja... całowaliśmy się. - powtórzyłem, już głośniej.
Między nami nastała chwilowa cisza, przerywana jedynie spokojnym oddechem Cindy. Dopiero kiedy na nią spojrzałem, zorientowałem się, że szatynka ułożyła główkę na moich kolanach i po prostu zasnęła. Zachichotałem cicho, przeczesując jej włosy i zakładając jeden z niesfornych kosmyków za ucho.
-Czy ona tego chciała? - milczenie przerwały słowa Austina.
-Tak. Do niczego jej nie zmusiłem. To był jeden, niewinny pocałunek, ale jestem pewien, że go nie zapomnę.
-I nie była wtedy pijana? - dopytywał, siadając na fotelu, na przeciwko mnie. Widziałem, że walczy sam ze sobą. Z jednej strony był na mnie wściekły, a z drugiej wiedział, że Cindy ma szesnaście lat i sama może podejmować decyzje. On był jej opiekunem praktycznie tylko na papierze. Ona nie potrzebowała opieki, tylko wsparcia i zrozumienia.
-Nie, nie była. Kiedy tylko wróciliśmy ze szpitala, Cindy chciała przemyć mi zadrapania, po szarpaninie z Zaynem. Poszliśmy na górę, do łazienki, ona zaczęła oczyszczać mi rany, później usiadła mi na kolanach i... samo tak wyszło. Ale nie bała się mnie wtedy. No, może do czasu, kiedy stałem się zbyt napalony i obmacałem jej tyłek. Wtedy odskoczyła ode mnie i wyszła z łazienki. Poszedłem za nią, przeprosiłem, a ona powiedziała, że nie ma mi tego za złe i uśmiechnęła się...
-Nie chcę po prostu, żebyś ją skrzywdził. Zobacz, jaka jest młodziutka, niewinna i bezbronna. Chcę tylko, żeby była bezpieczna. - westchnął głośno, wpatrując oczy w śpiącą Cindy.
-Spokojnie, nic jej nie zrobię. Wiem, ile ma lat, dobrze? Nie zapominaj, że jestem dorosły i, mimo wszystko, mam swój rozum, o który nie musisz się martwić. - posłałem mu sceptyczne spojrzenie, głaszcząc delikatnie policzek Cindy. - Zaniosę ją na górę. - dodałem, a następnie jedną rękę wsunąłem pod jej odkryte uda, a drugą pod plecki szatynki. Uniosłem jej drobne ciało, po czym wstałem z kanapy, udając się w stronę schodów. Z dziewczyną na rękach wszedłem na górę, prosto do jej sypialni. Ułożyłem ją ostrożnie na łóżku, a następnie przykryłem do pasa różową kołdrą.
-Śpij, aniołku. - szepnąłem, nachylając się nad szatynką i muskając delikatnie jej pełne, malinowe usta. Pogłaskałem ją jeszcze po głowie, odrzucając do tyłu jej włosy. Mój wzrok mimowolnie zjechał na jej duże piersi. Oblizałem powoli wargi, a w mojej głowie nieświadomie pojawił się obraz jej, nagiej. Nie potrafiłem tego powstrzymać. To było silniejsze ode mnie. Ułożyłem jedną dłoń na jej biuście, przejeżdżając opuszkami palców po wierzchu jej piersi, odsłoniętym spod koszulki i koronkowego stanika.
-Taka piękna... - wymamrotałem, zhipnotyzowany jej urodą. - Musisz być moja, kochanie...
***Oczami Cindy***
Kiedy otworzyłam leniwie powieki, spodziewałam się jasnego, rażącego światła słonecznego, jednak zamiast tego ujrzałam jedynie ciemność. Zmrużyłam oczy, biorąc jeden, głęboki oddech, po czym odrzuciłam kołdrę, która przez przypadek zsunęła się na drewnianą podłogę. Podniosłam się do pozycji siedzącej, odrzucając do tyłu włosy. Powoli wstałam i spojrzałam na zegarek, który wskazywał dopiero drugą w nocy, a mimo to, byłam już wyspana.
Wyszłam ze swojego pokoju, a następnie zeszłam schodami na dół, do salonu, gdzie również panowały ciemności. Kiedy jednak wyostrzyłam wzrok, zobaczyłam Justina, siedzącego na kanapie, z butelką whisky w ręce. Zawahałam się przez moment. Nie wiedziałam, czy powinnam do niego teraz podejść. Uspokoił mnie jednak fakt, że w swojej sypialni śpi Austin i gdyby tylko coś się działo, pomoże mi.
Powoli doszłam do kanapy i dopiero wtedy, kiedy znalazłam się metr od niego, uniósł wzrok, zatrzymując go na mnie.
-Cześć, słoneczko. - wymamrotał, a na jego ustach pojawił się, lekko nieprzytomny, uśmiech.
-Hej. - odparłam, pocierając dłonią swoje ramię. Był środek nocy, a ja właśnie wyszłam z ciepłego łóżka, dlatego czułam, jak moją nagą skórę okala chłód.
-Zimno ci, skarbie? - spytał, w międzyczasie poklepując miejsce obok siebie. - Chodź, ja cię ogrzeję. - powoli uniósł rękę i złapał nią skrawek mojej koszulki, przyciągając mnie na kanapę. Poczułam lekką niepewność, jednak nie był to strach. Nie bałam się, tylko byłam nieco skrępowana jego bliskością. Pewna część mnie kazała mi trzymać się z daleka od mężczyzn, ponieważ każdy może mnie zranić, jednak ta druga, dominująca, nie chciała oddalać się od Justina tylko... zbliżać. W ciągu krótkiego czasu zyskałam do niego spore zaufanie.
Usiadłam obok szatyna na kanapie, a on niemal natychmiast objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie, sprawiając, że moja głowa oparła się o jego ramię.
-Może się napijesz? - wskazał znacząco na butelkę whisky, którą trzymał w lewej dłoni. Patrzyłam przez chwilę na brązowe szkło, a następnie wzruszyłam ramionami i wyciągnęłam rękę w stronę alkoholu. Wypiłam duszkiem kilka łyków, opierając głowę o oparcie kanapy. Oddałam butelkę Justinowi, który zrobił to samo, co ja, wlewając w siebie alkohol. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, jednak postanowiłam ją przerwać, biorąc od Justina whisky i przykładając przedmiot do ust. Piłam tak długo, aż nie zabrakło mi tchu. Przez tak dużą dawkę alkoholu na jeden raz, poczułam zawroty głowy. Chłopak wyjął butelkę z mojej dłoni, upił kilka kolejnych łyków, po czym oparł się na przedramionach o oparcie kanapy, po obu stronach mojej głowy. Moje serce zaczęło bić trochę szybciej, niż zazwyczaj, przez bliskość Justina. Nie chciałam go jednak odepchnąć. Nie pytajcie, dlaczego. Po prostu nie chciałam, nie wiem, czemu.
Zamiast tego, po raz kolejny chwyciłam butelkę z alkoholem, aby pozbyć się lęku. Tylko procenty mogły mnie uspokoić.
-Jest pusta. Masz drugą? - szepnęłam w jego wargi, czując, jak alkohol szumi mi w głowie. Justin, nie zmieniając wcześniejszej pozycji, sięgnął ręką po butelkę, stojącą na podłodze, przy kanapie. Podniósł ją, otworzył, po czym wsunął w moją dłoń. Aby poczuć się pewniej, kolejny raz upiłam trochę jej zawartości i odstawiłam szklany przedmiot na podłogę.
W dalszym ciągu twarz Justina, jak i całe jego ciało, znajdowało się bardzo blisko mnie. A mi, już sama nie wiem, czy jedynie z powodu alkoholu, podobało się to. Cóż, moje życie było horrorem i cały czas, w pewnym stopniu, jest. Jednak byłam również szesnastolatką, która potrzebowała kogoś, mówiąc kogoś mam na myśli chłopaka, który byłby dla mnie ważny i którego nie musiałabym się bać.
-Justin... - szepnęłam, po paru chwilach ciszy. - Pocałuj mnie...
Z przymkniętymi powiekami czekałam, aż poczuję jego wargi na swoich. Czekałam na wybuch przyjemnych iskier w dole brzucha i na to uczcie ciepła, ogarniające całe ciało.
Cóż, nie musiałam długo czekać. Niemal od razu nasze usta się zetknęły, powodując dreszcze, biegnące w dół mojego kręgosłupa. Czułam przez pocałunek, jak Justin uśmiecha się delikatnie, bawiąc się końcówkami moich włosów, które kaskadami opadały mi na ramiona. Objęłam dłońmi jego twarz i pogładziłam kciukami policzki, czując pod opuszkami palców delikatną skórę, pokrytą lekkim zarostem. Powoli wplątałam palce w jego włosy i przyciągnęłam go bliżej siebie.
Czułam, że to przez alkohol. Przynajmniej miałam takie wrażenie. Chyba nie znalazłabym w sobie tyle odwagi na tak znaczną bliskość z jakimkolwiek facetem. Chociaż z drugiej strony, Justin nie był "jakimkolwiek facetem". On był mi trochę bliższy. W końcu, nie znam go przecież od wczoraj. Sama nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć. Wedziałam jedno - nie chciałam tego przerywać.
Kiedy Justin przejechał powoli językiem po mojej dolnej wardze, uchyliłam je i wpuściłam go do środka, aby, w połączeniu z moim językiem, stworzył duet taneczny, odnajdujący swój własny rytm w naszych ustach. Chłopak przeniósł dłonie na moje plecy i jeszcze bardziej zbliżył się do mnie, tym samym sprawiając, że nasze ciała zaczęły się stykać. Przejechałam dłońmi po jego nagiej klatce piersiowej, zapomniałam wspomnieć, że był w samych bokserkach, dzięki czemu usłyszałam jego ciche warknięcie. Nie wiem, co mnie do tego podkusiło, ale w jednym momencie odepchnęłam go lekko od siebie, on usiadł na kanapie, a ja przełożyłam jedną nogę przez jego uda i usiadłam na nich okrakiem. Czułam, że jestem wstawiona, w końcu wypiłam z połowę butelki whisky, dlatego łatwiej było mi robić to, co właśnie robiłam. Ponownie Justin łapczywie zaatakował moje wargi swoimi, wplątując palce w moje włosy. Następnie powoli zsunął dłonie przez moje boki i talię, aż dotarł do bioder. Objął je bez żadnego problemu i przyciągnął moje ciało bliżej swojego. Wtedy poczułam, że jego wzwód wbija się w moją kobiecość. Jęknęłam cicho na niespodziewany kontakt naszych stref intymnych, jednak... podobało mi się to.
Zdecydowanie musiałam być pijana.
Kiedy jednak dłonie Justina zsunęły się na moje odkryte uda, zadrżałam. Chciałam odsunąć się od niego, bo, pomimo alkoholu, wyczułam zagrożenie. Wtedy poczułam, że Justin przenosi ręce na moje plecy i gładzi je uspokajająco, rozłączając na moment nasze wargi.
-Spokojnie, kicia. Nie zrobię ci krzywdy. Obiecuję. - wyszeptał w moje usta, patrząc mi prosto w oczy. Nie kłamał. Nie chciał mnie skrzywdzić, widziałam to w jego spojrzeniu. Pod czernią pożądania ukrywała się również troska. Właśnie to, jak i oczywiście alkohol, skłoniło mnie do tego, aby nie przerywać pocałunku i ponownie go rozpocząć.
Przysuwając się jeszcze bliżej chłopaka, delikatni musnęłam jego usta i chciałam zrobić to drugi raz, jednak szatyn wplątał palce w moje włosy i pogłębił pocałunek. Przejechał dłońmi w górę i w dół po moich odkrytych udach. Jego ruchy były na prawdę delikatne, nie chciał mnie wystraszyć. Byłam mu za to wdzięczna, ponieważ, po raz pierwszy od na prawdę długiego czasu, czerpałam z tego przyjemność.
Gdyby nie alkohol, nie dopuściłabym do tego, jednak w tym stanie pozwoliłam Justinowi przenieść swoje wargi na moją rozpaloną skórę na szyi i dekolcie. Całował ją delikatnie, z pasją, jakby chciał mi pokazać, że nie ma względem mnie złych zamiarów. W pewnym momencie poczułam, jak zaczął ssać wrażliwe miejsce na mojej skórze i przygrazać je delikatnie. Jęknęłam cicho, przymykając powieki i przeczesując palcami gęste włosy chłopaka. Kiedy jego usta opuściły moją skórę, objął mnie ramionami w pasie i wtulił w swoją klatkę piersiową. Schowałam twarz w zagłębieniu jego szyi, biorąc kilka głębokich oddechów, które mogłyby mnie uspokoić.
-Chce mi się spać. - szepnęłam chłopakowi do ucha. Justin ułożył się wygodnie na kanapie, a następnie przyciągnął mnie do siebie. Umiejscowiłam się między jego nogami i położyłam głowę na jego klatce piersiowej. Wtuliłam się w niego i przymknęłam powieki, a moje ciało ogarnęło rozluźnienie.
I wtedy to zrozumiałam. Nie byłam pijana, tylko lekko wstawiona, a to istotna różnica...
***Oczami Austina***
Obudziłem się rano, przez dźwięk dzwoniącego telefonu. Podniosłem jedną powiekę i wyciągnąłem rękę po komórkę, a następnie odebrałem połączenie, nie sprawdzając uprzednio, kto dzwoni.
-Halo? - wymamrotałem, kompletnie zaspany.
-Cześć, synku. - w słuchawce usłyszałem głos mojego ojca. Zamilkłem na moment, odkrywając kołdrę i podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Czego chcesz? - warknąłem, a moja szczęka nieświadomie się zacisnęła. Nie chciałem mieć z tym człowiekiem nic wspólnego, dlatego nie ukrywałem swojej niechęci do rozmowy z nim.
-Porozmawiać, odnowić nasz kontakt. W końcu jestem twoim ojcem. - odparł, ze stoickim spokojem. W jego głosie nie dało się wyczuć żadnych emocji. To tak, jakbym rozmawiał z robotem, a nie z żywym człowiekiem.
-Nie chcę cię znać i dobrze o tym wiesz, skurwielu. - syknąłem, podnosząc się z łóżka. Podszedłem do fotela i podniosłem z niego szare dresy, następnie wsuwając je na siebie, co było nieco utrudnione, ponieważ miałem tylko jedną rękę wolną.
-Austin, spokojnie. Powiedz mi, co ja ci takiego zrobiłem? - zakpił, śmiejąc się cicho pod nosem.
-Mi nic, ale jej bardzo dużo. Wiesz, co to znaczy dla trzynastoletniej dziewczynki, jak jest molestowana i obmacywana przez własnego ojca? Jesteś chory, powinieneś się leczyć, a przede wszystkim nie odzywać do mnie. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. - wyszedłem z pokoju, kierując się schodami na dół.
-Zapomnijmy o tym, co było. To przeszłość. - denerwowała mnie jego pewność siebie. Cholernie denerwowała.
-Ty może i o tym zapomnisz, ale ona... - w tym momencie przerwałem, a mój telefon wypadł mi z ręki, lądując, z cichym hukiem, na podłodze.
Widok, który zastałem przed sobą mocno mnie zdziwił, chociaż to i tak mało powiedziane. Moja siostra leżała w objęciach Biebera, na jego klatce piersiowej, a on trzymał ramiona oplątane wokół jej ciałka. Oboje spali, wtuleni w siebie.
-Ja pierdole... - mruknąłem, przeczesując palcami włosy. Podszedłem do kanapy, przy której stały dwie butelki whisky - jedna pusta, a druga w połowie pełna - a następnie przeniosłem wzrok z powrotem na Cindy i Justina. - Całe szczęście jej nie posuwałeś. - mruknąłem w stronę śpiącego szatyna, zaciskając pięści. Denerwowało mnie to, że za wszelką cenę starał się zbliżyć do mojej siostrzyczki. Nie chciałem, aby zmarnował jej życie. Justin jest... niebezpieczny. On nie traktuje dziewczyn, kobiet, tak, jak należy. Dlatego chciałem, aby Cindy zachowywała względem niego dystans.
Chwyciłem pilot od telewizora i włączyłem pierwszy lepszy kanał muzyczny, a następnie podgłosiłem muzykę na maksa. Sam musiałem zatkać uszy, ponieważ głośne dźwięki zdecydowanie za bardzo bębniły w moich uszach. Zobaczyłem, jak Cindy i Justin obudzili się gwałtownie. Zachichotałem pod nosem, widząc ich zdezorientowane miny. Cóż, należało im się to.
***Oczami Cindy***
Kiedy podniosłam się do pozycji siedzącej, zmierzyłam nieprzytomnym wzrokiem pomieszczenie, w którym się znajdowałam. Byłam w salonie, tak dokładnie na kanapie. Musiałam zasnąć tutaj wczoraj, kiedy zeszłam w nocy, aby się napić.
I w tym momencie poczułam duże dłonie na swojej talii. W pierwszym momencie wzdrygnęłam się, jednk nie przez strach, tylko przez zaskoczenie.
-Możesz to wyłączyć, idioto? - zaspany głos Justin rozbrzmiał tuż przy moim uchu.
Mój brat, jakby od niechcenia, wyłączył telewizor pilotem i odłożył go na szklany stolik. Następnie spojrzał na nas, założył ręce na piersi i uniósł pytająco brwi.
-Śpimy sobie, nie widać? - warknął szatyn, wyraźnie niezadowolony z pobudki Austina. Cóż, mnie również się ona nie podobała, ale nie chciałam naskakiwać na brata. To nie w moim stylu.
-Tylko jakim cudem śpisz razem z moją siostrą, co? - brunet wyrzucił ręce w powietrze, na co Justin przewrócił teatralnie oczami.
-Tak nam się złożyło. - prychnął pod nosem. - A co, zazdrosny? - uśmiechnął się złośliwie, wtulając się we mnie od tyłu.
-Chłopaki, przestańcie. Znowu kłócicie się przeze mnie. To bez sensu. - westchnęłam głośno, wyswobadzając się z objęć Justina i siadając obok na kanapie. Przeczesałam palcami włosy, czując na sobie wzrok, zarówno Austina, jak i Justina. - Obudziłam się w nocy i byłam już wyspana, dlatego zeszłam na dół. Wtedy spotkałam Justina. Siedział na kanapie, więc podeszłam do niego, usiadłam obok, a potem... zasnęliśmy. - w tym momencie do głowy powróciły mi wspomnienia ostatniej nocy. Nie urwał mi się film, co potwierdzało moje przypuszczenia, że byłam jedynie wstawiona. Dokładnie pamiętam nasz pocałunek i to przyjemne ciepło, które ogarnęło moje ciało. Nie wiedziałam, czy Justin to pamiętał, dlatego nie miałam zamiaru o tym opowiadać i przypominać. Chciałam spuścić głowę i zasłonić twarz włosami, jednak poczułam pod swoją brodą dłoń Austina. Podniósł moją twarz, a następnie odgarnął wszystkie kosmyki włosów na jedną stronę, zatrzymując swój wzrok na moim dekolcie. Nie zrozumcie mnie źle, on nie wpatrywał się w moje piersi, tylko w miejsce ponad nimi. Ponownie spuściłam głowę, jednak tym razem nie po to, aby się zasłonić, tylko żeby sprawdzić, czy znajdowała się tam malinka. Faktycznie, na mojej skórze widniał czerwony ślad. Przejechałam po nim opuszkami palców, a następnie niepewnie spojarzałam na brata.
-Przyszłam, usiadłam, zasnęłam, tak, skarbie? - założył ręce na piersi i wydął lekko wargi.
-Prawie tak... - mruknęłam nieśmiało, przyciągając kolana do klatki piersiowej i obejmując je ramionami.
-Zapomniałaś wspomnieć, że całowałaś się z moim kumplem. Taki drobiazg. - zironizował, a ja w tym momencie poczułam lekkie poczucie winy. Nie wiem, dlaczego. Po prostu je poczułam.
-Stary, powiedziałem ci już coś wczoraj. Przestań zachowywać się, jakbyś był jej ojcem. Ona nie musi ci się z niczego spowiadać, więc odpuść już sobie, dobrze? - w mojej obronie stanął Justin, który objął mnie opiekuńczo ramieniem i przyciągnął lekko do siebie.
-Dzięki. - szepnęłam cicho, aby tylko on mógł mnie usłyszeć.
Austin jeszcze przez chwilę wpatrywał się w nas podejrzliwie, lecz w końcu wypuścił z siebie głębokie westchnięcie, machnął lekceważąco ręką i skierował się w stronę schodów. Zanim jednak zniknął z naszego punktu widzenia, obrócił się i wsunął dłonie do kieszeni.
-Nie zapomnij, że za dwadzieścia minut musimy być u szefa. - mruknął, po czym odszedł, pozostawiając za sobą niezręczną ciszę.
Przygryzłam dolną wargę i wpatrywałam się tępo w blat stolika, kiedy szatyn w dalszym ciągu obejmował mnie ramieniem. Ani ja, ani najwyraźniej on, nie wiedzieliśmy, co powiedzieć. Trochę bałam się nawiązywać do wydarzeń z dzisiejszej nocy. Justin był pijany, a poza tym, pewnie z każdą dziewczyną się całuje, kiedy tylko ma do tego okazję.
-Podobało mi się to. - mruknął, tuż przy moim uchu. - Cholernie mi się to podobało. - poprawił, muskając skórę koło niego. Nie zareagowałam w żaden sposób, czyli nie odepchnęłam go od siebie, ale równocześnie nie chciałam, aby zaszło to dalej. Jakoś po słowach Austina stałam się bardziej, nie wiem, ostrożna? To chyba dobre określenie, chociaż nie za bardzo pasujące do sytuacji. - I bardzo chciałbym to kiedyś powtórzyć. - kontynuwał, kiedy ja nie wydałam z siebie żadnego dźwięku. Delikatnie ułożył jedną dłoń na moim policzku i obrócił moją twarz w swoim kierunku. Oblizał powoli wargi, wpatrując się w moje usta, lecz kiedy chciał się nachylić i złączyć je, odepchnęłam go lekko od siebie i wyswobodziłam się spod jego ramienia.
-Chyba powinieneś już iść... - szepnęłam, wpatrując się prosto w jego tęczówki. To nie tak, że tego nie chciałam. Po prostu czułam, że nie powinnam. To wszystko.
Chłopak westchnął głęboko, po czym złożył pocałunek na moim czole i wstał z kanapy, kierując się schodami na górę. Odprowadziłam o wzrokiem, a kiedy w salonie zostałam już tylko ja i głucha cisza, uderzyłam się z otwartej dłoni w czoło.
-Powinieneś już iść. - naśladowałam sama siebie, z ironią w głosie. To głupie. To jedyny facet, oprócz mojego brata, którego się nie boję, a odpycham go od siebie. Jestem idiotką...
Zdecydowałam, że siedzenie tutaj w niczym mi nie pomoże, więc podniosł się z kanapy i weszłam po schodach na górę. Weszłam do swojego pokoju. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam, było podejście do szafki i wyjęcie z niej ubrań oraz bielizny na dzisiejszy dzień. Ułożyłam przygotowane rzeczy na łóżku, a następnie chwyciłam za krańce swojej koszulki i ściągnęłam ją z siebie, aby móc zostawić ubrania, które miałam na sobie, w pokoju. To samo chciałam zrobić ze spodenkami. Już odpięłam guzik od nich, kiedy nagle drzwi od mojego pokoju otworzyły się, a w progu stanął Justin.
-Chciałem ci tylko powiedzieć, że... - przerwał, kiedy podniósł głowę i spojrzał na mnie. - O cholera... - jęknął, a jego wzrok mimowolnie zjechał na moje piersi, okryte jedynie koronkowym stanikiem.
Zawstydzona, podniosłam swoją bluzkę i zasłoniłam się nią, unosząc brwi na szatyna.
-Drzwi są od tego, aby w nie pukać, Justin. - westchnęłam głośno, zakładając ręce na piersi i równocześnie zasłaniając swój biust.
-Sory. - uniósł w górę ręce, jednak wpatrywał się w to samo miejsce, co parę chwil temu. - Wychodzimy z Austinem, będziemy najpóźniej za godzinę. - wymamrotał pod nosem, po czym otworzył drzwi i już miał wyjść, jednak w ostatniej chwili na jego ustach pojawił się znaczący uśmieszek. - I nie musisz się zakrywać. Jesteś piękna. - puścił do mnie oczko, po czym pospiesznie wyszedł z pokoju.
Sapnęłam głośno i, z bluzką przy piersiach, udałam się do łazienki, biorąc po drodze resztę ubrań. Zamknęłam za sobą drzwi na klucz i zapaliłam światło. Kiedy zdjęłam z siebie resztę rzeczy i pozostałam nago, spojrzałam w lustro. Mojego ciała nie pokrywało już tyle siniaków, co kiedyś. Większość z nich już opuściła moją skórę. Jednak przypomniałam sobie również, że po raz kolejny, jeden z kumpli Zayna... zgwałcił mnie. Miałam wrażenie, że już nigdy się od tego nie uwolnię, że będzie to prześladować mnie do końca życia. Na to wspomnienie, po moim policzku spłynęła jedna łza. Szybko weszłam pod prysznic i odkręciłam wodę, więc łzy zmieszały się z nią i nie pozostało po nich ani śladu. Nalałam na dłonie żelu pod prysznic, po czym wtarłam go delikatnie w każdą część swojego ciała. Wtedy przypomniał mi się dotyk Justina i, o dziwo, przyjemność, jaką czułam. Nie bolało mnie to i nie bałam się tego, tylko chciałam więcej.
Nalałam na dłonie również szamponu, który wtarłam we włosy. Zaczęłam okrężnymi ruchami masować skórę głowy, a kiedy byłam już cała namydlona, ponownie odkręciłam wodę i spłukałam z ciała pianę. Otworzyłam szklane drzwi od kabiny prysznicowej. Zadrżałam lekko, przez kontakt chłodnego powietrza z moją rozgrzaną skórą, dlatego pospiesznie wyszłam na kafelkową podłogę i owinęłam się ręcznikiem. Wytarłam się w niego dokładnie, a kiedy zyskałam pewność, że nie ma już na mnie kropelek wody, sięgnęłam po swoją bieliznę. Założyłam najpierw ją, a potem resztę ubrań. Ponownie podniosłam ręcznik i zaczęłam wycierać w niego włosy. Kiedy nie kapała już z nich woda, postanowiłam wyjść z łazienki. Zeszłam na dół, do salonu i, tak, jak się spodziewałam, nie zastałam tam nikogo. Kiedy chciałam udać się do kuchni, aby zrobić sobie śniadanie, usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi, rozchodzący się po całym domu. Lekko zdziwiona, ale i również z lekkim strachem, obróciłam się powoli w stronę wyjścia. Stawiając powoli kroki, doszłam do drzwi i otworzyłam je, jednak po drugiej stronie nie było nikogo. Zmarszczyłam brwi, rozlądając się dookoła. Zrobiłam krok w przód, aby zobaczyć, czy przypadkiem ktoś nie schował się z boku budynku, kiedy nagle moja stopa dotknęła czegoś, co leżało na wycieraczce. Spuściłam wzrok, a kiedy wyladował on na tym, co leżało pod moimi nogami, moje źrenice rozszerzyły się dwukrotnie...
~*~
Heh, zostawiam Was z taką niepewnością ;)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam na mojego aska:
ask.fm/Paulaaa962
Kocham Was i do następnego ;*
Ps. Chciałam Wam polecić bardzo ciekawie zapowiadające się opowiadanie ;)
lifeisbeautifulandyou.blogspot.com
niedziela, 27 kwietnia 2014
Rozdział 19...
niedziela, 20 kwietnia 2014
Rozdział 18...
Kiedy mężczyzna wyszedł z pokoju, zaniosłam się głośnym płaczem, którego nie potrafiłam pohamować. Chwyciłam jedną z poduszek i przyłożyłam ją sobie do twarzy, aby zagłuszyć łkanie, jednak chwilę później odrzuciłam ją na drugi koniec pokoju, ponieważ poczułam na niej zapach jego perfum. Na podłodze leżały moje ubrania oraz część jego. Kolejny raz poczułam się, jak brudna i nic nie znacząca dziwka. Kolejny raz taką ze mnie zrobili. Zaczynam wierzyć w słowa, które usłyszałam kiedyś od Zayna. Powiedział, że jestem zwykłą kurwą, która nadaje się tylko do tego, żeby ją posuwać. Znowu usłyszałam w głowie jego głos, kiedy wypowiadał to zdanie. I znowu zaczęłam płakać, dużo silniej, niż przed paroma minutami. Dotarło do mnie, że on mnie zgwałcił. Po raz kolejny jakiś mężczyzna wyrządził mi taką krzywdę, która za każdym razem rozrywa moje serce, aż pewnego dnia pęknie ono po prostu na pół.
Resztkami sił podniosłam się lekko i na kolanach przeszłam przez łóżko, aby wziąć swoją bieliznę. Mimo że mężczyzna, który skrzywdził mnie dzisiaj, nie był bardzo brutalny, bolało mnie całe ciało. Nie wiem, czy ból psychiczny przełożył się na ból fizyczny, czy po prostu byłam już całkowicie bezsilna. Chwyciłam swoją koronkową bieliznę, po czym założyłam ją na siebie, uważając przy tym, aby z każdym ruchem sprawiać sobie jak najmniej bólu. Następnie wstałam z łóżka i, na miękkich nogach, podeszłam do swoich ubrań. Ukucnęłam powoli, a spod mojej powieki wypłynęła łza, kiedy poczułam ból między nogami. Załkałam cicho, wręcz żałośnie, i wsunęłam na siebie spodenki oraz koszulkę. Następnie założyłam buty, sięgające mi przed kostkę. Kiedy byłam już ubrana, weszłam do łazienki, cały czas trzymając się za brzuch. Stanęłam przed umywalką i opłukałam twarz wodą, aby doprowadzić się do stanu, w którym mogłabym wyjść na ulicę. Wytarłam kropelki wody w ręcznik i wyszłam z łazienki, podchodząc do okna. Z całych sił zaciskałam zęby, aby nie wybuchnąć płaczem, zarówno przez ból psychiczny, jak i fizyczny, który był wręcz nie do zniesienia. Chwyciłam jeszcze swoją torbę, a następnie otworzyłam okno i ostrożnie przełożyłam obie nogi przez parapet. Na prawdę wiele mnie to kosztowało. Oddychając niespokojnie zamknęłam powieki i wyskoczyłam z okna, po chwili znajdując się na trawie w ogrodzie. Niemal natychmiast przykucnęłam, kiedy tylko moje stopy uderzyły o ziemię. Nie dlatego, żeby schronić się przed wzrokiem kumpli Zayna, którzy mogli zobaczyć mnie przez okna. Nie, nie dlatego. Ból, który poczułam w momencie uderzenia o ziemię był paraliżujący. Cały czas kucając, trzymałam się za brzuch i płakałam cicho, aby nie zwrócić na siebie niczyjej uwagi. Chwilę później zdecydowałam się jednak wstać i jakimś cudem przedostać się do swojego domu, do swojego pokoju, do swojego łóżka, w którym będę mogła w spokoju się wypłakać.
***
Otworzyłam drzwi od domu i, korzystając z tego, że nie były zamknięte na klucz, weszłam do środka. Najciszej, jak potrafiłam, zsunęłam ze stóp buty, chcąc jak najszybciej przedostać się schodami na górę. W głowie cały czas miałam słowa tego mężczyzny, które wypowiadał do mnie, kiedy mnie gwałcił. To było okropne, a wręcz obrzydliwe. Za wszelką cenę chciałam je zapomnieć, jednak nie potrafiłam, a im bardziej się starałam, tym głośniej rozbrzmiewały w moim umyśle.
Kiedy weszłam do salonu, na moje nieszczęście, siedział tam mój brat, Justin, a na dodatek jeszcze mój były, Jaxon. Wzięłam głęboki oddech, aby nie rozpłakać się na ich oczach, jednak nie potrafiłam, a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Odwróciłam się szybko, bokiem do nich, i zasłoniłam twarz włosami. Bez słowa skierowałam się schodami na górę, ignorując zdziwione spojrzenia oraz pytania chłopaków. Nie chciałam z nimi rozmawiać. Chciałam, aby mnie zostawili i o nic nie pytali. To było dla mnie zbyt trudne, aby móc o tym opowiadać od razu. Musiało minąć trochę czasu...
***Oczami Justina***
Wpatrywałem się w stronę schodów, na których zniknęła Cindy. Niemal od razu zobaczyłem, że była smutna, przygnębiona i... przestraszona. Coś musiało się wydarzyć, kiedy nie było jej w domu. Coś, czego ona nie chciała i coś, czego się bała. Nie chciałem, aby jej depresja znowu powróciła. Była na najlepszej drodze, aby otworzyć się na świat i zacząć komukolwiek ufać.
Nie patrząc na Austina i Jaxona, wstałem z kanapy i udałem się za nią, na górę. Mimo że wiedziałem, że nie chce teraz nikogo widzieć i z nikim rozmawiać, nie przyjmowałem tego do wiadomości. Ja chciałem wiedzieć, co się stało. I wyciągnę to z niej, choćbym miał siedzieć przy niej przez następny tydzień.
Po cichu otworzyłem drzwi od jej sypialni i wszedłem do środka, zastając Cindy, zwiniętą w kłębek na łóżku. Zamknąłem za sobą drzwi i po cichu podszedłem do niej. Usiadłem na skraju materaca, biorąc między palce kosmyk jej włosów, który opadł szesnastolatce na twarz. Założyłem go za ucho, odsłaniając tym samym łzy, spływające w dół jej ślicznej twarzyczki. Zobaczyłem, że na jej ramieniu ukształtował się spory siniak, którego, jestem pewien, wcześniej tam nie było. Pogładziłem go opuszkami palców, czując, jak ciałko szatynki wzdrygnęło się lekko, przez kontakt mojej dłoni z jej skórą.
-Skarbie, co się stało? - szepnąłem, starając się wychwycić z profilu jej twarzy jakiekolwiek emocje. Zauważyłem, jak mocniej zaciska powieki, jakby chciała zatamować potok łez, nagromadzony w jej oczkach.
-Zostaw mnie, Justin... - wychlipała, bardziej zwijając się w kłębek. - Nie chcę rozmawiać.
-Ale wiem, że tego potrzebujesz. - pogłaskałem ją po główce, wzdychając cicho. Widziałem, że coś jest nie tak. Cholera, nawet ślepy by to zauważył. Bolało mnie to, że Cindy jest tak zamknięta w sobie i nie chce dopuścić do siebie oferowanej pomocy. A ja chcę dla niej dobrze. Nie chcę, żeby płakała i była smutna. To wszystko.
-Nie potrzebuję. Idź stąd, proszę. Chcę zostać sama. - pociągnęła nosem, chwytając w swoje maleńkie dłonie kołdrę i zakrywając się nią. Widziałem, jak jej ciałko drżało, co oznaczało, że zaczęła mocniej płakać.
Wtedy drzwi od pokoju ponownie się otworzyły, a do środka wszedł Austin. Posłał mi pytające spojrzenie, na co pokręciłem przecząco głową i wzruszyłem lekko ramionami, dając mu do zrozumienia, że nie udało mi się wyciągnąć z Cindy żadnych informacji.
-Kochanie, co się dzieje? - brunet ukucnął z drugiej strony łóżka, odsłaniając lekko kołdrę. Widziałem po jego twarzy, że się martwi. Ja również się martwiłem. Po prostu chciałem jej pomóc, ale nie wiedziam, jak.
-Nic, zostawcie mnie. - wychlipała, kolejny raz naciągając na siebie kołdrę.
-Maleńka, przecież widzę. Wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko. Jestem twoim bratem. - pogładził ją delikatnie po włosach i pocałował w czółko.
W tym momencie w pokoju rozniósł się dźwięk telefonu, informujący o nowej wiadomości. Wymieniając z Austinem porozumiewawcze spojrzenia, sięgnąłem po komórkę Cindy, leżącą na szafce nocnej i odblokowałem ją, bez pytania dziewczyny o zgodę. Przeczuwałem, że ten sms może pomóc nam rozwikłać zagadkę nagłej zmiany nastroju Cindy. Nie myliłem się.
"Szkoda, że tak szybciutko uciekłaś, kochanie. Brady mówi, że byłaś zajebista."
Momentalnie zacisnąłem jej telefon w dłoni, wpatrując się tępo w ścienę. Krew w moich żyłam zaczęła płynąć szybciej, kiedy zrozumiałem, że po raz kolejny jakiś skurwysyn... zgwałcił Cindy. Znowu ktoś ją skrzywdził. Kurwa, co takiego zrobiła ta dziewczyna, że całe życie układa się przeciw niej?
Pokazałem sms'a Austinowi. Jeo oczy rozszerzyły się nienaturalnie. Widziałem, jak zacisnął mocno szczękę oraz pięści, starając się unormować przyspieszony oddech, jakby co najmniej przebiegł maraton.
-Cindy... czy oni cię skrzywdzili? - spytał brunet, głaszcząc swoją siostrę po włosach. Zachowywał dystans słowny, jednak ja wiedziałem, że bez tego szatynka nie wypowie ani jednego zdania.
-Cindy, czy on, jeden z kumpli Zayna... zgwałcił cię dzisiaj? - spytałem wprost, odkrywając jej kołdrę do pasa. Byłem wściekły. Po prostu wściekły, że ktoś znowu ją dotykał, że ktoś znowu ją skrzywdził.
Dziewczyna zaniosła się jeszcze głośniejszym płaczem, szlochając i drżąc lekko. Serce mi się zaciskało, kiedy widziałem ją w takim stanie. Chciałem, żeby chodziła uśmiechnięta i cieszyła się życiem, póki jest młodziutka.
Nie zważając na protesty dziewczyny, objąłem jej ciałko ramionami. Z początku chciała mnie od siebie odepchnąć, jednak ja nie zwróciłem na to uwagi, tylko wzmocniłem uścisk wokół jej talii, przyciągając ją jeszcze bliżej siebie. W końcu szatynka poddała się i rozluźniła swoje ciałko, wtulając się we mnie. Oparła główkę na mojej nagiej klatce piersiowej, obejmując mnie ramionkami w pasie. Czułem, jak po mojej skórze spływają jej łzy, dlatego zacząłem delikatnie głaskać ją po główce i po włoskach.
-Spokojnie, kochanie, nie płacz. - szepnąłem jej do ucha, po czym pocałowałem ją w czółko. Widziałem kątem oka, jak Austin patrzy na mnie podejrzliwie, jednak w tym momencie nie zwróciłemna to uwagi. Chciałem tylko, żeby Cindy się uspokoiła. Nic więcej.
Kiedy parę chwil później odsunęła się ode mnie i posłała mi delikatny uśmiech, wstałem z łóżka, udając się w stronę drzwi. Chciałem dorwać tego skurwysyna, który kolejny raz skrzywdził tę kruszynkę. I nic mnie przed tym nie powstrzyma.
-Bieber, gdzie idziesz? - kiedy położyłem dłoń na klamce, zatrzymał mnie głos Austina. Odwróciłem się twarzą do niego i do jego siostry, zaciskając szczękę.
-Ten skurwiel dostanie to, na co zasłużył...
***
Zaparkowałem przed domem Zayna, gasząc silnik. Wysiadłem z samochodu, po czym udałem się w stronę drzwi wejsciowych. Wściekłość przepełniała całe moje ciało, każdą jego część. Wszedłem do środka,bez pukania, szukając wzrokiem Brady'ego, chłopaka, który dzisiaj skrzywdził Cindy. Zamiast tego, pierwszą osobą, która znalazła się w zasięgu mojego wzroku, okazała się moja kochana siostrzyczka - wyczuj sarkazm. Obdarzyłem ją jedynie ironicznym spojrzeniem, szukając wzrokiem tego skurwysyna, o imieniu Brady. Kiedy mój wzrok spotkał się z jego, w jego oczach pojawił się znaczący błysk. Nie wytrzymałem. Ruszyłem w stronę bruneta i od razu wymierzyłem uderzenie w jego szczękę. Kolejne zadałem w nos i w brzuch. Nie czekając, aż mógłby dojść do siebie, zacisnąłem dłonie na jego koszulce, popchnąłem jego ciało na ścianę i dwa razy kopnąłem go z kolana w krocze. Nie miałem żadnych oporów, aby to zrobić. Zasłużył na to w stu procentach. Na tym jednak nie zaprzestałem. Ponownie wymierzyłem kilka ciosów w jego szczękę, sprawiając, że upadł na ziemię. Kopnąłem go kilka razy w brzuch i w żebra, spluwając na jego krwawiące ciało. Chciałem posunąć się jeszcze dalej, jednak poczułem małą dłoń na swoim ramieniu, a do moich nozdrzy doszedł zapach perfum mojej siostry.
-Gdyby jej tu nie było, zabiłbym cię, skurwysynie. - warknąłem, zaciskając szczękę. Jazzy objęła obiema dłońmi moje ramię i odciągnęła mnie od Brady'ego. Wyszarpałem się z jej uścisku i skierowałem się w stronę drzwi, ignorując spojrzenia kumpli Zayna. Zanim jednak zdążyłem wyjść, usłyszałem, jak brunet krzyczy na Jazzy. Odwróciłem się więc w ich stronę. Kłócili się o coś, przez co przewróciłem teatralnie oczami. Jednak kiedy Zayn uderzył ją w twarz, lekko się spiąłem. Mimo że jej nie znosiłem, była moją siostrą, którą powinienem się opiekować. Podszedłem do nich i odepchnąłem bruneta od młodej, po czym złapałem ją za rękę i wyprowadziłem dziewczynę z domu.
-Co ty robisz, idioto!? - wyrzucia jedną rękę w powietrze, kiedy znaleźliśmy się za bramką. Cały czas trzymałem ją przy sobie, aby przypadkiem tam nie wróciła. Co jak co, ale nie chciałem, żeby ktoś ją zgwałcił, a przebywając w takim otoczeniu, była na to narażona.
-Zabieram cię stąd, nie widać? - otworzyłem drzwi od strony pasażera, sadzając ją na fotelu i przypinając jej ciało pasem. Wiem, że zachowywałem się, jak jej ojciec, ale skoro rodzice nie potrafili jej wychować, ja musiałem to zrobić, mimo że miała osiemnaście lat.
Usiadłem na siedzeniu pasażera, po czym włączyłem silnik i zjechałem z podjazdu, kierując się w stronę domu moich rodziców.
-Gdzie ty jedziesz? - fuknęła, zakładając ręce na piersi.
-Odwożę cię do domu? - wyszło to bardziej, jak pytanie.
-Zawieź mnie do Katy. - spojrzała na mnie niepewnie, kiedy ja zacisnąłem szczękę, zatrzymując się gwałtownie na światłach. - To moja przyjaciółka, zapomniałeś? - wyrzuciła dłonie w powietrze.
-Nie chcę znać tej suki. - warknąłem, ponownie naciskając na pedał gazu, kiedy światło, z czerwonego, zmieniło się na zielone.
-Przestań ją w końcu wyzywać! To, że z tobą zerwała, było najlepszą rzeczą, jaką kiedykolwiek zrobiła w życiu! Nie zasługiwałeś na nią! - krzyknęła, odrzucając do tyłu włosy.
-Zamknij mordę, szmato! - ryknąłem, jeszcze bardziej przyspieszając. Za każdym razem, kiedy ktoś przypominał mi o mojej byłej, nie kontrolowałem samego siebie.
-Bo co? Kolejny raz mnie uderzysz? Na prawde, przyzwyczaiłam się do tego, mieszkając z damskim bokserem przez wiele lat. Całe szczęście, rodzice kazali ci się wyprowadzić, bo do tego czasu mógłbyś mnie zabić!
-Przesadzasz, idiotko. - warknąłem, zaciskając dłonie na kierownicy.
-Ja przesadzam? Jesteś śmieszny, Justin. A to zrobiłam sobie niby sama? - w tym momencie uniosła rękawy swojej bluzki, ukazując mi blizny na jej przedramionach, z czasów, kiedy gasiłem na niej papierosy. Tak, znęcałem się nad nią, jednak najwidoczniej miałem swoje powody. Od zawsze mnie denerwowała. - Jesteś zwykłym dupkiem, braciszku. - zakpiłam i zaśmiała się bez humoru. - Współczuję twojej kolejnej dziewczynie.
Dalszą drogę spędziliśmy w ciszy. Kiedy zatrzymałem się przed domem Katy, spojrzałem z obrzydzeniem w jej okna.
-Pozdrów ode mnie tę sukę. - syknąłem, przez zaciśnięte zęby. Jazzy wysiadła bez słowa z samochodu, po czym zatrzasnęła za sobą drzwi, a ja odjechałem z piskiem opon.
***
Wszedłem do domu, zastając Austina i Jaxona, siedzących na kanapie w salonie ze smutnymi minami. Niepewnie podszedłem do nich i usiadłem obok bruneta, opierając się przedramionami o kolana.
-On wie? - zwróciłem się do brata Cindy, wskazując na jej byłego chłopaka.
-Tak. - westchnął, przeczesując palcami włosy. - Rozmawiał z nią, ale ona cały czas płacze, nie potrafimy jej uspokoić.
Byłem smutny dlatego, że Cindy cierpiała. Chciałem uwolnić ją od bólu psychicznego, ale nie wiedziałem, jak. Chciałem pogłaskać ją po głowie i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, jednak nie mogłem jej tego obiecać. Chciałem się nią zaopiekować i pokazać, że życie może być piekne, jednak ona narazie nie potrafiła tego do siebie dopuścić.
Nagle w głowie zaiskrzył mi pewien pomysł. Był on dość ryzykowny, jednak dawał szansę, że ta kruszynka chociaż na chwilkę przestanie płakać.
-Stary... - zacząłem niepewnie, unosząc wzrokna bruneta. - A gdybyś dał jej jakąś działkę do wciągnięcia? Chociaż na chwilę by się uspokoiła i przestała cierpieć, a przecież nie uzależni się za pierwszym razem.
-Bieber ma rację. - wtrącił Jaxon, drapiąc się z lekkim zakłopotaniem po karku. - Dałem jej jedną działkę, kiedy pierwszy raz została zgwałcona.
-Nie wiem, czy to dobry pomysł. - Austin pokręcił automatycznie głową.
-Przecież nic jej się nie stanie, a przynajmniej na chwilę przestałaby płakać. - westchnąłem, spoglądając na niego z błaganiem w oczach.
-Dobrze...
***Oczami Cindy***
Leżałam skulona na łóżku, wylewając kolejną porcję łez. Przytuliłam do twarzy poduszkę, aby zagłuszyć szlochanie. Czułam się całkowicie rozbita. Znowu w mojej głowie pojawiły się obrazy tego mężczyzny, Brady'ego. Zacisnęłam mocno powieki, aby pozbyć się tego widoku, jednak nic to nie dało.
W tym momencie drzwi od pokoju otworzyły się, a do środka wszedł Austin.
-Cindy... - zaczął, więc odsłoniłam kołdrę i podniosłam się do pozycji siedzącej. Brunet usiadł obok mnie na łóżku, po czym ujął delikatnie moją dłoń i ułożył na niej mały, foliowy woreczek. - Kochanie, weź to. - szepnął, głaszcząc mnie po głowie i całując mnie w czoło. Przyjrzałam się uważnie narkotykom, przełykając nerwowo ślinę.
-Jesteś pewien? - spytałam niepewnie, przygryzając dolną wargę.
-Tak, skarbie. Poczujesz się lepiej. - skinął głową, więc ja powoli otworzyłam woreczek i wysypałam jego zawartość na skraj dłoni, po czym wciągnęłam powoli biały proszek. Nie robiłam tego po raz pierwszy, dlatego nie miałam żadnych problemów.
Położyłam się na łóżku, uginając kolana. Czułam lekkie zawroty głowy, dlatego wplątałam palce we włosy i zamknęłam oczy, oddychając spokojnie i miarowo. Nie wiem, ile tak leżałam, parę minut czy godzinę, jednak wiedziałam, że z każdą mijającą chwilą moje ciało się rozluźnia, a wspomnienia z dzisiejszego dnia odpływają. Jakiś czas później nie pamiętałam już, przez co przeszłam. Nie czułam również bólu fizycznego i na nowo nabrałam chęci do życia.
Z lekkim uśmiechem na ustach wstałam z łóżka, co zaraz po mnie uczynił Austin. Stanęłam na przeciwko brata, układając jedną dłoń na jego policzku. Drugą natomiast umiejscowiłam na jego klatce piersiowej.
-Jesteś śliczny, wiesz? - wymamrotałam nieprzytomnie, przysuwając się do niego. - Gdybyś nie był moim bratem, mogłabym się w tobie zakochać. - szepnęłam, muskając jego policzek. Następnie objęłam go ramionami w pasie i wtuliłam się w jego umięśnione ciało.
-Uwielbiam, kiedy jesteś taka. - szepnął mi do ucha, odwzajemniając uścisk.
Nie kontrolowałam tego, co robię. W ogóle nie myślałam. Narkotyki, płynące w moich żyłach mocno na mnie działały, zmieniając mnie w całkiem inną osobę.
***Oczami Justina***
Siedziałem na kanapie w salonie, kiedy usłyszałem na schodach kroki, należące do dwóch osób. Odwróciłem głowę w stronę dźwięku, widząc Austina, który delikatnie przytrzymywał ciało swojej siostry. Cindy miała na twarzy nieprzytomny uśmiech. Cieszyłem się, że mogła chociaż na chwilę odetchnąć i zapomnieć o tym, przez co przeszła.
-Wzięła? - uniosłem brwi, układając ręce na karku.
-Nie widać? - zachichotał Austin, zerkając na swoją siostrę. Dziewczyna, tanecznym krokiem, podeszła do kanapy i usiadła obok mnie. - Przed chwilą dowiedziałem się, że jestem śliczny. - przewrócił oczami, na co ja parsknąłem śmiechem. - Przypilnuj jej, zaraz wracam. - dodał, znikając za drzwiami jednego z pomieszczeć.
-Hej. - zaćwierkała radośnie Cindy, mrugając szybko oczami.
-Cześć, ślicznotko. - zaśmiałem się, obejmując ją ramieniem.
-Mogę się do ciebie przytulić? - przygryzła seksownie dolną wargę, sunąc dłonią po mojej nagiej klatce piersiowej, czym, nie ukrywam, bardzo mnie podniecała.
-Oczywiście, niunia. - westchnąłem i już chciałem ją do siebie przytulić, kiedy nagle dziewczyna niesamowicie zdziwiła mnie swoim ruchem. Uklęknęła na kanapie, po czym przełożyła jedną nogę przez moje uda i usiadła okrakiem w okolicy mojego krocza. Moje oczy lekko się rozszerzyły, jednak nie miałem najmniejszego zamiaru zmieniać pozycji. Zamiast tego, ułożyłem dłonie na jej biodrach, jeszcze bardziej przyciągając ją do siebie i sprawiając tym samym, że otarła się delikatnie o moje krocze. Wiedziałem, że nie mógłbym zrobić niczego, gdyby była trzeźwa, jednak w tym momencie wykorzystywałem fakt, że była naćpana.
Szatynka wpatrywała się we mnie lekko nieprzytomnym spojrzeniem. Ułożyła ręce na moich barkach, sunąc po nich delikatnie.
-Wiesz, że jesteś piękna? - mruknąłem, powoli przesuwając ręce w kierunku jej tyłeczka. - I cholernie seksowna. - dodałem, obejmują dłońmi jej pośladki. Tak, bardzo korzystałem ze stanu, w jakim obecnie znajdowała się Cindy. Miałe okazję dotykać jej ciało. Miałem okazję po prostu ją obmacywać.
-I co w związku z tym? - szepnęła kusząco, przysuwając swoje ciało jeszcze bliżej mnie.
-Mam na ciebie straszną ochotę. - nie kontrolowałem słów, jakie wydobywały się z moich ust. Wiem, że gdyby tylko Cindy nie była pod wpływem narkotyków, moje zachowanie sprawiłoby jej ból.
-To mnie sobie weź. - wybełkotała, po czym złączyła ze sobą nasze wargi, tworząc z nich jedną całość.
Nie zastanawiałem się długo, tylko od razu oddałem pocałunek. Moje dłonie posunęły się jeszcze dalej. Musnąłem palcami krańce jej jeansowych spodenek, poszarpanych na dole i zaczęłem wsuwać je pod materiał, dotykając jej gładkich ud. W międzyczasie mój język znalazł się w jej ustach. Badałem jej podniebienie, rozkoszując się jej słodkim, zarówno zapachem, jak i smakiem. Szatynka przeniosła dłonie z moich barków, na tył mojej szyi i zaczęła powoli wplątywać palce w moje włosy, ciągnąc delikatnie za ich końcówki. Zacząłem się zastanawiać, czy ona robiła to nieświadomie, czy dobrze wiedziała, do jakiego stanu mnie doprowadza, poruszając delikatnie biodrami, przy moim przyrodzeniu. Jednak w momencie, kiedy przygryzła delikatnie moją dolną wargę i uśmiechnęła się przez pocałunek, zyskałem pewność, że celowo zyskiwała nade mną przewagę.
-Nie jestem taki słaby, jak ci się wydaje, słonko. - mruknąłem w jej usta, po czym ścisnąłem w dłoniach jej pośladki. Dziewczyna jęknęła cichutko i uniosła się, po chwili z powrotem opadając delikatnie na moje krocze. Warknąłem pod nosem, czując, jak wybrzuszenie w moich bokserkach powiększa się z każdym ruchem Cindy.
Kiedy nie potrafiłem już wytzymać podniecenia, które wręcz rozrywało mnie od środka, ułożyłem ciało szesnastolatki na kanapie, a sam pochyliłem się nad nią, i ponownie złączyłem nasze usta. Jedna z dłoni Cindy błądziła po mojej nagiej klatce piersiowej, wysyłając dreszcze po całym moim ciele. Kiedy dotarła do mojego brzucha i podbrzusza, zawarczałem cicho w jej usta i przygryzłem delikatnie jej dolną wargę. Chwilę później przeniosłem swoje pocałunki na linię jej szczęki oraz szyję, ssąc i przygryzając ją w niektórych miejscach. Do moich uszu dochodziły ciche jęki dziewczyny, które jeszcze bardziej mnie pobudzały i sprawiały, że chciałem przejść dalej, dlatego jedną z rąk, które trzymałem oparte na łokciach za głową Cindy, przeniosłem na jej piersi i zacząłem masować je w swojej dłoni, delektując się przy tym ich miękkiością i delikatnością.
Jestem niemal pewien, że gdyby jakaś maleńka część mojego mózgu nie podpowiadała mi, że Austin jest w sąsiednim pomieszczeniu, wziąłbym ją tu i teraz. Nie potrafiłem pohamować swoich instynktów, a Cindy, pod wpływem narkotyków, wydawała się bardzo chętna.
Chcąc, a wręcz potrzebując jeszcze bardziej zbliżyć się do dziewczyny, usiadłem na niej okrakiem. Ponownie wpiłem się w jej wargi, a ona obięła moją twarz dłońmi, unosząc lekko biodra, przy czym otarła lekko o moje nabrzmiałe krocze. Jedną ręką oparłem się za jej główką, natomiast drugą zacząłem wsuwać pod cienki materiał jej koszulki. Kreśliłem niewidzialne wzorki na jej talii oraz brzuchu, kierując swoją dłoń jeszcze wyżej. Kiedy w końcu musnąłem opuszkami palców jej stanik, przeniosłem rękę na jej piersi. Dziewczyna ani przez chwilę nie protestowała, skupiona na oddawaniu pocałunku. Otarłem się o nią lekko, chcąc poczuć kolejną falę przyjemności, przebiegającą przez moje ciało.
W momencie, w którym bardziej naparłem na jej ciało, w jednej dłoni ściskając jej piersi, do naszych uszu doszły kroki. Austin, wyszedł powoli z kuchni, a w momencie, w którym jego wzrok wylądował na nas, upuścił na ziemię dwie szklanki, które trzymał w rękach. Szkło rozbiło się na podłodzena na małe kawałeczki, jednak żadne z nas nie przejęło się hukiem, ani bałaganem.
~*~
Cóż, wreszcie jakaś scena typu Cindy&Justin. Spodziewaliście się tego...?
Jazzy i była dziewczyn Justina, Katy, nie są wprowadzone bez powodu...
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam na mojego aska:
ask.fm/Paulaaa962
Kocham Was i do następnego ;*
środa, 16 kwietnia 2014
Rozdział 17...
Mimowolnie zaczęłam się trząść, przez wszystkie emocje, przechodzące przez mój organizm. Nie chciałam tu być. Kurwa, nie chciałam tu być! Bałam się cholernie, bo nie wiedziałam, co oni chcą ze mną zrobić, a zdążyłam się przekonać, jacy nieobliczalni i brutalni są kumple Zayna. On sam jest brutalem i damskim bokserem.
-Chodź tu do mnie, laleczko. Ja nie gryzę. - przede mną pojawił się chłopak, koło dwudziestu trzech lat. Nie widziałam go nigdy wcześniej. Musiał być nowym przyjacielem mojego brata, którego, dzięki Bogu, nie zdążyłam poznać. - Nie bój się, skarbie. Nie zrobię ci krzywdy. - na jego ustach utrzymywał się ten okropny uśmieszek, kiedy podszedł do mnie i ułożył dłonie na moich biodrach.
-Zostaw mnie. - wychlipałam z przerażeniem. - Odsuń się ode mnie. - starałam się odepchnąć od siebie chłopaka, lecz kiedy tylko ułożyłam dłonie na jego klatce piersiowej, złapał oba moje nadgarstki i docisnął je do muru za mną.
-Miałeś rację, Zayn! - mężczyzna krzyknął w stronę mojego brata, mocniej dociskając mnie do ściany. W międzyczasie wyjął z kieszeni papierosa, podpalił jego koniec zapalniczką i wsunął do ust. Wypuścił dym prosto w moją twarz, przez co zakasłałam cicho przez łzy. - Twoja siostrzyczka jest cudowna... - szepnął w moim kierunku.
Bałam się jeszcze bardziej, niż na początku. Strach ogarnął każdą część mojego ciała. Chciałam tylko stąd zniknąć i jak najszybciej znaleźć się w domu, w swoim pokoju, w ciepłym łóżku.
-Proszę, nie rób mi krzywdy... - jęknęłam, czując, że moje kolana zaczynają się uginać.
-Nie chcę cię skrzywdzić, kotku. - brunet pogładził mnie po policzku, bardziej napierając swoim ciałem na moje. - Chcę się tylko z tobą zabawić. A jeśli będziesz niegrzeczną dziewczynką, będę zmuszony użyć siły. - wydął dolną wargę, udając skruszonego.
Z całych sił starałam się wyszarpać z jego uścisku, jednak na marne. Brunet był zbyt silny, żebym mogła wykonać jakikolwiek ruch. Moja twarz cała zalana była łzami, których nie byłam w stanie kontrolować. On mnie dotykał, a ja cholernie się tego bałam. Bolało mnie to i chciałam, żeby przestał. On jedanak śmiał mi się prosto w twarz i w ogóle nie przejmował się moim cierpieniem.
-Powiedziałem, żebyś była grzeczną dziewczynką, kochanie. Może być nam bardzo przyjemnie. - szepnął mi do ucha, a moje ciało ogarnęła fala okropnych dreszczy.
-Błagam, puść mnie. - wychlipałam, trzęsącym się głosem. - Nie pójdę na policję, tylko błagam, zostawcie mnie w spokoju.
-Nic z tego, skarbie. - po mojej lewej stronie pojawił się Zayn. Zakręcił sobie kosmyk moich włosów na palcu, po czym prychnął śmiechem. - Powiedziałem ci, szmato, żebyś siedziała cicho. Nie posłuchałaś braciszka, więc musi spotkać cię teraz kara, na którą sobie zasłużyłaś.
-Nic nikomu nie powiem, tylko proszę, puśćcie mnie. Obiecuję, że nie pisnę ani słówka, tylko nie róbcie mi krzywdy. - ponownie szarpnęłam ramionami i starałam się wyrwać z uścisku chłopaka. On jednak jeszcze mocniej docisnął mnie do muru, sprawiając, że nasze ciała zaczęły się stykać.
-Trzeba było pomyśleć o tym, zanim zaczęłaś pieprzyć. - ryknął Zayn, uderzając mnie w twarz. Moja głowa automatycznie obróciła się w kierunku jego uderzenia, a kilka kosmyków opadło na moje oczy. Poczułam pieczenie na policzku, jednak było ono niczym, w porównaniu do bólu psychicznego. Tak bardzo chciałam, żeby był to jakiś pierdolony koszmar, że zaraz obudzę się z płaczem w swoim łóżku i pójdę do Austina, aby wypłakać się w jego ramię. Wiedziałam jednak, że nie był to sen, a moje szanse na ucieczkę były znikome.
-Pójdziesz z nami, kochanie. - chłopak, który przytrzymywał moje nadgarstki, po raz kolejny szepnął mi do ucha, przygryzając jego płatek. Znowu poczułam obrzydzenie do samej siebie, do własnego ciała i do wszystkich mężczyzn. Kolejny raz chciałam stąd zniknąć i zostawić wszystkie problemy oraz wspomnienia.
Kiedy brunet lekko odsunął się ode mnie, wykorzystałam moment i odepchnęłam go od siebie. Zaczęłam biec w przeciwnym kierunku, aby być jak najdalej od nich. Przebiegłam ledwo parę metrów, kiedy poczułam silne ramiona, które owinęły się wokół mojej talii.
-Niegrzeczna dziewczynka. - jękną mi do ucha, a po zapachu perfum poczułam, że jest to ten sam męzczyzna, którego imienia nie znałam i który przytrzymywał moje ciało przy murze.
Pisnęłam nagle, w momencie, w którym poczułam jego dłonie, obejmujące moje piersi. Wybuchnęłam jeszcze głośniejszym płaczem, wyrywałam się, szarpałam, lecz to nadal nie skutkowało.
-Słodkich snów, księżniczko. - to ostatnie słowa, jakie usłyszałam. Poczułam, jak brunet przykłada mi do twarzy wilgotną szmatkę. Następnie ogarnęła mnie głucha cisza i ciemność...
***Oczami Justina***
Siedziałem na kanapie w salonie, popijając piwo z puszki. Wpatrywałem się tępo w ekran telewizora, na którym leciał mecz koszykówki.
-Stary, nie wiesz może, gdzie poszła Cindy? - na schodach ujrzałem postać Austina, który schodził na dół.
-Nie mam pojęcia. - oderwałem wzrok od ekranu, przenosząc go na bruneta. - Może poszła na spacer, albo do sklepu. Pewnie zaraz wróci. - dodałem, widząc zmarwienie na jego twarzy.
-Masz rację. - westchnął, opadając obok mnie na kanapę. - Chyba nie potrzebnie się martwię. W końcu nie ma pięciu lat. - wziął drugą puszkę, stojącą na szklanym stoliku i otworzył ją, upijając kilka łyków. - Blisko jesteście ze sobą, prawda? - po paru chwilach ciszy spojrzał na mnie wyczekująco.
Westchnąłem cicho, a kąciki moich ust uniosły się w delikatnym uśmiechu.
-Może... - szepnąłem, z błyskiem w oku, kolejny raz wypijając kilka łyków piwa.
-Nie podoba mi się to. - warknął, lekko agreywnie, zgniatając w dłoni puszkę.
-Gówno mnie obchodzi, co ci się podba, a co nie. Wyobraź sobie, że jestem dorosły i mam prawo robić to, co chcę. - nie byłem mu dłużny.
Jego gadanie często działało mi na nerwy, jednak przeważnie starałem się to ignorować. Lecz kiedy w grę wchodziła Cindy, nasze relacje stawały się trochę bardziej agresywne. Nie był ojcem, ani Cindy, ani tym bardziej moim i nie miałem zamiaru go słuchać.
-Nie pozwolę ci jej skrzywdzić, rozumiesz? Wiem, do czego jesteś zdolny. Mślisz, że nie znałem Katy? Myślisz, że nie wiem, jak ją traktowałeś? - wyrzucił ręce w powietrze, a ja zacisnąłem szczękę na wspomnienie mojej byłej.
-Katy to inna sprawa. W ogóle, nie wspiminaj przy mnie o tej dziwce. - warknąłem, z hukiem stawiając piwo na stole.
-Wytłumacz mi, dlaczego nazywasz ją dziwką? Dlatego, że z tobą zerwała? Dlatego, że była na tyle rozsądna, żeby posłuchać twojej siostry?
Kurwa, czułem, jak wściekłość wzrasta we mnie z każdym jego słowem. Niewiele brakowało, abym po prostu przyjebał mu w ten pusty łeb. Nic nie wie, więc lepiej niech zamknie mordę, bo nie ręczę za siebie. Dobrze wiedział, jak działa mi na nerwy rozmawianie o mojej byłej i mojej siostrze. Dobrze wiedział, a mimo wszystko, prowokował mnie.
-Zamknij się w końcu. Nie mam zamiaru krzywdzić twojej siostry, rozumiesz? Daj mi wreszcie spokój.
-Widzę, jak na nią patrzysz. - mruknął pod nosem i założył ręce na piersi, niczym mały chłopiec.
-Dziwisz mi się? - sapnąłem, oodchylając głowę. - Chyba nie jest niczym dziwnym, że podnieca mnie kurewsko seksowna szesnastolatka? To normalne, że chciałbym się z nią przespać, ale nie mam zamiaru jej krzywdzić. Kurwa, zrozum to, bo ostatnio mam wrażenie, że chcesz ze mnie zrobić jakiegoś pierdolonego kryminalistę, który połowę życia przesiedział za kratami.
-Dobra, sory. Chcę tylko mieć pewność, że będzie bezpieczna. Nic więcej.
Naszą poważną rozmowę przerwał dźwięk dzwonka do drzwi. Niechętnie podniosłem się z kanapy i skierowałem w stronę drzwi. Otworzyłem je, zastając w progu kogoś, kogo zupełnie bym się tutaj nie spodziewał. Przede mną stał Jaxon, z rękoma schowanymi w kieszeniach.
-Siema. - mruknął cicho, unosząc niepewnie wzrok i zatrzymując go na mojej twarzy. - Mogę wejść?
-Jasne. - odparłem odruchowo, otwierając szerzej drzwi.
Chłopak wszedł do salonu i przywitał się z Austinem, po czym usiadł na oparciu kanapy, wystukując butem jakiś rytm.
-Muszę porozmawiać z Cindy. - westchnąć cicho, przenosząc wzrok, to na mnie, to na Austina.
-Po co? - warknąłem, zaciskając pięści. Nie wiedziałem, dlaczego reaguję w ten sposób. To był odruch. Nie zastanawiałem się, tylko mówiłem. Mimo że praktycznie nic nie łączyło mnie z Cindy, nie licząc naszego pocałunku, czułem zazdrość, kiedy kręcił się koło niej jakikolwiek facet.
To chore, prawda?
-Kiedy zobaczyłem ją wtedy, na wyścigach, wszystko powróciło. Wszystko. To... uczucie, którym ją darzyłem... powróciło. - mówiąc to, jąkał się, zacinał i co jakiś czas przeczesywał swoje włosy. Widziałem, że nie było mu łatwo o tym mówić.
-Cindy nie ma. - Austin wstał a kanapy i wyrzucił do kosza puszkę po piwie.
-I wątpię, że będzie chciała z tobą rozmawiać. - wtrąciłem, zakładając ręce na piersi.
-Muszę jej wszystko wyjaśnić. - jęknął, a po jego głosie mogłem poznać, że był na prawdę zdeterminowany, aby tego dokonać.
-Zdradziłeś ją, co tu więcej wyjaśniać? - nie rozumiałem go. Najpierw sypia z inną, a teraz udaje troskliwego chłopaka, pogrążonego w tęsknocie? Przecież to bez sensu. Przynajmniej dla mnie.
-Jej brat, Zayn... to wszystko przez niego. On poprosił jakąś laskę, żeby mnie upiła, a potem... wiadomo.
-To cię nie usprawiedliwia i dobrze o tym wiesz.
-Tak, wiem, ale, mimo wszystko, chcę chociaż spróbować ją odzyskać. Nie rozumiesz? Kocham ją. To wszystko.
-Zostaw ją w spokoju, dobrze ci radzę. - mruknąłem pod nosem, widząc, jak Austin przysłuchuje się uważnie naszej rozmowie.
-Kurwa, ja chcę z nią tylko porozmawiać, wyjaśnić, wytłumaczyć. Nic więcej. Chyba mam do tego prawo. - wyrzucił ręce w powietrze. - A tak w ogóle, po jaką cholerę ja ci się tłumaczę? Zrobię to, co będę chciał, a tobie nic do tego. Zajmij się lepiej swoim życiem i odpierdol się od Cindy.
Aby nie rzucić się na niego z pięściami, kopnąłem w dolną część kanapy, po czym ruszyłem schodami na górę. Wpadłem do swojej sypialni i trzasnąłem drzwiami, a następnie rzuciłem się na łóżko, w pełni oddając się moim rozmyśleniom.
W mojej głowie toczyła się teraz walka, między tym, co powinienem, a tym, co chcę. Nie miałem najmniejszego zamiaru oddalić się od Cindy, chociaż wiedziałem, że powinienem. Nie jest moją własnością, żebym mógł układać jej życie. Teoretycznie nie mam prawa wpieprzać się w jej sprawy i podejmować za nią decyzji.
Na razie...
***Oczami Zayna***
Kiedy Brady, bo tak było na imię chłopakowi, którego Cindy zobaczyła dzisiaj po raz pierwszy, przyłożył jej do twarzy szmatkę ze środkiem usypiającym, szatynka zaczęła tracić przytomność. Podtrzymał jej ciało, aby nie upadła, a następnie wziął ją na ręce, jak pan młody swoją wybrankę.
-No to mam zabaweczkę. - wyszczerzył się do nas, po chwili ponownie przenosząc wzrok na śpiącą Cindy.
Razem skierowaliśmy się do mojego samochodu, zaparkowanego, obok samochodu jednego z reszty chłopaków, na pobliskim parkingu. Przeszliśmy zaledwie parę kroków, kiedy na naszej drodze pojawiło się trzech policjantów. Przekląłem siebie w duchu, że spotkaliśmy ją akurat tutaj, jednak przykleiłem do twarzy sztuczny uśmiech, aby się nie zdradzić.
-Co tu się dzieje? - jeden z psów zbliżył się do nas, zakładając ręce na piersi i unosząc brwi.
-Moja dziewczyna zasnęła, dlatego chcę ją zabrać do domu. - miałem niesamowitą ochotę parsknąć śmiechem, kiedy usłyszałem słowa kumpla. Opanowałem się jednak, biorąc głęboki oddech.
-Tak nagle zasnęła na chodniku? - policjant był coraz bardziej podejrzliwy i jednocześnie coraz bardziej działał mi na nerwy.
-Jest w ciąży, ma do tego prawo. - no teraz koleś przegiął. Musiałem odwrócić twarz w przeciwnym kierunku i tłumić śmiech. Znałem się z Bradym od niedawna i nie znałem go jeszcze tak, jak resztę chłopaków, jednak już go polubiłem. I to bardzo.
-A ile koleżanka ma lat? - mężczyzna patrzył na Brady'ego, który, z udawaną troską i miłością, wpatrywał się w moją siostrę.
-Osiemnaście. - odparł od razu. - A teraz przepraszam, ale musimy już iść. - brunet pocałował szatynkę w czoło, a następnie skinął głową w stronę policjantów.
-Dobrze, zajmij się dziewczyną. - posłali nam serdeczne uśmiechy i odeszli w przeciwnym kierunku.
-Zajmę się nią. Oj zajmę się... - na ustach Brady'ego powstał łobuzerski uśmieszek, który udzielił się również mnie.
Po chwili dotarliśmy do mojego samochodu. Chłopak ułożył ciało Cindy na tylnych siedzeniach, a sam usiadł na miejscu pasażera, układając ręce za zagłówkiem.
-Nie wiedziałem, że umiesz aż tak perfekcyjnie kłamać. - poklepałem go po ramieniu, siadając na fotelu kierowcy i odpalając silnik.
-Lata praktyki, stary. - zacmokał w powietrzu, kiwając lekko głową. - Ale nie miałbym całkowicie nic przeciwko, żeby mieć twoją siostrzyczkę na stałe. Zabawiałbym się z nią przez całe dnie i noce. - westchnął głośno, z rozmarzonym wyrazem twarzy. - Kurwa, kocham takie małolaty.
-Wiesz, czasami żałuję, że jest moją siostrą. Przez to nie mogę jej przelecieć, a bardzo często mam na to wielką ochotę.
Zapytacie pewnie, czy nie mam żadnych wyrzutów sumienia przez to, że traktuję w ten sposób swoją siostrę. Otóż nie mam. Miała wybór. Mogła być ze mną, jednak ona wolała być bita i gwałcona. To jej sprawa. Skoro to lubi, nie będę się w to mieszał. Dodatkowo, zarobiłem na niej na prawdę sporo kasy. Wystarczyło znaleźć klienta, który nie bał się użyć względem niej siły, a pieniądze same wskakiwały do mojej kieszeni. Nie ukrywam, że taki układ bardzo mi odpowiadał. Ona złamała mi serce i nie zwróciła na to uwagi, więc ja niszczę jej psychikę i również nie mam zamiaru płakać z tego powodu.
Po paru minutach zatrzymałem się przed domem i zaparkowałem na podjeździe, a potem wysiadłem z samochodu, otwierając tylne drzwi.
-Ja się zajmę moją księżniczką. - Brady spojrzał na mnie znacząco, na co ja zareagowałem uniesieniem w górę rąk.
-Proszę bardzo. Jest do twojej dyspozycji. - brunet przygryzł dolną wargę, biorąc drobne ciało szesnastolatki na ręce.
Udałem się w stronę drzwi wejściowych, za Bradym oraz resztą chłopaków. Kiedy znalazłem się w środku, wskazałem gestem dłoni na schody, prowadzące na górę. Brunet zrozumiał, co ma robić, więc udał się do pokoju Cindy, a ja podążałem zaraz za nim. Tak, chciam to widzieć. Chciałem widzieć, jak będzie gwałcona. Chciałem słyszeć, jak będzie błagała, żebyśmy ją zostawili. Chciałem widzieć ból i przerażenie w jej oczach. Chciałem widzieć na jej twarzy cierpienie. Chciałem widzieć jej łzy i rozpacz, kiedy Brady będzie ją posuwał.
Po chwili otworzyłem drzwi od dawnego pokoju szatynki, a chłopak, który trzymał moją siostrę na rękach, ułożył jej ciało na łóżku. Nie czekał długo, ponieważ jego ręce od razu wylądowały pod jej koszulką. Zaczął ją unosić, nie omijając dłońmi piersi szesnastolatki, aż w końcu ściągnął z niej ubranie.
-Jest piękna... - mruknął pod nosem, z łobuzerskim uśmiechem na ustach.
-I dzisiaj twoja. - rzuciłem w jego kierunku paczkę przerwatyw, które złapał, kawałek od twarzy.
-Na to liczę. - zaśmiał się cicho, po czym usiadł koło, nadal śpiącej dziewczyny, na łóżku i złapał w palce guzik od jej spodenek. Odpiął go razem z rozporkiem, a następnie zaczął powoli zdejmować z niej dolną część garderoby.
-Teraz zostało mi tylko czekać, aż moja zabaweczka się obudzi... - pogłaskał dziewczynę po policzku, po czym opadł obok niej na poduszki.
***Oczami Cindy***
Otworzyłam powoli oczy, czując lekki ból głowy i ogólne zmęczenie. Pierwszą rzeczą, jaką ujrzałam, były ściany, koloru niebieskiego. Niebieskiego. Niebieskiego, czyli takiego, jakie miałam, mieszkając u Zayna. Momentalnie podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam się po pokoju. Zza moich pleców doszedł cichy, męski śmiech, a już po chwili poczułam, jak czyjeś palce bawią się zapięciem mojeo stanika. Z moich ust uciekł głośny pisk, kiedy zorientowałam się, że siedzę na łóżka w samej bieliźnie. Momentalnie poczułam na ustach dużą dłoń, która zahamowała dźwięki, wydobywające się z nich. Druga ręka mężczyzny, znajdującego się za mną, przejechała delikatnie po moim nagim brzuchu. Razem z tym gestem, moje oczy wypełniły się łzami, które w ułamku sekundy zaczęły spływać po moich policzkach.
-Nie wyrywaj się, kochanie. I tak dostanę to, czego chcę. - męski, niski i lekko zachrypnięty głos wyszeptał mi do ucha. Był to ten sam chłopak, który nie pozwolił mi uciec wtedy, na ulicy. - A teraz nie krzycz, skarbie, bo zrobię się niemiły. - mówiąc to, złożył kilka mokrych pocałunków na mojej szyi, a lewą dłoń zsunął przez moją talię, biodra i uda, dotykając każdego skrawka mojego ciała w tych miejscach. - Nie udawaj cnotki, maleńka. - każde jego słowo sprawiało mi ból. Mimo że nie był on agresywny, w przeciwieństwie do reszty kumpli Zayna, jego ruchy były wolniejsze i bardziej... erotyczne, przez co jeszcze bardziej brzydziłam się samą sobą.
-Błagam, przestań. Ja nie chcę. Zostaw mnie. Nie dotykaj mnie. Przestań... - każdy wyraz był od siebie oddzielony, ponieważ z trudem udało mi się to wydusić przez łzy. Chwilę później zobaczyłam, jak jego koszulka wylądowała na podłodze, co oznaczało, że mężczyzna został jedynie w spodniach. Wykorzystując chwilę nieuwagi bruneta, w której zdejmował swoje ubrania, wyszarpałam się z jego uścisku i chciałam uciec, jednak niemal natychmiast poczułam, jak jego ramię owinęło się wokół mojej talii. Przyciągnął mnie do siebie, a jego dłonie spoczeły na moich piersiach, osłoniętych jedynie koronkowym stanikiem. Nie miałam już siły na nic. Wiedziałam, że moje krzyki, prośby i błagania nie zadziałają na niego w żaden sposób. Jedyne co mi zostało, to modlić się, aby to piekło kiedyś się skończyło. To wszystko, czego pragnę...
Chłopak pchnął mnie na poduszki i usiadł na mnie okrakiem. Starałam się zrzucić go z siebie, jednak był zbyt silny, a dodatkowo złapał oba moje nadgarstki i umieścił je za moją głową.
-Kotku, bądź grzeczna, to oboje na tym skorzystamy. - jęknął z łobuzerskim uśmiechem na ustach, zaczynając poruszać biodrami, jednocześnie ocierając się o mnie. Widziałam, jak wybrzuszenie w jego spodniach z każdą chwilą się powiększa. Zamknęłam oczy i odwróciłam głowę, szlochając cicho.
-Widzisz? Nie szarp się, to sprawię ci zajebistą przyjemność. A poza tym, mam na imię Brady. - mruknął, pochylając się nade mną. - Żebyś wiedziała, jakie imię krzyczeć, kochanie. - szepnął mi do ucha i ponownie pchnął biodrami, a z jego ust wydobyło się ciche przekleństwo.
Jego słowa, o dziwo, nie sprawiły, że całkiem się poddałam. Wręcz przeciwnie. Nabrałam nowej siły do walki. Chciałam z stąd uciec. Za wszelką cenę chciałam tego dokonać.
Wykorzystałam całą, nagromadzoną w sobie, siłę, aby wyrwać nadgarstki z jego uścisku. Chłopak, zaskoczony moją nagłą zmianą zachowania, nie zdołał ich utrzymać. Uderzyłam bruneta w twarz, a kiedy złapał się za policzek, zepchnęłam go z siebie. Pospiesznie wstałam z łóżka i chciałam uciec, lecz poczułam szarpnięcie za włosy. Pisnęłam z bólu, a chwilę później moje plecy zderzyły się ze ścianą.
-I po co ci to było, dziwko? - syknął mężczyzna, wręcz zrywając ze mnie stanik. Chciałam zakryć się przed jego głodnym wzrokiem, jednak na marne, bo pchnął mnie z powrotem na łóżko i zaczął odpinać swoje spodnie. Uciekłam na najdalszy koniec łóżka i przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej, obejmując je ramionami. Znów czułam się brudna. Znów czułam ten sam, niewyobrażalny ból psychiczny. Znów czułam, że nie mam po co żyć.
Mężczyzna, w samych bokserkach, przyciągnął mnie bliżej siebie i usiadł okrakiem na mojej dolnej połowie. Zaczął brutalnie się o mnie ocierać, przez co pisnęłam, w kompletnej bezsilności. Już po chwili leżałam pod nim całkiem naga, zeszmacona... On zdjął z siebie bokserki, a następnie założył na swojego członka prezerwatywę. Zanim zdążyłam się zorientować, wszedł we mnie brutalnie, całą swoją długością. Wrzasnęłam z bólu, czując, że odpływam. Nie wiem, czy straciłam przytomność. Nic już nie wiedziałam...
~*~
Wiem, że w rozdziale, po raz kolejny, nie ma sceny typu Cindy&Justin, ale nie martwcie się, w następnym COŚ się wydarzy ;)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam na mojego aska:
ask.fm/Paulaaa962
Kocham Was i do następnego ;*
niedziela, 13 kwietnia 2014
Rozdział 16...
***Oczami Austina***
Moje oczy były nienaturalnie powiększone. Byłem w szoku, przez słowa tej kobiety. Jak mogła oskarżać mnie o molestowanie własnej siostry? Justin, to co innego, ponieważ raz próbował się do niej dobrać. Gdybym nie wrócił w odpowiednim momencie, prawdopodobnie by ją zgwałcił, a ja do końca życia miałbym wyrzuty sumienia, że pozwoliłem mu chociaż się do niej zbliżyć. Jak widać jednak, ona i Bieber bardzo dobrze się dogadują. Zdecydowanie, za dobrze...
Tak, byłem lekko o nią zazdrosny. Nie myślcie, że, tak jak Zayn, zakochałem się we własnej siostrze. Nie o to chodzi. Po prostu od zawsze to ja byłem dla niej najlepszym przyjacielem, tylko do mnie się przytulała, kiedy miała jakiś problem i to mi o wszystkim mówiła. A teraz, tak nagle, pojawiła się druga osoba, do której również zdobyła zaufanie. Cindy nie wie, do czego zdolny jest Justin, a i ja nie chciałem jej o tym mówić. Nie widziałem sensu w tym, aby ją niepotrzebnie straszyć. Chciałem po prostu, aby nie zbliżała się do niego w sposób psychiczny, bo może sama przynieść sobie cierpienie.
-Słucham? - wydukałem do kobiety, stojącej w progu.
-Dowiedzieliśmy, że ty oraz twój przyjaciel molestujecie seksualnie twoją siostrę. - powtórzyła. Mimo że usłyszałem te słowa już po raz drugi, wstrząsnęły mną tak samo.
-To chyba jakiś żart! Co za chuj nagadał pani takich rzeczy!? - wyrzuciłem ręce w powietrze.
Kobieta rozszerzyła oczy, przez mój nagły wybuch i uniosła wysoko brwi, na dobór moich słów.
-Kto cię nauczył takiego słownictwa, młody człowieku? - spytała z oburzeniem, mocniej zaciskając dłonie na swojej teczce.
-Mój kochany tatuś. - warknąłem przez zęby.
-Chciałam porozmawiać z Cindy i ocenić jej zachowanie.
W tym momencie usłyszałem, jak szatynka zerwała się z kanapy i, ignorując Justina, który starał się ją zatrzymać, pobiegła na górę.
-To była twoja siostra? - spytała kobieta, wskazując dłonią na schody.
-Tak. - mruknąłem, drapiąc się po karku.
-Muszę z nią porozmawiać. Możesz zaprowadzić mnie do jej pokoju? - ponownie uniosła brwi, na co ja niechętnie skinąłem głową. Wymieniliśmy z Justinem znaczące spojrzenia, kierując się na górę.
To oczywiste, że po zachowaniu Cindy ta kobieta będzie bardziej, niż pewna, że młoda była molestowana. Miałem tylko nadzieję, że nie odbiorą mi mojej siostrzyczki. Kocham ją i chcę się nią opiekować. Ona potrzebuje pomocy i musi zostać ze mną.
Po chwili otworzyłem drzwi od pokoju Cindy, jednak pomieszczenie było puste, a okno otwarte na całą szerokośc, co oznaczało, że szesnastolatka uciekła, obawiając się spotkania z tą kobietą. Na biurku leżał jej pamiętnik. Nasz, niemile widziany, gość podszedł do notesu i wziął go do ręki.
-Z tego, co wiem, to nie pani własność. - mruknąłem, odbierając jej przedmiot, należący do Cindy. - Tutaj... - potrząsnąłem pamiętnikiem. - Znajdują się jej prywatne sprawy, kfóre nie powinny panią obchodzić. A teraz byłbym wdzięczny, gdyby pani stąd wyszła. - wskazałem jej drzwi, z przesłodzonym uśmiechem na twarzy.
-Nie myślcie sobie, że ja to odpuszczę. Wrócę tutaj, tylko że z policją i zobaczymy wtedy, czy będzie wam tak do śmiechu. Dodatkowo, Cindy będzie musiała porozmawiać z pychologiem, który oceni, czy jest molestowana i wykorzystywana.
-Przecież nic jej nie zrobiliśmy. Do cholery, ja jestem jej bratem. Nigdy w życiu jej nie... obmacywałem.
-A ty? - zwróciła się do Justina, który siedział na łóżku Cindy, opierając się o swoje kolana.
Szatyn spojrzał na mnie ukradkiem, więc pokręciłem przecząco, niemal niezauważalnie, głową.
-Nic jej nie zrobiłem, chyba że przytulenie do siebie młodszej dziewczyny nazywa pani molestowaniem.
-Przytulenie, wbrew jej woli? - uniosła brwi, zakładając ręce na piersi.
-Oczywiście, że nie. - Justin przewrócił oczami, wzdychając ciężko. - Przytulenie, kiedy była smutna i tego potrzebowała.
-Co masz na myśli, mówiąc smutna? - ta idiotka z każdego słowa robiła przestępstwo.
-Kurwa, przecież każdy czasem jest smutny. Pani nigdy nie była? Przykro mi, ale ja pani nie przytulę. - wyciągnął przed siebie ręce, pokazując tym samym, aby ta kobieta nie zbliżała się do niego.
-Przyjrzymy się tej sprawie dokładniej, bo wygląda ona bardzo podejrzanie. Macie do mnie zadzwonić, kiedy Cindy wróci. Do widzenia.
***Oczami Cindy***
Kiedy usłyszałam, że ta kobieta chce ze mną porozmawiać, momentalnie zerwałam się z kanapy. Justin starał się mnie zatrzymać, jednak ja przebiegłam obok niego, udając się na górę. Kiedy znalazłam się w swoim pokoju, otworzyłam na całą szerokość okno i wyskoczyłam z niego, aby jak najszybciej znaleźć się z daleka od domu. Wiedziałam, że moje zachowanie może utwierdzić tę kobietę w jej przekonaniach, jednak ja mogłabym nie wytrzymać psychicznie, kiedy wypytywałaby mnie o to, czy ktoś dotykał mnie wbrew mojej woli, lub coś w tym stylu. Nie chciałam z nikim o tym rozmawiać. Po prostu z nikim. Wystarczyło mi, że musiałam opowiedzieć o wszystkim chłopakom. To zbyt wiele mnie kosztowało, a ta kobieta była dla mnie całkowicie obca.
Szybkim krokiem skierowałam się w stronę parku. To nie było bezpieczne miejsce, jednak nie myślałam w tamtym momencie w ten sposób. Chciałam po prostu pobyć sama. Bez pytających, lub współczujących spojrzeń i bez pocieszających słów.
Usiadłam na jednej z ławek i przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej. Nie płakałam. Starałam się to zatrzymać, chociaż łzy, z niewiadomych powodów, cisnęły się do moich oczu. Chciałam być jednak twarda i silna, albo chociaż taką udawać. Obiecałam sobie, że naprawię swoje życie i zacznę żyć normalnie. Muszę przestać patrzeć na każdego mężczyznę, jakby chciał mi zrobić krzywdę. Muszę przestać, bo inaczej nigdy nie wyplączę się z plątaniny własnych wspomnień, o których za wszelką cenę chcę zapomnieć.
-Cindy? - parę metrów dalej usłyszałam męski głos. Uniosłam głowę i spojrzałam na uśmiechniętego chłopaka.
-Hej, Matt. - mruknęłam, a moje usta mimowolnie odwzajemniły jego gest, układając się w uśmiechu.
-Mogę się przyłączyć? - wskazał na miejsce obok mnie na ławce, więc skinęłam lekko głową. - Coś się stało? Jesteś smutna. - cóż, tego właśnie chciałam uniknąć. Rozmowa na te tematy nie była rzeczą, która należała do moich ulubionych.
-Wydaje ci się. - odparłam, posyłając mu uspokajający uśmiech.
-Innych możesz oszukiwać, mnie nie. - spojrzał na mnie sceptycznie, zakładając kosmyk moich włosów za ucho. O dziwo, nie wystraszyłam się. Widać, zaczęłam się już przyzwyczajać do dotyku mężczyzn.
-Mam pewne problemy, ale nie za bardzo chcę o tym rozmawiać. - odparłam, wzruszając lekko ramionami.
-Pamiętaj, że jeśli tylko będziesz chciała, jestem zawsze do usług. - pokiwałam głową, posyłając mu uśmiech pełen wdzięczności. - A teraz może opowiedz mi coś o sobie. - zachęcił, opierając się o oparcie ławki.
-Cóż, nie bardzo lubię mówić o sobie. - mruknęłam, krzywiąc się lekko. - Mieszkam z bratem i z Justinem od niedawna, bo wcześniej mieszkałam... z drugim bratem. - w moich oczach zebrały się łzy, które nie uciekły uwadze Matta.
-Jeśli jest to dla ciebie za trudne, nie musisz mówić. Może kiedyś będziesz gotowa. - pocieszył mnie, za co podziękowałam mu uśmiechem.
-Nie chcę psuć sobie dnia, a ten incydent w szkole już wystarczająco mnie zdenerwował. Oni zachowują się jak gówniaże. Austin nawet nie pomyślał, że ktoś mógł wezwać policję, a wtedy ja musiałabym iść do domu dziecka. Jezu, nawet nie chcę o tym myśleć. - wzdrygnęłam się lekko.
-To nie myśl. - objął mnie delikatnie ramieniem. Z początku wystraszyłam się lekko, lecz kiedy zaczął uspokajająco gładzić moje ramię, odetchnęłam.
Nagle w oddali zobaczyłam Justina i Austina, zbliżjących się w naszym kierunku. Widziałam, jak Justin zmierzył wzrokiem Matta i zacisnął pięści. Nie rozumiałam jego reakcji. Na każdego chłopaka w moim otoczeniu patrzył, jakby chciał go zabić. Jedynie wobec Austina zachowywał się inaczej, ponieważ to mój brat.
-Ja będę się zbierać. - mruknął blondyn, wsuwając ręce do kieszeni i wstając z ławki. - Zapiszesz mi swój numer? - uniósł brwi, wyciągając w moim kierunku telefon.
-Jasne. - uśmiechnęłam się do niego, biorąc do ręki jego komórkę. Zapisałam chłopakowi numer i oddałam mu jego własność. W międzyczasie do naszej ławki doszli Austin razem z Justinem.
-Siema. - mój brat przywitał się z Mattem, wymieniając się uściskami dłoni. - Widzę, że zdążyłeś już poznać moją siostrzyczkę. - poklepał mnie po głowie, równocześnie roztrzepując moje włosy, za co posłałam mu mordercze spojrzenie. Brunet razem z blondynem zachichotali cicho. Jedynie Justin był poważny, a jego szczęka oraz pięści, zaciśnięte. Dopiero w momencie, kiedy posłałam mu lekki uśmiech, aby jakoś rozluźcić atmosferę, odwzajemnił mój gest.
-Ja spadam. Siema. - ciszę przerwał Matt, który pożegnał się z chłopakami i odszedł w stronę wyjścia z parku.
-Cindy, chcemy z tobą porozmawiać. - kiedy blondyn zniknął z naszego pola widzenia, chłopaki usiedli na ławce, po obu moich stronach.
-Słucham? - założyłam kosmyk włosów za ucho, przenosząc wzrok z Austina, na Justina.
-Uważamy, że powinnaś iść na policję. - powiedział niepewnie szatyn, spuszczając głowę i przygryzając dolną wargę.
Moje serce na moment stanęło, a w oczach zebrały się łzy. Wiem, że powinnam to zrobić już dawno, ale nie miałam wystarczająco dużo odwagi. Nie potrafiłabym opowiadać policjantom o tym, co mnie spotkało. To było zbyt trudne. Zwłaszcza, że na komisariacie pracują całkowicie obcy, nieznani mi ludzie. Nie chcę, a wręcz nie umiem się przed nimi otworzyć i ze szczegółami opowiedzieć całe moje życie.
-Nie. - wydukałam, lekko drżącym głosem. - Nie pójdę na policję. Boję się... - po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Ponownie przyciągnęłam do siebie kolana i oparłam na nich brodę, czując się w ten sposób odrobinę bardziej bezpiecznie.
-Cindy, oni muszą zapłacić za to, co ci zrobili, a i ty poczujesz się pewniej, kiedy będziesz miała świadomość,że poszli siedzieć. - Austin pogładził mnie delikatnie po ramieniu.
-Nie dam rady. Nie dam rady mówić o tym. Nie dam rady. - w kółko powtarzałam jedno zdanie, ocierając z policzków łzy. - Wiem, że powinnam to zrobić, ale nie umiem. Nie wińcie mnie za to. Nie chcę, żeby tak kobieta, co przyszła dzisiaj coś wam zrobiła, ale... ja nie dam rady. - wtuliłam się w brata, czując, jak oplata on swoje ramiona wokół mojej talii.
-Spokojnie, kochanie. Nie płacz. Może kiedyś się odważysz. Nie będziemy już na ciebie naciskać. Spokojnie. - wplątał palce w moje włosy i pocałował w czoło. - Ale musisz iść porozmawiać z tym psychologiem. Wiem, że nie chcesz, ale inaczej... mogą mi cię zabrać, a jest to ostatnią rzeczą, jakiej chcę.
***
Powoli, ze spuszczoną głową, wlokłam się za chłopakami w stronę wejścia do dużego budynku. Nie chciałam tu być, jednak wiem, że muszę, ponieważ w przeciwnym razie trafiłabym do domu dziecka. Justin otworzył przede mną drzwi wejściowe, za co podziękowałam mu uśmiechem. Kiedy znalazłam się w dużym pomieszczeniu, rozejrzałam się na wszystkie strony. Ludzie, pracujący tutaj, ubrani byli jak w normalnym biurze. Budynek, zarówno w środka, jak i na zewnątrz, był urządzony dość nowocześnie, jak na tego typu instytucję. Widząc znaczące spojrzenia chłopaków, z głośnym westchnieniem udałam się w ich stronę. Po chwili stanęliśmy przed białymi drzwiami, na których widniała tabliczka z napisem "psycholog".
-Czuję się, jakbym była nienormalna. - mruknęłam pod nosem, zakładając ręce na piersi. - Chyba że właśnie za taką mnie uważacie.
-Cindy, wiesz dobrze, że my również nie chcieliśmy tu przyjść. - Austin posłał mi sceptyczne spojrzenie, na co uniosłam ręce w obronnym geście.
W tym momencie, na końcu korytarza, pojawiła się ta sama kobieta, która dzisiaj rano przyszła do nas do domu.
-Znalazła się nasza zguba. - klasnęła w dłonie, na co jedna z moich brwi automatycznie uniosła się ku górze. Nie lubię ludzi z przesadnym entuzjazmem do życia i... do czegokolwiek. Bardziej wolałam przebywać w otoczeniu osób, które są zamknięte w sobie i małomówne. Istnieje wtedy mniejsza szansa, że w ogóle się do ciebie odezwą.
-Dzień dobry. - mruknęłam cicho, zakładając ręce na piersi.
-Zapraszam cię do gabinetu pani psycholog. - wskazała na drzwi, przed którymi się znajdowałam. Chłopaki również ruszyli w tym kierunku, jednak przeszkodziła im ręka tej kobiety. - A wy dokąd? Ona nie będzie rozmawiała przy was, ponieważ wywieracie na niej presję.
-Chyba wiem lepiej, czy mogę przy nich mówić, czy nie. - warknęłam pod nosem, widząc cień uśmieszku na ustach Justina.
-To nie zmienia faktu, że oni muszą zostać na korytarzu. Zapraszam cię. - złapała mnie za ramię i wprowadziła do gabinetu.
Przy biurku, w białym fartuchu, siedziała kobieta w wieku myślę pięćdziesięciu lat, a jej wyraz twarzy nie był ani trochę sympatyczny, czyli tak samo, jak tej drugiej. Na nosie miała okulary z dosyć grubymi szkiełkami, a ręce splecione przed sobą.
-Usiądź tutaj, młoda damo. - zaczęła, a mi niemal natychmiast zrobiło się niedobrze, kiedy usłyszałam ton jej głosu. Kobieta, która przyprowadziła mnie tutaj również pozostała w pomieszczeniu, siadając obok koleżanki, na przeciwko mnie. - Chciałyśmy z tobą porozmawiać o twojej sytuacji. - spojrzały na mnie znacząco, jednak ja spuściłam wzrok i wbiłam go w stół. - Te pytania mogą nie być dla ciebie łatwe, jednak musimy o to spytać. Czy któryś z tych chłopaków, twój brat lub jego przyjaciel, kiedykolwiek dotykali cię w niewłaściwy sposób?
-Nie. - odparłam ostro, decydując się spojrzeć w jej oczy.
-Nie musisz się bać, my chcemy ci jedynie pomóc.
-W takim razie zostawcie w spokoju zarówno mnie, jak i ich. - wskazałam kciukiem na drzwi.
-Cindy, wysłuchaj nas. My wiemy, że czegoś się boisz. Powiedz nam prawdę. Czy oni kiedykolwiek obmacywali cię?
-Niech mi pani da w końcu święty spokój! - krzyknęłam. - Ani Austin, ani Justin nigdy nic mi nie zrobili!
-Rozmawialiśmy z lekarzem. Podobno chciałaś popełnić samobójstwo. Dlaczego?
-To nie pani sprawa, a ja nie mam zamiaru się tutaj spowiadać. - warknęłam, a w moich oczach zalśniły łzy.
-Lekarz powiedział nam również... że zostałaś zgwałcona. Powiedz nam, czy to przyjaciel twojego brata ci to zrobił? To on cię zgwałcił?
W tym momencie wybuchnęłam płaczem, jednak tak szybko, jak moje łzy spłynęły po policzkach, otarłam je, aby nie wzbudzić większych podejrzeń.
-Nie, Justin nigdy nie zrobił nic wbrew mojej woli. - wiem, że skłamałam, jednak nie chciałam, aby miał przeze mnie kłopoty. Był pijany. Przeprosił. A ja staram się zapomnieć. - Zostawcie mnie już...
-Więc kto ci to zrobił? - czy ona nie rozumiała prostego słowa "dość"? Nie widziała, że nie chcę z nią rozmawiać, czy sprawiało jej przyjemność zadawanie mi bólu swoimi słowami?
-Na imprezie, jakiś mężczyzna. Nie wiem, nie znałam go... - mój język plątał się niemiłosiernie. Nigdy nie byłam dobra w kłamaniu.
Gwałtownie wstałam z krzesła i wybiegłam na korytarz, wpadając w ramiona pierwszego chłopaka, jaki stał na mojej drodze. Tym razem, okazał się być nim Justin.
-Możemy jechać do domu? Proszę... - wyszeptałam, patrząc ze łzami w oczach na brata, który stał kawałek dalej.
-Oczywiście, skarbie. - szepnął Justin, gładząc delikatnie górną partię moich pleców. Objęłam go ramionami w pasie i wtuliłam się w umięśniony tors chłopaka. To dziwne, ale czułam się przy nim bezpiecznie. Mimo że znałam go stosunkowo niedługo, czułam, że w pewnym stopniu mogę mu zaufać. Nie tak, jak ufałam Austinowi, jednak również nie był dla mnie całkiem obcy. Właściwie, był drugą osobą, zaraz po moim bracie, której mogłam powiedzieć o wszystkim.
-Dziękuję. - szepnęłam, czując, jak Justin ociera łzy z moich policzków. - To zbyt wiele...
W tym momencie z pomieszczenia wyszły te dwie kobiety. Ich wzrok niemal natychmiast wylądował na mnie i na Justinie. Przypomnę, że w dalszym ciągu staliśmy, przytuleni do siebie.
-Możliwe, że ta sprawa zgłoszona zostanie na policję, a wy obaj zostaniecie oskarżeni o gwałt na nieletniej. - rzekła, a moja szczęka prawdopodobnie uderzyła w tym momencie o ziemię.
-Pani chyba żartuje! - krzyknęłam, ponownie wybuchając płaczem. - Nie ma pani prawa kłamać. - syknęłam przez zęby, przytulając twarz do klatki piersiowej szatyna.
-To wszystko, co chciałam wam powiedzieć. Do widzenia.
***
Siedziałam w swoim pokoju, na łóżku, z nogami przyciągniętymi do klatki piersiowej. Myślałam nad wszystkim, co wydarzyło się dzisiejszego dnia, a przede wszystkim o wydarzeniach, w które wmieszała się opieka społeczna. Jak oni mogą wpieprzać się w nieswoje sprawy, o których nie mają nawet pojęcia? I nawet po tym, kiedy ta kobieta zobaczyła na korytarzu mnie i Justina, objętych, dalej trwała przy swoim.
Nie mogłam dopuścić do tego, aby chłopakom coś się stało. Nie mogłam pozwolić na to, aby zostali oni oskarżeni o gwałt. Przeze mnie mają jedynie same problemy. Powinnam zniknąć z ich życia. Tak byłoby najlepiej. Jednakże Austin zapewniał, zapewnia, i prawdopodobnie przez cały czas będzie zapewniać, że mnie kocha i bardzo chce, abym z nim została. Nie chciałam być dla nich kłopotem, a równocześnie chciałam tu zostać, ponieważ właśnie tutaj poczułam się bezpieczniej i mogłam spokojnie odetchnąć.
I właśnie w tym momencie postanowiłam, że muszę wreszcie ustatkować swoje życie, a nie zrobię tego, póki ci mężczyźni, którzy robili ze mną te wszystkie okropne rzeczy, nie zostaną zamknięci w więzieniu. Jednym słowem, postanowiłam iść na policę i opowiedzieć całą moją historię.
Zwlekłam się z łóżka i zabrałam z fotela swoją skórzaną kurtkę, a następnie wyszłam z pokoju i zeszłam schodami do salonu.
-Jesteście!? - krzyknęłam, rozglądając się po pomieszczeniu. Kiedy jednak odpowiedziała mi kopletna cisza, zyskałam pewność, że chłopaki gdzieś wyszli. Nie chciałam jednak na nich czekać, ponieważ wiedziałam, że w międzyczasie mogłabym się rozmyślić i zrezygnować z decyzji, która na prawdę wiele mnie kosztowała. Dla człowieka, który nie przeżył tego, co ja, mogłoby się to wydawać wręcz dziecinnie proste. Pójdę na policję, wyśpiewam wszystko, jak z nut, a potem wrócę do domu i zacznę cieszyć się wolnością. To jednak tak nie działało. Cały czas trzęsłam się ze strachu. Zayn wielokrotnie groził mi, że jeśli pisnę komuś chociaż słówko, gorzko tego pożałuję. Wiem, że teraz nie mieszkam już z nim, jednak ta obawa nie zniknęła.
Po paru chwilach wyszłam z domu, zamykając go na klucz. Dość szybkim krokiem udałam się w stronę najbliższego posterunku policji, znajdującego się w naszym mieście. Chciałam jak najszybciej mieć to już za sobą i siedzieć bezpiecznie w domu, przed telewizorem, jak każda normalna dziewczyna w moim wieku. Potrzebowałam jedynie odrobiny spokoju. Niczego więcej nie chciałam. Niczego więcej nie potrzebowałam.
Starając się oczyścić umysł z jakichkolwiek myśli, kierowałam się najkrótszą drogą na komisariat. Niestety, trasa prowadziła przez ciemne i opuszczone uliczki. Mając nadzieję, że uda mi się szybko i niepostrzeżenie przejść między nimi, przyspieszyłam kroku. Znajdowałam się już dosłownie dwie ulice od policji, kiedy nagle, zza rogu jednej ze starych kamiennic wyszedł Zayn oraz paru jego kumpli. Moje serce stanęło, tak samo, jak ja sama. Moje nogi odmówiły posłuszeństwa i nie potrafiły prowadzić mnie dalej, chociaż ja tak bardzo chciałam stąd uciec. W moich oczach nagromadziły się łzy, kiedy zdałam sobie sprawę, że oprócz mojego brata, każdy z tych mężczyzn... Zacisnęłam mocno szczękę, a spod moich powiek, mimo że starałam się to zatrzymać, wyleciał strumień słonej cieczy. Tak bardzo się ich bałam i miałam nadzieję, że już nigdy nie będę musiała ich oglądać. A teraz stoję tutaj, po środku ciemnej uliczki, z ludźmi, którzy zniszczyli moje życie i modlę się, aby jakimś cudem udało mi się stąd uciec i odetchnąć głęboko.
-Witaj, siostrzyczko. - wysyczał Zayn, a na jego twarzy pojawił się ten cholerny, obrzydliwy uśmieszek. - Czyżbyś chciała iść na policję?
-Zostaw mnie w spokoju. - wychlipałam, szybko ocierając rękawem oczy.
-Nie pozwolę ci nas wydać. - zaśmiał się, po czym skinął w stronę swoich kumpli. - Bierzcie ją...
~*~
Wiem, że dość rzadko dodaję tutaj rozdziały, ale to dlatego, że na to opowiadanie mam aktualnie mniejszą wenę. Uważam jednak, że rozdział nie wyszedł źle. A Wy jak myślicie? No i co sądzicie o końcówce?
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam Was serdecznie na mojego aska:
ask.fm/Paulaaa962
Kocham Was i do następnego ;*